Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Chcę być dobrym tatą.

Od tamtego wydarzenia minął już ponad miesiąc i w związku moim i Louisa naprawdę nie mogło być lepiej. Widziałem jak bardzo się starał i ciężko pracował w dwóch całkowicie różnych miejscach, a to wszystko po to, aby mi i naszemu rozwijającemu się wewnątrz mnie dziecku było jak najlepiej.

Darzyłem go ogromną miłością, przypominając mu o tym każdego dnia w słowach, ale przede wszystkim w gestach. Z dnia na dzień coraz bardziej kocham również naszą małą rodzynkę, która w spokoju rozwija się w moim brzuchu, przez co ten rośnie coraz bardziej. Moje uda w ostatnim czasie również nabrały więcej masy, może nieznacznie się poszerzyły, ale ja widziałem to dwa razy bardziej. Przez to nabrałem dużo większych kompleksów niż już i tak miałem przed zajściem w ciążę. Ubierałem jak najluźniejsze ciuchy, aby samemu czuć się ze sobą dobrze, jednak nodczuwałem niesamowity dyskomfort, kiedy chociażby kochałem się z Louisem.

Mimo tego jak za każdym razem niemal czcił on moje ciało, ciągle czułem się spięty.

Siedziałem na łóżku w swojej sypialni, nasłuchując ciszy i odpoczywając. Rozmyślałem o swojej atrakcyjności, czy jeszcze w ogóle jestem atrakcyjny? Wygramoliłem się spod kołdry, podchodząc do lustra ukrytego w mojej szafie. Kiedy już przed nim stałem podwinąłem swoją bluzę do góry.

Brzuch był dużo bardziej spuchnięty z oczywistych powodów. Nie wyglądało to ładnie z przodu, nie mówiąc już o tym, kiedy stałem bokiem, a świadomość tego, że miało być z każdym tygodniem jeszcze gorzej, wprawiała mnie w przygnębienie.

Ponownie po zamknięciu szafy wróciłem do łóżka, wchodząc pod pierzynę. Chciałem spróbować się zdrzemnąć lecz niestety (lub też i stety) przerwało mi wtargnięcie Louisa do mojego pokoju. Uśmiechnąłem się do niego z uczuciem po zauważeniu w jego dłoniach przepięknego bukietu kolorowych kwiatów.

Podniosłem się do pozycji siedzącej. Mój uśmiech się poszerzał, kiedy szatyn odsłonił swoją twarz spod pięknych róż, a także innych pięknych kwiatów.

– Jakie piękne – pisnąłem jak mała dziewczynka, wyciągając ręce, by pochwycić bukiet i zatopić nos w różnokolorowych płatkach.

– Dzisiaj mijają dokładnie cztery miesiące od dnia, w którym się poznaliśmy, skarbie – powiedział siadając na łóżku blisko mnie.
Uśmiechnąłem się szeroko, odkładając kwiaty na szafkę nocną, obok łóżka i przyciągnąłem policzki Louisa, by pocałować go intensywnie.

Jak zwykle nasze usta wpasowały się do siebie idealnie, a Louis zamruczał w moje wargi, ponieważ jak się domyślam mógł poczuć smak mojego nowego balsamu do ust. Automatycznie zrobiło mi się dużo goręcej (hormony), gdy szatyn podniósł pierzynę pod którą leżałem tylko po to, aby przykryć nią także siebie i ani na moment nie odrywając swoich ust od moich, zawisł nade mną. I wtedy już doskonale wiedziałem, do czego zmierzał.

– Możemy poleżeć, Lou? Jestem dzisiaj zmęczony – powiedziałem, odrywając się od jego ust, cmokając je jeszcze raz. Jęknął cicho z zawiedzeniem, jednak prędko położył się obok mnie na plecach, swoją rękę od razu kładąc pod materiałem mojej bluzy na naciągniętej skórze brzucha. Poruszyłem się niespokojnie pod wpływem jego dotyku.

Odwróciłem się do Louisa przodem, wtulając w jego ciało, głowę kładąc ma klatce piersiowej i przyciągając w miarę możliwości do siebie.

– Skarbie, mam wrażenie, że jest coś, o czym mi nie mówisz – mruknął w moje włosy. Oczyściłem nerwowo swoje gardło, nie chcąc dać po sobie poznać nerwów jakie odczuwałem przez bycie przyłapanym.

– Jest wszystko dobrze, Louis – powiedziałem, odchylając się by pocałować słodkie usta chłopaka i z powrotem wtuliłem się w jego ciepłe, pachnące ciało.

– Na pewno? – przygryzłem wargę, ukrywając połowę swojej twarzy w jego klatce piersiowej zanim odparłem:

– Tak.

– Na pewno na pewno? – jego ton nabrał powagi.

– Nie.

I zapewne z powodu swoich dających się we znaki hormonów, uroniłem kilka łez, którymi zmoczyłem jego bluzkę. Tomlinson od razu mocniej przytulił mnie do siebie i spróbował otrzeć moje wilgotne policzki.

– Powiedz mi, Harry. Powiedz co cię męczy, hm? – Pocałował mój mokry policzek ocierając go delikatnie wierzchem dłoni.

– Bo ja nie czuję się już w ogóle atrakcyjny! – załkałem, pociągając nosem. – Wyglądam jak wieloryb z tym brzuchem, a moimi udami mógłbym zmiażdżyć...

– Hej, hej, hej... Kochanie, co ty w ogóle opowiadasz? – Louis odchylił moją głowę, by mógł spojrzeć w moje oczy. Nie odwróciłem wzroku. Widziałem w jego spojrzeniu niedowierzenie duży żal... Przede wszystkim zdziwienie.

– Mówię po prostu jak jest – powiedziałem przez łzy. – Nie zauważyłeś, że przestałem chodzić w trochę bardziej obcisłych ciuchach? To właśnie jest tego powodem. Jestem tłusty!

– Harry, Harry... Oczywiście, że to nie jest prawda. Co ty wygadujesz? Jesteś piękny, jesteś tak bardzo piękny, że każdego dnia, kiedy cię widzę mam ochotę obsypać cię pocałunkami, napisać o tobie piosenkę, chociaż nie umiem śpiewać i pisać dla ciebie tuzim wierszy o twoich oczach – mówił, patrząc głęboko w moje tęczówki.

– O oczach – burknąłem. – Moje oczy się nie spasły tak, jak cała reszta – mówiłem uparcie, a po mojej twarzy cały czas spływałe kolejne, świeże łzy. Pieprzone hormony...

– O twoim ciele pisałbym pieśni i hymny i śpiewałbym je pod twoim balkonem, jak prawdziwy Romeo. H, przecież jesteś idealnej wagi jakiej powinieneś być na początku czwartego miesiąca ciąży – zaczął odkrywać moje ciało. – Chodź. Pokażesz mi co ci się nie podoba.

– Nie, zostaw – rozpłakałem się jeszcze bardziej, odsuwając jego dłonie. – Nie chcę, to okropne – schowałem twarz w dłoniach, nie mając odwagi spojrzeć na Louisa.

– Nie kochanie, jesteś cudowny. Chcę ci to pokazać, proszę- zaufaj mi – odparł, podnosząc się ze mną.

– Przytul mnie, Lou... – wymamrotałem, zaraz po tym, gdy trzymając go za rękę również wstałem z łóżka. On od razu przyciągnął mnie do siebie, zgarniając w swoje czułe objęcia.

– Chodź, H... Chodź do lustra, cały czas cię trzymam – mówił, prowadząc mnie do szafy, gdzie stałem przed momentem. Chłopak otworzył jej drzwiczki, na których wisiało całkiem spore zwierciadło. Szatyn złapał za rąbek mojej bluzy i uniósł ją powolutku do góry, cały czas powtarzając mi cicho, żebym mu ufał i już nie płakał. W końcu zacząłem się uspokajać. Odwrócił mnie przodem do lustra, kładąc dlonie na moich biodrach. Pocałował dla otuchy miejsce za moim uchem, patrząc znów na lustro.

– Powiedz mi: co ci się tu nie podoba? – spytał łagodnym głosem, trzymając moją talię.

– Wszystko – mruknąłem.

– Skarbie, przestań – zbeształ mnie, jednak nie zaprzestał powolnych ruchów swoich dłoni, masujących moją miednicę.

– Brzuch – w końcu powiedziałem. – I boki. Są ohydne.

– Brzuch i boczki... Kocham je – zjechał dłońmi na boki mojego ciała. Dotykał delikatnie mojej skóry. – Jest tu więcej tłuszczyku co jest całkiem normalną rzeczą w ciąży. Są nadal piękne, musiałeś zauważyć jak kocham tu trzymać swoje ręce. Uwielbiam to – powiedział, gładząc wyszczególnione elementy mojego ciała, a ja słuchłem go uważnie patrząc na siebie w lustrze.

– Ale... przecież to nie wygląda ładnie. – na moim czole pojawiły się dwie bruzdy, gdy wpatrywałem się w jego pogodną twarz w odbiciu.

– Nie wygląda ładnie, wygląda pięknie. Lubię to miejsce, masz tu taką delikatną, miękką skórę i łaskotki kiedy tu cię dotykam. – Cały czas jeździł delikatnie po tamtym miejscu zatrzymując palec bardziej z tyłu mojego lewego boku. – Tutaj masz małe znamię, kiedy się kochamy zawsze je całuje – powiedział, kładąc tam dłoń. – Mówiłeś coś o udach...

Pokiwałem głową, czując się odrobinę bardziej rozluźnionym po poprzednich słowach szatyna.

– Kiedyś się nie stykały ze sobą praktycznie, a teraz jest zupełnie na odwrót i... i po prostu czuję się taki gruby.

– Więc pokaż mi je – powiedział, odpinając moje spodnie i zsuwając je w dół. Całkowicie zsunąłem na podłogę swoje spodnie, pozostając przy Louisie już jedynie w samej bieliźnie.

– Jakby tego było mało zaczynam mieć biodra jak kobieta...

Louis ułożył dłonie na moich krągłych bioderkach. Zaczął je masować.

– To całkowicie normalne – powiedział. – Twoje ciało musi się przystosować do tego, że w twoim brzuszku jest dzidziuś. Musi mieć troszkę miejsca, kochanie. A twoje uda? Kocham je dotykać, nawet przez materiał spodni, uwielbiam trzymać tu dłonie – dotknął mojej skóry. – Ja wolę je w takiej formie. Wcześniej przed ciążą mówiłem ci, że jesteś niezdrowo za szczupły. Teraz, twoje nogi podobają mi się nawet bardziej i patrz – Louis zaczął porównywać do siebie nasze uda. – Mam niemal identyczne. Tylko, że ja mam dużo krótsze nogi, przez co widać to jeszcze bardziej. Wyglądają jak parówki, a tobie się podobają, prawda? – zaśmiał się.

– Kocham je, nie wyglądają jak parówki! – oburzyłem się.

To niesamowite jak za sprawą zwykłych, z pozoru nic nie znaczących słów mój humor zmienił się praktycznie całkowicie. Wreszcie zrozumiałem, że mimo tego, iż ze względu na ciążę i pojawiającą się z nią burzę hormonów moje ciało puchło, Louisowi nie przeszkadzało to ani trochę, a wręcz przeciwnie. Uważał, że wyglądam pięknie i nie widział w jego oczach, czy też nie słyszałem w głosie ani śladu najmniejszego kłamstwa. Uśmiechnąłem się, spoglądając na niższego kątem oka.

– Na koniec chciałem zostawić twój piękny brzuszek. Ponieważ teraz nie jest to jedynie część ciała, ale również schronienie dla naszego maleństwa – zaczął Louis, kładąc dłonie o w tamtym miejscu.

– To co mówisz jest takie słodkie i ja... nie zasługuję na ciebie... – szepnąłem, przekręcając się przdem do niego, aby złączyć ze sobą nasze wargi. Louis oddał ten uczuciowy pocałunek bez chwili zawahania, obejmując moje nagie ciało.

– Nawet tak nie mów, kochanie. Kocham twój brzuch, chcę go cały czas dotykać i zostawiać tam pocałunki. Niedługo zacznę do niego nawet mówić, tylko proszę. Chcę, żebyś ty też go pokochał – po tych słowach zniżył się, by uklęknąć na kolana i zostawić trzy pocałunki na moim brzuchu.

– Postaram się, obiecuję – odparłem szczerze. – Dziękuję ci, naprawdę jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się kiedykowliek przytrafiła – powiedziałem, lekko obawiając się także jego reakcji na moje słowa, ponieważ były, no nie powiem, całkiem poważnie brzmiącym wyznaniem. Louis podniósł się z kolan i pocałował moje wargi, jeszcze raz ocierając moje wilgotne policzki.

– Myślisz, że mnie też pokocha? - spytałem, układając dłoń obok swojego pępka mając oczywiście na myśli dziecko.

– Już cię kocha. Za opiekę, za troskę, za to, że jesteś jego tatą – zrobił zamyśloną minę. – Chyba, że wolisz nazywanie mamą – zachichotał.

Przewróciłem oczami, gdy nagle do głowy przyszła mi pewna myśl.

– Właśnie, co z tym zrobimy? Przecież jak nasze dziecko będzie wołało "tato" to będziemy przychodzić oboje, co będzie wywoływało niepotrzebne zamieszanie. Musimy ustalić jak inaczej musiałoby do nas mówić.

– Nie myślałem o tym – przyznał szatyn. – Może tata Harry i tata Louis?

– Nie... – pokręciłem głową. – Zbyt długie, a poza tym nie chciałbym, żeby nasze dziecko mówiło do nas po imieniu.

– Nie mam pomysłów, kochanie – Louis westchnął, przyciągając mnie bliżej, by bardziej mnie objąć w swych ramionach.

– Może tatusiu i tato? – zaproponowałem kolejny według mnie będący w porządku pomysł, czekając na reakcję szatyna.

– I kto jest kim? – uśmiechnął się, zbliżając do siebie nasze policzki.

– Oczywiście, że ja jestem tatusiem. Jestem tym bardziej uroczym i mniej narwanym – pokazałem mu język, drażniąc się z nim, wypominając mu to jak uwielbiał się kłócić.

– Dobrze, skarbie. Ale w łóżku to nadal do mnie będziesz mówić "tatusiu" – chłopak również wyciągnął język w moim kierunku. Po chwili oboje się zaśmialiśmy.

– A ty powinieneś odpuścić sobie trochę robienie mi malinek dosłownie wszędzie. Ostatnio jakimś cudem Gemma znalazła te na moich pachwinach i była co najmniej zaniepokojna – zaśmiałem się na to wspomnienie.

– Nie wiem, czy potrafię, ale będę się starać. Tylko proszę, nie zakrywaj tego pięknego brzuszka – spojrzał w dół, kładąc dłoń w tamtym miejscu.

– Nie będę, nie będę – zapewniłem, cmokając go w górną wargę. – Wiesz... muszę zjeść gorzką czekoladę. Nie chcę. Muszę.

– Musisz?

– Muszę, bo inaczej nie będę funkcjonował prawidłowo – jęknąłem dramatycznie. Wiedziałem, że jeśli nie zjem słodycza w przeciągu pół godziny, zacznę płakać.

– Chyba widziałem jakąś tabliczkę na dole w kuchni. Twoja mama robiła ostatnio zapasy – oznajmił szatyn cmokając mnie w czoło i ruszył na pościg po schodach. Usiadłem na łóżku po turecku, gładząc się po nagim brzuchu, niczym książę wyczekując na powrót swojego chłopaka.

Zacząłem stukać palcami po brzuchu w nerwowym geście. W tym samym momencie do pokoju wszedł Louis z tabliczką czekolady.

– Kocham cię! – krzyknąłem w ekstazie, wyciągając ręce w stronę smakołyku jakby było to co najmniej tysiąc funtów.

– Tylko jak jutro przyjdzie Lottie to nie mów, że ci coś dawałem – powiedział Louis, rzucając do mojej ręki słodycze. Od razu rozpakowałem czekoladę wgryzając w nią swoje jedynki.

– Loffie psyjdzie jutfo? – zapytałem, kiedy czekolada rozpływała się na moim języku.

– Tak – potwierdził, siadając obok mnie na łóżku. – Zrobi kolejne badanie i skontroluje rozwój rodzynki.

– Usłyszymy bicie sefduszka – zachwyciłem się, patrząc na swój brzuch. Muszę go pokochać, tak jak Louis. – Będę ryczeć – powiedziałem, mając na myśli moment, w którym po raz pierwszy usłyszę serce maleństwa.

– Spoko, nie robisz nic innego od dwóch miesięcy – dokuczył mi chłopak, w ostatniej chwili unikając mojego pacnięcia go w tył głowy.

– Poprosimy o zdjęcia i nagranie, albo dwa zdjęcia i dwa filmiki? – popatrzyłem na niego oczyma szczeniaczka.

– Wybieram drugą opcję – powiedział. – Muszę się przecież czymś pochwalić w pracy!

– Najadłem się, chcesz? – podsunąłem pod jego nos zawiniętą czekoladę.

– Nie lubię gorzkiej – pokręcił głową, odmawiając mi.

– Ja też nie – wzruszyłem ramionami. – Ale rodzynka najwyraźniej lubi skoro kazała mi zjeść.

– Każda kobieta jaką znam lubi gorzką – oznajmił szatyn – Nie chcę zapeszać, ale czuję, że będzie to dziewczynka.

– Boże, tylko nie mów Gemmie, bo zaraz wybierze się na zakupy – zaśmiałem się. – Ale też nie ukrywam, że sam również chciałbym bardzo dziewczynkę.

– Dowiemy się całkiem niedługo. Nie wiem dokładnie kiedy – odparł szatyn, kładąc głowę na moim udzie.

– Czytałem, że płeć wiadomo już w mniej więcej czwartym miesiącu, ale dziecko w końcu zawsze może obrócić się na USG – powiedziałem głosem znawcy, zupełenie jakbym był prawdziwym ekspertem, jeśli chodzi o męską ciążę.

– Ow, moje kochanie dużo czyta – Louis zaśmiał się, głaszcząc mój różowy policzek.

– Gdyby rósł w tobie mały intruz, sam przekopałbyś pół internetu, czytając na ten temat – prychnąłem.

– I tak to robię – zachichotal, przyznając się. – Chcę być dobrym tatą.

– Już nim jesteś. Nawet jeśli nie w praktyce to w teorii na pewno – mruknąłem, tuląc go. – Martwi mnie tylko to, dlaczego nie czuję jeszcze żadnych ruchów – westchnąłem, spoglądając na swój brzuszek.

– Rodzynka jest pewnie bardzo nieśmiała, ale to nie jest na ten moment powód do obawy – powiedział, przeczesując palcami moje włosy. – Na pewno już rusza się delikatnie, tylko tak, że tego nie czujesz.

– Na pewno masz rację – uspokoiłem się, kiedy Louis położył dłoń pod moim pępkiem. Spojrzał w moje oczy z tymi iskrami szczęścia i nie mogłem się nie uśmiechnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro