Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. Denerwujesz się pierwszą, prawdziwą nocą w twoim nowym domu?

– Louis, proszę, pozwól mi znieść chociaż jedno, najlżejsze pudło... – nalegałem, stawając za szatynem. – Przecież ja się przy tej przeprowadzce wynudzę na śmierć.

– To... Jedno i nic więcej. Zanieś je do auta – powiedział, wpychając mi do rąk pudełko z moimi koszulkami, a raczej tylko ich małą (najmniejszą) częścią. Wyszczerzyłem się szeroko, całując go mocno w policzek i ruszyłem z dumą w stronę samochodu. Wręcz podskakiwałem, zadowolony, że mogę w czymś pomóc.

Odkąd wróciłem ze szpitala, czułem się zupełnie bezużyteczny. Wszyscy chcieli, żebym tylko leżał i się nie ruszał. Nie miałem im tego za złe, bo musiałem być delikatny, żeby z dzieckiem było wszystko w porządku, ale czas mijał, a ja czułem się już naprawdę w porządku i mogłem pomóc w noszeniu rzeczy. Przynajmniej tych lekkich. Rano udało mi się przemycić do auta kartony z kolekcją płyt cd i bielizną, ale gdy tylko Louis się zorientował, zrobił mi istną awanturę. Jego nadwrażliwość była urocza. Teraz tylko musiałem się do niej jeszcze bardziej przyzwyczaić, bo... mieliśmy zamieszkać razem. Na początku moi rodzice byli sceptycznie nastawieni, zwłaszcza mama. Uważała, że nam i dziecku byłoby dobrze tutaj, w domu rodzinnym, z jej pomocą i nadzorem... ale ja myślałem inaczej. Nasza córka potrzebowała własnego domu. Tutaj musielibyśmy gnieździć się w trójkę w jednym pokoju. Mieszkanie Louisa zapewniało dużo lepsze warunki. Więc tak, po ciężkich namowach, rodzice w końcu ustąpili i mimo, że ciągle patrzyli nam na ręce, widziałem w ich oczach zaufanie.

Niestety tak szybko jak wyszedłem z domu, złapała mnie okropna zgaga. Zacisnąłem mocno powieki, ledwo donosząc pudło do bagażnika, a gdy w końcu je tam położyłem, oparłem się o samochód, kładąc odruchowo rękę na gardle, które, miałem wrażenie, że płonie. Zobaczyłem kroczącego do mnie Louisa. Podszedł, stając przede mną.

– Znowu? – zapytał, kładąc z troską dłoń na mojej palącej żywym ogniem klatce piersiowej, na co ja skinąłem głową, wyrywając z siebie nieprzyjemne stęknięcie.

Spojrzał na mnie smutno, zbliżając się, by pocałować moje jabłko Adama.

– Zaraz mi przejdzie, wiesz przecież – oddychałem ciężko, głaszcząc się przy tym po bardzo dobrze widocznym już brzuszku. W końcu zaczynał się bardziej pokazywać, już nie dało się pomylić ciąży z przejedzeniem.

– Wiem, ale ciężko patrzeć na toz jak się męczysz, w dodatku to następuje przynajmniej dwa razy w ciągu... godziny! – objął mnie w tali, wciąż robiąc swoją troskliwą minę.

– Już mi ciut lepiej. Ignoruj to po prostu.

– W domu znajdziemy jakieś dobre, naturalne sposoby na zgagę. Słyszałem, że płukanie maślanką pomaga. A teraz – spojrzał tajemniczo – idziesz pożegnać się z rodzicami?

– Tak, tak – pokiwałem głową, ciągnąc go za sobą. – Chcę, żebyś był obok mnie, bo na pewno będę płakać.

Louis pocałował mój policzek i położył dłoń na moim biodrze. Masował je, prowadząc mnie do domu. Jak się okazało: mama, tata i Gemma, stali niczym na baczność w salonie. Widziałem w oczach swojej mamusi łzy, przez co odruchowo rozłożyłem ramiona, przytulając ją.

– Mamo, będę wpadać do ciebie cały czas, dlaczego płaczesz?

– Bo nadal jesteś moim małym syneczkiem i jest mi przykro, że zostawiasz mnie, bo lada moment też na pewno Gemma stąd wyfrunie – załkała w moje ramię.

– Mamuś, ja nie jadę na wojnę. Będę mieszkał bardzo blisko was.

– Będziemy przychodzić na obiady, bo minie trochę czasu zanim nauczymy się gotować coś innego niż naleśniki i jajecznica – zaśmiał się szatyn, podchodząc do mojej mamy, żeby położyć swoją dłoń na jej łopatce.

– A ja będę cały czas przychodzić i pilnować was jak będziecie się chcieli do siebie dobierać, wy niewyżyte króliki – powiedziała ze śmiechem Gemma, zanim przewróciłem oczami.

– Tak będzie lepiej. Harry i tak ciągle spędzał czas w mieszkaniu Louisa – odparł Robin.

– Dokładnie, aż głupio mi tu siedzieć, kiedy tylko raz na jakiś czas tu jestem, wyjem lodówkę i jeszcze płacicie za moje duże kąpiele, do których przyzwyczaił mnie Lou – spojrzałem na chłopaka, dostrzegają jak kręci głową z rozczuleniem. – Teraz Louis nie ma samochodu, więc nie będzie musiał cały czas łazić w te i z powrotem, żeby mnie gdzieś zabrać albo odprowadzić.

– Zayn nie może dawać mi swojego auta w wieczność – powiedział chłopak, poprawiając swoją grzywkę palcami.

W końcu pożegnałem się jeszcze z siostrą oraz ojczymem, a po dwukrotnym upewnieniu się, że na pewno wszystko ze sobą zabrałem, wsiedliśmy razem z szatynem do samochodu.

Odwróciłem się w stronę domu, aby pomachać rodzinie, która stała na podjeździe. Już moment później wyjechaliśmy do naszego (już nie tylko Louisa... n-a-s-z-e-g-o) domu.

– A gdzie ją postawię? – spytałem, zerkając na tył, gdzie leżała moja gitara. – I jeszcze mój kaybord! Zajmę tym cały salon – zaśmiałem się. – Postawię gdzieś w rogu.

– Jak tylko chcesz. – Louis uśmiechnął się, patrząc na drogę. – Chciałbym umieć grać na gitarze.

– Mogę cię nauczyć! – zaproponowałem mu, otwierając lekko okno samochodowe. Louis zachichotał na entuzjazm w moim głosie. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Oparłem głowę o szybę, oddychając spokojnie, podczas gdy szatyn jedną ręką gładził czule moje udo, zanim nareszcie nie wjechaliśmy na naszą posesję.

– Chciałbym ci coś dać – odparł szatyn, patrząc na mnie, kiedy odpiąłem swój pas. – Zamknij oczy.

Bez żadnych sprzeciwów przymknąłem powieki, wyciągając przy tym rękę do przodu, spodziewając się, że Tomlinson położy coś na mojej dłoni. Złapał ją, a po chwili poczułem na niej jakiś niezidentyfikowany przedmiot. Kiedy otworzyłem oczy ujrzałem na swojej dłoni... kluczyk.

– To jest klucz do domu? Oh...

Przechyliłem głowę w bok, przyglądając się małemu niby zwykłemu kawałkowi żelaza, (który jednak dla mnie znaczył zupełnie nowy etap mojego życia) obok którego wisiał mały, zielony pomponik (i on będzie mi mówił, że nie jest gejowski?).

– Tak. To Twój własny klucz, mój jest niebieski – poinformował mnie Lou, zamykając podarunek w mojej dłoni.

– Kocham cię! – wyśpiewałem, przyciągając go do siebie, aby złączyć ze sobą nasze usta. Chłopak oddał pocałunek z cichym mruknieciem, kładąc dłoń w okolicy mojego pępka.

– Chodźmy już, chodźmy! – podekscytowałem się. Prędko wyskoczyłem z auta, mając lekkie trudności z potruchtaniem do drzwi ze względu na swój duży brzuch. Usłyszałem nawet za sobą karcące „Nie wolno ci biegać!”, jednak zignorowałem to, otwierając drzwi swoim własnym kluczem. Przez cały czas uśmiechałem się szeroko, wchodząc do mieszkania i ściągając buty. Najpierw powitałem się z salonem, a później ruszyłem do pokoju dziecięcego. Jednak nie spodziewałem się tego, co tam zastałem.

– O mój Boże! – zawołałem, rozglądając się w zachwycie po już praktycznie całkowicie urządzonym pokoiku. Ściany pomalowane były na pudrowy róż, a na podłodze znajdował się duży dywanik, na którym wyszyte było mnóstwo słodkich motylków, pszczółek czy też biedronek, a każdy mebel miał swoje własne miejsce. Wszystko wyglądało przepięknie. Rozglądałem się po pomieszczeniu, opierając ramię o framugę drzwi. Po prawej stronie zauważyłem również kilka mebli, które Louis musiał wybrać sam. Mała komoda idealnie pasowała do kołyski.

– Kochanie! – zawołałem go z coraz to szerszym uśmiechem, który pojawiał się na mojej twarzy.

– Znalazłeś niespodziankę? – spytał Louis, wnosząc dwa duże pudła do przedpokoju, zanim podszedł do mnie.

– To jest przepiękne! – westchnąłem, a zaraz później wychyliłem do niego rękę. – Aż sam mam ochotę być znowu dzieckiem i tu spać.

– Podoba ci się? Nie wiedziałem jak chciałbyś, by to wyglądało, bo nie rozmawialiśmy o tym że dużo, ale po prostu- chciałem już urządzić kącik dla naszej córki. Nie mogłem dłużej czekać – powiedział Louis, obejmując mnie od tyłu.

– Jest absolutnie idealnie – powiedziałem zgodnie z prawdą. – To przerosło moje jakiekolwiek wyobrażenia na udekorowanie tego pokoju.

Widziałem zachwyt w jego oczach spowodowany moją reakcją.

– Nie powiesiłem jeszcze zasłon w księżniczki, ale takowe są w szufladzie w salonie.

– Powiesimy je razem – obiecałem, ponownie przyciągając chłopaka do pocałunku, który szybko pogłębiłem, wsuwając język między jego wargi. On jęknął, układając dłoń na moim policzku i pocałował mnie mocno, walcząc swoim językiem z tym moim. Oplotłem jego kark dłońmi, praktycznie się na nim uwieszając, pozwalając przejąć mu inicjatywę w tej intymnej pieszczocie naszych ust. W pewnym momencie Louis ścisnął lekko moje pośladki, odsuwając się ode mnie.

– Połóż się w łóżku, a ja wszystko przyniosę.

Zgodziłem się, niechętnie odsuwając od jego pachnącego, umięśnionego ciała, jednak wiedziałem, że miał jeszcze przed sobą wiele pudeł do przeniesienia i nie mogłem mu przeszkadzać.

Kiwnąłem głową, cmokając kącik jego ust, a później ruszyłem do sypialni, gdzie ułożyłem się wygodnie w łóżku. Muszę przyznać, że przez rosnący z prędkością światła brzuch, odnalezienie dobrej pozycji było naprawdę trudne. Przeglądałem różne portale społecznościowe, pisząc przy tym z Niallem, podczas gdy z salonu co jakiś czas słyszałem ciche westchnięcia Louisa, tudzież głośne „kurwa, jakie to ciężkie” lub „zaraz wyląduję na wózku jak dysk mi wypadnie”. Sprawiał, że co chwilę śmiałem się w poduszkę.

W końcu szatyn bezwładnie opadł plecami na łóżko zaraz obok mnie z głośnym sapnięciem.

– Żyjesz, mój ty herkulesie? – zaśmiałem się lakonicznie, unosząc się do siadu, aby móc spojrzeć na swojego chłopaka z góry.

– Jakoś jeszcze dyszę – powiedział z wywalonym na brodzie językiem. – A tak poważnie, to nie jest źle, a u was?

– Nudzimy się – odparłem, również w imieniu rodzynki. – To znaczy, ja się nudzę, a ona śpi, tak mi się wydaję.

Przegryzłem lekko swoją wargę, dotykając jego zarostu i znów przemówiłem.

– Zabaw mnie jakoś – spojrzałem na niego tak, jakbym rzucał mu wyzwanie.

– Możesz wypakować swoje kosmetyki i ustawić w łazience. Zrobiłem ci już tam miejsce.

– Nie chcę mi się – jęknąłem, opadając na materac. Usłyszałem obok siebie prychnięcie Louisa, który przekręcił się na bok, aby na mnie spojrzeć.

– Zrobiłeś się w ostatnich miesiącach strasznie leniwy – zarzucił mi, układając swoją dłoń pod policzkiem. Wyglądał sennie.

– Wiesz, całe dnie mam ochotę tylko na spanie, jedzenie albo seks. Szybko można się rozleniwić powtarzającą się rutyną.

– Pierwsze... Jestem jak najbardziej na tak, ta druga rzecz też jest okej, ale z tą trzecią nie chcę ryzykować, kochanie.

– Czym ryzykować? – marudziłem, również kładąc się na boku (niestety nie byłem w stanie już leżeć na brzuchu).

– Przypomnij mi, w którym jesteś miesiącu?

– Prawie szóstym – wzruszyłem ramionami, pokazując mu język, tak jakbym sam nie odliczał wręcz dni do terminu porodu.

– Nie chcę skrzywdzić dziecka. Co jak dojdzie do krwawienia? Czytałem o tym – mówił całkiem poważnie.

– Przecież ja tu zwariuję przez kolejne cztery miesiące – jęknąłem, przeciągając spółgłoski.

– Taki jesteś napalony?

– Tak... – odparłem, żując podczas patrzenia mu w oczy dolną wargę. – Przecież możemy poczytać, znaleźć bezpieczne pozycje, możemy zapytać Lottie.

– Chcesz rozmawiać z moją siostrą o pozycjach seksualnych?

– Jest nie tylko twoją siostrą, ale i moją panią doktor, prowadzącą moją ciążę. To normalne.

Na dłuższą chwilę zapanowało między nami małe napięcie. Louis zagryzł swoją wargę równie mocno, w końcu przybliżając do moich ust dwa palce. – Pokaż mi jak bardzo mnie potrzebujesz.

Od razu objąłem jego palce ustami, zasysając się na nich lubieżnie, przy czym patrzyłem Louisowi głęboko w oczy. Widziałem jak oddycha ciężej, patrząc na mnie, a wtedy sięgnąłem swoimi rękoma do moich dresów, osuwając swoje spodnie w dół i następnie skupiłem się na ssaniu jego palców. Poruszałem swoją głową zupełnie tak, jakby był to penis chłopaka. Oprócz tego specjalnie wydobywałem z siebie obsceniczne dźwięki, obserwując jego reakcję.

– Kurwa, jesteś taki cudowny – jęknął głośno zsuwając swoje spodnie.

– Proszę, Lou... – stęknąłem, wijąc się na łóżku i próbując ściągnąć swoją bieliznę.

– Dojdziesz dzisiaj od mojego języka, kochanie – warknął w moje wargi. – A innym razem, znając bezpieczne pozycje, zrobimy więcej, hm?

– Oh, Boże... – zadrżałem. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz ja i Louis to robiliśmy. Potrzebowałem ulgi i rozrywki.

– Nóżki szeroko – polecił, a ja wykonałem jego rozkaz. Włożył puchatą poduszkę pod moje plecy. – Wygodnie ci, Hazza?

– Bardzo. Błagam, pospiesz się... – wymruczałem, unosząc biodra. Louis automatycznie zsunął moją bieliznę w dół, sprawiając tym, że poczułem stojącą, twardą męskość ocierającą się o moje udo.

Gdy szatyn nachylił się nad moim penisem, polizał całą jego długość, wywołując tym moje głośne westchnięcie. Następnie jego twarz obniżyła się na wysokość mojej dziurki, przez co całe moje ciało spowiła gęsia skórka. Oddychałem głęboko, odchylając głowę do tyłu, kiedy Louis początkowo włożył we mnie pierwszy palec. Nawet nie spostrzegłem momentu, w którym nabrał na niego lubrykant. Byłem już cały mokry w tamtym miejscu.

– L-Lou... – jęknąłem, gdy wysunął we mnie palec i rozchylił kciukami moje pośladki i mimo, iż nie mogłem tego zobaczyć, byłem pewny, że oblizał usta. – Mój Boże – sapnąłem, kiedy poczułem, że chłopak wsuwa w moje wejście swój język. Zamknąłem mocno powieki, kiedy mruczał, zasysając wargi naokoło mojego wejścia.

– J-jak d-dobrze... – wysyczałem, czując poruszający się w sobie ciepły język.

– Ale bosko smakujesz, hmm – wymamrotał, na chwilkę się ode mnie odsuwając i chuchając ciepłym powietrzem na moją dziurkę.

– A ty r-robisz to tak dobrze – powiedziałem, zaciskając dłoń na jego barku. – Szybciej, szybciej... – jęczałem sprośnie, wypychajac biodra naprzeciw jego języka. Louis wsunął się we mnie pracując dokładnie końcem swojego języka. Pociągnąłem odruchowo kilka jego kosmyków, które zawinięte były na moich palcach. Mój penis był już cały mokry przez cieknący z niego preejakulat i wręcz ręce mnie świerzbiły, abym się dotknął.

– P-proszę, mogę?

– Żadnego dotykania – powiedział twardo, przenosząc wzrok na swojego penisa.

– Ja chcę tak bardzo dojść... – skomlałem, unosząc swoje pośladki nad poduszkę.

– Dojdziesz w moich ustach, skarbie – złapał mojego kutasa za trzon.

– Proszę, proszę, proszę... – błagałem, zarzucając swoje nogi na jego plecy – Zrób to, tatusiu.

Louis uśmiechnął się jakby zwycięsko, bardzo powoli biorąc moją obolałą już męskość między swoje wargi. Jęknąłem gardłowo, lekko wyginając swoje plecy, co nie było jednak zbyt łatwe ze względu na mój brzuszek. Chłopak szybko przyszpilił moje biodra z powrotem do poduszki i zaczął poruszać w równym rytmie głową. Robił to wspaniale, najlepiej. Pojekiwałem głośno i nie minęło długo, nim z mojego gardła wydostało się głośne stękniecie, gdy osiągałem szczytLouis specjalnie przedłużył mój orgazm czyniąc go jeszcze bardziej intensywnym, kiedy cały czas mocno zaciskał wargi na moim penisie, podczas gdy wytrysnąłem swoim nasieniem w jego opuchnięte, mokre usta. Przełknął prawie wszystko oblizując wargi i pocałował moje pachwiny.

– Odkąd jesz tyle owoców smakujesz lepiej.

Chłopak patrząc na mnie z uniesioną brodą, oddychając szybciej, kciukiem zgarnął nasienie z kącika swoich ust i brody.

Chciałem mu odpowiedzieć, jednak w rezultacie jedynie uśmiechnąłem się do niego delikatnie, próbując unormować swój oddech.

– Muszę sobie pomóc – jęknął, podciągając się do góry.

– Nie! – złapałem go za nadgarstek. – Ja ci pomogę – powiedziałem, podnosząc się.

– W jaki sposób chcesz to zrobić?

– Pokażę ci, że nawet ręką potrafię sprawić, że będzie to twój najlepszy orgazm – roześmiałem się, gdy Lou pokręcił głową, całując szybko mój nos.

***

Położyłem głowę na barku chłopaka, oddychając spokojnie, podczas gdy on przemywał mój brzuszek ręką w trakcie naszej wspólnej kąpieli w wannie. Odchyliłem się bardziej do tyłu, aby pocałować go w szczękę. Bawił się, nakładając na mój brzuch pianę, którą w późniejszej chwili zmywał.

– Teraz będzie tak codziennie? – z uśmiechem wtuliłem się w jego klatkę piersiową swoimi mokrymi włosami.

– Co masz na myśli? – dopytał, namydlając w tym czasie moją klatkę piersiową.

– Tyle przytulania, kąpiele... Później spokojny sen. Chcę, żeby tak było.

– Jeśli nie uważasz, że przez to nasze życie jest zajebiście nudne, to tak, będzie tak jak chcesz – odparł, cmokając mnie w skroń. – Ale wszystko zmieni się, gdy na świecie pojawi się już nasza rodzyneczka.

– Racja... Myślałeś nad imieniem? – spytałem, bawiąc się palcami u prawej dłoni chłopaka.

– Myślałem – pokiwał twierdząco głową, na co ja odwróciłem się, aby spojrzeć z wyczekiwaniem na jego twarz. – Tylko nie wiem, czy to nie jest głupie...

– Powiedz, powiedz! – zapiszczałem.

– No dobrze.... Więc, Raisin? – zaproponował niepewnie – Wiem, że to nie jest typowe, angielskie imię, ale w końcu cały czas ją tak nazywamy.

Spojrzałem w oczy Louisa z wielkim uśmiechem na twarzy. Raisin... Nasza cudowna rodzyneczka, to brzmi tak idealnie!

– Mam rozumieć, że twoja mina oznacza aprobatę? – kąciki jego ust również uniosły się ku górze.

– Spytajmy naszą córeczkę, co o tym myśli.. – zaproponowałem, patrząc na swój brzuch.

– Kochanie, podoba ci się? – spytał Lou, zerkając na mój brzuch. – Czy może raczej uważasz, że twój ojciec ma jak zawsze beznadziejne pomysły? – zaśmiał się pod koniec.

Czekaliśmy na reakcję rodzynki z rękoma ułożonymi na mojej skórze, po chwili czując delikatny ruch pod pępkiem.

– Co to znaczy? – zapytał mnie z głupim uśmieszkiem.

– Podoba jej się... Raisin! – odparłem podekscytowany. – Może mieć na drugie imię Beryl? Po mojej babci... – spytałem.

– Beryl... – zamyślił się chwilę, zanim pokiwał energicznie głową, mówiąc: – Super.

– Raisin Beryl Tomlinson – powiedziałem,obserwując reakcję Louisa zza ramienia. Był uśmiechnięty, ale też bardzo.. zdziwiony? – Czemu masz taką minę, Loubear? – spytałem przekręcając się do niego przodem (o mało nie wylewając przy tym trochę wody na podłogę).

– Chcesz, by nosiła moje nazwisko? – wyglądał na zaskoczonego. Dla mnie było to bardzo oczywiste.

– Kocham cię nad życie i jesteś ojcem mojego dziecka. To jest zupełnie logiczne, że chcę, aby nosiło twoje nazwisko, głupku.

Louis uśmiechnął się do mnie, zagryzając wargę i pocałował moje czoło.

– Nawet będę jej trochę zazdrościł tego pięknego nazwiska – mruknąłem, znów opierając plecy o tors chłopaka.

– Oh, ile ja bym dał, żeby się pozbyć tego nazwiska – przyznał cichutko.

– Mi się bardzo podoba.

– Bo nie masz chujowych skojarzeń z osobami, po których to nazwisko otrzymałeś – burknął, sprawiając, że ponownie utkwiłem wzrok w jego pięknymi profilu.

– Oh, kochanie – mruknąłem smutno, przytulając go. – Nie myślałem o tym w ten sposób, wybacz.

– To w porządku – wzruszył ramionami. – W sumie to ojciec był i tak najgorszy, ale mama też nie jest aniołkiem...

– Ja też nie lubię własnego nazwiska... To znaczy. Nie pasuje mi, sam nie wiem.

– A według mnie naprawdę dobrze brzmi razem z twoim imieniem – powiedział chłopak. – Po prostu... no po prostu pasuje!

Zaśmiałem się.

– Brzmi stylowo, prawda? Zimno się robi, idziemy? – spytałem, a kiedy chłopak skinął głową, opuściliśmy wannę. Wytarliśmy dokładnie nasze ciała, następnie wciągając na biodra bieliznę, a po spuszczeniu wody, udaliśmy się w swoich objęciach do sypialni.

– Moja połowa jest od okna – oznajmiłem. Teraz to łóżko jest nasze i choć spałem już w nim wiele razy po prostu musiałem to zaznaczyć. Wgramoliłem się na wysokie łoże, układając wygodnie w świeżej pościeli.

– Mi to obojętne, a więc zgadzam się – odparł Louis, idąc później w moje ślady. Wtuliłem się w jego tors plecami, układając nad w ten sposób w pozycję na łyżeczkę.

– Denerwujesz się pierwszą, prawdziwą nocą w nowym domu?

Pomyślałem chwilę zanim odpowiedziałem: – Ani trochę, jesteś tu ze mną i ekscytuje się na myśl, że będziesz cały czas.

– Wiesz, że kiedyś nienawidziłem spać z inną osobą w łóżku? – wyznał mi, mówiąc to tak cichym głosem, że jeśli nie znajdowałbym się dosłownie tuż przy nim, nie usłyszałbym go.

– Naprawdę? – zdziwiłem się na tą wieść. Przecież odkąd pamiętam Louis nie miał nic przeciwko spaniu razem, a nawet to on inicjował wspólną noc, kiedy przychodziłem do jego mieszkania.

– Ilekroć miałem z jakiegoś powodu spać ze swoimi siostrami, czy Zaynem, nie mogłem usnąć przez co najmniej godzinę – mówił. – Żaden chłopak, z jakim spałem przed tobą nie dzielił ze mną łóżka i od razu odwoziłem ich do swoich mieszkań, bo po prostu wkurzała mnie zawsze obecność tej drugiej osoby. Denerwował mnie ich oddech, ich dotyk i fakt tego, że miałem swoje ograniczone miejsce na łóżku.

– Więc dlaczego, jeśli chodzi o mnie nigdy cię to nie denerwowało? – spytałem. – Moje włosy w twojej buzi nie są chyba przyjemne.

– Od początku czułem od ciebie coś takiego... pozytywnego – odparł, układając rękę na moim brzuchu. – Przyznam, że nasza pierwsza wspólnie spędzona noc nie była dla mnie szczególnie przyjemna, ale nie spało mi się, aż tak ciężko, jakbym miał próbować usnąć przy kimś innym. Byłeś po prostu od początku wyjątkowy.

– A teraz? Co czujesz sypiająć ze mną?

– Spokój – odparł krótko. – Tak jak kiedyś zawsze musiałem spać sam z własnej woli, tak teraz, gdy wiem, że mam próbować zasnąć bez ciebie, robi mi się niedobrze.

Spojrzałem na niego, uśmiechając się szeroko i schowałem twarz w zagięciu jego szyi. Położyłem dłoń na jego policzku, zbliżając do siebie nasze usta, aby złączyć je w motylim pocałunku. On oddał go, chwilę później wyraźnie nad czymś liberując, co rzecz jasna od razu dostrzegłem, dlatego też posłałem mu pytające spojrzenie.

– Nad czym myślisz?

– Zdecydowałem, że powinieneś w końcu dowiedzieć się, dlaczego straciłem na tyle lat kontakt ze swoją rodziną ze względu na mamę. – Moje ciało przeszedł dreszcz, ponieważ ostatni raz tak poważnego tonu używał, opowiadając mi o swoim ojcu.

– A dowiem się, dlaczego masz aż pięć kluczy w swoim pęczku? – spytałem, gładząc policzek chłopaka nosem. Nie chciałem, żeby się denerwował.

– Jeden jest do tego domu, do kórego masz także i ty klucz, drugi jest do garażu, trzeci do salonu Zayna, czwarty do auta, natomiast piąty do mojego domu rodzinnego... – przygryzł nerwowo dolną wargę.

To będzie trudna rozmowa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro