Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40. Może to nasze przeznaczenie?

– Harry! – usłyszałem znów głos Louisa, który nawoływał moje imię już od pięciu minut, gdy ja siedziałem na kanapie z pełną determinacją. – Harry, przecież mogę ci pomóc.

– Jestem niezależnym mężczyzną, dam radę! – zacisnąłem zęby, próbując wygiąć się w jakiś wymyślny sposób, aby wsunąć piętę do trampka. Zdecydowanie nie doceniałem piątego miesiąca zanim nadszedł ósmy.

– Ale kochanie... Proszę, daj sobie pomóc – Louis, kucając przy mnie na jednym kolanie, złapał moją łydkę. Delikatnie kopnąłem go bokiem mojej stopy, przez co stracił równowagę, lądując na pośladkach.

– Ani się waż – mruknąłem. – Jak kobiety sobie radzą, to ja też!

– Dobrze, kurwa – chłopak westchnął głośno. – W takim razie dawaj sobie radę dalej... – naburmuszył się lekko, choć wiedziałem, że i tak nie jest zły.

– Nie musisz na mnie od razu fuczeć – prychnąłem, chwilę później klaszcząc z entuzjazmem w dłonie, gdy udało mi się założyć jeden but. – Widzisz?

– Wiesz, że teraz musisz zasznurować? – spytał głupio. Spojrzałem na rozwiązanego trampka, schylając się do niebieskich sznurówek. To są jakieś jaja, przecież nie dosięgnę!

– Ja te stopy ledwo widzę – jęknąłem z bólem, już prawie dosięgając do sznurowadeł. Szatyn kucnął przede mną, odciągając moje ręce i zasznurował buta, po czym bez żadnego problemu nasunął na moją stopę drugiego, również go zawiązując.

– Nienawidzę cię – stwierdziłem twardo, z rozczarowaniem, oczywiście kłamiąc, gdy chłopak pomógł mi wstać z kanapy.

– Kochasz mnie – stwierdził, łapiąc moje biodra w asekuracyjnym geście.

– Boże, jak pomyślę, że mam dzisiaj przejść jakiś dłuższy dystans, niż z łóżka do lodówki, to mam ochotę się rozpłakać – westchnąłem, wychodząc z szatynem na dwór.

– To wcale nie tak daleko jak ci się wydaje, a droga jest bardzo przyjemna – starał się mnie udobruchać, automatycznie łapiąc moją dłoń.

– Pogadamy jak ty będziesz dźwigał zbędne piętnaście kilogramów – zmrużyłem na niego oczy.

– To raczej nigdy nie nadejdzie, słonko. Musiałbym cały czas jeść i chyba w ogóle nie wychodzić z domu – odparł, masując wierzch mojej dłoni kciukiem. Nie pocieszał, wcale nie pocieszał. – Pomyśl, że jeszcze tylko dwa miesiące. Pomyśl-

– Niecałe! – podkreśliłem, z leniwym uśmiechem układając drugą rękę na brzuszku.

– Właśnie! Jeszcze tylko troszkę – po tym wycisnął mokry pocałunek na środku mojego czoła. Podśmiewywałem się z niego za każdym razem, gdy to robił, ponieważ musiał się trochę natrudzić, by do niego sięgnąć. To jest tak samo rozkoszne, jak stawanie na palcach do szafki, w której trzyma paczkę swoich ulubionych płatków śniadaniowych. I poza tym jest tak samo uparty jak ja, gdy chcę mu pomóc, a cały czas narzeka na mnie. Już tylko mogę się domyślać, jaka będzie nasza córka, posiadając cechy nas obu.

– Jak już urodzę chyba będę spał przez tydzień.

– Tak, tak – Louis zaśmiał się, cmokając mnie w szczękę i gładząc mój twardy jak skała brzuch. – Będziesz zbyt zajęty opieką nad naszym maleństwem.

– Dzisiaj w nocy Raisin mnie ciągle budziła – powiedziałem męczeńskim tonem. – Postanowiła sobie urządzić tańce o drugiej.

– Dlaczego mnie nie obudziłeś? – spojrzał na mnie z wyrzutem.

– A co niby byś zrobił? Ululał ją do snu? – parsknąłem urwanym śmiechem.

– Żebyś wiedział... Wiesz, jak na nią działam – uśmiechnął się zuchwale, prężąc swoją pierś. – Jestem super tatą! Jak się urodzi będę ją lulał, aż w końcu pójdzie do szkoły i będzie na to za duża.

Przewróciłem na niego czule oczami.
– Jeszcze oficjalnie ojcem nie zostałeś, a zachowujesz się jakbyś miał otrzymać order taty roku.

– Przecież to tak, jakbym już nim był, tylko jeszcze Raisin się nam chowa w twoim brzuszku. Ty też już mumusiujesz!

– Jestem jej tatusiem, a nie mamusią! – wyrzuciłem ostentacyjnie dłonie w górę, nie zauważając przygnądającej nam się skonsternowanym wzrokiem staruszki.

– Oczywiście, mamusiu – zaśmiał się Louis. Zauważyłem w oddali swój dom rodzinny. – Myślisz, że nie słyszę rano, gdy budzisz się pierwszy i pytasz naszej córeczki, czy już nie śpi? Lub czy jest głodna, czy jej wygodnie, czy-

– To nie znaczy, że jestem mamusią, głąbię! – uderzyłem go w tył głowy.

– Auu! – pisnął głośno - Mogłem wierzyć, gdy ludzie mówili, że ciężarni są nieobliczalni, ale ja mówiłem "nieee, ja go kocham."

– Droga wolna, dupku – burknąłem, specjalnie przyspieszając swe kroki, aby go wyprzedzić, a następnie przejść przez ulicę do mojego domu. Chłopak dogonił mnie, odcinając mi drogę swoim ciałem i zbliżył się, łapiąc moją talię. Patrzył na mnie w ten seksualny sposób. Albo nie. Patrzył na mnie w sposób całkiem normalny, ale mi się wszystko kojarzyło z seksem. W dodatku całkiem dawno tego nie robiliśmy...

– Puszczaj mnie, bo zacznę krzyczeć, że jesteś jakimś zwyrolem i próbujesz zrobić mi krzywdę – pogroziłem mu z cieniem uśmiechu na wargach.

– Oj, skarbie, jesteś taki nieznośny. Powinni mi gratulować, że z tobą wytrzymuję – patrzył na mnie z rozbawieniem. Jego oczy były intensywnie niebieskie, zupełnie jak niebo tego dnia i nawet ubrał się dokładnie tak samo, jak w dzień, gdy go poznałem. Właściwie różnił się jedynie fryzurą; tym razem boki jego włosów były przystrzyżone krócej niż zazwyczaj. – No dalej, bądź trochę bardziej czuły – uśmiechał się głupio, całując kąt mojej szczęki.

– A może ja nie chcę, co? – droczyłem się z nim, nie pokazując po sobie tego, jak zaschło mi w ustach. Chłopak przeniósł dłoń na mój lewy pośladek i  uśmiechnął się cwanie.

– Teraz też nie?

Pokręciłem w zaprzeczeniu głową, patrząc mu głęboko w oczy. Ten celibat mnie tak dobijał...
Louis zbliżał się irytująco powoli do moich ust, wówczas oblizując swoje wargi.

– Możecie oszczędzić tego widoku sąsiadom?!

Cały czar prysł po usłyszeniu po drugiej stronie ulicy mojej starszej siostrzyczki, która siedziała przed domem i podlewała kwiaty w ogrodzie, razem z moją mamą. Louis westchnął ciężko, odwracając się w stronę Gemmy.

– Nie możemy! – wrzasnął, wracając do moich ust i złączył nasze wargi w pocałunku, po czym-

– Jesteście oboje obleśni! – usłyszałem, kiedy oddałem pocałunek, wkradając palce pod jego kurtkę. Zachichotałem w usta Louisa, łapiąc jego kark i splatając tam swoje palce. Niestety mój brzuch nie pozwalał mi być tak blisko niego jak bym chciał.

W końcu zdecydowaliśmy się od siebie odsunąć i wreszcie przejść przez ulicę, trzymając się przy tym za ręce. Oparłem głowę o ramię szatyna, by iść z nim jak najbliżej, choć mogło wyglądać to zabawnie przez naszą różnicę wzrostu. Louis potrafił kilka razy w ciągu dnia komentować to, że odkąd się poznaliśmy urosłem kilka centymetrów. Gemma i mama podniosły się z kolan i po otrzepaniu brudnych od ziemi rąk o swoje spodnie, przytuliły nas obu na przywitanie. Louis otrzymał od mojej rodzicielki nawet buziaka w policzek.

– A mnie czemu nie całujesz?

– Ponieważ to jest mój ulubiony synek – powiedziała mama, głaszcząc policzek Louisa. Spojrzałem na nią jak na największego zdrajcę.

– Świetnie – burknąłem i pokazując jej, jak obrażony jestem, splotłem ramiona na piersi, kierując się w stronę domu.

– On tak teraz cały czas, mamo – szepnął za mną Louis, myśląc, że już go nie słyszę.

– Wcale nie! – odpowiedziałem mu, wchodząc do środka.

– Jesteś jak naburmuszona księżniczka – skwitowała Gemma, kładąc dłoń na moim ramieniu.

– Bo jestem księżniczką. Mam niewidzialną koronę – odparłem, kładąc się na kanapie. – Gdzie ten obiad? Raisin jest głodna.

– Raisin czy ty? – Gemma zachichotała. – Idź do stołu, jak mama przyjdzie to da ci żreć.

– Nikt o mnie nie dba – mruknąłem pod nosem, z trudem podnosząc się z sofy, aby następnie wejść do kuchni, gdzie przywitałem się z ojczymem.

– Jak to nikt o ciebie nie dba, a Louis? – Robin zaśmiał się, przytulając mnie na przywitanie.

– Nie chcą mi dać jeść – wydąłem dolną wargę. Mój głos załamał się niebezpiecznie. – I w dodatku nie mogę już sam założyć butów.

Kiedy otarłem łzy, poczułem jak szczupłe ramiona przytulają mnie od tyłu. – Dostaniesz jeść za moment, Harry. Przecież robiliśmy duże śniadanie.

– Ale ja chcę jeść cały czas! – pociągnąłem nosem, wtulając się plecami w tors swojego chłopaka.

Mój lament został podsumowany gromkimi śmiechami.

– Wszyscy się ze mnie śmieją, nikt mnie nie wspiera! – wyswobodziłem się z uścisku, by usiąść przy stole.

– Ja pierdole, współczuję ci Lou – powiedziała Gemma, do szatyna. Od razu została upomniana za przekleństwo. Usiadłem przy stole chowając twarz w dłoniach.

– Chcę potem do kfc – bąknąłem, kiedy obserwowałem jak mama podchodzi do kuchenki.

– Ale za chwilę będziesz miał kurczaka tutaj, H. No już, już... Przestań się smucić – Louis podszedł do mnie, pocierając moje ramię.

– Dlaczego się ze mnie śmiejecie? – spytałem, patrząc spode łba na swoich najbliższych. Louis westchnął, całując mnie w skroń. Czułem się przy nim taki bezpieczny. W momencie, w którym w końcu przede mną pojawił się wypełniony po brzegi przepysznie pachnącym obiadem talerz, jego odpowiedź w ogóle się dla mnie nie liczyła. Moje oczy rozbłysły swym podekscytowanym blaskiem i od razu podchwyciłem sztućce.

– Masz szczęście, że nie musisz dzisiaj czekać aż każdy dostanie talerz – Anne zaśmiała się, dopiero po chwili przynosząc porcje dla innych.

– Kocham cię, mamusiu – powiedziałem z pełnymi ustami. Louis spróbował mnie objąć, ale wtedy dałem mu kuksańca w bok. – Spadaj, to moje... – przyciągnąłem talerz bliżej siebie. Starszy westchnął, dosuwając się równo do stolika. Ze zrezygnowanym wyrazem twarzy położył ręce na kolanach, czekając na swój posiłek.

– Z każdym miesiącem robisz się coraz gorszy, H – prychnęła Gemma, patrząc na mnie z półuśmiechem.

– Nie rozumiem, o co wam chodzi – marszcząc brwi jadłem swój posiłek z mniejszą zachłannością niż wcześniej. – Każdy się na mnie uwziął, czy jak?

– Na wszystkich prychasz, aby za chwilę zacząć płakać, a jeszcze później każesz się przytulać i na rękach nosić. Ja bym zwariowała na miejscu Louisa. Wyprowadziłabym się już dawno.

– Sam chciał ze mną mieszkać.

– Kwestia przyzwyczajenia – Louis machnął ręką, biorąc do ręki widelec, kiedy zabrał się za jedzenie. – W pełni rozumiem, że to wszystko jest spowodowane ciążą i sam jest tym każdego dnia zmęczony. Myślę, że i tak jest bardzo silny i nie znosi tego najgorzej. Czasem nawet nie mówi mi, że coś go boli, a przecież to widzę. Wiele osób na jego miejscu by się po prostu załamało, ale Harry jest silny i daje sobie radę – sięgnął po półmisek z sałatą, nakładając ją na swój talerz, gdy bacznie się mu przyglądałem w niemałym szoku. – To on ma główny wpływ na zdrowie naszego dziecka, ja mogę jedynie zagryźć zęby i powstrzymać się od komentarza, gdy już naprawdę mnie denerwuje – zaśmiał się pod nosem.

– Jesteś naprawdę cudownym mężczyzną, Louis – powiedziała mama.

– Jest jeszcze lepszy niż sądzicie – złagodniałem, cmokając prędko usta szatyna.

– Opowiadajcie, co tam u dzidziusia! – zagaiła mama, siadając przy stole.

– Nie daje mi mała menda w nocy spać – rzuciłem, na samo wspomnienie wzdychając. – Akurat, gdy chcę spać jest bardzo ruchliwa.

– Ależ zupełnie to samo miałam z tobą! Gemma była bardzo grzeczna, a ty urządzałeś sobie w moim brzuchu rozgrywki piłki nożnej – oczy mojej mamy rozbłysły. – Mam jeszcze jakieś stare ziółka w szafce, takie rzeczy się nie psują. Dam ci.

– Boże, mogłem wcześniej ci o tym powiedzieć – jęknąłem. – Może moje męki nie trwałyby wtedy tak długo.

Mama uśmiechnęła się do mnie jowialnie. – A ja nadal czekam na nowe zdjęcie, które mieliście mi przynieść.

– Lou je ma! – zerwałem się, przykrywając dłoń Louisa swoją. – Wziąłeś zdjęcie, prawda, skarbie?

– Oczywiście, moment. – Louis sięgnął do tylniej kieszeni spodni. Następnie wyjął portfel, podając mamie zwinięty kartonik.

– Jeju, jeju! Moja wnusia! Jaka już duża rodzynka..

– Pokaż, pokaż! – pisnęła Gemma, niemal rzucając się w stronę kobiety, a chwilę później jej śladami podążył Robin. Uśmiechnąłem się szeroko, w odruchu kładąc dłoń na moim brzuszku.

– Wyobraźcie sobie, jeśli rodzynka okazałaby się chłopcem, na jakiego przystojniaka by wyrosła! – powiedziała mama, podając zdjęcie swojemu mężowi. – W końcu ojcowie są niczego sobie.

– Przykro mi mamo, ale to już pewne. Rodzynka jest dziewczynką i nie mówiliśmy wcześniej, ale wspólnie nadaliśmy jej imię – powiedział Louis. Widziałem jak jego oczy się błyszczały.

– To ja wiem już od miesięcy, a rodzicom jeszcze nic nie powiedzieliście? – Gemma spojrzała na nas zdziwiona.

– Wiedziałaś?! – zwróciła się do niej nasza mama z wyrzutem.

– To nieważne – stwierdził Robin. – Więc jak ją nazwaliście?

Spojrzałem krótko na Louisa i posłaliśmy sobie nawzajem szerokie uśmiechy zanim powiedzieliśmy równocześnie: – Raisin.

– Raisin Beryl Tomlinson – dopowiedziałem, obserwując ich reakcje. Rodzice spojrzeli się na nas z rozczuleniem, po chwili kierując swój wzrok na brzuch, gdzie też trzymałem swoją rękę.

– Drugie imię po babci! – zauważyła mama.

– Była wspaniałą kobietą, wiesz jak się z nią zżyłem. Była strasznie mądra.

– Wiedziałem, że jak już Harry weźmie się za wybieranie imion, nie będzie ono tantendne – powiedział Robin.

– Louis wymyślił Raisin – poinformowałem, zerkając na szatyna.

– Jest idealne, skarbie – mama spojrzała na mojego chłopaka z szerokim uśmiechem, który on odwzajemnił.

***

– Obiad był pyszny mamusiu, ale obiecałem, że odwiedzę Nialla – oznajmiłem, pomagając mamie w odnoszeniu talerzy.

– W porządku, synku. Ja tu jestem chociaż z Gemmą i Robinem, a on, biedaczek siedzi sam...

– Co poradzisz. Niall to typ buntownika, sam się izoluje, ale masz rację. Mi też go szkoda. Wieczny singiel – zachichotałem.

– Nie zatrzymuję już was – mama cmoknęła w policzek najpierw mnie, a potem stojącego obok Louisa.

– Kocham cię mamo, do zobaczenia – posłałem jej najszczerszy uśmiech, wychodząc z domu.

– Ale się najadlem – westchnąłem ociężale. – Aż mi brzuch wypchnęło, zobacz! – zażartowałem, powodując tym śmiech także i u chłopaka.

– I to jak – zachichotał – wyglądasz jakbyś był w ciąży!

– Muszę się w końcu wybrać na tę siłownię zanim zacznę się już toczyć – wyszczerzyłem się, wtulając twarz w ramię Louisa. – Ale poważnie. Po ciąży muszę się za siebie wziąć, bo mój brzuch będzie wyglądał jak totalna masakra.

– Nie przejmuj się tym teraz, skarbie. Jesteś i będziesz najpiękniejszy – powiedział, otwierając furtkę do domu Nialla.

– Ale będzie mi tak obrzydliwie skóra wisiała – westchnąłem. – Poza tym zobaczyłem wczoraj, że mam rozstępy pod pępkiem... Dziwię się, że dopiero teraz.

– To całkiem normalne. Sam kiedyś je miałem i to żaden powód do umniejszania swojej atrakcyjności – Louis sięgnął po moją dłoń, by ją pocałować. Boże, jak ja go kurwa kocham.

– Strasznie mi gorąco... – wyznałem. Pomimo, iż większość osób chodziła już w kurtkach ze względu na koniec września, ja byłem już spocony.

– To tak ode mnie idzie – chłopak wyszczerzył się, unosząc brodę. Przewróciłem oczami, pukając parę razy w drzwi. Ściągnąłem brwi, kiedy po odczekaniu dobrych kilkunastu sekund nie usłyszałem ani głosu Nialla, ani też jego kroków, dlatego postanowiłem zapukać drugi raz.

– Ja pierdole, pizza?!

Przymrużyłem oko, krzywiąc się na to, jak głośno Niall zadarł się po drugiej stronie drzwi.

– Twój przyjaciel i jego chłopak, ty tępa, zapominalska blondynko!

– Harry?! Dzisiaj jest wtorek? – Usłyszałem huk, więc Niall musiał wywrócić się na schodach, gdy po nich zbiegał.

– Wczoraj był poniedziałek, a jutro będzie środa. Tak, dzisiaj jest wtorek. Wygrałeś milion! – tupałem nogą, posyłając przy tym szatynowi rozbawione spojrzenie.

– Dobra, kurwa. Moment – powiedział Niall, po chwili czekania otwierając drzwi. – Hiii!

Uśmiechał się do nas niewinnie, a w moje oczy od razu rzuciły się jego rozczochrane włosy oraz fakt, że miał na sobie tylko bokserki i założone na lewą stronę dresy.

– Stary, wyglądasz jak gówno – powiedział Louis, patrząc na Nialla z lekkim zmartwieniem.

Znałem swojego przyjaciel na tyle długo, aby od razu po języku jego ciała rozpoznać, że czymś się zestresował i był wyraźnie skrępowany.

– Może... posiedzimy na zewnątrz? – zaproponował dziwnym tonem.

– Na zewnątrz? – zdziwiłem się krzywiąc usta. – Nie masz na sobie ubrań. Wolałbym wejść do środka. Czy wszystko dobrze, Niall?

– Pewnie! – odpowiedział szybko. Za szybko. – Dzisiaj na dworze jest ładna pogoda, już niedługo codziennie będzie lało i pomyślałem, że musimy korzystać póki...

– Niall, mam zejść?! – usłyszeliśmy z wnętrza domu dziwnie znajomy głos, przez który chłopak momentalnie pobladł.

– To był Zayn? – Louis wyskoczył pierwszy z pytaniem, podnosząc brwi.

– T-tak, całkiem możliwe, prawdopodobne, oczywiste, nie! Nie, nie, bynajmniej, sądzę, że... – blondyn zaczął bawić się palcami i po chwili ponownie, tym razem dużo wyraźniej, usłyszeliśmy głos Malika.

– Niall, idę!

Spojrzałem na Louisa, który był tak samo zaskoczony jak ja, gdy wpatrywał oczy w Nialla.

– Przesuń się, duh – powiedziałem zdecydowanym tonem, odpychając Irlandczyka na bok, aby wyminąć go i wejść do środka co chwilę po mnie zrobił szatyn. Wkrótce ze schodów zbiegł nikt inny Zayn.

– No to, kurwa, pięknie – Louis założył ramiona na piersi w momencie, gdy Malik stanął na ostatnim stopniu.

Zayn, w przeciwieństwie do Nialla nie wyglądał na absolutnie ani trochę zażenowanego, a wręcz przeciwnie. Tymczasem wyraz twarzy młodszego, świadczył o tym, że w każdej bliskiej chwili zaraz mógł zapaść się pod ziemię przez to, że Zayn również był półnagi.

– Okeej, co tu się dzieje? – spytałem, utrzymując spokój tak jakbym właśnie nie przyłapał dwójki przyjaciół na seksie.

– Po pierwsze, to nie to, na co wygląda – zabrał głos odważniejszy z ich dwójki – wczoraj wyszliśmy z Niallem na randkę i przyszliśmy właśnie tu, ale z góry mówię, nie robiliśmy tego o czym myślicie – wzruszył ramionami.

– I ja nic o tym nie wiem?! – wrzasnąłem głośno. Cholera, byłem przekonany, że Niall poinformuje mnie o takich rzeczach.

– Może chodźmy do salonu... – zaproponował Niall.

– Malik, dlaczego mi nic nie mówiłeś? – tym razem to Louis zwrócił się z pretensją do swojego przyjaciela, gdy cała nasza czwórka już wygodnie usiadła w salonie.

– Pójdę po piwo – odparł Niall, znikając z zasięgu wzroku.

– Wiedziałem, że ucieknie – żachnąłem się. – Co wy robiliście całą noc? – uderzyłem pięścią w swoje kolano, na co Louis zaśmiał się lakonicznie.

– Rozmawialiśmy, Harry. Za kogo ty mnie masz? – Zayn uniósł ręce do góry w geście obronnym.

– Daliście sobie buzi w czółko i grzecznie odwróciliście się do siebie tyłem, a następnie zasnęliście? – prychnąłem. – Oczywiście. Właśnie tak powstała Raisin.

– To była nasza pierwsza randka, czy wy na pierwszej już uprawialiśmy seks? – spytał głupio Malik.

– My nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce – palnąłem.

– Co ty robisz? – szepnął do mnie Louis. – To nie stawia nas w najlepszym świetle.

– Więc wracając do tematu – oczyściłem gardło – jesteście razem, czy jak? I skoro to była wasza święta, pierwsza randka, dlaczego spaliście od razu w jednym łóżku?

– Oglądaliśmy film i zasnęliśmy razem. Niall jest strasznie uroczy jak śpi – Zayn wręcz wyszeptał ostatnie słowa.

– Owww! – mruknąłem, równocześnie z Louisem.

– W końcu sprawiłeś, że ten Irlandczyk się zgejozował – Louis zaśmiał się. Postanowiłem sprawdzić, czy wszystko dobrze z Niallem.

Zostawiłem dwójkę najstarszych chłopaków, kierując swoje kroki w stronę kuchni, gdzie przy blacie stał spięty Horan, niespokojnie popijając swoje piwo.

– Dlaczego się tak zdenerwowałeś, Ni? – spytałem, kładąc dłoń na jego ramieniu.

– Bo... to dla mnie jest cały czas nowe, Hazz – przyznał. – Plus, dopadły mnie małe wyrzuty sumienia przez to, że nic ci nie powiedziałem...

– Jeju, mój irlandzki wstydzioszku – wziąłem swojego przyjaciela w objęcia.

On odwzajemnił mój uścisk, wzdychając cicho. – Wiesz... – zaczął niepewnie, mrucząc przy moim uchu – całowaliśmy się.

Pisnąłem, zasłaniając usta dłońmi, bo- o mój Boże! Odsunąłem się od niego, zagryzając wargę. Zachowywaliśmy się jak dwunastoletnie dziewczynki.

– Jak to się stało? Jak całował? Gadaj!

– Gdy oglądaliśmy film, on nagle mnie objął i... – przygryzł wargę – zapytał mnie czy może...

– No i?

– W jakiś sposób udało mi się wydukać, że to w porządku.

Próbowałem powstrzymać pisk, kładąc dłoń na brzuchu.

– I to było z początku takie... dziwne, bo zawsze to ja byłem tym, który nad kimś dominował, ale spodobało mi się to... cholernie-bardzo-mocno mi się spodobało.

– Czyli... Skoro podoba ci się całowanie z Zaynem, będzie coś z tego? – spytałem, szczerząc się.

– Mam nadzieję – westchnął, zerkając w stronę wyjścia z kłótni. – Byłem w szoku, wiesz? Nie sądziłem, że ja też mogę mu się podobać. Ale zadzwonił do mnie i powiedział: "zaraz kończę pracę, chciałbym spędzić z tobą wieczór". No i wtedy prawie wypieprzyłem się ze schodów.

Zaśmiałem się krótko.

– Ja też tego nie wiedziałem. Za słabo znam Zayna, by czytać mu z oczu, ale gdy przed chwilą mówił tobie, to wyglądał na zachwyconego – wyznałem – no dobra, a co było po pocałunku?

– Oglądaliśmy dalej film tylko, że przytulaliśmy się – zacząłem udawać kaszel, mamrocząc w trakcie niego "frajer", za co on pacnął mnie w ramię.

– Cholera, pasujecie do siebie. Naprawdę, z żadną laską tak ładnie nie wyglądałeś – przyznałem cały czas, uśmiechając się z dumą. Mój mały Niall w końcu kogoś ma, to takie niesłychane.

– Myślisz, że on mógłby chcieć... – przełknął ślinę – być ze mną?

– A ty byś tego chciał? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie – Bo myślę, że Zayn jest tobą oczarowany!

– Na razie jestem tym wszystkim zbyt zaskoczony. Nie chcę ponieść się chwilowym uczuciom, związek to zobowiązanie i nie wiem, czy chcę czegoś takiego zwłaszcza, że na razie jestem po prostu zdezorientowany, bo całe życie sądziłem, że podobają mi się tylko laski.

– Zobaczymy jak wszystko się potoczy. Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jak będziecie uprawiać seks to będziesz na dole – parsknąłem.

– C-co?! – praktycznie pisnął, a ja nie potrafiłem powstrzymać śmiechu widząc jego minę. – A-ale, jak to?

– Znaczy wiesz... w sumie możecie być switch, ale słyszałem od Louisa, że Zayn jest raczej dominantem.

– Wciąż nie rozumiem...

– Wytłumaczę ci to, przyjacielu – podszedłem do niego i schyliłem się do jego ucha – będziesz miał kutasa w dupie.

– Ale to będzie bolało! – pokręcił głową, wyglądając jakby zobaczył prawdziwego diabła.

– Wiesz... ja tam nie narzekam i nie uważam, by to bolało...

– Ale ja nie jestem pedałem jak ty – Niall założył ramiona na klatce piersiowej.

– Oh, Horan. Jeśli podoba ci się to, jak całujesz się z Zaynem, to pewnego razu zanim się obejrzysz zaczniecie się pieprzyć.

– Ale ja nie wiem jak to się robi! Do tej pory zawsze byłem tym, który wkładał, a nie miał coś wkładanego!

– Jezu, Niall. Podjudzam cię – przewróciłem oczami. – Nie myśl o tym na razie, przecież to dopiero początek. Może wrócimy do chłopaków? Albo ja i Louis możemy pojechać domu, jeśli chciałbyś być sam z Zazusiem...

– Ale ja się boję! – patrzyłem na niego z szerokim, rozbawionym uśmiechem. – I tak, wróćmy do chłopaków, bo oni pewnie myślą, że spiskujemy, czy coś.

– A co właśnie robimy? – zachichotałem, prowadząc Nialla do pokoju.

– Już zdążyliście nam dupę obrobić? – spytał Louis, siedząc obok swojego przyjaciela.

– Zdecydowanie. Jest co obrabiać, skarbie – zaśmiałem się wysyłając szatynowi głupkowate spojrzenie, kiedy siadałem obok niego.

Niall krótką chwilę nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić, dopóki Zayn nie przyciągnął go na swoje kolana. Uśmiechnąłem się szeroko na ten rozczulający widok, ukradkiem zerkając na swojego chłopaka.

Nigdy bym się nie spodziewał takiego zwrotu akcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro