26. Boże, Harry, co się dzieje?!
W mediach zwiastun do Bitch In Amsterdam xx
Piekarnia babci Louisa mieściła się na obrzeżach najbliższego dużego miasta w okolicy naszego małego Holmes Chapel. Był to niewielki, aczkolwiek sympatycznie wyglądający od zewnątrz budynek, na którego wystawie widziałem smakowicie wyglądające babeczki. Kiedy Louis otworzył dla mnie drzwi (ostatnio robi to za każdym razem) cicho podziękowałem, słysząc charakterystyczny dzwoneczek, który wydaje z siebie brzdęk za każdym ich otwarciem.
Wchodząc do pomieszczenia, pierwsze co poczułem to niezwykły zapach przeróżnych wypieków. Automatycznie wielki głód obudził się we mnie; jeszcze większy niż ten, który odczuwałem w salonie tatuażu Zayna. Mimo tego, iż Lottie kazała mi raczej wystrzegać się słodyczy, od czasu do czasu mogłem sobie pozwolić na mały grzech, prawda?
Przez cały środek pomieszczenia rozciągała się lada z pięknym, białym obrusem w biodrowe kropki. Już po chwili Louis stanął za mną, łapiąc mnie za dłoń, kiedy za ladę weszła staruszka.
– Witaj, kochanie i oh...
Kobieta urwała, kiedy utkwiła swój wzrok we mnie. – Dzień dobry,. chłopcze.
– Dzień dobry – ukłoniłem się uprzejmie. Babcia wyszła zza lady, by stanąć przed nami i powolnym ruchem uściskać Louisa, który ucałował jej policzek. Po chwili kobieta spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Na nosie miała duże okulary, a jej włosy były pofalowane i siwe; mogłem czuć ciepło, które wręcz tryskało od niej, jednak nie wiedziałem jak babcia zareaguje na mnie. W końcu nie wie, że jestem z jego wnukiem w związku.
– Babuniu, chciałbym przedstawić ci mojego cudownego chłopaka, Harry'ego – oznajmił jej uroczystym tonem szatyn, jak zwykle w podobnych sytuacjach prężąc się dumnie.
Spojrzałem na staruszkę, która nadal miała uśmiech na twarzy, a nawet ten poszerzył się, gdy usłyszała słowa Louisa.
– Bardzo mi miło panią poznać – powiedziałem uśmiechając się nieśmiało; chciałem zrobić dobre wrażenie, tylko nie do końca wiedziałem, jak powinienem zachować się w takich sytuacjach.
– Oh, Boo, nie mogłam się wprost doczekać aż wreszcie przestaniesz włóczyć się bez celu po tych klubach i zakochasz się w kimś! I to kimś takim! – zawołała rozentuzjazmowana, zgarniając mnie mocno w swoje objęcia, na co westchnąłem zaskoczony. Przytuliłem staruszkę, uśmiechając się za jej plecami. Pachniała przyjemnie piernikami i czymś maślanym. Po chwili, kiedy odsunęła się ode mnie, wówczas masując palcami moje łopatki, zgarnęła mój policzek w swoją dłoń i oglądała moją twarz.
– Śliczny chłopiec – powiedziała zerkając na mnie spod dużych okularów. Zarumieniłem się, w podziękowaniu lekko kiwając głową.
Szatyn wyglądał jakby lizał skwarkę, przez to z jak ogromną dumą się prostował.
– Dziękuję, proszę pani.
– Możesz mi mówić babciu, Harry. Tu dla wszystkich jestem babcią! –
Poczułem w moim sercu rozlew wielkiego ciepła. Przypominała mi moją własną babcię. Zamrugałem, przylegając do ramienia mojego chłopaka.
– Muszę was poczęstować bułeczkami! No, chodźcie. Nie będziemy rozmawiać z pustymi żołądkami – dodała, znikając za ladą. Louis zaśmiał się cicho, prawdopodobne przez to, jak moje oczy zaświeciły się na widok jeszcze ciepłych bułek. Objął mnie opiekuńczo w pasie, następnie wraz ze mną biorąc po jednym, malutkim wypieku.
– Siadajcie do tamtego stolika w rogu, a ja zrobię kakao – po tych słowach Babcia zniknęła znów w innym pomieszczeniu, a ja oblizałem swoje usta. Boże, jakie to pyszne.
– To jest lepsze niż seks – wyznałem. zajadając bułeczkę z głową opartą na ramieniu Tomlinsona. On spojrzał na mnie z uniosionymi brwiami.
– Dobrze, od dzisiaj kochaj się z bułeczkami – szepnął, pstrykając mnie w nos, przez co lekko go zmarszczyłem.
– Ale to się nie uda, bo to ja jestem bułeczką – mruknąłem, marszcząc przy tym czoło. Louis za wszelką cenę starał się powstrzymać uśmiech.
– Jesteś nienormalny! – odparł, nim po chwili namysłu znów rzekł: – Ale bardzo uroczy.
Cmoknął kącik moich ust, gdzie znajdowało się trochę budyniu z nadzienia waniliowego.
– Wiesz co? – zacząłem, przełykając kolejny kęs jedzenia. – Przez te rozmowę o bułeczkach trochę się podnieciłem – wyznałem, o dziwo bez cienia wstydu, na co chłopak zareagował dźwięcznym śmiechem, który stłumił w zagłębieniu mojej szyi. – No co? Moje hormony szaleją.
– Zrobimy z tym coś w domu, teraz radź sobie jakoś – pogłaskał mój policzek. Kiedy skończyłem jeść pyszną bułeczkę z marmoladą, na stoliku stanęły dwa pachnące czekoladą kubki. Czy mogę tu zostać na zawsze?
– Boo, idź na zaplecze i ubierz swój fartuszek, a ja porozmawiam sobie z twoim pięknym chłopcem.
Tomlinson westchnął, wyraźnie nie chcąc opuszczać mojego boku, jednak ostatecznie podniósł się z krzesła, na którym chwilę później usiadła przygarbiona staruszka. Uśmiechałem się obserwując Louisa, gdy ubierał biały fartuch i wystawiał pachnące pieczywa na ladę.
– Ten mały gnojek nic mi nie mówił o tym, że z kimś się spotyka – fuknęła babcia, na co ja zareagowałem śmiechem. Jeszcze przed chwilą nazywała go kochaniem i skróconą wersją pseudonimu "Boobear", aby następnie nie mieć skrupułów przed ostrzejszymi określeniami. – Jak się poznaliście, Harry?
– Przez moją siostrę, a raczej dzięki niej, uhm. To ona przyprowadziła Louisa do mojego domu – zacząłem opowiadać. – Mieszkam razem z nią i z rodzicami. Chcieli w końcu poznać Louisa, przyjaciela Gemmy. Każdy bardzo go polubił, ale gdy to ja go zobaczyłem zdecydowanie zbliżyliśmy się do siebie najbardziej – przyznałem, sięgając po kubek z ciepłym kakao.
– A więc była to miłość od pierwszego wejrzenia! – Poprawiła kołnierzyk mojej koszuli, co musiało być typowym odruchem dla kogoś posiadającego wnuki. – Znając Louisa pewnie błyskawicznie oszalał na twoim punkcie.
Zachichotałem na to, przypominając sobie jak Louis opowiadał o tym, że zauroczył się we mnie już od pierwszej chwili.
– Od razu zauważyłam, że coś musiało wydarzyć się w jego życiu. Coś bardzo, bardzo dobrego. Przychodził tutaj zawsze taki uśmiechnięty i rozweselony... – Babcia rozmarzyła się lekko, a ja spojrzałem na Louisa. Był właśnie w trakcie obsługiwania matki z na oko pięcioletnim synkiem. Wychylał się w jego stronę z zza lady rozmawiając z nim, jednak z tej odległości nie potrafiłem dokładnie zrozumieć co mówił. Miałem nagłą ochotę podejścia do niego i wycałowania każdego, najmniejszego fragmentu jego ciała, widząc sposób w jaki uśmiechał się do tego uroczego chłopca i bawił się jego czapką z daszkiem, zakładając ją na własną głowę.
– Od zawsze kocha dzieci.
– Naprawdę? – spytałem Babci, w dalszym ciągu obserwując jak Louis poprawia czapkę chłopca zakładając mu ją daszkiem do tyłu. Chłopiec zaśmiał się i jego oczy stały się wielkie, gdy Lou dał mu dużego, okrągłego i kolorowego lizaka.
– Dopóki niestety jego kontakt z moją córką się nie urwał, praktycznie nie odstępował swoich sióstr ani na krok. Oprócz tego zawsze był skory do pomocy sąsiadce niedaleko jego rodzinnego domu i był nianią dla jej trójki synów, gdy ta nie miała ich z kim zostawić. Dzieci go uwielbiają a on uwielbia je.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy Louis spojrzał na mnie żegnając małego chłopca. Wysłał mi buziaka, a ja bez namysłu palnąłem:
– Będzie świetnym ojcem.
Nerwowo ugryzłem się w język, żałując, że zrobiłem to z takim opóźnieniem. Na szczęście babcia nie zdawała się zwrócić uwagi na rozmarzony sposób w jaki to wypowiedziałem jedynie odpowiadając mi:
– Owszem. Najlepszym na świecie.
Przyznałem jej rację krótkim słowem i cichym westchnięciem, którego staruszka nie mogła usłyszeć. Upiłem łyk swojego kakao masując pod stolikiem brzuszek.
– Ile jesteście już razem? – Miałem ochotę śmiać się przez to, na jak zainteresowaną rzeczywiście wyglądała.
– Niebawem miną trzy miesiące naszego oficjalnego związku, ale już wcześniej zachowywaliśmy się zupełnie jak para – zachichotałem.
– Wyglądacie razem przepięknie, skarbie – powiedziała całkowicie szczerze. – Z ręką na sercu, nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam mojego wnuka tak dogłębnie szczęśliwego...
– Bardzo się staram, by go uszczęśliwić, a on sprawia, że i ja taki jestem – odparłem ze szczerością, obserwując jasne tęczówki Babci.
– Czy on... – odchrząknąła, jakby zastanawiając się nad tym co powiedzieć. – Chciałabym, żebyś nie czuł się źle ilekroć Boo nie będzie potrafił ci naprawdę okazać tego co do ciebie czuje, ale proszę nie zwątp nigdy w to, że... – zaczęła mówić niespokojnych głosem jednak przerwałem jej z delikatnym uśmiechem.
– Pracujemy nad tym, proszę się nie martwić Babciu – powiedziałem kładąc dłoń na wierzchu tej jej delikatnej dłoni. – On zapewnia, że mnie kocha. Gdy powiedział to po raz pierwszy był to jeden z najcudowniejszych momentów.
W jej oczach dało się odczytać wyraźne zaskoczenie. – Naprawdę... ci to powiedział? Ponieważ jestem pewna, że ostatni raz, gdy powiedział tak do kogokolwiek był dobre lata temu...
– Sam początkowo w to nie wierzyłem, ani ja... Tym bardziej on – zaśmiałem się ściskając dłoń staruszki.
– Co mu się stało... – wypowiedziała swoje myśli na głos. Cholera, wszyscy komentują całą tę sytuację tak samo. W takich chwilach naprawdę dochodziło do mnie jak ogromnie zmienił się Louis pod wpływem uczucia jakim mnie darzył.
– Jak bardzo zdążyliście mnie obgadać? – poczułem dłonie na swoich ramionach. – Jest już dziewietnasta, babciu. Mam zamknąć?
– Nie, skarbie. Wy już spokojnie wychodźcie, a ja się tym zajmę – odparła, całując swojego wnuka w policzek, na co on uśmiechnął się szeroko. – Zawsze się odsuwałeś, kiedy chciałam dać ci buziaka... – mruknęła z zamyśleniem.
– Przepraszam za to, Babciu – odparł szatyn, posyłając kobiecie uśmiech pełen żalu. Byłem z niego dumny; wprost poczułem jak w mojej klatce piersiowej roznosi się duma, przez to jak mój Louis zmienił się. p
Potrzebował miłości, a ja dałem mu ją pokazując, że okazywanie uczuć jest ważne i nie takie trudne. Chce mu dawać z dnia na dzień tej miłości tyle samo, a nawet więcej.
Mój chłopak przytulił się mocno do swojej babuni zanim pożegnaliśmy się z nią, później opuszczając budynek. Słońce o tej porze już prawie schowało się za horyzontem, wiec latarnie były już zapalone.
– Jest taką cudowną kobietą – odezwałem się łącząc nasze dłonie i przylegając do boku chłopaka, kiedy kierowaliśmy się na parking na którym stał samochód Louisa.
– Zdecydowanie – zgodził się ze mną już z daleka otwierając drzew do swojego auta, poprzez naciśnięcie odpowiedniego guzika od swoich kluczy. – Mam nadzieje, że nie nudziłeś się tam za bardzo? W piekarni nie miałem dla ciebie aż tyle czasu jak w studiu...
– Nie, rozmowa z twoją babcią była bardzo przyjemna – przyznałem już po chwili siadając w samochodzie i zapinając pas, jednocześnie zaciągając się tym ładnym zapachem. Chłopak już chciał przekręcić klucze w stacyjce jednak pod presją mojego groźnego wzroku, w pierwszej kolejności zapiąć pas, dopiero później wyjeżdżając z parkingu.
– Jedziemy do mnie, czy do ciebie? – spytał.
– Do ciebie? Twoje łóżko jest większe i przyjemnie pachnie tobą – wyznałem szczerze, wciskając się bardziej w fotel samochodu i włączając radio.
– I przy okazji możesz sobie pokrzyczeć do woli, hmm? Pohałasować i zgrzeszyć? – mruknął, podszczypując mnie lekko w okolicy pachwiny, na co zacisnąłem uda, przegryzając przy tym wargę. – Nie zapomniałem o tym, co mówiłeś przed pracą, kochanie...
– Kusząca propozycja – zachichotałem – ale nie myśl sobie, że chcę u ciebie być, by zaspokoić moje potrzeby – odparłem, oblizując swoje spierzchnięte wargi. Brakował mi mojego ulubionego balsamu do ust.
– Wiadomo. W końcu w łóżku robi się też inne rzeczy. Śpi, ogląda filmiki ze śmiesznymi kotami, rozmawia... – wymieniał na palcach, drugą rękę spokojnie trzymając na kierownicy.
Zachichotałem kładąc dłoń na udzie chłopaka i delikatnie masując jego nogę przez materiał dżinsów rozłożyłem się na fotelu. Zdecydowanie czułem się jakoś bardziej spokojny, kiedy on był obok; gdy czułem jego obecność. Czy to już uzależnienie od jego osoby? Tak, chyba jestem uzależniony od Louisa, oczywiście w ten dobry sposób.
Po wyminięciu mnóstwa sklepów czy też urzędów, znaleźliśmy się blisko osiedla, na którym mieszkał Tomlinson, gdzie znajdowało się zdecydowanie mniej latarni, a jako, iż słońce zaszło już całkowicie, w niektórych miejscach była naprawdę ciemno. Jechaliśmy niezbyt szybko, kiedy nuciłem pod nosem piosenkę lecącą w radiu, a Louis skręcił we właściwą uliczkę. Nagle pisnąłem krótko, gdy Louis głośno przeklął wykonując tak gwałtowny manewr kierownicą, że o mało nie wpadliśmy przez to na krawężnik. Dopiero po otrzasnieciu się z lekko szoku spostrzegłem, że powodem tego były dwie, wpatrujące się w auto Tomlinsona z przerażeniem młode dziewczyny, które mogły mieć maks piętnaście lat, nie posiadające żadnych odblaskow.Oddychałem płytko i szybciej niż zwykle, kiedy Louis położył dłoń na moim ramieniu.
– Nic ci nie jest? Jesteś cały? – spytał Louis wpatrując się we mnie. Pokiwałem głową mówiąc krótko "tak". Odruchowo położyłem rękę na swoim brzuchu, tak jakbym zadawał swojemu maleństwo to samo pytanie, które Louis powiedział do mnie przed chwilą. Widziałem jak chłopak otworzył okno samochodowe aby następnie wykrzyknac:
– Czy was już kompletnie odbiło?! Rodzice nie uczyli was, że o tej porze nie wychodzi się na olulice bez odblasków?!
– P-Przepra-szamy – odezwały się dziewczyny z grymasami na twarzach. Odetchnąłem głośno masując swój brzuszek, który mam wrażenie, że z dnia na dzień zaokrągla się delikatnie pod pępkiem.
– Cały czas kurwa siedzicie w tych telefonach, ale już zapominacie o włączeniu w nich choćby latarki! Jak chcecie zginąć to droga wolna, ale nie zapominajcie, że w tych autach też są ludzie! – jego ryzyk roznosił się echem po osiedlu.
– Louis... Przestań już – położyłem dłoń na jego udzie, by uspokoił się. Chciałem już być w domu, kiedy chłopak zasunął szybę, a brunetka razem ze swoją koleżanką posłały mi ostatnie przepraszające spojrzenia.
– Głupie gówniary. Oprócz kamizelek odblaskowych niech nie zapominają też o mózgu.
– Przesadziłeś krzycząc na nie... – odezwałem się ściszonym, ale poważnym głosem patrząc na Louisa. – Były wystraszone tak samo jak my.
– A co? Miałem pogłaskać je po główce za nie myślenie? – prychnął z pogardliwym śmiechem. – Jak raz je ktoś dobrze opierdoli, może przyniesie do efekty.
Popatrzyłem na chłopakan z rozchylonymi wargami. – Nie możesz tak podchodzić do dzieci, one były młode, nie powinieneś reagować agresją.
– Starzy pewnie stosują na nich technikę bezstresowego wychowania i gówniary pewnie nawet nie wiedzą jak to jest dostać po dupie – kompletnie ignorował moje słowa, wprawiając mnie swoimi słowami w chwilowe osłupienie.
– Ty chyba nie mówisz teraz poważnie – mój głos lekko zadrżał na końcu. – Zdajesz sobie sprawę ze swoich słów? Biłbyś swoje dziecko, gdyby zrobiło coś źle? Gdyby popełniło błąd, będzie nie pomyślało o czymś? Takie kary stosujesz?
– Uwierz mi, wiem co to znaczy być pobitym, H...
– Właśnie, Louis. Wiesz co to znaczy, dlatego myślałem, że będziesz robił wszystko, żeby nie postępować jak swój ojciec. Nie toleruje żadnych kar! – oburzyłem się, patrząc na niego gniewnie.
– Nigdy nie porównuj mnie do mojego ojca! – huknął, na podkreślenie mocy swej wypowiedzi, gwałtownie skręcając w kolejną, już ostatnią uliczkę. – Nie wiesz, że jeśli dziecko nie będzie znało swojego miejsca i nie będzie wiedziało, że poniesie konsekwencje za zrobienie czegoś złego to wejdzie ci prędzej czy później na głowę?
– Niczego nie rozumiesz! – krzyknąłem – Nie dogadamy się w te... Awgh!
Nagle poczułem silny ból, automatycznie łapiąc się za brzuch i z jękiem przechylając się do przodu. Stało się to akurat w momencie wjechania na podjazd Tomlinsona dlatego też chłopak szybko rzucił w niepamięć równe zaparkowanie pojazdu, kładąc rękę na moich plecach.
– Boże, Harry, co się dzieje?! Przepraszam, o Boże!...
– B-boli... – sapnąłem prostując się z trudem opierając głowę o fotel. Poczułem jakby ktoś dosłownie uderzał mnie z pięści w podbrzusze. Szatyn w błyskawicznym tempie odpiął mój, a następnie swój pas, potem przysuwając się do mnie. Zaczął gładzić swój dłonią mój brzuch, lokatą głowę przykładając do swojego torsu.
– Cii... Oddychaj spokojnie. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Nabierałem dużo powietrza wypuszczając je w klatkę piersiową chłopaka zaciskając bardziej oczy i odczekując największy ból, który minął po upływie kilku chwil trwania w ramionach Louisa z jego dłonią na moim brzuchu. – Już w porządku? – spytał pełnym troski głosem, w którym nie było ani śladu po wzburzonych okrzykach sprzed kilku chwil. – Nie jest ci niedobrze? Chcesz się położyć?
– Nie... Nie, chcę wyjść z samochodu i iść do domu. Już dobrze – powiedziałem, ostatni raz biorąc głęboki oddech.
– Przepraszam, aniołku, bardzo cię kocham – szepnął całując moją twarz, a następnie luźno leżącą na swoim udzie dłoń. – Kiedy jestem wściekły nie umiem zamknąć się w porę, wybacz mi, proszę...
– Już dobrze. Przestraszyłem się i rodzynka chyba również – spojrzałem w opiekuńczym geście na swój brzuszek, który Louis cały czas czule gładził całą swoją dłonią.
– Czego się przestraszyłeś, kochanie? - spytał, wpaptrując się głęboko w moje szmaragdowe tęczówki. – Oh... błagam, nie mów tylko, że mnie...
– Po prostu nie wyobrażam sobie, w-wiesz sam..
W ciągu ostatnich piętnastu minut wydarzyło się więcej niż przez cały dzień. Muszę chronić swoje rozwijające się dziecko, a naraziłem je na niebezpieczeństwo.
– Przecież wiesz, że mówiłem to w złości, H. – Prawie szepnął po zaważeniu moich oszklonych oczu. – Nigdy w życiu nie podniósłbym ręki na małe dziecko, żadne.
– Przestraszyłem się, że mogłoby się coś stać. Najpierw te dzieci i teraz pokłóciliśmy się, a ja muszę opiekować się maleństwem. Muszę porozmawiać z Lottie – powiedziałem kładąc dłoń na tej Louisa, która leżała na moim brzuchu.
– To nie jest tylko twoje dziecko, Harry. Ja też nawaliłem i także muszę się nim zajmować. Waszą dwójką tak właściwie – mruknął całując mnie w skroń. – Dasz radę sam wejść do domu, czy zanieść cię?
– Dam radę – pokiwałem głową unosząc jeden kącików ust do góry na znak, że jest już w porządku i po chwili otworzyłem drzwi, ale kiedy chciałem wysiąść sam Louis mnie wyprzedził i już stał przy moich drzwiach podając ręce, by pomóc mi wyjść z samochodu. Złapałem go za rękę, pozwalając sobie na delikatny półuśmiech, gdy chłopak objął mnie swoim drugim ramieniem, prowadząc powoli w stronę domu, który moment później (nie puszczając nadal mojej dłoni) otworzył. Pomógł mi zdjąć moją kurtkę i powiesił ją w szafie w przedpokoju, a kiedy działem buty w końcu poczułem ulgę po całym dniu, chociaż absolutnie nie robiłem nic męczącego.
– Jesteś głodny, skarbie? – zapytał, kładąc dłonie na moich biodrach, gdy opuściliśmy ciemny przedpokój.
– Mam ochotę na bardzo delikatną kolację. Taką malutką – pokazałem na palcach, kiedy razem z Louisem poszedł do kuchni i czując się jak u ciebie wyjąłem z lodówki butelkę wody mineralnej.
– Mogą być zwykłe płatki na mleku? Wiesz, że nie umiem gotować... – powiedział, a ja ze zdziwieniem usłyszałem w jego głowie wyrzuty sumienia.
– Masz Coco Pops? – zapytałem z nutą nadziei w głosie podchodząc do Louisa.
– Mam – pocałował mnie krótko w czoło, później wyciągając z szafki do połowy opróżnioną już paczkę płatków. – Chcesz na ciepłym czy zimnym mleku?
– Zimnym, poproszę – uśmiechnąłem się do niego siadając na wysokim krześle przy rozsuwanym stoliki. Chwilę później już zajadałem się swoją leciutką kolacją, co jakiś czas zerkając na przypatrującego mi się z boku Tomlinsona. W jego oczach widziałem wielką troskę tak jakby obawiała się, iż w każdej chwili może znowu mnie coś zaboleć.
– Loulou... Jest wszystko dobrze – powiedziałem, próbując przekonać chłopaka, kiedy nabierałem łyżką trochę płatków.
– Nie zasnę z poczucia winy chyba – wyznał mi ciężko wzdychając przysiadając się obok mnie. – To przeze mnie się zdenerwowałeś.
– Może gdybym się nie uniósł, uh. To nie jest tylko i wyłącznie Twoja wina. Wystraszyłem się, że z rodzynka jest coś nie tak, ale ból szybko minął – powiedziałem odkładając pustą miskę do zlewu. Nie zauważyłem, kiedy zjadłem swoją kolację.
– Zapomnijmy o tym, dobrze? O naszej kłótni. Ale o bólu już jutro informujemy moją siostrę – zaproponował, na co ja z chęcią przystałem.
– Tak będzie najlepiej, ponieważ kłótnie nie sąa przyjemne – uśmiechnąłem się ciepło, całując go w szczękę.
– Kocham cię – powiedział chłopak zbliżając się do mnie jeszcze bliżej i zamykając szczelnie w swoich ramionach.
– Pokaż mi... – wymamrotałem w jego szyję, mając nadzieję, że zrozumie aluzję. I po sposobie w jaki mnie pocałował wywnioskowałem, że zrozumiał doskonale.
– Powiedz to do całego świata, powiedz że mnie kochasz – patrzyłem na niego z czułością obserwując iskierki w jego oczach. Chłopak uśmiechnął się z nieodgadnioną dla mnie wtedy intencją przysuwając swoje wargi bliżej mojego ucha.
– Kocham cię... – szepnął bardzo, bardzo cicho.
– Dlaczego szepczesz do do mojego ucha? – spytałem marszcząc brwi kiedy położyłem dłonie na jego szyi.
– Powiedziałeś przecież, żebym powiedział o tym światu. A ty przecież jesteś nim. Moim całym światem... – odparł i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ponownie mnie pocałował.
__________________
To wymyśliła Jolka. Nie mnie, ją bijcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro