Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53. Nie mam na to wpływu, nie stawiaj mi diagnozy.

Chłopak zaśmiał się sięgając po pilota, który leżał koło mnie i wyłączył telewizor, na co fuknąłem z frustracją. Oglądałem właśnie „Pamiętniki wampirów". Wcześniej nie znałem tego serialu, ale kiedy zauważyłem, że już kolejny raz mijam się z tym tytułem, stwierdziłem, że chcę zacząć. Kilka osób go poleciło. Oglądałem już połowę odcinka, kiedy przyszedł Louis. Wypchnąłem swoje wargi. Miałem w końcu chwilę dla siebie, kiedy posmarowałem twarz kremem, umyłem włosy i położyłem na nie olejek. No i piłowałem swoje paznokcie.

I mogę brzmieć teraz jak jakaś rozhisteryzowana nastolatka z obsesją na punkcie wyglądu, ale wiecie jak ciężko przy niemowlaku utrzymać stan swojego wyglądu na poziomie "dobry"? Jest bardzo ciężko! A ja chciałem wyglądać dobrze, czuć się ze sobą w porządku i dbać o siebie. Pierwszy raz od tygodnia użyłem czegoś takiego jak krem!

– Idziemy na zakupy! – pisnął podeksytowany, uśmiechając się szeroko. Nie rozumiałem o co mu chodzi, wyglądał jak wariat. A to, czego ja chciałem, to tylko godzina odpoczynku, oglądnięcie choć jednego epizodu serialu i przegryzanie marchewki.

Dlatego spojrzałem na Louisa z góry na dół i odezwałem się do niego niezbyt miło.

– To sobie idź. Papa – prychnąłem, chcąc sięgnąć po pilota. Jednak chłopak schował go za swoimi plecami, co do reszty mnie wpieniło.

– Nie, nie. Idziemy we trójkę, no dalej. Dotlenimy się trochę, a ty może przestaniesz zachowywać się jakbyś miał okres.

– A może mam, hmm? – pokazałem mu język. – Mam w końcu macicę, ignorancie!

– Ale przecież nie krwawisz, ani nic cię nie boli – chłopak wyglądał na zdezorientowanego.

– Żartuję, ty kretynie – zaśmiałem się, a przez wibrację jakie to spowodowało przy główce Raisin, ona poruszyła się mocniej, patrząc na mnie dużymi oczami. Leżała między moimi nogami.

– Od dwóch dni tylko chodzisz za mną, nazywając mnie kretynem, lub idiotą – szatyn westchnął ciężko. – O co ci chodzi, Harry? – położył dłoń na swoim biodrze, przenosząc na nie ciężar ciała.

– Jestem zmęczony i chciałem odpocząć, Louis. Ten jeden dzień. Wszystko mnie wkurza – przyznałem. – Nie wiem czemu... To pewnie wciąż moje hormony sobie żartują.

– Więc chodźmy na te zakupy, może przestaniesz wyładowywać na mnie swoją irytację – Louis spojrzał na mnie, unosząc jedną brew ku górze.

– Przepraszam... – szepnąłem ze skruchą, wstając z kanapy.

– Przez cały czas myślałem, że coś źle robię, bo stałeś się taki... inny – wyjaśnił szatyn, patrząc na mnie ze zmartwieniem.

– Nie wiem co mi odbiło – westchnąłem, opierając głowę o jego ramię. Uważałem, by nie uszkodzić dziecka. – Naprawdę nie chciałem ci sprawić przykrości.

– Już dobrze, nic się nie stało wielkiego – Louis cmoknął mnie w głowę, uważając na Raisin w moich ramionach.

– Co chcesz kupić? – spytałem, poprawiając wciąż będącą w moich objęciach córkę.

– Skarbie, mamy praktycznie pustą lodówkę. Musimy kupić pieczywo, warzywa, owoce, makaron.. może jakąś rybę ugotujemy? Cały czas na obiad jest tylko kurczak!

– W sumie to racja... Myślałem, że to ja mam jakąś paranoję przez to, że wiecznie jestem głodny.

Louis zaśmiał się, odbierając ode mnie Rai.

– Muszę umyć włosy, by je wysuszyć.

– Zrób to. Ja ją ubiorę – skinął głową na dziecko – i przygotuję, a ty postaraj się to zrobić. Ah, i najlepiej zapisz gdzieś listę zakupów – po czym wyszedł z salonu.

Westchnąłem ciężko. To by było na tyle z mojego odpoczynku. Kolejna próba poszła na marne. Nikt nie ostrzegał, że będzie aż tak trudno znaleźć wolną chwilę.

***

– Lou, kupimy chipsy? – zapytałem już w drodze autem do supermarketu. Pogoda rzeczywiście była przyjemna, nie było tak okropnie zimno, jak jeszcze parę dni temu. Oglądałem rzeźby obłoków przez szybę samochodu. Ciągle też zerkałem na Rai, zupełnie tak, jakby nagle miała zniknąć z fotelika. Mieliśmy to ogromne szczęście, że nasza córka naprawdę lubiła takie przejażdżki. Jeszcze nigdy nie sprawiała problemów w trakcie jazdy samochodem: nie płakała, nie wierciła się, tylko obserwowała sufit, bądź spała.

– Ostatnio zjadłeś całą paczkę sam...

– Tym razem przysięgam, że się podzielę – zarzekałem, robiąc słodką minę do chłopaka. Ujrzałem jego filigranowy uśmiech, choć on starał się nie zdejmować swojej srogiej maski z twarzy.

– No dobrze – przewrócił oczami, spoglądając na siedzącą w foteliku dziewczynkę obok niego. Ja oczywiście z tego względu zmuszony byłem siedzieć z tyłu.

– A jakieś żelki? – odezwałem się po upływie dosłownie dwóch minut.

– Podobno chciałeś zacząć prowadzić zdrowy tryb życia – zaśmiał się, zatrzymując na światłach.

– Masz rację... To nie kupuj nic – od razu pokręciłem głową, układając z ust kaczkę.

– A mówią, że to baby wiecznie zmieniają zdanie...

– A długo jeszcze będziemy jechać? – zacząłem marudzić.

– Harry, kurwa, o co ci chodzi? – mimo, iż w jego głosie nie słyszałem zbytnich wyrzutów, zdecydowanie Tomlinson zaczynał być poirytowany. – Zachowujesz się jakbyś znowu zaciążył mimo, że nie jest to możliwe bo się zabezpieczaliśmy.

– Może powinienem zrobić test? – ryknąłem śmiechem, jednak po jego minie stwierdziłem, że mógł wziąć moje słowa poważnie. – Nie jestem w ciąży, Louis. Po prostu kurwa, nie wiem, zachowuję się jakoś głupio, nie mam pojęcia dlaczego. To przez zmęczenie, sam wiesz. Ty też nieraz się tak zachowujesz, gdy twoja córka ma gorszy dzień i nas bardziej i męczy. Nie wiem...

– To ogarnij się, proszę, bo ja mam ogromną cierpliwość, której wyuczyłem się przez dziewięć miesięcy, ale naprawdę zaczynam się denerwować.

– Wiem, wybacz. Już nic nie mówię – zacisnąłem swoje wargi. Zachowywałem się głupio i wolałem już zamilknąć.

Reszta drogi do supermarketu minęła nam w niezbyt przyjemnej ciszy, jednak czułem też, że była ona potrzebna. Gdy w końcu zatrzymaliśmy się pod małym centrum, odpiąłem swój pas. Louis zrobił to samo.

Po wyjściu z auta, które okrążył, otworzył drzwi po stronie Raisin i wyciągnął ją z fotelika. Kiedy znaleźliśmy się przed sklepem, złączyłem nasze dłonie i ruszyliśmy do supermarketu. Raisin leżała wygodnie w nosidełku, które niósł swoją drogą Louis, mimo że to ja zaproponowałem, iż mogę się pomęczyć z fotelikiem. Wyglądała na śpiącą.

– Musimy kupić więcej mleka, Loubear – mruknąłem do Louisa, ciągnąc przed sobą duży wózek i pakowałem do niego rzeczy zapisane na liście.

– Ale takiego krowiego, czy dla Raisin?

– To i to – powiedziałem, po chwili zastanowienia z małym uśmieszkiem.

– Ok, więc bierz – wzruszył ramionami, zasłaniając materiałem czapeczki Rai jej oczka, aby światło żarówek jej nie raziło, gdy zauważył, że lada moment zaśnie. Sięgnąłem po kartony mleka, układając je w wózku. Przechodziliśmy spokojnie obok wszystkich półek, biorąc potrzebne rzeczy. Louis stwierdził, że nie będzie nosił jej niepotrzebnie. Ułożył nosidełko w wózku, przesuwając produkty.

– Mógłbym sobie nabić nowe bicki od noszenia jej! – pokręcił głową. Wturowałem mu małym śmiechem, dotykając jego ramienia.

– Boże, te zakupy wyjdą strasznie drogo – przeraziłem się, gdy produkty z listy kończyny się i spojrzałem na zawartość wózka. Niby było tu tylko trochę butelek mleka, pampersy, warzywa i kilka innych producentów, ale wózek był wypełniony po brzegi.

– Przynajmniej mamy zapasy na najbliższy miesiąc – Louis uśmiechnął się do mnie lekko. Przeszliśmy obok moich ukochanych żelek, ale nie odezwałem się ani słowem, przechodząc dalej. Nie chciałem denerwować szatyna i oprócz tego łamać swój własny nakaz zdrowego odżywiania się. Chciałem w końcu być w dobrej formie i osiągnąć sylwetkę, jakiej od zawsze pragnąłem. Zamiast tego spojrzałem w listę zakupów i sięgnąłem po opakowanie płatków owsianych i suszonych owoców. Rarytas.

– Muszę spróbować kotlety wegetariańskie, bo są dużo zdrowsze niż te mięsne – oznajmiłem mu niewyraźnie. – Mam nadzieje, że nie spale kuchni.

– Ale mięso jest ci potrzebne, H – powiedział Louis. Wcale nie jest, ale nie odpowiedziałem nic na to, biorąc do ręki jeszcze makaron.

– Ogólnie chyba zostanę wegetarianinem, jeśli zdołam się przełamać – zagaiłem, biorąc się na odwagę z oznajmieniem mu czegoś, nad czym (głównie przez dietę Nialla) myślałem już od jakiegoś czasu.

– Skoro tego chcesz, to chyba dobrze – odparł, podążając cały czas za mną.

– Jezu, kocham cię – rzuciłem, odwracając się, aby go prędko pocałować. Zmiażdżyłem jego usta w krótkim pocałunku.

– Za co to? – spytał zaskoczony, patrząc w moje oczy. To zabawne, jak zszokowany był, pozostawając na chwilę w odgiętej pozycji. Kciukiem otarł lewy kącik warg, skanując mnie wzrokiem.

– Po prostu... – przygryzłem z uśmiechem wargę. – To niesamowite, że mnie tak we wszystkim wspierasz i po prostu Cię za to kocham.

– Oh... To mój obowiązek, chyba o to chodzi w związku? – figlarnie się do mnie uśmiechając, mrugnął w moją stronę.

– Masz rację, ale nie wszyscy są tacy wyrozumiali... – mówiłem, dalej pchając wózek.

– Chodźmy na dział chemiczny. Trzeba kilka rzeczy.

– Jakich? – dopytałem, zerkając na listę, na której nic takiego nie znalazłem.

– Przykładowo została nam jedna rolka papieru, nie mamy ręczników papierowych, a one też są potrzebne w kuchni. A moja szczoteczka do zębów już jest zniszczona. I twoje waciki do tapety się kończą. Potrzebujemy też mydło i nową maść na wysypkę naszej córki.

– Ok, czyli trzeba praktycznie wszystko wyposażyć od nowa – pośłusznie skierowałem kroki na dział z chemią. Zacząłem wypełniać wózek wcześniej wspomnianymi rzeczami. Gdy już kierowaliśmy się do kasy, spojrzałem na Rai, która smacznie spała.

– Też bym tak chciał jak ona – powiedziałem leniwie – umieć zasnąć w każdych warunkach.

Louis zachichotał, gdy miła pani kasowała nasze zakupy, a on dając mi do rąk malutką, powiedział bym zaniósł ją do samochodu, a on zaraz przyjdzie z torbami. Pokiwałem głową i wymijając dwie, małe dziewczynki, wyszedłem na dwór. Wzdrygnąłem się przez mróz. Z paniką naciagnałem koc na Raisin.

– Jest zimniej niż wcześniej, mała – sarknąłem do niej. Otworzyłem auto kluczykiem i delikatnie włożyłem ją do środka. – Teraz niestety nie będziesz mogła tak często wychodzić z domku, dopóki zima się nie skończy, bo możesz się bardzo szybko rozchorować – mówiłem, upewniając się, że wszystko jest dobrze zapięte. – Mam nadzieję, że nie będzie wielkich mrozów. Nie mogę doczekać się wiosny, to najpiękniejsza pora roku, wiesz? – przykryłem dziewczynkę kocykiem. – Chociaż nie. Cofam to – po chwili zawahania zacisnąłem dygoczącą dłoń w pałąk. –
– Najcudowniejsza jest zima, bo wtedy urodził się tata i jesień, bo wtedy urodziłaś się ty.

Cmoknąłem nosek dziewczynki, który był ciepły, więc w ten sposób upewniłem się, że córeczce nie jest zimno. Uśmiechnąłem się do niej, patrząc jak w obrazek, choć zaczynały boleć mnie plecy, ponieważ cały czas się schylałem. Nagle moją uwagę przykuł siedzący niedaleko mojego auta skulony bezdomny mężczyzna, przed którym stało pudło, gdzie znajdowały się trzy maleńkie szczeniaki. Ujrzałem na pudle napis "5$" zastanawiałem się, dlaczego pan sprzedaje szczeniaki tak tanio. W dodatku był biedny, a we mnie uderzyła fala żalu. Gdy zobaczyłem Louisa, powiedziałem mu szybko, że zaraz wrócę i postanowiłem zrobić dobry uczynek. Wyjąłem ze swojego portfela dziesięć funtów, więcej nie miałem. Uklęknąłem przed mężczyzną, który spojrzał na mnie rozpromieniony.

– Przepraszam, że nie mogę kupić pieska, ale chciałbym, aby miał pan chociaż te pieniądze. To nie wiele, ja- przepraszam... – powiedziałem, kładąc je panu na rękę. Uśmiechnąłem się do niego smutno, gdy pan oglądał w swojej dłoni pieniądze.

– To... prawdziwe? – spytał niepewnie, patrząc w moje oczy.

– Tak, oczywiście – wymamrotałem ze ściśniętym gardłem. Zrobiło mi się tak okropnie przykro z powodu losu jaki spotkał tego mężczyznę, że chciało mi się płakać. – Dlaczego sprzedaje pan tak tanio te pieski? Mogę wziąć jednego do ręki? – spytałem, gdy jeden z piesków o biszkoptowym kolorze aż piszczał, prosząc mnie o dotyk. Bezdomny pokiwał głową ze łzami w oczach.

– Nikt nie kupi od bezdomnego człowieka psa za więcej niż tyle. Suczka, z którą się przemieszczam oszczeniła się, a ciężko mi jest chodzić z tymi maluchami.

– Gdybym tylko mógł na pewno bym kupił od pana psiaka. Przepraszam... – podniosłem się z klęczek.

– Jesteś bardzo dobrym, młodym człowiekiem. Proszę, dbaj o swoje życie i je pielęgnuj. Niech Bóg nad tobą czuwa i ma twoich bliskich w opiece – powiedział bezdomny, zaciskając w ręce banknot. Jego knyknie aż posiniały przez siłę, z jaką je trzymał. Wyszeptałem do niego ciche "do widzenia" zanim wróciłem do samochodu przy którym stał Louis z iskrami w oczach.

– Tylko nie płacz, Harry, proszę cię... – Louis szepnął w moje włosy, gdy czule je przeczesywał. Patrzyłem w szybę obserwując swoją córeczkę. Pokręciłem głową, kiedy chłopak mnie objął.

– Nie płaczę – mruknąłem zaciągając się zapachem Louisa, zanim odsunąłem się od niego zbierając siły. – Wiatr mi zawiał w oczy.

– Przecież widzę – uśmiechnął się delikatnie, spoglądając czule w moje oszklone tęczówki. Uśmiechnąłem się do niego łzawie, całując usta Louisa. Właściwie tylko na chwilę zbliżyłem swoje wargi do tych jego, by dotknąć je i zostawić nasze złączone usta na mały moment. Musiałem być pewny, że Louis, który daje mi tyle otuchy i szczęścia jest prawdziwy.

***

Gdy ułożyłem wygodniej rozbudzoną Raisin na poduszkach w naszym łóżku, poczułem dłonie Louisa obejmujące mnie w pasie.

– Hazza...

– Tak? – spytałem, wtulając się bardziej w jego przyjemny tors.

– Zrobisz proszę test? – mruknął, pokazując mi podłużne opakowaniem pod nos. Zmarszczyłem brwi od razu wyplatujac się z objęć Tomlinsona i spoglądałem gniewnie na kartonik.

– Ty chyba sobie żartujesz – prychnąłem, starając się nie krzyczeć, w końcu Rai usypiała. – Powiedziałem ci, że nie jestem w ciąży. Zabezpieczamy się!

– Ale ja po prostu chcę, żebyś go zrobił – cały czas mówił spokojnym tonem. – Nie sugeruję ci, że mnie zdradziełeś przecież.

– Ty sobie ze mnie kpisz, Louis – zmarszczyłem brwi, lekko uchylając wargi. Mam po prostu gorsze dni, a Louis wciska mi do ręki test ciążowy, no fajnie! Zajebiście

– Nie rób z tego niewiadomo jakiego dramatu, H – westchnął. – Proszę cię, zrób to dla mnie. Przecież to cię nie zaboli i da nam pewność.

Ze zrezygnowaniem wziąłem od niego test z myślą, że wygarnęła mu więcej, gdy zobaczy na niej tylko jedną kreskę. Chłopak podążył za mną do łazienki, stając nade gdy podszedłem do muszli klozetowej.

– No chyba sobie żartujesz, jeśli myślisz, że będziesz patrzył jak sikam – spojrzałem na niego głupio, po chwili zamykając drzwi przed jego nosem.

– To nie tak, że uprawiamy seks – usłyszałem jego ironiczną odpowiedź, na co przewróciłem oczami, rozpinając rozporek. Musiałem zrobić to jak najszybciej, a już po chwili będę mógł sobie nakrzyczeć na Louisa. Najpierw wciskał mi, że może jestem w ciąży, a teraz zataił to, że kupił test ciążowy. Mógł przynajmniej być szczery i spytać mnie w sklepie czy chcę kupić ten test. Z resztą przecież zapewniałem go, że nie odczuwam zmian w moim organizmie. Cholera, nieważne.

Zrobiłem ten test. Nasikałem do kubeczka i pipetą odmierzyłem dwie krople mojego moczu. Opuściłem je we właściwy punkt zaznaczony niebieską kropką na plastikowym teście.

Teraz musiałem czekać. W tym czasie wymyłem ręce i wyrzuciłem kubeczek oraz pipetę do kosza.

– Już mogę wejść? – usłyszałem stłumiony przez drzwi głos Tomlinsona.

– Tak – stwierdziłem samemu otwierając drzwi. Test nadal leżał na umywalce, gdy wycierałem ręce. Chłopak wszedł do łazienki, od razu do mnie podchodząc.

– I co wyszło?

– Sam zobacz – sapnąłem tylko poirytowany.

– Jezu, nie musisz być taki opryskliwy – burknął, biorąc do ręki plastik, któremu się dokładnie przyjrzał. – Jedna kreska. To znaczy, że jesy negatywny.

– Kurwa, brawo dla ciebie! Mam dać ci teraz jakąś nagrodę? Mówiłem, że nie jestem w ciąży – odwróciłem się do niego plecami, zapinając swój rozporek.

– Ale ja ci wierzyłem na słowo! – rzucił plastikiem o umywalkę. Zacisnąłem jedno oko na ten huk. – Po prostu chciałem się upewnić, bo przecież nie wiesz co się dzieje w twoim ciele od środka!

– Jakbyś mi wierzył, to nie kupiłbyś za moimi plecami durnego testu ciążowego – wzruszyłem ramionami marudnie. – Nie byłbym na ciebie zły, gdybyś zaproponował zakup testu, a nie tak po prostu ukrył go przede mną. Czy teraz będziesz za każde moje złe samopoczucie podstawiał moją interseksualność i sugerował mi ciążę? Pomimo, że nie sypiamy bez zabezpieczeń? Każdy ma gorsze dni! Nie mam na to wpływu, nie stawiaj mi diagnozy. Kiedy mówię, że nie jestem w ciąży to w niej nie jestem.

– Dlaczego się tak o to pieklisz?! Prezerwatywa zawsze może pęknąć lub się osunąć i to bez winy żadnego z nas, a wolę wiedzieć, czy mam się spodziewać drugiego dziecka! Nie jesteśmy teraz na nie gotowi, gdy Raisin dopiero się urodziła. Dbam o nas!

Przewróciłem na to oczami, kierując się do sypialni. Raisin spała głęboko, więc postanowiłem przenieść ją do jej własnego łóżeczka.

– Dlaczego zawsze odwracasz się do mnie plecami?! – Louis szybko podążał za moimi zgrabnymi krokami, stąpając ciężko. – Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy!

– Więc co chcesz dodać od siebie, skoro już wiesz, że Rai nie będzie miała braciszka? – spytałem, patrząc na niego, gdy usiadłem na łóżku uprzednio wyciągając z szafy coś wygodniejszego, zdarty sweter i parę materiałowych spodenek.

– No nie wiem, może chcę abyś przyjąć moje przeprosiny i ty również przeprosił też mnie za to, że niepotrzebnie krzyczałeś? – zacisnąłem zęby.

– Nie uważam, że to było niepotrzebne, bo ty i tak mnie nie rozumiesz, a bardzo chciałem ci coś wbić do głowy – westchnąłem, naciągając na swoje uda spodenki po nałożeniu swetra. Zdjąłem ze stóp skarpetki, kładąc je na podłodze obok ubrań. Mogłem później je wyrzucić do kosza na pranie.

– No to mi wytłumacz! – machnął dłonią, opierając się o futrynę drzwi i przyglądając mi się.

– Nie podoba mi się to, że odkąd urodziłem jesteś taki przewrażliwiony na punkcie ciąży – mówiłem spokojnie. Zdecydowanie to był lepszy sposób na rozwiązywanie sporów i musieliśmy się tego nauczyć chcąc prowadzić wspólne życie.

– Gdzie niby jestem przewrażliwiony? – prawie się zaśmiał. Przymknąłem oczy, opuszczając lekko głowę.

On jednak widocznie miał inne zdanie.

– Widzisz Louis? – spytałem retorycznie, nie oczekując odpowiedzi. Wpęzłem pod miękką pościel, odwracając się do niego plecami. Musiałem odpocząć, ponieważ cały swój czas poświęcałem Raisin. Chciałem przespać się chociaż godzinę i nie czułem wyrzutów sumienia przez to, że zostawiłem wszystko na głowie Louisa. Jeśli Rai zacznie płakać i tak zapewne się obudzę. – Ty i tak nie zrozumiesz.

– Nie chciałbym po prostu, żebyś zaszedł tak szybko w ciążę, bo to byłoby bardzo niedobre dla twojego ciała. Twoja macica się nadal nie skurczyła, więc to chyba dobrze, że próbuję być odpowiedzialny. Nie śpimy na forsie, to druga rzecz, a po trzecie- co jest złego w byciu ostrożnym?

– Ale ty jesteś przesadnie ostrożny, Louis. W ciągu ostatniego tygodnia pytałeś się chyba trzy razy, czy przypadkiem nie jestem w ciąży! To nie jest dla mnie komfortowe. Rozumiesz? Źle się z tym czuję – wytłumaczyłem mu, przymykając powieki, by uspokoić się trochę emocjonalnie.

– Przepraszam, Boże. Przepraszam. – westchnął, podchodząc do łóżka. Poczułem jak wsuwa się obok, pocierając dłonią moje ramię, bym odwrócił się w jego stronę. – Nie chcę żebyś się tak czuł, przestanę się tak zachowywać. Przytulisz mnie?

– No nie wiem – fuknąłem, spoglądając na niego niepewnie. Było mi przykro, gdy się kłóciliśmy.

– Obiecuję, że już taki dla ciebie nie będę. Naprawdę. – kontemplował, z nadal rozłożonymi rękoma. Ściągnąłem z siebie kołdrę, siadając w klęku i przytulając Louisa, wcisnąłem policzek w jego szyję.

Byłem wciąż oburzony i pogniewany, ale nie chciałem żeby Louis teraz źle o sobie myślał, bo to wcale nie przyniosłoby mi satysfakcji, a wydawało mi się, że zaczął postrzegać, że zrobił źle.

– Nie znoszę jak się kłócimy – mruknął w moje włosy, które powoli przeczesywał.

– Nienawidzę tego – trzymałem kurczowo jego koszulkę, gładząc jedną ręką plecy Louisa w wolnym tempie.

– Ale co to za para bez sprzeczek? – zaśmiał się. – Nie ma takiej.

– Masz rację – uśmiechnąłem się do niego lekko. – Jestem wciąż zły, ale bardziej senny – wyznałem.

– Jak całe życie – parsknął, wsuwając jedną rękę pod moje kolana i drugą układając na moich plecach, podniósł mnie zupełnie jak pannę młodą, na co pisnąłem cicho. Tym sposobem posadził mnie na swoich kolanach. – Jesteś teraz jeszcze bardziej lekki, no nie wierzę.

– Kłamiesz! – pocałowałem jego policzek, intensywnie się w niego wtulając.

– Nie, jestem pewny, że schudłeś już jakieś trzy kilogramy, lub cztery.

– I tak chcę na siłownię – szepnąłem, patrząc na niego spod rzęs.

– Gdy zrobi się ciepło możemy kupić jakiś mały sprzęt i rozstawić na ogrodzie. Zawsze tak chciałem zrobić.

– Jak zrobi się ciepło?! – prychnąłem, schodząc z jego ud i znowu bezpiecznie się położyłem. Możliwość leżenia w dowolnej pozycji wciąż była czymś cudownym po okresie ciąży. – Przecież ja do tego czasu znowu zgrubnę!

Chłopak westchnął: – Już szczerze nie wiem, co mam robić i co mam ci mówić, byś spostrzegł to, jaki idealny jesteś, kochanie.

Zarumieniłem się, jak zwykle gdy mnie komplementował. – Ty mnie tu nie rób w "fifa rafa" po naszej kłótni – zmrużyłem oczy w zgrozie. – Po prostu w porównaniu do ciebie czuję się mniej atrakcyjny.

– Harry... nie mów tak nigdy, jesteś dużo piękniejszy, każdego dnia podziwiam cię coraz bardziej – wyznał. Ponownie w moich oczach pojawiły się łzy, gdy mocniej się w niego wtuliłem.

– Kocham cię...

– Kocham cię bardziej, mały – cmoknął mój nosek, po chwili układając na puchatych poduszkach. Zaczął ściągać swoje spodnie.

– Też się zdrzemniesz? – zapytałem, zaraz po tym ziewając.

– Nie, słońce. Ty będziesz spać, a ja tylko chwilę poleżę i zabiorę się za pranie. Wstawię też naczynia do zmywarki i trochę posprzątam – uśmiechnął się do mnie, nachylając do mych ust. – Ty masz dzisiaj wolne. Bardzo cię podziwiam za ogarnianie tych wszystkich rzeczy, gdy jestem w pracy. Śpij do wieczora.

– Ale potem nie będę mógł zasnąć w nocy – opatulając się kołdrą pod brodę, spojrzałem na niego niemrawo.

– Trudno, będziemy mogli coś razem obejrzeć, kiedy mała paskuda da nam chwilę relaksu przy telewizorze.

– Ty cały czas myślisz o jednym!

– Nie pyskuj, kruszyno. Mówiłem tylko o telewizorze – podszczypał mnie w boku.

– Po prostu połóż się już obok mnie. staruszku – poprosiłem, uśmiechając się promieniście do Louisa. Chłopak od razu mnie objął, praktycznie przykrywając swoim ciałem to moje, tak jakby był zakrywającą mnie do połowy drugą kołdrą.

– Zwykle to ja leżę na tobie – zachichotałem, gdy Louis pocałował moją żuchwę.

– Cicho już. Śpij – szepnął, układając wygodnie swoją głowę w zagłębieniu między moją szyją a ramieniem. Uśmiechnąłem się zamykając oczy, gdy czułem delikatne ciepełko oddechu Louisa na moim karku i wdychałem spokojnie zapach jego włosów.

Jak się okazało po moim przebudzeniu, spałem prawie trzy godziny, jednak ten fakt nie zdziwił mnie aż tak bardzo. Słyszałem dźwięki wirującej pralki, a z drugiego pokoju odgłosy jakiejś kołysanki. To wcale mnie nie zdziwiło, ale jedna sprawa była nie tak. Mianowicie rzeczą, która mnie zaskoczyła było coś zdecydowanie mokrego ocierającego się o moją zaspaną twarz.

– Loueh, co ty wyprawiasz? – spytałem zaspanym głosem, dotykając puchatej rzeczy. O co tu chodzi? Otwierając oczy zobaczyłem skaczącego po mnie szczeniaczka.

– O mój Boże! – pisnąłem natychmiast się rozbudzając, i kładąc rękę na puchatej kuleczce. – Co się tu dzieje? - zapytałem widząc szczerzącego się szatyna.

– Kupiłem nam pieska od biednego pana – oznajmił, gdy szczeniak ułożył się na łóżku brzuszkiem do góry. – No i zapłaciłem za niego potrójnie, by miał co zjeść na następne kilka dni.

– Lou, ja nie wiem, czy to było rozsądne – przez chwilę zacząłem myśleć trzeźwiej. – To dodatkowe fundusze, dodatkowo opieka, dodatkowe "dziecko" na głowie.

– Trudno, już tego nie cofnę. No spójrz w jego oczy! – samemu sięgając po szczeniaka, wepchnął go na mnie. Prawie upadłem na łóżko.

– Jezu, jaki śliczny! – przytuliłem do siebie rozbieganego psiaka. – Umyłeś go? Bo jest dużo czystszy niż był poprzednio.

– Umyłem i kupiłem mu posłanie, tylko jeszcze nie ma imienia, więc zwracam się do niego "maluchu" – Louis zachichotał, kucając przy łóżku.

– Kocham cię, kocham cię, kocham cię! – zawołałem, przytulając się do niego. Szczeniak biegał po naszym łóżku, chwytając między zęby kołdrę.

– Jest wesoły – zauważył Louis z uśmiechem patrząc na szczeniaczka. – Musiałem przynieść go tutaj siłą, ponieważ odkąd przywiozłem go do domu siedział tylko i wyłącznie przy łóżeczku Raisin.

– Wyrośnie na jej obrońcę! – nachyliłem się z szerokim uśmiechem do psiaka, który zaczął lizać mnie po twarzy.

– Tak, ale chciałbym, żebyś też wiedział, że pies to duża odpowiedzialność – zapewnił Louis na co pokiwałem energicznie głową zgadzając się z jego słowami. Przecież o tym wiedziałem! To był główny argument rodziców używany w rozmowie, gdy starałem się ich przekonać do adopcji zwierzaka.

– Jest taki śliczny – zagruchałem, biorąc puszyste zwierzątko na ręce i przyciągnąłem do swojego torsu.

– Więc jak go nazwiemy? – spytał Louis drapiąc pieska za uchem.

– Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Musimy go troszkę poznać, żeby wymyśleć coś, co będzie pasować.

– Masz rację, zdążyłem zauważyć tylko, że jest bardzo spokojny i leniwy. Całą drogę do domu spał, później siedział przy Rai.

– Spokojny? – zaśmiałem się, widząc jak szczeniak ciągle się rusza w moich objęciach. – Śmiem wątpić.

– Bo przy tobie każdy wariuje – powiedział chłopak, stoickim tonem, patrząc w moje oczy z leniwym uśmiechem.

– Specjalnie czekałeś aż zasnę, czy też poszedłeś spać? – odkładając psa na podłogę obserwowałem jak zaczyna węszyć po pokoju.

– Spałem... może dziesięć minut – zmrużył oczy, zastanawiając się nad doborem słów. – A później pojechałem.

– A co cię skłoniło do kupienia tego psa? – dopytywałem.

– Chciałem zobaczyć twój duży uśmiech, wiem jak kochasz zwierzęta – wyznał, na co w moim sercu rozlała się fala ciepła. – Sam od zawsze chciałem psa. I będzie to dobre również dla naszej córki, która nauczy się szacunku do tych istot. 

– Masz rację. To cudownie, że Rai będzie się wychowywała ze zwierzątkiem w domu. W ten sposób nauczy się z nimi obchodzić.

– Właśnie tak, skarbie – chłopak uśmiechnął się do mnie całując mój policzek.

– Ja od zawsze chciałem mieć psa, kota, świnkę morską... po prostu cokolwiek! – westchnąłem.

– Chcę spełnić wszystkie Twoje marzenia – Louis przekręcił lekko głowę, przez co wyglądał zupełnie, zniewalająco uroczo.

One już się tak naprawdę spełniły w dniu, w którym po raz pierwszy przyszedłeś do mojego rodzinnego domu, chciałem odpowiedzieć, ale postanowiłem, że nie mogę być aż taką ckliwą papką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro