39. Miał na imię Patrick, już wtedy byłem pewny, że wolę chłopaków
Praktycznie pół nocy zamiast na faktycznym spaniu spędziłem na wierceniu się z boku na bok, starając się powstrzymać chęć zabicia Louisa, ilekroć zbyt głośno chrapał. Oprócz tego Raisin chyba też miała gorszą noc, ponieważ ciągle wierciła się we mnie intensywnie, a ja chciałem tylko porządnie zasnąć, nic więcej.
Około siódmej rano nie potrafiłem znaleźć sobie wygodnej pozycji, a sen zszedł mi z powiek już praktycznie całkowicie, dlatego też nie mając niestety już nic innego do roboty, postanowiłem pójść do salonu. Włączyłem telewizor, siadając tam ze szklanką wody i przykryłem się kocem, który wyciągnąłem z szafy. Westchnąłem cicho, szukając czegoś ciekawego, jednak o tej godzinie w telewizji leciały same wiadomości.
Oczy szczypały mnie niemiłosiernie, lecz w tym samym czasie nie miałem ochoty na sen. Chociaż w moim stanie zmęczenie mi nie służyło.
Marzyłem obecnie o tym, aby cofnąć czas i nie pozwolić Louisowi jechać na tę domówkę, jakkolwiek to brzmi, bo przecież jest dorosły, ale nie zachował się tak. Nie zachował się jak człowiek, który za parę miesięcy powita swoją córkę i który coś obiecał.
Bezsensownie przełączałem pilotem programy, skacząc z jednego na drugi, coraz bardziej się tym nudząc. Nie usłyszałem nawet kroków i zorientowałem się, że szatyn nie śpi dopiero po tym jak stanął w pokoju. Spojrzałem na niego bez emocji, czekając na to, aż odezwie się jako pierwszy.
– Dlaczego do cholery jasnej nie śpiesz o tej porze?
Zamknąłem tylko bardziej usta i wróciłem do skakania po programach.
– Harry? – podszedł bliżej mnie z uniesionymi brwiami. – Słyszałeś mnie?
Westchnąłem tylko, przykrywając się kocem pod szyję. Może zachowywałem się trochę dziecinnie, ale on nie zasługiwał teraz na moją uwagę.
– Jesteś na mnie zły, prawda? – fuknął ciężko, przysiadając się obok mnie na kanapie. – Chodzi o to, że jarałem?
Westchnąłem głośno, zamykając oczy.
– Nie – powiedziałem, patrząc na Louisa. – Nie tylko o to, do cholery.
Szatyn przygryzł wargę. – Więc powiedz mi, proszę, o co ci dokładnie chodzi.
– O co mi chodzi? – spytałem głupio. – Wyszedłeś raz, Louis, jeden raz na małą, małą domówkę! I schlałeś się zupełnie! Czekałem na ciebie pieprzony czas, nie mogąc po prostu pójść sobie spać, bo martwiłem się o ciebie! Miałeś wrócić o północy, czekałem na ciebie pieprzone godziny, kiedy mój brzuch bolał, ponieważ jestem w pieprzonej ciąży, zupełnie tak dla twojej świadomości, a twoja córka nie traktowała mnie z litością! Czekałem na ciebie, a kiedy przyszedłeś byłeś zupełnie najarany i roześmiany! A ja leżałem w łóżku, wyczekując tylko na to, aż uda mi się zasnąć i Raisin się uspokoi, bym mógł zmróżyć oczy - i tu cię zaskoczę, ponieważ nie była spokojna całą noc, a ja jestem zmęczony, cholernie zmęczony, ale jeszcze bardziej zawiedziony!
Chłopak wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi wargami. Drapał się oprócz tego nerwowo w tył głowy, unikając mojego wzroku. Oparłem czoło o kolana, które przyciągnięte miałem do klatki piersiowej. Schowałem twarz bardziej w materiale szarego kocyka.
– Kochanie... – w końcu Louis odezwał się delikatnie, lokując swą dłoń na moich plecach. – Przepraszam cię...
– Nie kochaniuj mi teraz, proszę – warknąłem, wciskając twarz w swoje kolana.
– Przepraszam, przepraszam, Boże. – wyraźnie wzdrygnął się, gdy przekląłem. – Nie mam pojęcia, co mogę jeszcze zrobić...
– Nadal boli mnie brzuch. Ona będzie jakąś piłkarką! – załkałem, mówiąc niewyraźnie przez materiał. Chłopak przeniósł swoją dłoń między moje nogi i począł gładzić moją skórę, czując energiczne kopnięcia.
– Przepraszam, H... Nie wiem, co sobie myślałem...
– Wróciłeś najarany, co ja miałem pomyśleć? – podniosłem głowę, opierając się o kanapę.
– Że dobrze się bawiłem? – bardziej zapytał niż stwierdził, układając niepewnie głowę na moim ramieniu.
– Ja się nie bawiłem dobrze – powiedziałem sennie, wzdychając. – Louis, zrozum mnie, jak mam się czuć skoro na co dzień nie pozwalasz mi robić niektórych, normalnych czynności, a wczoraj po prostu wyszedłeś na pół nocy i nawet nie mogłem się do ciebie dodzwonić?
– Proszę, wybacz mi, Harry. Obiecuję, że więcej nie pójdę już na żadną imprezę, nic więcej nie zapalę i będę ładować swój telefon przed wyjściem – przekonywał mnie, całując szybko moje czoło, tak jakby bał się o to, że go odtrące. Spojrzałem na niego, przecierając swoje oczy.
– A przytulisz mnie? – spytałem cicho.
– Zawsze – kąciki jego ust delikatnie drgnęły i już po chwili zostałem przyciągniąty do jego klatki piersiowej. Przymknąłem powieki, oddychając uspokajająco, gdy owinąłem ramiona w okół talii chłopaka, który nadal był w samej bieliźnie.
– Nadal się gniewasz? – wyszemrał w moje włosy.
– Tak, oczywiście, nie myśl sobie, że nie – powiedziałem zgodnie z prawdą, trzymając go kurczowo.
– To w porządku – mruknął, muskając miejsce między moimi łopatkami. – Jak teraz twój brzuch?
– Czekaj...– wymamrotałem, składając trzy palce i dźgając nimi brzuch Louisa, przez co ten lekko się skulił.
– Ała! – jęknął, patrząc na mnie spode łba. – Zadowolony?!
– Ani trochę, ale chciałem ci pokazać, co czuje w swoim brzuchu tylko od środka.
Chłopak prędko nachylił się do mojego odsłoniętego brzuszka i pocałował go czule, szepcząc do Raisin. – Nie męcz tatusia, słońce...
Uśmiechnąłem się mimowolnie podnosząc z łóżka opatulony swoim kocykiem. – Chodźmy spać – jęknąłem.
– Świetny pomysł – odparł, obejmując mnie ramieniem i dodatkowo przy tym ziewając.
– Chyba masz kaca – stwierdziłem, kiedy wchodziliśmy razem po schodkach
– No co ty? – parsknął ironicznie masując się po skroniach. – Nie zauważyłem.
Zachichotałem po chwili wczołgując się na wysokie materac i przykrywając się grubą warstwą pościeli.
– Zaraz sobie haftnę – burknął, kładąc się obok. – Dobrze mi tak.
– Wiesz, gdzie jest toaleta jakby co – poinformowałem zamykając oczy.
– Śpij spokojnie – mruknął, ponownie jak wczoraj wieczorem wtulając się we mnie od tyłu. Przytuliłem się mocniej plecami do jego torsu, powoli odczuwając ulgę i zasypiając.
Obudziłem się jako pierwszy, ku mojemu zaskoczeniu w pół do drugiej po południu. Louis, jak można się domyśleć, ze względu na jego kaca również wstał, więc ja jako, iż czułem się nowo narodzony, postanowiłem przygotować dla nas śniadanie, (a raczej już obiad). Ponieważ nie wiedziałem za bardzo co ubrać, zdecydowałem się na jedną z bardzo dużych bluz Louisa. Czarna bluza z adidas zakrywała mi pół uda, a rękawy były prawie idealne. Nigdy nie wiedziałem po co mu tak duże ubranie, ale teraz mogłem sam skorzystać.
Nie mając do końca pojęcia, co byłoby dobre na kaca, ostatecznie zdecydowałem się przygotować dla nas obojgu jajecznicę, a następnie wycisnąć z odpowiedniej saszetki tabletki przeciwbólowe jeśli Tomlinson miałby ochotę z nich skorzystać. Wbijałem na patelnię jajka i dodałem cebuli, trochę pomidorów i bekon. Kiedyś wszystko mieszałem razem poczułem ramiona wokół swojej tali i brodę na szczycie mojego ramienia.
– Dzień dobry... – usłyszałem znajomy, zachrypnięty głos przy swoim uchu.
– Wow, ty żyjesz! – zaśmiałem się. – Paracetamol jest tutaj jakby co – powiedziałem, wskazując na dwie pastylki.Weź swoje lekarstwo.
– Dziękuję, kochanie – powiedział opierając brodę na moim barku. – Bardzo ładnie pachnie... jaki ty jesteś idealny – westchnął marzycielsko.
– Wiem, wiem – mruknąłem. – Siedzę grzecznie w domu, robię ci śniadanie, nie jaram pieprzonej trawy...
Uścisk na moim brzuchu poluźnił się, a Louis zdjął brodę z mojego ramienia by oprzeć czoło na mojej łopatce.
– Nadal będziesz za to uszczypliwy? - westchnął, patrząc ślepo w patelnię. – Zawiniłem, zrozumiałem swój błąd, ale przeprosiłem cię. Nie cofnę czasu, nieważne jak bardzo tego pragnę – powiedział, przełykając ślinę.
– Wiem. Co nie zmienia faktu, że głównie z twojego powodu czułem się wczoraj okropnie. Najpierw, gdy się spóźniłeś, bałem się, że coś ci się stało, a potem było mi zwyczajnie przykro przez głupotę jaką odwaliłeś. Nadal odczuwam w jakimś małym stopniu złość.
Louis westchnął, całując mocno moją skroń. Po przełknięciu tabletki z pomocą szklanki wody, usiadł na blacie, obserwując moje poczynania.
– Miałeś kogoś przede mną?
Spojrzałem na niego ściągając brwi na to nagłe pytanie. Uśmiechnąłem się do niego krzywo.
– Skąd taka nagła zmiana tematu?
– Wczoraj na imprezie ktoś nasunął taki temat i zauważyłem, że każdy miał jakąś licealną miłość, więc jestem ciekawy, czy ty też.
– W liceum spodobałeś mi się tylko ty, ale chłopak z trzeciej klasy gimnazjum się liczy?
– Tak! – zaśmiał się, jakby to była najbardziej oczywista sprawa. – Opowiedz mi o nim!
– Dobra, dobra. Miał na imię Patrick, już wtedy byłem pewny, że wolę chłopaków... – zacząłem przeżuwając posiłek. – Dosyć wcześnie to odkryłem. Zacząłem dostrzegać, że siedząc na ławce w sali gimnastycznej patrzyłem na spoconych chłopaków.. To było gorące! – zachichotałem. – Mieliśmy złączone treningi siatkówki-
– Grałeś w siatkę? – przerwał mi.
– Wyobraź sobie, że tak – kiwnąłem głową. – W gimnazjum byłem bardzo wysportowany. Idąc do liceum jakoś wszystko mi przeszło.
– Okej, mów dalej.
– Strasznie się kochałem w tym chłopaku, ale teraz z perspektywy czasu wiem, że było to tylko i wyłącznie szczeniackie zauroczenie. Byłem nawet przekonany, że Patrick jest totalnie hetero, bo w sumie nawet rzadko kiedy ze mną rozmawiał i były plotki, że ma dziewczynę.
– O mój boże, i co dalej? – Lou patrzył na mnie z ekscytacją.
– Więc ja, posiadając oczywiście niesłychanie złamane serce – powiedziałem prześmiewczo smutnym tonem – próbowałem go unikać. Chowałem się w bibliotece, unikałem stołówki i sali gimnastycznej. W końcu nie wytrzymałem bycia razem z nim w jednej grupie na wf'ie i zapytałem wuefistę, czy mogę pójść do łazienki, miałem w planach siedzieć tam już do końca lekcji.
– I co? Przyszedł tam, podparł cię do ściany i całował namiętnie? – chłopak parsknął.
– Tak – pokiwałem głową, na co on o mało nie napluł sobie do talerza. Uśmiechnąłem się lekko kontynuując.
– Nie nazwałbym tego namiętnym pocałunkiem oczywiście, bo byłem tak mega szczęśliwy, ale też równocześnie zdziwiony, że praktycznie na nim wisiałem, bo miałem miękkie kolana i właśnie tak... źle wspominam ten cały pocałunek z mojej strony.
– Czyli bez fajerwerków – powiedział Louis kładąc pusty talerz na stole. Pociągnął mnie do salonu, podreptał do kuchni i wrócił z dwiema szklankami soku, podając mi jedną z nich.
– Co dalej?
– To jest ta najbardziej żenująca część – mruknąłem i na samą myśl o tym wspomnieniu na moje policzki wkroczyły rumieńce. – W momencie, w którym ja cały się już gotowałem od środka, pani woźna akurat postanowiła, że musi posprzątać w toalecie. Była w niemałym szoku.
Szatyn prawie wypluł swój sok pomarańczowy przełykając go szybko i zaczął się śmiać gromko.
– A co czułeś, kiedy był nasz pierwszy pocałunek?
– Topiłem się od środka – wyznałem. – Kiedy się pocałowaliśmy, dosłownie zapalił mi się w żołądku jakiś ogień, który zaczął palić moje wnętrzności, ale wiadomo, w ten przyjemny sposób!
Louis uśmiechnął się szeroko wyciągając do mnie dłoń i łącząc nasze palce, które pasowały do siebie idealnie pomimo różnicy w rozmiarze, ucałował moje knykcie.
– A ty? – spojrzałem na niego z leniwym uśmiechem zdobiącym moją twarz. – Jak ty to odczuwałeś?
– To trudne pytanie. Czułem tutaj taki duży ucisk – powiedział wskazując na swoją klatkę piersiową. – To było takie dobre, perfekcyjne, że aż mnie coś w sercu piekło. Myślałem o tym, że masz perfekcyjne usta, miękkie, pełne i po prostu idealne. Jednocześnie chciałem całować je powolutku, ale w tym samym momencie mógłbym się na ciebie rzucić jak zwierzę. W zasadzie nie zmieniło się wiele od tego pocałunku do dzisiejszych.
– Na pewno teraz nie jest tak niezręcznie jak było wtedy – stwierdziłem ze śmiechem. – Miałem wrażenie, że lada moment mnie odepchniesz i powiesz znowu, że jestem dzieciakiem czy coś, a ty mnie już rozbierać za chwilę chciałeś – pokazałem mu język.
– Napaliłeś mnie! Miałem okazję widzieć twój piękny tors dwie godziny, a nawet go dotykać! Kiedy położyłeś się na stole, ukrywałem twardego kutasa pod biurkiem!
– Boże, w takim razie ja wcale nie byłem lepszy – oznajmiłem – Jak pierwszy raz cię zobaczyłem bez koszulki to przecież uciekłem do pokoju, by sobie ulżyć. Ale... to już akurat sam wiesz...
– To, że zareagowałeś tak na sam mój tors było całkiem urocze – chłopak uśmiechnął się do mnie, stykając nasze nosy na sekundę.
– Dla ciebie to było urocze, a ja w tym czasie prawie umarłem z zażenowania – bąknąłem.
– Nawet teraz jesteś czerwony! – Louis pisnął jak dziewczynka, głaszcząc mój policzek. – Ouu... parzy!
– Głupek – trzepnąłem go w ramię. – Ja wtedy nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nigdy tak nie reagowałem na żadnego chłopaka, chyba, że był aktorem porno.
– Oglądałeś porno?! Ty brudny chłopcze!
– Każdy ogląda porno, hipokryto – dałem mu nie tak małego pstryczka w czubek piegatego noska.
– Mój nos! – chłopak zawołał zakrywając swój kinolek dłońmi. – Boli – jęknął – musisz pocałować.
Przewróciłem oczami szybko cmokając zadarty nos.
– Przyznaj, że oglądasz porno – dokuczałem mu i wywierając na nim jeszcze większą presję, usiadłem mu na kolanach.
– Przestałem, kiedy cię poznałem – powiedział chłopak. – Od tego czasu robiłem to raz.
– Serio? – spojrzałem na niego (z prawdopdoobnie źrenicami w kształcie serduszek), a gdy on potwierdził swoje słowa małym skinieniem głowy, prychnąłem krótko mówiąc: – Frajer. Ja nadal oglądam.
– Jak jeszcze oficjalnie nie byliśmy razem waliłem sobie do wyobrażeń z tobą w roli głównej. Skakałeś na moim penisie w moich snach – chłopak polizał mój policzek z góry na dół jak kocur.
– Ja zawsze oglądam takie porno, gdzie jeden z aktorów wygląda jak ty – uśmiechnąłem się lekko, wycierając mokry policzek o jego włosy.
– Czyli prawdziwy ja ci nie wystarczam? – szatyn udał oburzenie mówiąc wysoko.
– Pewnie, że nie – wywróciłem oczami. – Tylko, że ty nie zdajesz sobie sprawy, co to są burzliwe hormony, zwłaszcza w moim wieku. Non stop mam na coś ochotę.
– Oj, skarbie. Kiedy już urodzisz... – chłopak zbliżył się do mojego ucha. – Przysięgam, że zrujnuje cię, jak nigdy. Będziesz widział gwiazdy, a jedyne słowo, jakie będziesz w stanie wymawiać to moje imię.
– Pierdol się – warknąłem, ciężko przy tym oddychając.
– Będę, z tobą, do nieprzytomności – Louis uśmiechnął się cwanie.
– Jesteś okropny – burknąłem, wyrywając przy tym wargę.
– Możemy nawet nagrać własną sex taśmę, żebyś mógł to odtwarzać, jeszcze raz i następny...
– Louis, przestań no! – jęknąłem, mimo, iż w głębi duszy miałem ochotę błagać go, by mówił mi tak cały czas.
– Powinienem wymyśleć to wcześniej – oznajmił chłopak. – Będziesz bałaganem, skarbie.
– Obiecujsz? – wierciłem się na jego kolanach przez nieprzyjemnie ciążącą mi erekcję.
– Oczywiście – powiedział chłopak ściskając moją męskość przez materiał spodni – Ale to dopiero po porodzie, kochanie.
– Ale ja tak strasznie cię chcę... – wcisnąłem pośladki w jego krocze.
– Wiem, kochanie. Chcesz, żebym pomógł ci ręką? – spytał patrząc mi w oczy i wyciągając ze spodni moją twardość.
– Proszę – stęknąłem, mocniej wypychajac biodra w stronę jego ręki.
– Jęcz dla mnie głośno, słońce – poprosił szatyn, więc chwilę później wykonywałem jego rozkazy kiedy on ruszał swoją dłonią po całej długości mego penisa, a ja stękałem aż do osiągnięcia szczytu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro