32. Chciałbym żebyś już mnie słyszała. Mała rodzynko
– Omlety na słodko, czy na słono? – spytał mnie Louis, po tym jak nasi goście dosyć sprawnie i wcześnie ulotnili się z domu. Kiedy zadał mi to pytanie, od razu oblizałem swoje wargi, prosząc o słodką kolację.
– Boże, kocham cię! – uradowany chwyciłem widelec, kiedy chwilę później stanął przede mną z szerokim talerzem.
– Po zjedzeniu, zapraszam do łazienki. Mogę odhaczyć już przepyszną kolację z mojej listy, to teraz kąpiel – zaśmiał się, dotykając swoimi ustami mój kark. Zostawił tam pocałunek, cały czas szepcząc. – Będzie ci przyjemnie – uśmiechnął się, spoglądając na mój brzuch, a następnie zniknął, zanosząc własny talerz do kuchni.
Powstrzymywałem się, by nie wypuścić z moich ust drżącego powietrza, kiedy spokojnie kończyłem swoją kolację. Po zjedzeniu przepysznych omletów, odłożyłem talerz do zmywarki, a następnie, z ręką ułożoną na brzuchu skierowałem się w stronę łazienki, tak jak wcześniej poprosił mnie o to Tomlinson. Otworzyłem drzwiczki, słysząc szum wody. W powietrzu roznosił się cudowny zapach kwiatów.
Moje oczy powiększyły swoje rozmiary, a twarz rozświetlił szeroki uśmiech po ujrzeniu wanny wypełnionej gorącą wodą. Louis musiał dodać do kąpieli kilka różnych kwiatowych olejków, ponieważ nie poznawałem tego zapachu ani trochę, a był on niesamowicie intensywny.
– Mam nadzieję, że się naprawdę rozluźnisz po całym dniu – powiedział chłopak, stawając za mną i ściągając moją koszulkę. Miałem ochotę go udusić przez to, jak muskał moją skórę na bokach mojego tułowia mimo, iż mógł spokojnie pominąć te miejsca w trakcie rozbierania mnie.
– Rączki do góry, skarbie – polecił, ciągnąc materiał coraz wyżej. Przygryzłem wargę, posłusznie wykonując jego polecenie, powstrzymując się przed jęknięciem, czy też sapnięciem. Nie mogłem przecież pokazać mu jak bardzo spragniony go byłem.
Chłopak rzucił moją koszulkę na podłogę następnie wędrując dłońmi do suwaka moich spodni, przez co bałem się, że zacznę drżeć. Oddychałem głęboko, lecz nie za głośno, swoje ręce pozostawiając ułożone na brzuchu. Niestety nie udało mi się kontrolować gęsiej skórki, która spowiła moje ciało, gdy czułem gorący oddech Tomlinsona na swoim karku. Chłopak zdjął moje spodnie w cholernie wolnym tempie, zsuwając mnie z moich nóg. Nie sądzę, abym kiedykolwiek wcześniej miał równie wielką ochotę praktycznie błagania chłopaka o to, by mnie dotknął tak, jak tego potrzebowałem. Ale oczywiście byłem uparty jak osioł i nie chciałem dać mu tej satysfakcji z wygranej.
Kiedy stałem już w samej bieliźnie, Louis zakręcił kran. Wanna była pełna piany i wody. Chłopak potrzedł do mnie, wyciskając całusa na mojej szyi zanim wyszedł z pomieszczenia, mówiąc, abym wchodził do wanny, a on przyniesie mi ręcznik z sypialni. Przecież, kiedy będę już przed nim całkowicie nagi, chyba poskradam zmysły jeśli się na niego nie rzucę, pomyślałem z ciężkim westchnięciem. Bez zastanowienia pozbyłem się swoich bokserek, a następnie usiadłem przy krawędzi wanny. Piana zebrała się na moim ciele, zwłaszcza na spiętych udach i brzuchu. Woda sięgała mi prawie do szyi. Było mi niesamowicie dobrze i moje mięśnie pomału rozluźniały się, otulone ciepłem. Oparłem swoją głowę, wypuszczając z ust głęboki oddech. Wziąłem do ręki odrobinę piany, którą po chwili zdmuchnąłem.
Przymknąłem oczy, a kiedy Louis wrócił do pomieszczenia, w jednej dłoni trzymał ręcznik, a w drugiej dwa kieliszki z buzującym napojem. Wysłałem mu pytające spojrzenie.
– Dla dzieci, truskawkowy.
Parsknąłem, obrzucając go pilotowanym spojrzeniem, wyciągając rękę, w której po chwili znalazł się kieliszek z bezalkoholowym szampanem.
– Oranżadka – z uśmiechem upiłem trochę różowego napoju. – Smak dzieciństwa...
Louis natomiast musiał mieć inne plany wobec tego przyjemnego wieczoru, ponieważ kiedy tylko pozbył się swojej koszulki, wpił się w moje wargi po tym, gdy padł na kolana przed wanną, w której siedziałem. Lekko z początku oszołomiony oddałem pocałunek z opóźnieniem. Całował mnie namiętnie, wplatając palce w loki na tyle mojej głowy, co spowodowało jęknięcie, które mimowolnie wyrwało się z mojego gardła.
Oddawałem pocałunek łaknąc najmniejszego dotyku Louisa. Chłopak zabrał kieliszek z mojej dłoni, a ja po odzyskaniu pełnej swobody ruchów, ułożyłem swoje dłonie po obu stronach jego twarzy, mocno napierając swym językiem na ten jego. Kiedy nasze języki tańczyły w okół siebie, Louis wydał ze swych ust sapnięcie. Już wtedy wiedziałem, że jest tak samo spragniony jak ja.
– To co, wytrzymasz? – szepnął w moje wargi, a w jego oczach widziałem w głównej mierze pożądanie z nutką rozbawienia.
– A ty? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, chcąc poznać najpierw jego odpowiedź.
– To zależy od ciebie... – odparł, zasysając moją dolną wargę między swoje. Doskonale wiedział jak bardzo to kocham i jak wiele mnie kosztowało, aby nie stęknąć. Jednak odsunąłem go od siebie, myśląc o tym, co mam zrobić.
– Nie mogę przegrać zakładu – naparłem mokrą dłonią na jego pierś. Jednocześnie zaraz... – przerwałem, gdy szatyn nacisnął opuszkiem palca na moją dolną wargę.
Po kilku sekundach zassałem jego palec, obserwując równocześnie reakcję chłopaka. Opuszek jego palca znalazł się w mojej buzi, ssałem go powoli z dużą ilością języka. On dzielnie (mimo, iż widziałem jak wiele trudu w to wkładał) utrzymywał kamienną twarz, głaszcząc swoją wolną ręką mój policzek. Wziąłem całego palca, ruszając przy tym głową w górę i w dół, dokładnie obserwując każdy najmniejszy błysk w oku Louisa.
– Mam ochotę z jednej strony się cofnąć, ale w tym samym czasie chcę zobaczyć jak robisz tymi usteczkami coś innego... – wymruczał kusząco, oblizując się przy tym.
– Potrzebuję cię, tak bardzo, ale nie mogę o to poprosić, bo przegram – powiedziałem szczerze.
– Ale jesteśmy, kurwa, uparci – zaśmiał się krótko, w czym mu zawtórowałem. – Żaden z nas nie odpuści tak po prostu...
– Może... Poddajmy się na trzy. Tylko ustalmy jakieś hasło – zaproponowałem.
– Nie mam pomysłu na coś kreatywnego. Jestem napalony, nie każ mi myśleć.
Na chwilę zapomniałem o oddychaniu, gdy chłopak sięgnął dłońmi do spodni, zaczynając się ich pozbywać. Jego włosy były zmierzwione przez ten nagły ruch, usta tak rozkosznie różowe, a policzki lekko czerwone. Nagle stanął przede mną w całej okazałości. Jego członek naprężył się, gdy posunął po nim dłonią. Nawet po takim czasie, widząc go nago, czułem się, jakbym obserwował coś zakazanego.
– Uhm... Może po prostu "kochaj mnie"? Tylko uczciwie – zagroziłem.
– Kurwa – zaklął, na co przewróciłem oczami.
– Wiedziałem, że próbowałbyś mnie oszukać – burknąłem... – Ugh! – głośno sapnąłem.
– No dobrze, już dobrze – cmoknął mnie w czoło. – Nic nie zrobię – obiecał.
Z rezygnowaniem chlapnąłem wodą. Chłopak splótł ze sobą nasze palce, a następnie po oczyszczeniu swojego gardła, zaczął odliczać.
– Raz... dwa... – oddychałem ciężko, zwłaszcza, kiedy Tomlinson specjalnie umilkł pod koniec, szczerząc się bezczelnie.
– Trzy – dopowiedziałem razem z chłopakiem zamykając oczy. Chwilę później te dwa słowa padły z naszych ust równocześnie. Chłopak dosłownie zaatakował moje wargi, równocześnie zanużając dłoń pod wodę, aby złapać moje udo i zacząć je przyjemnie pieścić.
– Uh, nie róbmy tego w wannie, niewygodnie – wumruczałem.
– Gdzie byś chciał w takim razie? – wymamrotał, odchylając moją głowę w tył, aby zaczął składać na całej mojej szyi gorące pocałunki.
– Sypialnia, uhm! – wykrzywiłem się z przyjemności.
– Chodź do mnie, skarbie... – powiedział uwodzicielskim tonem, zanurzając swoje ramiona pod wodę, aby złapać mnie zupełnie jak małżonek swoją pannę młodą. Ja od razu objąłem jego kark ramionami, dając się unieść.
***
– Będziesz się okropnie kleił, motylku.
Po wszystkim, Louis wyciągnął ramię do szafeczki obok łóżka, by wytrzeć mój z dnia na dzień większy brzuch ze swojego nasienia. Obsarwowałem jak powoli zbliża dłoń, w której trzymał zwilżoną chusteczkę, do mojego brzuszka.
– Woda w sumie nadal jest w wannie, więc można się wykąpać – zachichotałem.
– Jest już na pewno zimna po dwóch godzinach – Louis zaśmiał się i delikatnie dotknął chusteczką mojej skóry.
– Przerwałeś mi bezczelnie moją kąpiel i jeszcze wianka nawet nie dostałem – burknąłem z udawnaym wyrzutem.
– Zamknij się, to nie jest takie łatwe jak ci się wydaje – przyznał Louis, kiedy wytarł mój brzuch i wyrzucił chusteczki gdzieś obok łóżka. Następnie położył tam swoją dłoń i czule masował miejsce przy moim pępku.
– Patrz jak się zmienił – udałem smutny ton. – Wcześniej był wklęsły, a teraz się wypchnął.
– Racja. – Lou nie powiedział nic więcej, tylko pocałował mój brzuch.
– Lubisz to robić – zauważyłem z pogodnym uśmiechem. – Co to będzie, gdy dziecko się już urodzi!
Szatyn zachichotał, kładąc ucho z delidelikatnością na skórze, jak gdyby chciał coś usłyszeć. – Hej, rodzynko – powiedział niepewnie ściszonym głosem do brzucha.
– Nie słyszy cię, przykro mi – uświadomiłem go brutalnie.
– Shh! – posłał mi gromkie spojrzenie. – Wiem, że jeszcze mnie nie słyszysz, ale... Chciałbym żebyś już mnie słyszała. Mała rodzynko – mówił, wtulając policzek w brzuszek.
– Zaraz się znowu popłaczę przez ciebie – przyznałem, pociągając nosem, gdy poczułem pojawiające się pod powiekami łzy wzruszenia.
– Nie płacz, H. Umyjemy się, co? W ciepłej wodzie – usłyszałem panikę w jego głosie. – Kocham cię, wiesz o tym?
– Dobrze, i tak – odpowiedziałem ze śmiechem, po kolei, na oba jego pytania.
– Bardzo – cmoknął mnie w usta. – Bardzo... kocham.
– A pamiętasz jak cztery miesiące temu upierałeś się w tym, że będzie mi z tobą źle, bo będziesz dla mnie zimny? – uniosłem brwi, patrząc na niego z góry.
– Tak?
– I znowu miałem rację – pokazałem mu z usatysfakcjonowanym uśmiechem język.
– To nie było takie łatwe na początku – przyznał, błądząc wzrokiem po materacu. Powoli podnosił swoje ociężałe ciało z materaca i w końcu uklękł tuż naprzeciw mnie. – Ale teraz nie wyobrażam sobie tego wszystkiego inaczej.
– Ten tasiemiec się do tego trochę przyczynił.
– Nazwałeś nasze dziecko robakiem!?
– No, bo fasolka jest jak taki tasiemiec! – broniłem się. – Zjada to, co ja!
– Jej to płynie we krwi, skarbie. To co zjadasz trafia do jej brzuszka – pouczył mnie szatyn.
– Mówisz jakbyś kurwa specjalizował się w ginekologii – pacnąłem go w ramię.
– Nie klnij, Styles.
– Będę, bo jestem p-e-ł-n-o-l-e-t-n-i! – przeliterowałem sargonicznym tonem.
– Ale to nie brzmi ładnie z tych słodkich ust – pokręcił głową.
– Jakoś nie marudzisz, kiedy robię ci nimi loda.
– Jezu, jesteś najgorszy – zaśmiał się gromko, ale i tak pociągnął mnie do siebie i wtulił się w moje ciało jak mały kotek.
– Boję się dalszego etapu ciąży... – powiedziałem cicho, tuż przy jego uchu. Trzymałem kurczowo pleców niebieskookiego. Oboje już zupełnie zapomnieliśmy o tym, że miałem wziąć przecież drugi raz kąpiel.
– Dlaczego? – spytał Louis, odsuwając się.
– Bóle pleców, nóg... – wymieniałem. - Nie będę w stanie leżeć już na brzuchu, a kocham to robić...
– A jeśli będę masować ci twoje plecy? I nóżki też? I zadbam, by było ci najlepiej?
– Wtedy wciąż to nie ty będziesz dźwigać prawie dwadzieścia kilogramów – odparłem z przekąsem.
– Będę robił wszystko, żeby było ci lżej. Ja i twoja rodzina.
– Kocham cię. – powiedziałem od niechcenia. Tak... po prostu odczuwałem potrzebę, aby wyznać mu to ponownie, tu i teraz. – Nadal nie wierzę, że kiedy dowiedziałeś się, o ciąży i to po dwóch tygodniach naszego oficjalnego chodzenia ze sobą, nie zostawiłeś mnie.
– Musisz w to uwierzyć. Już za kilka miesięcy będziesz pod moją stałą uwagą i opieką.
– O Boże, to da się bardziej? – parsknąłem. – Przyczepisz do mnie kamerę, czy co?
Chłopak przewrócił oczami, leżąc na mojej klatce piersiowej, przez co poczułem jego długie rzęsy na swojej skórze. – Chyba nie jest ci źle, co nie?
– Nie, jest cudownie – zaprzeczyłem, głaszcząc jego plecy. Jest naprawdę cudownie. Moje życie nie mogłoby wyglądać teraz lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro