25. Lou, znamy się kilka miesięcy, to szalone...
– Na pewno nie będę ci przeszkadzał, Boo? – zapytałem go już po raz chyba piąty w drodze do studia jego przyjaciela, w którym spędzić mieliśmy cały dzień.
– Nie, H... Nie będziesz – Louis pociągnął mnie za dłoń do dobrze znanego już dla mnie miejsca. Spojrzałem na duży oświecający budynek napis, nim Louis otworzył dla mnie drzwi, bym mógł wejść do salonu jako pierwszy.
– Siema! – krzyknął od wejścia, ściągając kurtkę, którą powiesił na wieszaku, co ja uczyniłem chwilę po nim.
– Cześć! – usłyszałem nieznany (ale bardzo gorący) męski głos, który dobiegał z głównego pokoju w salonie. Już po chwili zobaczyłem przed sobą wysokiego chłopaka, którego włosy były niemal czarne i postawione do góry. Całe jego ramiona były w tatuażach, a dopiero kiedy spojrzał prosto na mnie zobaczyłem, że jego tęczówki są wręcz czekoladowe i jego oczy otoczone były długimi, ciemnymi rzęsami.
– O, hej... uśmiechnął się przyjaźnie na mój widok, co odwzajemnił również odpowiadając mu krótkim "hej". – Jesteś na pewno Harry?
– Tak, a Louis mówiąc, że jesteś brzydki okłamał mnie – zaśmiałem się z wypiekami na twarzy, zerkając na swojego chłopaka.
– I po co mu to mówiłeś? – prychnął Tomlinson, patrząc na przyglądającemu się naszej dwójce z rozbawionym uśmiechem Zayna.
Jego ton był tak zabawny, że roześmiałem się, chowając na moment nos w zagięciu szyi szatyna. Spojrzałem znów na Zayna, który patrzył się w kierunku Louisa z przymrużonymi oczyma. Pokręcił głową śmiejąc się, a ja ujrzałem jego równe, białe zęby i kolczyk w języku.
– Louis poinformował mnie już, że będę wujkiem – powiedział cały czas uśmiechając się do mnie, co odebrałem jako dobry znak na to, iż mulat nie uważa mnie za obrzydliwego. – Jak to jest mieć w sobie rosnącego człowieczka?
– Na ten moment fizycznie nie odczuwam wielkich zmian, ale sama świadomość tego, że pod moim sercem żyje mała istota sprawia, że to jest coś cudownego. Chcę, żeby miało oczy Louisa! – wyznałem.
– Ty masz ładniejsze niż ten szczur – rzucił Zayn, na co Louis zareagował pokazaniem mu środkowego palca.
– Dziękuję – odpowiedziałem mu, nie kryjąc rozbawienia ich dziecinnym zachowaniem.
– Za piętnaście minut mam klienta. – powiedział Louis. – Muszę wszystko przygotować, więc może chodźmy do mojego kącika?
– Jasne. Wziąłem ze sobą książkę, więc nie będę się nudził – przypomniałem mu, pokazując gruby tom jednej z wielu książek Stephena Kinga, której jeszcze nie miałem okazji przeczytać. Szatyn pocałował mój policzek prowadząc do miejsca, gdzie wykonywał swoją pracę. W tym czasie Zayn poszedł do drugiego pokoju; nie wiedziałem co tam jest, ale domyśliłem się, że musi być to kuchnia, słysząc wyjący czajnik.W momencie, w którym już chciałem usiąść na jakimś krześle, chłopak podsunął mi szybko swój wygodny fotel na kółkach, a ja bez zbędnych protestów usiadłem na nim.
– Ślicznie wyglądasz dzisiaj, wiesz? Przystojnie – skomplementowałem go. Doszedłem do wniosku, że było to odrobinę nie fair, iż chłopak tak często sprawiał, że czułem się piękny, podczas gdy ja rzadko kiedy mu o tym wspominałem.
– Um, dziękuję – widziałem jak szatyn peszy się, odgarniając ze swojego czoła grzywkę.
– Muszę przyzwyczaić cię do komplementów – przegryzłem dolną wargę.
Do pomieszczenia przyszedł Zayn, trzymający tacę z trzema kubkami.
– Kawa! – poinformował nas mulat. Louis podziękował mu krótko przyjmując jeden z kubków.
– W ciąży nie wolno mi przyjmować kofeiny – powiedziałem, posyłając chłopakowi przepraszające spojrzenie.
– Dla ciebie mam herbatę, niestety bez miodu – odparł, skinięciem głowy wskazując różowy kubek.
– Ooo, pamiętałeś – chwyciłem za ucho naczynia. – To kochane. Nawet mój tata jeszcze czasem się zapomina – pochwaliłem go rozpromieniony.
– Moja siostra jest teraz w szóstym miesiącu. Przyzwyczaiłem się do tego – zaśmiał się, a ja upiłem łyk ciepłego napoju, kiedy Louis zawzięcie czegoś szukał.
– To wspaniale! Gratulacje – powiedziałem, patrząc nie tak dyskretnie na tyłek swojego chłopaka, co nie umknęło uwadze Zayna. Spojrzałem na mulata, on skinął głową na Louisa i w następnej chwili jego dłoń wylądowała na pośladku szatyna, przez co ten głośno pisnął i podskoczył.
Zaśmiałem się głośno, odchylając przy tym głowę w tył, podczas, gdy Zayn uciekł na drugi koniec pomieszczenia, krzycząc "kto wypina tego wina!".
– Po prostu nie mogę odgonić od siebie sympatyków mojej dupy – Louis wywrócił oczami.
– Jest bardzo zgrabna – zarzekłem z ironiczną elokwencją. – Czego tak szukasz, kochanie? – Za każdym razem Louis, spoglądał na mnie z nieśmiałym uśmieszkiem, reagując w ten sposób na to słowo.
– Czegoś ostrego, by zadźgać tym tego tępego Pakistańczyka – burknął, patrząc spode łba na szczerzącego się Zayna. Wywróciłem oczami, podpierając się łokciem na stoliku i kładąc brodę na swoją dłoń.
– Szukam tego głupiego żelu antybakteryjnego – powiedział Louis i w końcu uśmiechnął się podnosząc do góry buteleczkę. Po chwili wziął rękawiczki, a ja zauważyłem, że coś kombinuje.
– C-co robisz? – zapytałem zmieszany, gdy zaczął dezynfekować skórę na swoim nadgarstku z przebiegłym uśmiechemm.
– Chcę sobie zrobić tatuaż – odpowiedział jak gdyby nic. – Zayn, możesz nalać mi tu czarny tusz?
– Momencik – mruknął chłopak, po chwili już pojawiając się przy przyjacielu z obiecanym tuszem.
– Jak to tatuaż? Sam sobie? Teraz?
– Tak Harry. Zobaczysz, będzie fajny. te spontaniczne są moimi ulubionymi – Louis uśmiechnął się, kiedy Zayn podał mu gotową maszynę do ręki. Patrzyłem się na kolejne poczynania chłopaka z szeroko rozchylonymi wargami. Nawet nie mrugnął, podczas przykładania do swojej skóry na nadgarstku brzeczącego przyrządu, w skupieniu tatuując sobie coś, co dla mnie nadal pozostawało tajemnicą.
Nie zajęło mu to długo - przeciwnie. Już po minionej minucie przetarł wszystko chusteczką tak, jak robił to z moim tatuażem. Spryskał jeszcze jakimś płynem i znów oczyścił.
– Chcesz zobaczyć? – spytał po chwili.
– Oczywiście! – powiedziałem, od razu wychylając się do niego. Louis uśmiechnął się tak pięknie, jak potrafił tylko on, ukazując mi wytatuowaną... literkę "H".
Skóra była tylko lekko czerwona, ale przecież na własne oczy widziałem, że tatuaż przedstawiał trzy ułożone linie w pierwszą literkę mojego imienia. Z niedowierzaniem, ale również rozczuleniem spojrzałem na Louisa.
– Żartujesz sobie ze mnie? – wymamrotałem słabym głosem, czując jak moje gardło zaciska się pod wpływem wzruszenia. – Lou, znamy się kilka miesięcy, to szalone...
– Kocham cię – powiedział, patrząc w moje oczy.
– Boże, ja ciebie też, idioto – szepnąłem, złączając nasze usta w krótkim lecz pełnym uczuć pocałunku.
– A ja kocham mnie. Możecie już przestać? Lada moment powinien pojawić się klient – przerwał nam głos zniecierpliwionego Zayna.
– To, że cię nikt nie kocha to nie mój problem, a jeśli chcę pocałować Harry'ego, to zrobię to – powiedział Louis, złączając jeszcze raz nasze usta. Pocałunek był dla mnie takim zaskoczeniem, że nawet nie zdążyłem go odwzajemnić. – Teraz wybacz mi kochanie, ale muszę to czymś zakleić i zająć się klientem – dodał, głaszcząc mój policzek.
– Pracuj, pracuj – poklepalem go po ramieniu. – Akcesoria dla dzieci nie są zbyt tanie – powiedziałem, wygodniej usadawiając się na fotelu z książką ułożoną na udach.
Drzwi salonu otworzyły się dokładnie w tym momencie, kiedy przewijałem kolejną już stronę zupełnie pochłaniając się ciekawą fabułą lektury. Podniosłem głowę, widząc młodą blondynkę, (na oko była trochę starsza ode mnie) która odwieszala swój płaszcz na wieszak zaraz obok mojej kurtki.
– Cześć! – przywitał ją Louis, synchronizujac swój głos z mulatem. Szatyn zerknąłem prędko w swój terminarz zanim powiedział jeszcze:
– Beth, prawda? Te skrzydła anioła na plecach? – dopytywał dla pewności.
– Tak, to ja – powiedziała dziewczyna. Musiała mieć sztuczne rzęsy, ponieważ czarne wachlarze przy jej oczach nie wyglądały na naturalne. Czytałem powolutku zdanie po zdaniu, co parę słów jednak, spoglądając kontrolnie na dziewczynę. Louis podsunął do fotela przeznaczonego dla klientów swoje krzesło, podczas gdy dezynfekowal przed chwilą używany na sobie sprzęt.
– Wiem, że mamy już gotowy wzór, ale dla pewności jeszcze raz spytam cię o rozmiar zanim go wydrukuje – powiedział mój chłopak. Znów mogłem podziwiać to, jak profesjonalnie się zachowywał.
– Chciałabym, aby rozpościerały się od moich łopatek, kończąc na odcinku lęźwiowym – tłumaczyła.
– To wielki tatuaż. Jesteś pewna, że chcesz zrobić go za jednym zamachem?
– Czy ty właśnie zasugerowałeś, że płeć damska jest słabsza od męskiej? – dziewczyna spojrzała na niego poważnie. Jednak po chwili zakryła usta w dźwięcznym chichocie. – Tak, zrobimy go całego.
– No dobra – Louis wyraźnie się zmieszał – a więc ściągnij bluzkę, gdy ja go przyszykuje.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, kiedy dziewczyna rozpinała koszulkę. Posłał mi udawany odruch wymiotny i nieme słowo "cycki".
Powstrzymałem się od chichotu. Kontynuowałem czytanie, cały czas w taki sam sposób, jak przed sekundą, obserwując kolejne ruchy blondynki.
– Połóż się na brzuchu – polecił jej, zakładając nową parę rękawiczek. Dziewczyna wykonała polecenie Louisa, kładąc się na fotelu w taki sposób jak nakazał.
– Rozepne ci teraz stanik – poinformował ją, na co ja automatycznie poderwałem głowę do góry, patrząc na niego dużymi oczami. – Mówię ci to, bo gdy kiedyś zrobiłem to bez pytania jednej lasce, dostałem w ryj także... rozumiesz.
– Nie ma sprawy – powiedziała, szukając czegoś w swoim telefonie. Uspokój się, Harry... Uspokój się. Przecież wiesz, że Louis w pracy ma wielką styczność z ciałami innych ludzi. To w końcu na nich wykonuje swoje dzieła.
Chłopak (po nieudolnym przez kilka dobrych sekund rozpinaniu stanika) spryskał całe plecy dziewczyny specjalnym płynem antybakteryjnym następnie przecierając wszystkie miejsca papierowym ręcznikiem.
– To sama przyjemność, kiedy tak przystojny facet odpina mój stanik – dziewczyna zaśmiała się. Szatyn korzystając z tego, iż była w takiej pozycji, że nie mogła zobaczyć mojej jak i Louisa miny, nie była świadoma tego jak zdegustowane spojrzenia sobie posłaliśmy, zanim włączył urządzenie, które zaczęło brzęczeć.
– Zrobię kilka krótkich linii, żebyś mogła zobaczyć jakie to uczucie i za chwilę zacznę tatuować normalnie.
– Dobrze – przytaknęła.
Po tym Louis zaczął wykonywać swoją pracę dokładnie wyrysowanąc każdą linię po wcześniej odbitym szablonie, a ja mogłem w spokoju czytać swoją książkę.
Tatuaż dziewczyny wymagał mniej więcej tyle samo czasu, co mój motyl, dlatego po upływie ponad pół godziny zobaczyłem, że Louis nawet nie był w połowie. Przekręciłem kolejną stronę książki w tym samym momencie, kiedy dopiłem ostatni łyk swojej wyziębłej już herbaty.
Louis i Beth na szczęście nie rozpraszali mnie zbytnio ze względu na to, że rzadko się do siebie odzywali, jednak pewna rzecz znacznie przykuła moją uwagę.
Czytanie bez herbaty nie sprawiało mi już takiej przyjemności, więc postanowiłem udać się po nową z moim różowym, pustym kubkiem. Po wstawieniu wody i cierpliwym czekaniu na to aż się zagotuje oczywiście czytając, zalałem torebkę owocowej herbaty wrzątkiem, następnie chwytając za ucho kubka i wyszedłem z malutkiej kuchni. Stojąc już w progu pokoju Louisa, usłyszałem jego piękny głos, którym opowiadał o czymś z przejęciem.
– Tak, a gdy zobaczyłem to ciało pomyślałem „oh, kładź się na stół, chcę już to dotknąć" – zaśmiał się, kiedy ja byłem zupełnie zdezorientowany. Czy on mówił o tej dziewczynie? Z jednej strony wydawało mi się to idiotyczne, jednak nie zaprzecze, brzmiało to bardzo dwuznacznie i zapewne moje hormony spowodowały to, jak zdecydowanym krokiem wróciłem do miejsca, w którym znajdowała się tamta dwójka.
– To naprawdę urocze, że mówisz w ten sposób o swoim chłopaku – odparła dziewczyna. Mój podminowany wyraz twarzy zmalał praktycznie do minimum, gdy dotarł do mnie sens tego, co powiedziała blondynka. Oh, czyli jednak Louis opowiadał jej o mnie... To takie, hm miłe. Naprawdę myślał w ten sposób zanim tatuował mojego motyla?
Uśmiechnąłem się delikatnie, wracając na moje siedzenie, gdy popijałem herbatę, a drugą ręką poklepałem mały brzuszek. Chłopak zobaczył, że właśnie wróciłem i jestem pewny, że speszył się na jeden krótki moment.
– Czyli z kawy nici? – westchnęła z przekąsem Beth.
– Musisz najpierw spytać o to samego Harry'ego – powiedział Louis, wycierając papierem nadmiar tuszu i spojrzał w moim kierunku.
Uśmiechnąłem się szeroko, zwłaszcza po usłyszeniu tego, co po chwili powiedziała mi dziewczyna.
– Boże, przepraszam, w ogóle nie pomyślałam, że to możesz być ty... – była wyraźnie zażenowana tym, iż przez cały czas byłem świadkiem jej czasem wręcz ordynarnych prób flirtu.
– Nic nie szkodzi, naprawdę. Wiem, że mój chłopak jest rozchwytywany! Musisz mi również wybaczyć, że nie potrafię się nim kompletnie dzielić – zaśmiałem się, ponieważ sytuacja wyszła w zasadzie dość zabawnie. No może nie dla samej dziewczyny.
– To trochę smutne, że wszystkie najlepsze partie są albo zajęte, albo preferują męskie tyłki – mruknęła, na co zarówno ja, jak i Tomlinson zareagowaliśmy śmiechem. Nie była taka zła.
– Kilka dni temu to samo mówiła moja siostra – oznajmiłem, przypominając sobie, jak przed samym spaniem rozmawiałem z Gemmą.
– Bo to niesprawiedliwe! – burknęła blondynka i doszedłem do wniosku, że jeśli nie próbowałaby przedtem wręcz pokazać biustu mojemu chłopakowi, mógłbym się z nią zakolegować...
– No proszę, druga połowa tatuażu poszła znacznie szybciej – chwilową ciszę przerwał głos Louisa. – Jestem pod wrażeniem, że dałaś radę bez większych przerw.
Nie zwracałem już na tę dwójkę specjalnej uwagi, będąc kompletnie zaczytanym w mrocznej powieści, której przeczytałem przez ten czas już jedną czwartą.
Minęło kilkanaście kolejnych minut poświęconych na dokładnym opatrzeniu tatuażu, rozmowy o pielęgnacji oraz innych rzeczach. Podniosłem z nad książki swój wzrok dopiero w momencie, kiedy chłopak odbierał od dziewczyny gotówkę, a ta po chwili wyszła z salonu dziękując.
– Mówię ci, gdyby mnie tu nie było, zaraz po tym jak odpiełaby stanik, przewróciłaby się na plecy, pokazując ci te wielkie baloonyyy – powiedziałem dramatycznym głosem, gestem ręki pokazując przy swojej klatce piersiowej dwie, niewidzialne wypukłości.
– Proszę cię, nie były wielkie – prychnął, chwilę później ukazując w górę cztery banknoty z dużym uśmiechem na twarzy.
– W porównaniu do tego, jak płaski jestem ja, były duże – prychnąłem, zamykając książkę, korzystając z tego, że Louis był teraz znowu tylko mój.
– Twoje ciało jest najpiękniejsze – odparł, podchodząc do mnie i okręcając krzesło tak, bym był centralnie przed nim. Wtedy zniżył się i pocałował moje usta.
– Bo jestem płaski? – zaśmiałem się w jego wargi, rozkoszując się również dźwiękiem jego cudownego chichotu.
– Bo jesteś moim Harrym – odpowiedział Louis, uśmiechając się do mnie.
– Błagam, niech jakiś klient w końcu przyjdzie do mnie, żebym nie był zmuszony tego słuchać – jęknął Zayn, lecz widziałem w jego uśmiechu, że tak naprawdę cieszył się szczęściem swojego przyjaciela. – Coś ty z nim zrobił, Harry? – spytał.
– Ja? – uniosłem do góry ręce w geście obronnym – Nic a nic! – powiedziałem, kończąc swoją wypowiedź chichotem.
– Tommo zawsze, gdy widział ładnych chłopców tracił rozum, ale teraz to...
– Morda, Malik – warknął Louis, posyłając swojemu przyjacielowi złowróżbne spojrzenie.
– Daj mu dokończyć – popatrzyłem na Louisa z intrygą, przekręcając głowę w bok i posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Mulat uśmiechnął się do mnie lekko, zanim zdecydował się kontynuować.
– Chłodzi mi o to, że kiedyś Louis zawsze dobierał im się od razu do majtek i kiedy zaczął opowiadać mi o tobie już po raz pierwszy, wiedziałem, że nie skończy się tylko na tym... I jak zwykle miałem rację! – klasnął w dłonie. – Powinieneś zacząć się mnie słuchać, stary.
Louisa przewrócił oczami. Spojrzał na mnie prawdopodobnie oczekując jakiejś tragicznej reakcji, jednak ja tylko zaśmiałem się cicho, podnosząc kąciki ust do Zayna.
– Naprawdę oczekiwałeś, że się tym przejmę? – parsknąłem, zwracając się tym samym do skonsternowanego szatyna. – Już od początku Gemma mi opowiadała, że nie byłeś aniołkiem.
– Nie róbcie ze mnie wszyscy jakiegoś drania! – Louis machnął ręką dąsając się, kiedy postanowił zdjąć z fotela folię i znów go zdezynfekować.
– Niall jest taki sam jak byłeś kiedyś ty. Można się przyzwyczaić. – machnąłem ręką. – Najwyraźniej jedynym antidotum na to jest miłość – uśmiechnąłem się, kładąc dłoń na jego plecach.
– Mój boże. Ja może pójdę pogłaskać sobie kota – powiedział Zayn, przewracając oczami na czułość z jaką spojrzał na mnie Louis.
– Nie masz kota, Malik – odpowiedział niebieskooki, przez co zaśmiałem się, ale po chwili moje oczy zrobiły się duże ze zdziwienia, kiedy mulat wyszedł z pokoju i wrócił z puchatym, burym kocurem w ręku.
– Kotek... – szepnąłem niczym mały chłopiec, jak zahipnotyzowany podnosząc się z fotela i niemal podbiegając do przepięknego zwierzęcia.
– Skąd wziął się pieprzony kot w salonie, Malik? – spytał zmieszany Tomlinson.
– Zaadoptowałem go, jeszcze nie nadałem mu imienia – powiedział głaszcząc kota w rękach, a kiedy podrapałem go po brodzie zwierzątko zamruczało.
– Jaka śliczna kuleczka! – zagruchałem, przykładając czoło do tego należącego do kota. On zamruczał jeszcze głośniej, wcierając się we mnie.
– No nie wierzę – mruknął Zayn. – Nawet kot go już pokochał...
– Jest ślicznym chłopcem! Tak, do ciebie mówię, kotku. Kto jest śliczny? – gruchałem do stworzenia, które po chwili wtuliło swój policzek w moją rękę.
Czułem wypalające w moich plecach spojrzenie Louisa. Wiedziałem, że się uśmiechał. I to zapewne tak szeroko jak wtedy, gdy jego oczy prawie całkowicie się zamykają.
Po chwili kotek sam wskoczył w moje ramiona, przez co złapałem go z zaskoczeniem, drapiąc po grzbiecie. Zamykał oczka i głośno mruczał, kiedy usiadłem z nim przy stoliku; wręcz wtulił się w mój brzuch.
Zayn nawet nie protestował, gdy wróciłem razem z pięknym kotkiem do miejsca, gdzie przed chwilą siedziałem. Ułożyłem sobie zwierzę na kolanach, a on po chwili zwinął się w kłębek gotowy do snu. Gładziłem miejsce za jego uchem powoli i delikatnie przeczesując mięciutką sierść kotka. Uśmiechnąłem się, patrząc na senne zwierzę, które zapadło już moment później w spokojny sen.
– Tommo, weź mi go pożycz czasem, jak urodzi się mojej siostrze dziecko – odezwał się mulat. – Może mali ludzie też tak na niego reagują.
Spojrzałem na mulata i zaśmiałem się.
– To nie na mnie kot tak reaguje. Czytałem w internecie o tym, że te mądre istoty wyczuwają w brzuchu dziecko, przez co i ono się uspokaja, jak i samo zwierzę. Dlatego ten piękny kotek tak mnie polubił. A właściwie to to, co jest we mnie! – zachichotałem.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś trzymał kota tak blisko siebie będąc w ciąży – powiedział z przekąsem Tomlinson. – Możesz zarazić się toksoplazmozą.
– Bujda – powiedziałem, od razu przytulając go do siebie bardziej. – Moja mama trzymała tak kocurka przy brzuchu, kiedy była ze mną w ciąży. Całe dziewięć miesięcy. Może dlatego teraz jestem taki spokojny i grzeczny, huh? – zaśmiałem się.
– Że grzeczny to śmiem wątpić! – szepnął mi do ucha, naumyślnie muskając swoimi wargami moją małżowinę. Przeszły mnie przez to ogromne dreszcze, gdy posłałem chłopakowi mały uśmiech.
– Uh, pomożecie mi nazwać tego kota? – jęknął Zayn, skinając głową na zwierzę.
– Mnie lepiej nie pytaj o imiona dla zwierząt, bo kiedyś nazwałem swojego chomika "Chomik" – parsknął Tomlinson, na co ja zaśmiałem się głośno.
– Też nie jestem w tym dobry. Muszę pomyśleć – odparłem spoglądając cały czas na kotka. Jak można go nazwać, by imię było oryginalne i pasowało do tego puchacza?
– Tylko błagam, bez żadnych imion w stylu "Puszek" albo "Kłębuszek", bo kotów o takim imieniu jest, kurwa, milion.
– To może... – zaczął Louis. – Nope, ja pasuje. Nie mam pojęcia jak nazwać twojego głupiego kota – powiedział po chwili myślenia.
– Sam jesteś głupi, bezduszniku! – warknąłem w stronę Tomlinsona, samemu będąc w ogromnym szoku, że takie słowa w ogóle opuściły moje usta. Dwójka młodych mężczyzn wpatrywała się we mnie wielkimi oczyma. Zrobiło mi się głupio, więc opuściłem głowę, patrząc już cały czas na kota. – Przepraszam, kochanie – powiedziałem cicho, lecz tak, by Louis mógł mnie usłyszeć.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu zarówno Zayn, jak i Louis zaczęli się gromko śmiać. Tomlinson nawet pokręcił głową z widocznym w jego zmrużonych oczach rozbawieniem.
– Myślałem, że tylko Gemmie tak szybko zmienia się humor – parsknął.
– A może... Niech Harry poszuka czegoś ze swojej książki – zaproponował Louis. Pokiwałem głową otwierając książkę na przypadkowej stronie.
– Penny – przeczytałem. – O rany, to jest perfekcyjne!
– Wow, nie sądziłem, że jakaś głupia książka Kinga nada imię temu kocurowi, ale to jest dobre – Zayn uśmiechnął się szeroko.
– Hej! Książki Kinga są najlepsze, w ogóle się nie znacie – powiedziałem z wyrzutem w stronę obu chłopaków. – Lou... zgłodniałem – przyznałem szatynowi.
– W moim terminarzu nie ma już żadnych nowych klientów, bo z jakiegoś powodu w czwartki rzadko kiedy ktoś tutaj przychodzi, więc możemy już iść do piekarni mojej babci. Ją też musisz poznać!
W odpowiedzi jedynie szeroko się uśmiechnąłem. Pożegnaliśmy się z Zaynem (i z jego kotkiem o imieniu Penny też), następnie ubraliśmy swoje kurtki i ruszyliśmy do piekarni. Nie mogłem się doczekać, by poznać kobietę, która jest częścią rodziny Louisa, i jak dowiedziałem się po drodze jedyną osobą z niej, z którą ma stały kontakt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro