52. Wyglądasz gorąco, kiedy tak mrużysz oczy
– Więc co z tymi świętami? – zapytałem parę minut później, gdy zaczęliśmy już zbliżać się do naszego domu.
– Co rok siedzę w domu, oglądając Kevina i jedząc pizzę... – zaczął szatyn, lecz mu przerwałem.
– Dlaczego? Przecież w gwiazdkę przypadają twoje urodziny!
– Do tej pory świętował je ze mną tylko Zayn i twoja siostra raz wypiła z nami piwo – przypomniał mi, na co westchnąłem smutno. – Nie lubię urodzin, zwłaszcza, gdy to ja je obchodzę. Nigdy nie lubiłem – powiedział, idąc dalej.
– Zobaczysz, że od dnia, w którym skończysz dwadzieścia dwa lata, postaram się, żebyś nigdy już tego nie powiedział! – uśmiechnąłem się, całując go na środku chodnika.
– Boże, nigdy nie postarzaj tej liczby – zgromiłem go wzorkiem. – Nieważne. Jesteś wspaniały, H – zachichotał w moje usta.
– Czy ty widziałeś jak zachowywał się Niall? – zagadnąłem. – Odkąd on i Zayn są razem nie poznaję go!
– Masz rację, Zayn tak samo bardzo się zmienił – przyznał, poprawiając kocyk Raisin. Oboje mieliśmy obsesję na punkcie tego, by wszystko z nią związane było idealnie na swoim miejscu.
– Miał całą szyję w malinkach – parsknąłem. – Też tak kiedyś miałem na początku, pamiętasz?
– Pamiętam, nie mogłem się od ciebie odessać. Musiałem pokazać wszystkim, że jesteś mój – podkreślił ostatnie słowo. – Chyba sam w to wtedy jeszcze nie dowierzałem.
– Od taty wiecznie dostawałem opieprz – przyznałem. – Mówił, że powinniśmy przystopować, bo wygląda to okropnie.
– To wyglądało zjawiskowo. Kocham malinki na twoim ciele!
– Teraz nie robisz mi ich na szyi – mruknąłem, co zabrzmiało z lekka marudnie. – Głównie na udach albo obojczykach.
– Myślałem, że po prostu nie chcesz, by ludzie patrzyli. Tak mówiłeś, gdy zrobiłem ci kiedyś malinkę na karku.
– Bo wtedy tego nie doceniałem! Dopóki Raisin jest malutka i nie rozumie o co chodzi musimy korzystać, bo potem będzie nam niezręcznie.
– Mam rozumieć, że chcesz, abym robił ci malinki w widocznych miejscach? – spytał Louis, zagryzając wargę, gdy dostał ode mnie lekkie skinięcie.
– Tata jak mnie znowu zobaczy to się przeżegna piętą, ale mam to gdzieś – oznajmiłem, gdy wjechaliśmy z wózkiem na podwórko.
– Mój chłopiec. – Louis pocałował mój policzek, nim podniósł wózek, przenosząc go nad kilkoma schodkami.
– Przenieś ją, proszę, do łóżeczka, bo ja się zaraz posikam – mruknąłem, pospiesznie ściągając buty, kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu. Czułem ściśnięty pęcherz i to naprawdę nie było przyjemne. Podczas ciąży ciągle sikałem, trzymanie moczu nie było wskazane i teraz czułem się właśnie tak, jak wtedy.
Ruszyłem do toalety, od razu załatwiając potrzebę. Przy myciu rąk spojrzałem w lustro. Pomyślałem, by delikatnie poprawić róż na swoich policzkach i dodać troszkę błyszczyka na usta. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem i wyjąłem z szafki swoją kosmetyczkę, w trakcie poprawiania makijażu myśląc nad tym, co powiedzieć chłopakowi, gdy będę pytał go o szkołę. Westchnąłem tylko, będąc gotowym, wychodząc z toalety. Poprawiłem jeszcze rąbek swojej koszulki i ruszyłem do pokoiku dziecięcego, gdzie zapewne była moja mała rodzinka. Louis właśnie pozbył się ostatniej części zbędnej garderoby Raisin i przykrył jej odprężone ciałko kołderką.
– Mam nadzieję, że tym razem mnie nie obudzisz o trzeciej nad ranem, kochanie – szepnął, układając pluszaka obok jej ciałka.
– Lou, chodźmy do sypialni. Chcę ci o czymś powiedzieć – sarknąłem cicho, przygryzając wnętrze policzka. Louis wygladał na nieco zmieszanego, może brałem to zbyt na poważnie? Po tym jak odparł jedynie "och... jasne" ruszył za mną do naszej sypialni. Od razu ułożyliśmy się wtuleni w siebie na dużym materacu.
Przełożyłem kolano przez jego biodro, wyciskając pocałunek na jego grdyce.
– Więc o co chodzi? – spytał, drapiąc moje plecy. Westchnąłem głęboko, decydując się walić prosto z mostu.
– Chciałbym napisać maturę jeszcze w tym roku, by za rok lub dwa wrócić do szkoły.
– Ale... to znaczy. Do szkoły? – Louis powtórzył zmieszany.
– No tak – pokiwałem głową. – Gdy Raisin podrośnie chciałbym pójść na studia.
Westchnąłem, czekając aż Louis zrobi awanturę, gdy odparł jedynie:
– Ale jak ty to sobie wyobrażasz?
Jednakże szybko przytulił mnie do siebie mocniej.
– Przepraszam – szybko spojrzał na mnie dużo cieplejszym wzrokiem. – Będę wspierać cię we wszystkim, maluszku. Rozumiem twoją decyzję, będę z tobą.
Uśmiechnąłem się promiennie, mocniej się w niego wtulając.
– Strasznie się obawiałem tej rozmowy, a tu proszę, szybko poszło.
– Po prostu staram się być wyrozumiały. Akceptuję w zupełności to, że chcesz się dalej uczyć. Ja będąc na twoim miejscu pewnie podjąłbym podobną decyzję. Wykształcenie jest bardzo ważną, istotną sprawą – powiedział, całując moje czoło.-
– Po prostu wiem, że największym problemem jest tutaj opieka nad Rai. W końcu kiedy tylko zacznie już sama siadać, będziemy musieli mieć na nią cały czas oko.
– Masz rację, ale nie możesz zapomnieć o sobie w tym wszystkim, racja? Jakoś damy radę, mamy przecież wsparcie całej twojej rodziny – szepnął do mojego ucha.
– Specjalnie sobie poprawiłem makijaż do naszej rozmowy i czuję się trochę zawiedziony, że było tak spokojnie! – zaśmiałem się.
– Jak miałem inaczej zareagować, kruszynko? – chłopak zachichotał całując mnie za uchem. – Bardzo podoba mi się to, że poprawiłeś dla mnie makijaż.
– Myślałem, że będziesz miał do mnie pretensje, albo uznasz mój pomysł za głupi...
– Nie mam żadnych pretensji. Bądź spokojny – Louis zaczął dotykać mojego brzucha pod materiałem koszulki. Odprężałem się, gdy głaskał palcami pozostałości mojej wypukłości, która i tak mogła być większa, gdyby nie cesarskie cięcie.
– To skoro mogę iść do szkoły, to puść mnie również na siłownię!
– Bez przesady, Harry – począł całować mój kark. Powoli rozumiałem co ma na myśli.
– Ale....
– Możesz ćwiczyć w domu.
– Na siłowni są odpowiednie sprzęty i tak dalej... – kłóciłem się.
– Harry, cicho już, albo dostaniesz karę – zagroził mi, patrząc przez moment w moje oczy.
– Karę? – uniosłem brwi, uśmiechając się przy tym lekko.
– Tak... Mam taką ochotę, skarbie. Jeśli będziesz niegrzeczny to cię uderzę, tutaj – ścisnął lekko mój lewy pośladek.
– A co jeśli chcę, żebyś mnie ukarał? – mruknąłem, przyciskając krocze do jego miednicy. Oboje staliśmy się bardziej szybko napaleni. To pewnie przez ten czas, gdy Lou był w pracy. Zdążyłem się za nim stęsknić i on widocznie za mną również.
– Podoba ci się, gdy daje ci klapsa? – Louis uniósł jedną brew, wracając do mojej szyi. Przegryzł delikatnie miejsce pod moją szczęką, następnie je zasysając.
– T-tak... – przyznałem, rumieniąc się przy tym krwiście. Louis odsunął się obserwując czerwony ślad, który zapewne utworzył się na mojej wrażliwej skórze.
– No to mogę pójść na tę siłownię... – przybliżyłem się do jego ucha – tatusiu?
Chłopak spojrzał na mnie groźne, po chwili kładąc dłoń na moim policzku i wpił się w moje usta, całując je niechlujnie. Pocałunek stał się krzywy i mokry, ale wciąż prowadził mnie do nieba.
– Dostaniesz dwa klapsy, Harry.
– Tylko? – mruknąłem z przekąsem. – A jak dodam, że będzie tam dużo obcych facetów, którzy być może będą mnie obczajać?
– Kładź się – rozkazał przez zęby. Od razu położyłem się zwycięsko, a on zaczął zsuwać z moich pośladków śliski materiał dresowy.
– Coś ślamazarnie dziś ci to idzie – prowokowałem go, oblizując usta. Chłopak zerwał ze mnie spodnie razem z bielizną, ciągnąc moją garderobę na wysokość ud.
– Na brzuch, Harold – rozkazał.
– Nie – jęknąłem, wiedząc, że niesamowicie sobie grabię, ale cholera, podobało mi się to.
– Harry... Kurwa, liczę do trzech i masz leżeć na brzuchu – warknął, łapiąc mojego członka u nasady. Sapnąłem, uśmiechając się przy tym chytrze.
– Ale nie mam jak, tatusiu, kiedy mnie trzymasz...
Słysząc moje słowa przeniósł swoją dłoń na mój pośladek, podszczypując skórę w tamtym miejscu. Cały czas patrzył w moje oczy, gdy wypowiedział w przeciągły sposób "raz".
– Wyglądasz gorąco, kiedy tak mrużysz oczy – pozwoliłem sobie prześmiewczo zachichotać, przekręcając się na bok, aby go jeszcze chwilkę podrażnić.
– Dwa... – liczył, a gdy już miał wypowiadać ostatnią liczbę położyłem się na swoim brzuchu.
– Widzisz, tatusiu? Jestem grzeczny! – pokręciłem przed nim pośladkami.
– Jak myślisz, Harry, ile klapsów ci się należy? – spytał ordynarnie, trzymając moje pośladki w obu dłoniach. Poczułem jak unosi moje nogi, wpychając pod moje biodra poduszkę. Mój oddech stawał się coraz bardziej spazmatyczny, jednak nie chciałem pokazać mu, jak szybko zdołał uczynić mnie bałaganem; chciałem żeby starał się jeszcze bardziej mnie zniszczyć. Przecież kochałem być pod jego władzą.
– Tyle, ile ty uważasz, tatusiu – zagruchałem, jeszcze bardziej się do niego wypinając. Chłopak chwycił moją męskość, poruszając dłonią przeciągle dwa razy od czubka, aż po nasadę, pocierając również moje jądra.
– Dojdziesz od samych klapsów, kruszynko?
– Nie wiem... – powiedziałem tym razem dużo niepewniej. Chciałem poczuć jego dużego penisa w swojej otwierającej się dziurce, ale Louis w planach miał tylko klapsy. Mimo tego wiedziałem, że jest niezawodny. Był mistrzem seksu i jego ucieleśnieniem. Nieraz czułem, iż mogłem dochodzić tylko od jego pocałunków i zwykłego dotykania mojego ciała, bo dzięki temu jak mój partner doskonale mnie znał, wiedział jakimi ruchami sprawić, że wariuje. Doskonale znał moje czułe punkty, a myśl o tym, że jestem cały jego dodatkowo mnie nakręcała. Przez to, że teraz mieliśmy Rai, musieliśmy nauczyć się efektownie dysponować wolnym czasem. Niedługo nie będziemy w stanie robić tych wszystkich rzeczy, gdy cała nasza uwaga będzie skoncentrowana na córce.
– Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, ale spróbuję.
Poczułem jak chłopak zbliża się do mojego tyłka, by następnie przejechać językiem po mojej dziurce. Masował moje pośladki przygotowując je, a ja już czułem się cholernie dobrze. To był dopiero początek.
– Tatusiu... – sapnąłem, kręcąc swoimi biodrami naprzeciw jego języka. Louis zassał swoje usta na moim lewym pośladku, podgryzając tamto miejsce. Opuszkiem palca naparł na moją obręcz mięśni, ale neo włożył palca do mojej dziurki. Tylko rozkosznie ją pocierał przez co w moich oczach formowały się łzy zachwytu. Jęknąłem cicho na to uczucie, robiąc się jeszcze bardziej wilgotny i twardy.
– T-tak dobrze... – stęknąłem, gdy chłopak odsunął ode mnie swoje usta, ponownie się prostując. Coraz ciężej oddychałem, aż w końcu dłoń Louisa uderzyła w mój pośladek, przez co wyskomlałem jego imię z rozkoszy. Nie był to mocny klaps, wiedziałem, że Louis nie będzie robił tego mocno, by mnie nie skrzywdzić, a wywołać falę przyjemności, która rozlała się w moim brzuchu. To mu wychodziło, udawało mu się zadziwiająco wspaniale.
– Ile w k-końcu będzie tych klapsów? – zapytałem drżącym głosem, tuż przed tym, jak chłopak uderzył mnie po raz drugi.
– Aż dojdziesz, skarbie – szepnął władczym tonem, niemalże na ten krótki moment kładąc się na moich plecach. Masując moją skórę, ucałował lędźwie i wszystkie wystające kręgi po kolei. Mój kręgosłup żarzył się pod warstwami skóry, na której powstał film potu.
– Oh, Boże – jęknąłem zaskoczony, unosząc swoje pośladkie jeszcze wyżej, policzek opierając całowicie na pościeli. Louis zniżył się, by pocałować moją skórę; nawet jeśli nazywał to "karą" był stosunkowo delikatny. Niespodziewanie otrzymałem w swoje pośladki następujące zaraz po sobie trzy siarczyste klapsy.
– Podoba ci się, kotku? – usłyszałem pytanie. – Twoja skóra jest czerwona, może mam prze-
– Nie! Nie, czuję się świetnie. Jak będzie coś nie tak to ci powiem. Louis, no dalej, kurwa.
– Jesteś bardzo niegrzeczny, kochanie... – mruknął, znowu mnie uderzając. Czułem, że jestem blisko osiągnięcia szczytu. – Nie pozwoliłem ci posługiwać się tak brzydkimi słowami.
– Tat-usiu... Tatusiu, proszę. Jeszcze raz.
– Jak bardzo tego pragniesz, kochanie? – szepnął, szczypiąc moją zaczerwienioną skórę.
– Bardzo, bardzo... – jęknąłem, gdy mój członek ociekał, czując jak Louis palcem masuje obręcz moich mięśni. Chciałem otrzeć się o poduszkę, ale Louis by to zauważył, a musiałem być dla niego dobrym chłopcem.
– Dojdź dla tatusia – podarował mi kolejny, ostatni już klaps. Z przeciągłym stęknięciem doszedłem na pościel, brudząc ją swoim nasieniem. Chłopak w tym czasie nachylił się do mojej dziurki, którą lizał w trakcie trwania mojego orgazmu.
– Oh... Tatusiu – westchnąłem, wyciągając swoją głowę do tyłu.
– Mój piękny chłopiec... – powiedział, (jestem pewny, że z uśmiechem). całując mój lewy pośladek.
– To było niesamowite – przyznałem, odsuwając pobrudzony materiał na bok.
– Zgadzam się. Jesteś cudowny – odparł, nachylając się do mojego członka, aby zlizać z niego resztki spermy. Teraz musieliśmy zmienić pościel i zajrzeć jeszcze raz do Raisin. Ale to mogło poczekać, do tego pierwszego nam się nie spieszyło, a do drugiej sprawy również nie, jeśli nasza córka nie płakała. To naprawdę mogło poczekać i mogliśmy to zrobić po długim, zażartym całowaniu swoich warg i wyciskaniu fioletowych śladów na naszych szyjach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro