Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. Bardzo kocham moją rodzinę.

– Ale mi ciężko... – jęknąłem, kładąc rękę na lekko wypchniętym brzuchu kiedy opuściłem restaurację u boku Louisa. Czułem się naprawdę najedzony, zjadłem chyba więcej niż przez cały poprzedni miesiąc.

– Przecież zjadłeś dokładnie tyle samo co ja – Louis zaśmiał się, oplatając ramieniem moją talię. Mogłem wdychać jego zapach.

– Ale mam mniejszy żołądek niż ty. Przez dziewięć miesięcy jadłem głównie sałatki.

– Kochanie, nie przesadzaj. Przecież cię nie głodziłem, przez ciążę jadłeś dużo więcej niezdrowych rzeczy, niżeli ja sam – odparł, łapiąc taksówkę.

– Cicho już bądź. Jestem najedzony i już – podszedłem razem z nim do auta.

– Gdzie jedziemy? – spytał mężczyzna, kiedy zapieliśmy swoje pasy na tylnim siedzeniu. Spojrzałem z zaciekawieniem na Louisa czując jak gałki o mało nie wyskoczyły mi z orbit po usłyszeniu nazwy klubu.

– Jedziemy do klubu? – spytałem głupio, trzymając ramię szatyna.

– Tak, kochanie. Za chwilę spalisz te zalegające ci w brzuchu kalorie – puścił mi ponownie tego wieczoru oczko. Zachichotałem, kładąc głowę na jego barku. Nie spodziewałem się dzisiejszej wizytki w klubie, ale wiem, że dobrze to zrobi mi, jak i Louisowi.

– Będziesz mógł pić alkohol. Ciesz się! – objął mnie w pasie.

– Wiesz, że i tak nie lubiłem zbyt dużo pić – zaśmiałem się, kładąc dłoń na udzie chłopaka. Przed poznaniem Louisa moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Zastanawiało mnie tylko, czy to wszystko nie potoczyło się zbyt szybko, ale przecież... Kocham to jak moje życie teraz wygląda.

– O czym myślisz? – zagadnął mnie ze zmarszczonymi brwiami po upływie paru minut.

– O tym wszystkim. – powiedziałem. – O mnie, tobie.. Raisin – wzruszyłem ramionami.

– Ale powiedz mi szczegóły – nalegał, nachylając się bliżej mnie abym mógł powiedzieć mu to na ucho.

– Myślę o tym, czy kiedyś nie znudzi ci się takie życie ze mną. Nie lubię imprez, picia i nie jestem ani trochę spontaniczny. Zresztą, przy dziecku nie możemy sobie na to wszystko pozwolić – zaznaczyłem. – Lubię czytać książki i słuchać muzyki... lubię grube skarpetki i kubek kakao. A to jest nudne.

– To nie jest nudne – pokręcił od razu głową. – Nic co ma związek z tobą nie jest nudne, kochanie.

– Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że jakby- nie będziesz całować już nikogo innego? Teraz jestem tylko ja i spędzasz ze mną tyle czasu. Ja to kocham, ale zastanawiam się, czy to nie staje się rutynowe.

– Co niby mogłoby być rutynowe? – zapytał zdezorientowany. – Przecież cię kocham.

– Ja też cię kocham – wyszeptalem, zagryzając wargę. Nawet nie wiesz jak, Louis. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

– Więc przestań wygadywać takie rzeczy – szatyn pokręcił głową. – Nigdy mi się nie znudzi życie z tobą. Zwłaszcza, gdy jest teraz z nami Raisin.

– Przepraszam, że myślę o tym na naszej randce – skarciłem cię cicho, bawiąc się koszulką Louisa.

– Nic się nie stało, słońce – pocałował mnie w czoło, za co otrzymał delikatny uśmiech kierowcy, który zauważyliśmy w lusterku.

***

– Zamówimy jakieś lekkie drinki, co? – spytał mnie mój chłopak, kiedy chwilę temu weszliśmy do hucznego klubu.

– Tak, tak. Nie możemy pozwolić sobie będąc ojcami na upijanie się – mruknąłem podchodząc z nim do baru. Louis uśmiechnął się do mnie trzymając moją dłoń. Po chwili usiadłem na wysokim krześle, a on złożył zamówienie na dwa pomarańczowe drinki.

– Pamiętasz jak skończyła się nasza ostatnia wizyta w klubie sprzed prawie dziesięciu miesięcy? – zachichotałem.

– Zastanów się, co powiesz Rai, gdy spyta, czy była planowana – poklepał moje udo, stając między moim nogami.

– Powiemy jej, że nie i tyle – wzruszyłem ramionami. – Przecież to nie jest nic złego tak długo jak powstała w miłości.

– Masz rację, powiedziałeś to pięknie, słońce – mruknął szatyn, całując mnie za uchem.

– Ja byłem nieplanowany na przykład – zachichotałem. – Mama mi powiedziała.

– Tak? – Lou zaśmiał się, podając mi do ręki drinka. Upiłem od razu niewielki łyk i cieszyłem się, ponieważ alkohol nie był mocno wyczuwalny, miał za to przyjemny, malinowy posmak.

– Byłem załamany, gdy dowiedziałem się, że jestem w ciąży i wtedy wyznała mi to w trakcie pocieszającej mnie rozmowy...

– Oh.. i to ci pomogło? – spytał, patrząc na mnie spod długich rzęs.

– W pewnym sensie – mruknąłem. – Mówiła, że nie wszystko w życiu potrafimy przewidzieć i powinienem nie bać się tego, co przyniesie przyszłość. Gdyby wiedziała, co chciałem zrobić wcześniej, nie byłaby pewnie taka skora do rozmowy ze mną.

– Nie rozdrapujmy starych ran, Harry. To przeszłość, skarbie – obejmując mnie w mocnym uścisku, złożył dwa szybkie pocałunki pod moją żuchwą, przez co zaśmiałem się czując łaskotki.

Po chwili jednak jego dotyk stał się bardziej sensualny i na twarzy szatyna rozciągnął się cyniczny uśmieszek.

– Harry Stylesie... Czy chciałbyś może ze mną zatańczyć? – spytał, kiedy muzyka stała się lekko spokojniejsza.

– Oczywiście, panie Tomlinson – zaśmiałem się lakonicznie, biorąc go za rękę. Po tej zbereźnej wymianie zdań, szatyn delikatnie ujął moją dłoń prowadząc mnie w miejsce, gdzie nie było tłumu ludzi. Jako, iż muzyka oczywiście nie nadawała się do tańca wolnego, po prostu zaczęliśmy poruszać się do jej rytmu w swoich objęciach. Louis począł całować moją szyję, zostawiając tam w niektórych miejscach różowe znaki, a ja uświadomiłem sobie jak bardzo tęskniłem za tym uczuciem. Po takim czasie bez tych wszystkich rzeczy czułem to dwa razy mocniej, przez co odchyliłem lekko głowę, by Louis miał większy dostęp do mojego karku. Oprócz tego uchwycił on pewnie moje udo i przyciągnął do swojego biodra, aby nasze krocza były jeszcze bliżej siebie. Westchnąłem głośno, kiedy dodatkowo zassał moją skórę. Zjechał pocałunkami wyżej, by skupić się w okolicy pod moim uchem, gdzie podgryzł lekko jego płatek. Czułem się tak dobrze, kiedy tak robił, gdy w stu procentach skupiał się na tym.

– Ludzie się patrzą... – sarknąłem, nie potrafiąc zatrzymać swego bezradnego jęku. W dodatku moje kolebiące zagłuszało najgłośniejsze myśli w mojej głowie, które mówiły, że nie powienienem tańczyć w ten sposób z moim partnerem wśród ludzi.

– Mam to gdzieś, niech podziwiają – powiedział odchylając głowę, by spojrzeć przymróżonymi oczami w te moje.

– K-kocham cię... – wydyszałem, napierając swoim kroczem na jego, palce wplatającej w jego piękne włosy. Louis uśmiechnął się przybliżając jeszcze bardziej i biorąc moją dolną wargę w swoje zęby, patrzył w moje oczy.

– Możesz coś w końcu zrobić? – zipnąłem niecierpliwie.

– Dopiero tutaj przyszliśmy, a ty już chcesz wychodzić? – zaśmiał się.

– Racja... Wróćmy do picia – zachichotałem, chowając przez moment nos w zagięciu szyi szatyna.

– Może teraz chcesz coś mocniejszego? – zaproponował, kierując się ze mną w stronę barku. – Jesteś tak rozkosznie nagrzany, kiedy wypijesz...

– Dobrze. – pokiwałem głową. – Ale tylko troszkę – zmrużyłem oczy na starszego chłopaka.

– Cholera, a miałem nadzieję cię upić – zachichotał, dając mi siarczystego klapsa. Jęknąłem na to uczucie, zbliżając się do ucha Louisa, by zagłuszyć muzykę:

– No nie wiem, chyba powinienem być bardziej ostrożny niż ostatnim razem...

– Pogadamy jak będziesz dzisiaj się na mnie wieszał błagając, żebym cię dotknął, skarbie – szepnął w odpowiedzi. Zaśmiałem się z powrotem siadając przy barze. Najpierw dokończyłem drink, który wcześniej zostawiłem.

Louis złożył barmanowi kolejne zamówienie, tak jak obiecał na mocniejsze trunki. Uśmiechnąłem się do niego sącząc alkohol i podrygując nogą do piosenki, która leciała z ogromnych głośników.

– H, daj mi chwilkę, ja pójdę do łazienki – poinformował mnie zanim wypił już całą zawartość swej wysokiej szklanki. Uśmiechnąłem się do niego nastawiając policzek, więc Louis mógł mnie w niego głośno pocałować, a już po chwili zniknął za mną kierując się w stronę toalet.

– No nareszcie sobie poszedł – usłyszałem westchnięcie jakiegoś mężczyzny za sobą, odruchowo odwróciłem się aby zmierzyć twarz w twarz z na oko pięć lat starszym ode mnie nieznajomym.

– Um... nie chcę z tobą rozmawiać, więc tak- ehm... – spojrzałem na niego po chwili odwracając się w kierunku baru.

– No nie bądź taki, kochanie... – wymruczał kładąc rękę na moich plecach, przez co przeszły mnie obrzydliwe dreszcze.

– Proszę, nie dotykaj mnie – odpowiedziałem grzecznie. – Mój chłopak zaraz wróci, lepiej żebyś już poszedł do swoich znajomych, jeśli nie chcesz dostać w twarz i gorsze miejsca.

– Dlaczego taki piękny chłopak jak ty chce się ograniczać tylko do jednego faceta? – ledwo powstrzymał się przed uderzeniem go w twarz, kiedy przysunął usta do mojego ucha. Odsunąłem się od niego delikatnie, wstrzymując przy tym powietrzem.

– P-ponieważ... Kocham tylko jego i wybieram to, co najlepsze – uśmiechnąłem się do siebie półgębkiem.

– Jak sobie chcesz, ślicznotko... – na krótką chwilę owinął swój palec naokoło jednego z moich loków i przysunął nos niepokojąco blisko niego wdychając mój zapach zanim wreszcie odszedł. Wypuściłem ze swoich ust drżące powietrze, jednocześnie czując ulgę, jednakże poczułem się brudny, przez to, jak dotykał mnie obcy facet. Jak dotykał mnie inny facet, niebędący Louisem.

Wzdrygnąłem się nieprzyjemnie, głęboko zastanawiając się nad tym, czy powinienem mówić o tym Louisowi. Zabolała mnie od tego głowa. Ale tak, powinenem mu powiedzieć.

Oparłem łokieć o blat, kładąc na dłoni swoją brodę. Ponownie zadrżałem przez dotyk na moim karku, jednak rozluźniłem się po rozpoznaniu małej dłoni Tomlinsona.

– Wróciłem!

Zsunąłem się z wysokiego siedzenia, chcąc stanąć na równych nogach, ale one zatrzęsły się, przez co wpadłem w ramiona Louisa.

– A ty co? – parsknął. – Upiłeś się już dwoma drinkami?

Zamrugałem kilka razy oczami, słysząc głos Louisa jakby przez... Echo.

– K-kochanie? – jego głos zrobił się dużo bardziej poważny, kiedy uniósł brodę abym spojrzał mu w oczy. Westchnąłem cicho, kiedy widziałem go podwójnie. – Dobrze się czujesz?

– Kręci mi się w głowie. Gorąco mi – odparłem w bezdechu, zamykając na chwilę oczy.

– Kurwa, kurwa, kurwa! – wrzasnął zwracając tym uwagę barmana. – Był tu ktoś? – zwrócił się do niego. – Mówże człowieku!

– Jakiś facet siedział tu może z dwie minuty – wyjawił, nalewając do kubka piwa. – Cały czas obsługuje klientów, wybacz stary.

– Ja pierdolę. Harold, jak on wyglądał? Czego od ciebie chciał? – potrząsnął mną lekko, a ja ze zgrozą już czułem, że zaczyna uciekać mi czucie w kończynach.

– Zbyłem go... Taki wysoki brunet. Nie patrzyłem na niego, nie pamiętam – powiedziałem, trzymając koszulkę Louisa.

– Żądam pokazania mi monitoringu! – uderzył otwartą dłonią w blat, ponownie zwracając na siebie uwagę barmana.

– Z takimi sprawami do szefa. Gościu, nie rób zamieszania wśród klientów – brunet uniósł ręce do góry. Gość zdecydowanie nie spodziewał się, że Louis sięgnie za materiał jego koszuli przez blat i przyciągnie do siebie z zaciśniętymi zębami.

– Ktoś dosypał coś mojemu chłopakowi do drinka. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli przekażę twojemu szefowi o tym jak lekceważąco do tego podszedłeś już nie będziesz tu pracować, kutasie?!

– Kurwa dobra, spokojnie. – Louis puścił jego koszulkę. – Daj mi moment, żeby ktoś mnie zastąpił.

– Błagam, Harry, nie zasypiaj... – Louis prosił mnie, kiedy już zacząłem widzieć go coraz mniej wyraźnie. – Mów do mnie cały czas. Cokolwiek! Cholera, musisz wypluć to chujostwo. Idziemy do toalety, H – coraz mniej go słyszałem.

– A-ale ja to już połknąłem...

– Musisz to zwymiotować – powiedział, trzymając mnie stabilnie.

– N-nie dam rady... – mówiłem słabo, gdy on wręcz zawlókł mnie do jasnego pomieszczenia. – Ciepło mi.

– Nie śpij, kochanie. Pomyśl o tym, że niedługo będziemy u Raisin. Nie możesz zasnąć, musisz się nią zająć, gdy będziemy w domu.

– Rai... – szepnąłem, jakby odrobinę się rozbudzając. Myślałem o jej pięknym oczkach, malutkich dłoniach i tym jak bosko pachniała... Boże jak ja ją kocham.

– Tak, Rai. Teraz musisz zwymiotować, Harry. Wtedy będziesz czuł się dobrze i zaopiekujesz się Raisin.

– Ale ja nie umiem wymiotować... – po moich policzkach spłynęły łzy bezradności.

– Musisz włożyć palce do gardła, Harry – nakazał Louis, moje dłonie lekko się trzęsły, ale miałem w nich resztki czucia. Chłopak przytrzymywał mnie nad muszlą klozetową, kiedy ja dotknąłem swoimi palcami moje migdalki, od razu czując okropne łaskotanie w gardle. Nachyliłem się bardziej wymiotując swoim żołądkiem. Tak, jestem pewny, że go wyrzygałem.

Czułem na języku ohydną mieszankę pizzy połączonej z drinkami, które do tej pory wypiłem i dodatkowo cały ten smród sprawiał, że miałem ochotę ponownie zwrócić. Zamknąłem od razu po tym muszle klozetową spłukując wodę.

– Kochanie, dasz rade wstać, czy mam cię podnieść? – spytał, głaszcząc czule moje plecy.

– D-dam radę – czekałem jeszcze moment, zanim zacząłem się podnosić. On mimo to, ciągle mnie asekurował dodatkowo wsuwając nogę między moje uda, abym z całą pewnością się nie przewrócił. Trzymając jego dłoń podążyłem do umywalki od razu przeplukując usta i całą twarz zimną wodą.

– Lepiej ci troszkę? – spytał całując mnie z troską w kark.

– Dużo lepiej – odparłem słabszych, niż zwykle głosem odwracając się do niego po wysuszeniu rąk w wielkiej suszarce i przytuliłem go mocno.

– Co ten skurwiel ci mówił? – położyłem dłonie na moich policzkach, gdy lekko odsunął mnie od siebie.

– Zwyczajnie chciał mnie poderwać –  oparłem policzek na ramieniu Louisa. – Mówiłem mu o tobie i sobie poszedł.

– Czy kiedy z nim gadałeś odwracałeś się tyłem do swojego drinka? – dopytywał.

– Nie wiem... Przepraszam – spuściłem głowę, czując się tak głupio.

– Nigdy tak się nie bałem – słyszałem w jego głosie karcący ton.

– Przepraszam – powtórzyłem, zdając sobie sprawę z tego, że w zupełności chłopak ma rację.

– Nie przepraszaj mnie, Harry, bo to ciebie zgwałciłby jakiś popierdoleniec, a nie mnie – mruknął. W moich oczach stanęły łzy, kiedy bezsensownie patrzyłem na podłogę. Ten wieczór z minuty na minutę stał się zły, i to wszystko przeze mnie.

– Musisz uważać Harry – złapał mnie za rękę i pociągnął delikatnie w stronę wyjścia. – Nigdy nie powinieneś odwracać wzroku od swojego drinka, gdy podchodzi do ciebie nieznajomy.

Wypuściłem ze swoich ust powietrze ostatni raz, nim wyszliśmy z toalety.

– Chcę do domu, Lou. – szepnąłem, szarpiąc lekko jego rękaw.

– Nie. Nie idziemy – pokręciłem głową, na co przygryzłem nerwowo wargę. – Musimy rozwiązać sprawę z monitoringiem.

– Nie dzisiaj, Louis, proszę – odparłem błagalnie. Byłem zmęczony, chciałem się położyć w bezpieczny miejscu.

– Kurwa, Harry. Już dość bardachy narobiłeś! – krzyknął na mnie po wyjściu z łazienki. Spojrzałem na niego tylko przez moment, nim spuściłem głowę i nie odzywałem się już ani słowem, jeśli Louisowi to miało przeszkadzać. Szedłem obok niego za rękę zupełnie jak skarcone dziecko aż w końcu zbliżyliśmy się do baru, gdzie czekał już na rozmowę z Louisem właściciel tego klubu.

Przywitał się uściskiem dłoni z Louisem, dzieląc się z nim swoim nazwiskiem. – Bardzo mi przykro za to, co zdarzyło się w moim klubie.

– Co jest z tym człowiekiem, który chciał skrzywdzić mojego chłopaka? –  Louis ledwo trzymał nerwy na wodzy.

– Oczywiście mogą państwo zgłosić sprawę na policję – zaproponował facet. Policja?

– Oczywiście – Lou pokiwał głową w momencie, w którym ja odezwałem się mówiąc stanowcze "nie". Tomlinson spojrzał na mnie.

– Harry, nawet nie dyskutuj.

– Nie chcę tego zgłaszać. Chcę o tym zapomnieć.

– Żartujesz sobie? – złapał mnie w zgięciu łokcia.

– Nie rób szumu, proszę.

– To co, byłbyś chętny coś zgłaszać dopiero, gdyby cię już gdzieś zaciągnął?

– Daj już spokój.

Po tych słowach nerwy zdecydowanie mi puściły. Rozumiałem rozczarowanie Louisa, ale w tym momencie stał się najzwyklejszym dupkiem i nie miałem zamiaru słuchać jego przesiąkniętych pretensją słów. Skierowałem się do wyjścia z klubu, wybierając już po drodze odruchowo numer do przyjaciela.

– A ty gdzie się do cholery wybierasz?! – jednak nic nie mogło mnie już teraz obchodzić, nawet krzyk Louisa.

– Halo? Niall? – chłopak mruknął coś, więc kontynuowałem. – Możesz przyjechać pod ten neonowy klub? Wiesz gdzie. Tylko proszę, bądź jak najszybciej.

Dokładnie w momencie, w którym zacząłem się z nim żegnać, Louis wybiegł z klubu.

– Możesz mnie nie straszyć jeszcze bardziej?! Co się ugryzło, H?

– Co mnie ugryzło? – powtórzyłem po nim jego własne słowa z kpiną w głosie. – Naprawdę pytasz, co mnie ugryzło, Louis? Jestem przerażony całą tą sytuacją. Nie zrozumiałeś, że jedyne  czego chce to powrót do domu? Krzyczysz na mnie i zachowujesz się tak, jakbym specjalnie dosiadł się do tego człowieka i wypił naumyślnie tego drinka z narkotykiem! Jeśli masz być skończonym dupkiem, to nie chcę na ciebie teraz patrzeć – powiedziałem ścierając łzę, która splunęła po moim policzku. Alkohol, wymioty i krzyk Louisa sprawiły, że nagle opadłem z sił, mając wszystkiego dość.

– Ja też się przestraszyłem, Harry, dobrze? A kiedy jestem zdenerwowany to pieprzę głupoty! – ponownie podniósł głos. – Ja nie mówię ci tego wszystkiego dlatego, żeby sprawić, że będziesz czuł się jak idiota tylko dlatego, że cię kocham i ktoś prawie cię skrzywdził!

– Musisz przestać tłumaczyć swoje słowa emocjami!

– Uspokójmy się najlepiej oboje – westchnął, krążąc obok mnie. – Wracajmy do domu i tam porozmawiajmy.

– Nie, Louis. Musimy zrobić to osobno – pociągnąłem nosem, spostrzegając światła samochodu, które prawdopodobnie należało do Nialla.

– Nie ma takiego chuja – złapał mnie za rękaw kurtki, na co ja spojrzałem na niego groźnie. – To, że masz osiemnaście lat nie znaczy, że masz się tak cały czas zachowywać. Masz dziecko, Harry!

– Wiem o tym! Wiem o tym doskonale, Louis, do cholery!

– Więc zachowuj się jak osoba dorosła i nie uciekaj do swojego przyjaciela za każdym razem, gdy nie spodoba ci się coś, co powiedziałem!

– Oboje potrzebujemy od siebie odpocząć – ostatni raz na niego spojrzałem, nim wyrwałem się z jego delikatnego uścisku i wsiadłem do samochodu Horana.

– Jedź przed siebie – powiedziałem beznamiętnie.

– Spoko! Powiem Raisin, że tatuś sobie pojechał! – krzyknął Louis, rozkładając ręce. Niall, zgodnie z moim poleceniem, ruszył przed siebie z piskiem opon. Spoglądał na mnie ze zmartwieniem, kiedy schowałem twarz w dłoniach przecierając drętwą skórę. Zaczynałem zastanawiać się, czy moja decyzja nie była zła.

– Co do chuja? – spytał Niall. – Pokłóciliście się?

– Tak – pokiwałem głową, czując jak moje oczy robią się mokre. – Ja rozumiem, że się zdenerwował, ale...

– Nie powinien ci mówić czegoś takiego. Zawiodłem się, bo on nigdy nie mówi takich głupot – sarknął Niall, krążąc w okół parku. W samochodzie było cicho, ciemno i spokojnie. Potrzebowałem tego by czuć ulgę i bezpieczeństwo.

– Ja chcę z jednej strony wrócić do domu, do Rai, ale z drugiej boję się z nim porozmawiać... Jestem takim tchórzem – jękąłem.

– Wszystko się ułoży, Harry. Może rzeczywiście powinieneś wracać do Raisin – powiedział, parkując samochód i od razu mnie przytulił.

– Masz rację, potrzebowałem po prostu porozmawiać z tobą. Strasznie tęsknię za Rai.

– Nie możesz uciekać, ilekroć między tobą a Louisem będzie dochodziło do jakichś zgrzytów – dodał od siebie. – Jeśli naprawdę chcesz z nim być już zawsze, powinieneś wiedzieć, że nie zawsze będzie między wami kolorowo, a czasem wręcz przeciwnie.

– Wiem, dziękuję – westchnąłem głośno. – Możesz mnie zawieść do domu.

– Jasne, braciszku – uśmiechnął się, zawracając. – I nie obawiaj się rozmowy z Louisem. Pamiętaj, że to cały czas tylko on. Nikt nie czuje do ciebie tego co Tommo.

Kiedy dotarliśmy do mojego domu pożegnałem się z Niallem i podziękowałem mu za to, że mi pomógł. Niall był naprawdę najlepszym przyjacielem na świecie. Wiedziałem, że w momentach, w których go potrzebuje, zjawi się w minutę. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na stację paliw i zjedliśmy hot dogi. Gdy wszedłem do domu zobaczyłem moją mamę. Od razu uścisnęła mnie, a ja w skrócie wytłumaczyłem jej, że pokłóciłem się z Louisem. Zapewniła, że wszystko będzie dobrze.

Gdy wyszła, od razu poszedłem do pokoiku mojej córeczki, która smacznie spała, lecz gdy wziąłem ją w ramiona otworzyła swoje niebieskie oczka.

– Cześć, kochanie... – szepnąłem, całując ją po całej twarzy. – Tatuś bardzo za tobą tęsknił, wiesz?

Przytuliłem ją do siebie mocno ustawiając w pionie i przykładając jej główkę do swojego ramienia.

– Posłuchaj mnie teraz, dobrze? – spytałem pociągając nieznacznie nosem. – Powinnaś wiedzieć, że jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą dziewczynką na całym świecie. Jesteś... Taka piękna i cudowna, taka drobna. Może nigdy nie będę na ciebie zasługiwał, a-ale... Chcę być najlepszym tatusiem, wiesz? Nieważne są okoliczności.. ja zawsze będę z tobą, nigdy cię nie opuszczę. Po prostu teraz cała dorosłość mnie przytłoczyła, i to tak bardzo. To wszystko stało się zbyt duże i potrzebuję trochę czasu, by wszystko poukładać. Ale wiesz co? Bardzo kocham moją rodzinę.

Gula w moim gardle robiła się coraz większa, dlatego powstrzymywałem z całej siły chęć rozpłakania się.

– Wróciłeś – usłyszałem znajomy baryton za swoimi plecami.

– Przecież mówiłem, że potrzebuję chwili na ułożenie własnych myśli – odparłem, całując główkę Raisin.

– Nadal jesteś na mnie zły? – kątem oka widziałem, że stał oparty o futrynę w pokoju dziewczynki.

– Bardziej na siebie – wyznałem, kołysząc lekko malutką i przymykając oczy.

– Przepraszam za to, co mówiłem. – westchnął, podchodząc bliżej mnie. – Masz rację, emocje mnie nie usprawiedliwiają.

– Mnie również poniosło – palcem rysując wzorki na plecach dziewczynki, odprężyłem się znacznie, kiedy chłopak położył dłonie na mojej talii, wtulając głowę w moją szyję.

– Proszę, zgłoś to ze mną na policję, Harry. Nie może mu to ujść na sucho.

– Nie chcę, Louis. Uszanuj to, proszę – nacisnąłem na ostatnie słowo, przytulając Raisin.

– On chciał zrobić ci krzywdę... Zabiłbym go najchętniej gołymi rękoma – mruknąl, splatając palce na moim brzuchu.

– Wiem, Lou. Ale ja chcę po prostu o tym zapomnieć i nigdy do tego nie wracać. Ta sprawa będzie się za mną ciągnąc, a ja tego nie chcę – tłumaczyłem mu spokojnie.

– Na pewno? – szepnął w moje włosy, jedną rękę wyciągając do dłoni naszej córki.

– Tak. Nie chcę więcej o tym już myśleć – wyznałem, w końcu przekręcając lekko głowę, by spojrzeć na Louisa. – Kocham cię. Przepraszam, to wszystko mnie przerosło. Myślałem, że będzie łatwiej, że będę dawał sobie ze wszystkim radę, ale jednak to mnie przeciążyło – powiedziałem cicho, a on pocałował moje usta.

– Jesteśmy w tym razem, Harry. Musimy ze sobą rozmawiać i nie kryj przede mną swoich słabości, dobrze?

Kiwnąłem głową, a on znów się do mnie nachylił.

Oddałem pocałunek, uśmiechając się, gdy Louis odsunął się, całując mnie jeszcze raz w żuchwę. Odchylił moją głowę jeszcze bardziej do tyłu, aby namiętnie pieścić ustami także moją szyję.

– Lou... Trzymam w ramionach dziecko – zaśmiałem się, trzymając główkę dziewczynki.

– Już nie – puścił mi oczko, następnie odbierając ode mnie Raisin, którą włożył do kołyski. – Idź do sypialni, ja ją uśpię.

Uśmiechnąłem się do niego, chwilę patrząc jak delikatnie buja malutką w kołysce, a po chwili ruszyłem do sypialni, rozbierając się. Nie miałem sił na kąpiel. Po upływie zaledwie paru minut, Louis pojawił się w pokoju i od razu na wejściu ściągnął koszulkę, przyglądają mi się, kiedy leżałem już pod kołdrą. Obserwowałem jego piękne ciało, do momentu aż chłopak został w samej bieliźnie i ułożył się obok mnie. Od razu wtuliłem się w jego ciepłe ciało.

– A miałem nadzieję na jakieś wesołe zabawy po naszej randce – mruknął, szczypiąc lekko wewnętrzną stronę mojego uda. Zachichotałem kładąc się na jego klatce piersiowej i splatając nasze nogi, bym mógł być jak najbliżej swojego chłopaka.

– Więcej nie idziemy do klubu. Żadnego – powiedział stanowczo na co znowu się zaśmiałem.

– Nigdy nie chcę już tam chodzić – zgodziłem się z nim, przebiegając opuszkami palców po zaroście chłopaka.

– Miałem dobre intencje...

– Wiem, Lou – przerwałem mu. – To ja w głównej mierze przyczyniłem się do spieprzenia tej randki, więc to ja powinienem się obwiniać.

– Przecież to nie twoja wina, że ktoś chciał zrobić coś tak okropnego.

– Wiem. Chodzi mi o to, że uciekłem zamiast z tobą na spokojnie porozmawiać.

– To ja sprawiłem, że chciałeś ucieczka i to ja sprawiłem, że płakałeś. Powinienem cię wspierać, ale agresja wzrosła we mnie do takiego stopnia, że przelałem ją na ciebie. Wstyd mi, przepraszam – pocałował moje czoło w słodki sposób.

– Spać mi się chcę... – ziewnąłem, kładąc dłoń na jego torsie, a głowę w okolicy obojczyka.

– Śpij, skarbie. – odparł Louis gasząc lampkę nocną. – Śpij... – powtórzył delikatnie.

– Kocham cię – wymamrotałem, całując go szybko w usta, zanim przymknąłem powieki.

– Ja ciebie też, i przepraszam – odparł chłopak nim przytulił mnie mocniej, tak, że mogłem zasnąć w spokoju. W końcu mając swój błogi spokój...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro