20. Przepraszam, Harry, ale nie chcę cię teraz dotykać.
Naszą dwójkę obudził budzik, który Louis ustawił w swoim telefonie. Naciągnąłem poduszkę na głowę z jękiem, czując jak chłopak podnosi się i wyłącza alarm. Naprawdę nie sądziłam, że pobudka w objęciach Tomlinsona okaże się jeszcze bardziej brutalna aniżeli gdybym był sam.
– Harry, musisz wstawać. – Louis siedział nade mną już od minuty, a ja tylko mamrotałem coś pod nosem. – Aniołku...
– Nie przekupisz mnie tym słodzeniem – mruknąłem sennie, dzielnie udając, że to jakim mianem mnie określił nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.
Wtedy usłyszałem szmery, a następnie Louis wsunął się pod kołdrę obok mnie i kiedy przekręciłem się na plecy szatyn zaczął łaskotać mnie swoimi ustami pod żebrami.
– Nie! – pisnąłem, próbując odepchnąć go swoimi rękoma, śmiejąc się przy tym ochryple. Mówiąc szczerze, nie miałbym nic przeciwko, aby budzić się w taki sposób codziennie...
Louis zaśmiał się w mój brzuch, zostawiając tam soczystego buziaka, po chwili odkrył całkiem naszą dwójkę. Przez to moje ciało przeszła fala zimnego powietrza.
– Nie zdam – wydąłem dolną wargę, w którą chłopak cmoknął z szerokim uśmiechem. – W dodatku zaczął boleć mnie brzuch. Strasznie się stresuję – przyznałem, patrząc na niego zmartwionym wzrokiem.
– Pocałuję i już nie będzie boleć – powiedział przesłodkim głosem, następnie całując mnie delikatnie w okolicy pępka. – I co?
– Nadal boli – zmarszczyłem brwi na nieprzyjemny rodzaj bólu. Następnie z moich ust uciekł chichot. – Jesteś cudowny, ale twoje pocałunki nic tu nie dadzą, a ja muszę iść do toalety.
– Czy to już będzie nasza tradycja, abyś po każdej nocy ze mną obrzygiwał mi kibel? – jęknął buńczucznie, na co ja zaśmiałem się w głos.
– Hej, idę tylko siku! – moja twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy podnosząc się z łóżka poczułem piekący ból między pośladkami. – Dasz mi jakąś normalną bieliznę? – spytałem chłopaka. – Nieładnie machać czerwoną koronką przed nauczycielami.
– A co, masz zamiar się tam rozbierać? – spojrzał na mnie nieprzychylnie spod przymrużonych oczu.
– Chcę, żeby te majtki były tylko dla ciebie, nie dla kogoś innego – powiedziałem szczerze, przykładając dłoń do ust i wysyłając Louisowi buziaka.
On przewrócił oczami lecz mimo to udawał, że go złapał, a następnie przyłożył dłoń do serca. Widząc to, udałem się w spokoju do łazienki. Ból brzucha doskwierał mi przy każdym ruchu, ale postanowiłem to zignorować. Właściwie już od kilku dni czułem się gorzej, a może nawet od tygodnia. Kiedy załatwiłem swoje potrzeby, stanąłem przed lustrem przyglądając się swojemu ciału. Niektóre malinki, które zrobił mi jakiś czas temu Tomlinson lekko wyblakly, jednak nie byłem z tego powodu zbytnio zadowolony. Kochałem to, jak chłopak mnie oznaczał, czułem się wtedy taki... ważny dla niego. Dwa bardziej czerwone znaki przy obojczykach utrzymały się wyraźnie. Dziwił mnie mój brzuch. Fakt, jadłem ostatnio więcej, co równało się z tym, że mogłem przytyć, ale...
– Harry, rusz ten piękny tyłek! Nie możesz się spóźnić! – prychnąłem prześmiewczo pod nosem, ostatni raz zerkając na swoje nagie ciało zanim wyszedłem z łazienki. Szybko ubrałem się w spodnie z wczorajszego dnia i poprosiłem Louisa o jakąkolwiek bardziej elegancką koszulę. Kiedy znaleźliśmy się w samochodzie Louisa, jeszcze długo rozmyślałem w ciszy.
Od Hazz:
Niall, nie wiem jak ci to napisać, ale po prostu kup mi test ciążowy. Albo dwa, i nie zadawaj pytań. Opowiem ci wszystko w szkole.
– Kochanie, nie denerwuj się tak – odezwał się Tomlinson, kładąc rękę na moim udzie, które pieszczotliwie masował. – To tylko egzamin, nie koniec świata.
– Tak, wiem... Ale chciałbym go zdać, a naprawdę nie uczyłem się długo – odparłem, blokując swój telefon i włożyłem go do koszeni. Złączyłem nasze palce na moim udzie i starałem się ukrywać moje poddenerwowanie, spowodowane podejrzeniem o ciąży. Mój oddech był ciężki, gdy przypomniałem sobie, że tak naprawdę żaden z nas nie pamiętał, czy zabezpieczyliśmy się tamtej nocy. Gdyby tak było znaleźlibyśmy przecież zużytą gumkę w pobliżu. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej, gdy mogłem zapobiedz ciąży?
– Jejku, Harry, ty drżysz – zauważył, przyciągając moją dłoń do ust, aby ją pocałować. – Zabrać cię na pizzę po szkole?
– Nie, nie... Po szkole udam się do Nialla – posłałem Louisowi wymuszony uśmiech. – Pewnie będziemy rozmawiać do wieczora o tym, że egzamin wcale nie był taki trudny, a ja za bardzo się stresowałem.
Wyglądał przez chwilę na lekko zawiedzionego, jednak koniec końców skinął głową z małym uśmieszkiem.
Kiedy znaleźliśmy się na podjeździe szkoły zauważyłem mocno zdezorientowanego i niepewnego Nialla. Skinął głową do mnie i do Louisa, a ja chciałem prawidłowości pożegnać się ze swoim chłopakiem pocałunkiem.
– Powodzenia – mruknął, całując mnie niedługo lecz namiętnie, co odwzajemniłem z równie wielką pasją. Nie obchodziło mnie to, że świadkami tego byli inni uczniowie.
– Trzymam kciuki, H.
– Kocham cię – szepnąłem w jego usta, następnie wychodząc z samochodu i witając się z Niallem, kiedy ostatni raz pomachałem do Louisa zanim odjechał.
– Cześć – przywitał się ze mną słabym głosem Horan. Na jego twarzy malował się stres, ale chyba nawet jeszcze większa dezorientacja.
– M-masz t-to o co prosiłem? – spytałem z drżącym głosem, szybko odkaszlnąłem pozbywając się chrypki.
– Mam – pokiwał głową. – Ale nie uważasz, że należą mi się wyjaśnienia, Harry?
– Powiem ci wszystko, Ni... Tylko napiszmy ten sprawdzian – zarzekłem, ciągnąc Nialla w kierunku szkoły za wiotki nadgarstek.
– No dobrze... – powiedział bez przekonania, jednak jak na wzorowego przyjaciela przystało, nie zdawał już żadnych pytań dopóki nie skończyliśmy egzaminu, który gwoli ścisłości nie był taki trudny.
Uczniowie opuszczali salę, a ja i blondyn postanowiliśmy poczekać na końcu kolejki, aż w końcu i my ruszyliśmy do wyjścia, później znajdując się już na korytarzu. Posłaliśmy sobie krótkie spojrzenia, wchodząc do toalety męskiej.
– Daj mi je – mruknąłem, po upewnieniu się, iż byliśmy w łazience w stu procentach sami.
– Może najpierw powiesz mi po cholerę ci są potrzebne te testy... ciążowe? – Niall wyciągnął ze swojej torby dwa opakowania w różowym kolorze i położył je na umywalce.
– Ja... – szepnąłem słabo, czując gromadzące się w moich oczach łzy. Boże, już po raz drugi w ciągu zaledwie kilku tygodni miałem wyjawić tak krępujący mnie sekret kolejnej ważnej dla mnie osobie.
– Spokojnie Harry. Powiedz mi, spokojnie – szeptał do mojego ucha masując moje plecy w geście otuchy. – To tylko ja. Nie mamy przed sobą tajemnic, pamiętasz?
– Jestem dziwadłem... – zaszlochałem, wtulając się w jego szczupłą sylwetkę. Niall od zawsze świetnie przytulał i pokazał mi to po raz kolejny.
– Oczywiście, że nie... Harry, jesteś cudownym człowiekiem!
– Nie jestem jak wszyscy inni, normalni chłopcy – pociągałem nosem. – Zawsze byłem dużo bardziej delikatniejszy i kobiecy, ale kilka lat temu rodzice zabrali mnie do lekarza i tam stwierdzono, że jestem jednym na setki milionów przypadków mężczyzn, którzy mają... kobiece narządy – mówiłem ze ściśniętym gardłem, spodziewając się, że blondyn mnie odepchnie od siebie przez obrzydzenie. Jednak on przyciągnął mnie jeszcze bliżej, ściskając mocniej i dłużej, przez co byłem mu tak bardzo wdzięczny; nie mogę opisać tego słowami. Poczułem, że mam naprawdę najlepszego przyjaciela, na jakiego w tamtej chwili nie zasługiwałem. W końcu przez tyle lat ukrywałem przed nim swoją tajemnicę.
– Zrobili-śmy to bez zabezpieczenia i-i mogę być w... ciąży, Niall.. – wychlipiałem żałośnie. Słowa nie mogły przechodzić mi przez gardło. – Jestem w niej raczej w stu procentach, bo nigdy nie czułem się w ten sposób i teraz wszystko układa się w jedną całość.
– Harry, ujmę to delikatnie... – odsunął mnie na całą długość swych ramion. – Czy was już do reszty pojebało?! – krzyknął, trzęsąc moim ciałem.
– Byliśmy pijani! – wrzasnąłem, jednak uświadamiając sobie, że nadal znajdujemy się na placówcę szkoły, zamknąłem usta, zagryzając dolną wargę.
– No to gratulacje! – prychnął ironicznie, wciskając mi w dłoń jedno z dwóch opakowań testu ciążowego. – A teraz sikaj i módl się, żeby nic nie wyszło!
– Daj mi od razu dwa, dla pewności – poprosiłem, ruszając do jednej z kabin.
On wedle mojego życzenia podał mi drugie pudełko, ze specyficznym wyrazem twarzy. Nie winiłem go za to, absolutnie, ponieważ zapewne był ciągle w ciężkim szoku po moim wyznaniu. Siadając na toalecie przeczytałem dokładnie trzy razy instrukcje testów zanim je wykonałem. Odłożyłem je na podłogę, zaczynając mamroczeć pod nosem.
– I co? – spytał Niall po jakimś czasie, gdy domyślił się, że już mogłem skończyć.
– W instrukcji jest napisane, że trzeba odczekać do trzech minut – odparłem, spoglądając z niepokojem na testy.
– Harry... Czy Louis- cóż, wie o tym, że masz tę możliwość? – Niall usiadł koło mnie na podłodze, opierając się o zimne kafelki.
Skinąłem głową. Miałem wrażenie, że moje serce lada moment wydrze się spomiędzy moich żeber, przez to jak niesamowicie szybko pompowało krew. Niall wyciągnął dłoń, by wykonać nade mną znak krzyża.
Odczekałem trzy, a nawet cztery minuty i powoli podniosłem dwa testy
– Kurwa – zakląłem, przyglądając się, łącznie czterem kreskom. Kilka razy potrząsnąłem testami w nadziei, że to tylko głupi błąd i na pewno wyregulują się zaraz na moją korzyść. – Kurwa, kurwa, kurwa!
Rzuciłem plastikowymi testami w kosz, wstając i wybiegając z toalety. Przecież to jest niemożliwe: nie, nie nie!
– Harry! Czekaj! – usłyszałem wołanie za moimi plecami. Zatrzymałem się, by blondyn mógł mnie dogonić. Nie byłem nawet w stanie się rozpłakać ze zwykłej bezradności. Nawet jeśli w moim gardle znajdowała się olbrzymia gula, oczy pozostawały suche, bez najmniejszego śladu łez. Boże, miałem ochotę krzyczeć.
– Musisz mu powiedzieć – odezwał się Niall łapiąc moje ramię. Powiedzieć Louisowi? Jest to ostatnia rzecz, którą teraz zamierzam zrobić. Louis nienawidzi mnie, zostawi mnie.
– Nie ma nawet takiej opcji! – zaprotestowałem kategorycznie. – On nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz? Poza tym... – zamyśliłem się chwilę nim dokończyłem – nie musi wiedzieć o czymś, czego już niedługo nie będzie – wyrwałem ramię spod palców Horana, biegnąc na złamanie karku w celu znalezienia potrzebnej mi teraz, jak nigdy, osoby.
– O czym ty pieprzysz, Styles?! O czym ty w ogóle pomyślałeś? – usłyszałem krzyki za sobą, jednak zignorowałem to.
– Przepraszam! – zaczepiłem jakąś dziewczynę, z którą nigdy wcześniej nie gadałem z rocznika wyżej. Przerwała ona przeglądanie swojej komórki, skupiając na mnie całą uwagę. – Widziałaś gdzieś może Deana Wetmore'a?
– Kręcił się gdzieś w szkolnej piwnicy, pewnie jara z całą swoją paczką – blondynka wzruszyła ramionami. Na jej ustach widniała mocna, burgundowa pomadka; zachciało mi się wymiotować.
– Dzięki – rzuciłem, a po zauważniu kątem oka pędzącego w moją stronę z końca korytarza Irlandczyka, popędziłem nie tak wolnym truchtem w miejsce wskazane mi przez dziewczynę, gdzie od razu po otworzeniu drzwi w moje nozdrza uderzył okropny smród dymu papierosowego.
Usłyszałem donośne śmiechy chłopaków z wyższej klasy, a może nawet dwójka z nich ukończyła tą szkołę, ponieważ wyglądali na dużo starszych.
– Proszę, proszę – usłyszłem głos chłopaka, który miał mi pomóc. Dean, pomyślałem widząc nade mną wysokiego, rudego kolesia. – Mamy intruza..
– Możesz mi pomóc? – spytałem go, podnosząc wysoko głowę do góry, starając się nie okazywać przed tą zdecydowanie nielubianą przeze mnie grupką chłopaków, jak bardzo mnie krępowali.
– Chcesz pomocy, szczurze?
Na twarzy chłopaka malował się grymas, kiedy patrzył na mnie podejrzliwie ciemnymi, prawie czarnymi oczami. W dodatku światło w piwnicy było tak małe, że prawie nie widziałem jego twarzy.
– Wiem, że masz do sprzedania tabletki poronne. – Czułem okropny niesmak, wymawiając te słowa na głos. Czwórka chłopaków wydała z siebie udawane odgłosy podziwu dla mojej prośby, jednak rudzielec uciszył ich jednym ruchem ręki.
– Coś tu śmierdzi... – powiedział patrząc na mnie z wyższością. – Nic za darmo nie ma – dodał, dźgając mnie w obojczyk.
– Mam pieniądze – powiedziałem, mimo, że przy sobie posiadałem tak naprawdę tylko sto funtów, miałem nadzieję, że nie będzie ode mnie wymagał większej kwoty.
– Po co ci te tabletki, Loczku?
– Moja znajona wpadła, nie potrzebujesz szczegółów – wyjaśniłem. Dean patrzył się na mnie nieprzekonany, ale był tak głupi, że to łyknął.
– Ona o tym wie? Pytam, bo nie chcę mieć potem przejebane, jeśli by się przekręciła czy coś, bo postanowisz jej wcisnąć więcej niż jedną pastylkę.
– Wie, chcę tylko jedną. Działającą – powiedziałem, przełykując ślinę. Po chwili chłopak wyciągnąć świstek kolorowych tabletek. W momencie, w którym miałem już odebrać od niego listek, on szybko cofnął rękę, kręcąc na mnie palcem.
– Najpierw kasa.
– Więc, ile chcesz? – spytałem, wyciągając z plecaka portfel.
– Sześćdziesiąt za jedną... Osiemdziesiąt za dwie, taka promocja specjalnie dla ciebie – powiedział, patrząc na moje ręce. – Ciesz się, że mam dobry dzień i jestem miły.
Starając się z całej siły nie przewrócić oczami, wcisnąłem w jego rękę banknoty o sumie sześćdziesięciu funtów, a następnie rudy chłopak wycisnął na moją rękę z saszetki jedną pastylkę.
– Dzięk...
– Harry, co ty do cholery tutaj robisz z tymi ćpunami?!
Automatycznie odwróciłem głowę, napotykając w otwartych do piwnicy drzwiach swojego przyjaciela. Przewróciłem oczami chowając tabletkę do plecaka i wyszedłem z piwnicy, ciągnąc Nialla za sobą do wyjścia ze szkoły.
– Masz nic nie mówić Louisowi, nie będę z nim na razie rozmawiać.. – rzekłem, kiedy zmierzaliśmy w stronę naszych domów.
– Harry, powiedz mi, co to za prochy, które kupiłeś od Wetmore'a? – Horan stanął przede mną tym samym uniemożliwiając dalsze kroki.
– Na ból głowy – prychnąłem, wymijając przyjaciela. Chciałem być już w domu i zatopić się w pościeli.
– Wiem, że wziąłeś od niego coś wywołującego poronienie i powiem tyle, nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego! – starając się dorównać mi kroku, szedł za mną prędkim marszem.
– Musisz zrozumieć, że to jest jedyna dobra dla mnie opcja. Mam tylko osiemnaście lat, rozumiesz? Zniszczę sobie życie...
– Nie myślisz teraz trzeźwo. Musisz wziąć pod uwagę wszystkie możliwości, słyszysz? Masz przy sobie rodzinę, która może ci pomóc... zaproponować psychologa-
– Nie potrzebuję tego.
– Musisz o tym pogadać z Louisem. To jest też jego sprawa.
– Nikt nie będzie decydował o moim ciele – spojrzałem na niego, nie wierząc, że jest poważny.
– Chcesz, żeby dowiedział się o tym ode mnie?
– Nie powiesz mu nic... A ja przemyślę swoją decyzję i to będzie m-o-j-a decyzja! – powiedziałem, patrząc w niebieskie tęczówki i pociągnąć nosem.
– Zastanów się trochę nad sobą, bo sam zawsze się zarzekałeś, że nigdy jako kobieta byś czegoś takiego nie zrobił! – wrzeszczał na mnie, wymachując przy tym energicznie rękoma. – Musisz pomyśleć, dać sobie pomóc. Jeśli ostatecznie się na to zdecydujesz, jestem pewny, że ja, twoi rodzice i pewnie Louis, będziemy cię wspierać. Ale jeśli zrobisz to teraz, w tajemnicy, on straci do ciebie szacunek, a ty możesz sobie zajebiście zaszkodzić tym gównem, które nie wiadomo czym jest!
– Nie możesz mu po-wiedzieć. Zobaczysz, ze mnie zostawi – powiedziałem, łapiąc się za kosmyki włosów. – Louis ma zupełnie inny styl życia, on nie będzie chciał tego dziecka, więc pozbędę się ciąży tak szybko jak mogę.
– Wiesz, kiedy cię zostawi ewentualnie, mimo, że czuję, że nigdy by tego nie zrobił? Właśnie wtedy, gdy zrobisz coś takiego po kryjomu. Nie będę się powtarzał. Po prostu pomyśl, a przede wszystkim uspokój się!
Patrzyłem na niego, nie mając nawet najmiejszego pojęcia co mógłbym mu odpowiedzieć, dlatego przez chwilę oboje milczeliśmy.
– Chcę być teraz sam, Niall. Nie wiem co zrobię. Muszę być sam.
– Dobrze, tylko oddaj mi tę tabletkę. Nie powinieneś mieć dostępu do tego świństwa pod wpływem emocji – wystawił przed siebie dłoń.
– Przepraszam – powiedziałem tylko, nie robiąc tego o co mnie poprosił i pobiegłem w kierunku domu.
Nawet nie siląc się na jakieś wyczerpujące przywitania z siostrą i rodzicami pobiegłem na górę. Położyłem na łóżku, po zamknięciu do pokoju drzwi swój plecak i wyciągnąłem z niego malutką, jasnoróżową pastylkę poronną. Usiadłem na materacu, bawiąc się w ręce tabletką i przenosiłem ją z jednej ręki do drugiej. Przypominałem sobie słowa Nialla w mojej głowie. Nie zauważyłem kiedy po moich policzkach spływały łzy.
Zawsze chciałem mieć dzieci. Pragnąłem je wychowywać, bawić się z nimi i chronić przed wszelkim złego tego świata, ale... miałem przecież tylko osiemnaście lat. Sam uważałem się za takie właśnie dziecko i co jeśli nie jestem gotowy na rolę ojca, a co dopiero ciążę? Chciałem, aby moje dziecko miało najlepsze dziciństwo jakie mogło sobie tylko wymarzyć, a nie uważałem siebie za szczególnie silną osobę... Nie ukończyłem szkoły, nie mam żadnej pracy, ani pieniędzy. Utrzymują mnie rodzice. Nie poradzę sobie z dzieckiem. Z takim miniaturowym człowiekiem. Nie byłbym dla niego wystarczalnym rodzicem. Skrzywdziłbym to dziecko. Dlatego muszę to zrobić. Chociaż powinienem poświęcić więcej czasu na podjęcie decyzji, nienawiść szarpała moim ciałem. Emocje zadecydowały o tym, co musiałem zrobić. Przetarłem przez cały czas płynące z moich oczu łzy, a następnie ponownie schyliłem się do plecaka, aby wyciągnąć z niego butelkę wody.
– Harry jest w domu?! – znieruchomiałem w połowie odkręcania plastikowej butelki, po usłyszeniu z dołu stłumienego, aczkolwiek doskonale słyszalnego głosu swojego chłopaka. O nie, więc Niall naprawdę mu powiedział...
Odkręciłem butelkę, patrząc na nią w zamroczeniu.. Obserwowałem różową tabletkę, która leżała na mojej otwartej dużej dłoni. Oddychałem płytko, unosząc klatkę piersiową kiedy uniosłem tabletkę do ust, ale nie mogłem wykonać kolejnego ruchu. Po prostu nagle moje kończyny zdrętwiały.
– Ani mi się waż! – stało się to tak szybko, że w pierwszej chwili nie dotarło do mnie, co się w ogóle dzieje. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a ich drewniana powierzhcnia uderzyła z hukiem w ścianę, w momencie, w którym chłopak wpadł do mojego pokoju niczym huragan. Tabletka cały czas leżała spokojnie na mojej dłonie, dopóki Tomlinson nie uderzył mnie w nią z dużą siłą, tym samym wytrącając pastylkę, a pod wpływem bólu jaki poczułem, upuściłem także wodę.
– Co ty sobie wyobrażasz, Harry do cholery?! – chłopak patrzył w moje oczy ze złością i czymś jak... zawiedzeniem. Patrzył na mnie gniewnie, kiedy ja w dalszym ciągu czułem strumienie gorzkich łez na moich policzkach. Czułem, jak wypalają moją skórę.
– Skąd to wziąłeś? Wiesz co to jest? To jest jak narkotyk, nie zdajesz sobie sprawy z jaką siłą to działa i jaką szkodę mogło ci to wyrządzić! – w dalszym ciągu słuchałem go, nie odzywając się najmniejszym słowem.
– Nie wolno ci podejmować tak strasznych decyzji, kiedy jesteś pod wpływem emocji i nie wiesz co się dzieje, kurwa. Skoro tak bardzo mnie kochasz, myślałem, że o czymś takim jak ciąża to raczysz mnie poinformować!
Patrzyłem na niego z drżącą wargą, opuszczając głowę, kiedy Louis kontynuował swoją wypowiedź. Zacisnął ręce na moich ramionach i potrząsnął mną dwa razy, sprawiając, że z mojego gardła wyrwał się kolejny, głośny szloch.
– Jestem tobą niesłychanie rozczarowany.
Zacisnąłem swoje powieki pochlipywając niedyskretnie. Zawiodłem wszystkie ważne dla mnie osoby; zawiodłem Nialla, kiedy mówił, żebym tego nie robił, zawiodłem nawet Louisa, na którym zależy mi ponad wszystko. Moja warga zadrżała, kiedy spojrzałem na niego szczypiącymi oczami i wyszeptałem żałośnie słabym głosem:
– Nie zostawiaj mnie...
Ostro zarysowane rysy twarzy szatyna automatycznie złagodniały, jednak w dalszym ciągu nie rozluźnił uścisku na moich ramionach, które zaczynały mnie boleć. Chłopak zdawał się zauważyć moje łzy dopiero w tej chwili, ponieważ przyglądał się moim świecącym, zapłakanym tęczówkom z konsternacją.
– Myślałem, że nie będziesz chciał mnie i... masz rację, że działałem pod wpływem emocji, ale myślałem tylko o tym, że jeśli powiem tobie i rodzicom, nie zaakceptujecie mnie – odparłem szczerze, zamykając powieki. Mokre rzęsy odcisnęły się na moich policzkach kiedy powiedziałem to Louisowi.
– Jakiej części w „akceptuję cię w stu procentach i zawsze będę cię wspierał” nie zrozumiałeś, kretynie? – mruknął z cieniem uśmiechu na wargach.
– Ale wtedy chodziło o mnie, a teraz we mnie jest coś... jeszcze. – Jestem przerażony, Louis. Boję się, tak bardzo się boję. Myślałem, że będzie lepiej kiedy to zrobię. Teraz wiem, że bym tego żałował, bo nie można robić takich rzeczy bez namysłu.
Wyciągnąłem do niego ręce, aby przytulić, jednak on odsunął się ode mnie i przysięgam, że byłem w stanie poczuć jak moje serce zaczyna krwawić.
– Przepraszam, Harry, ale nie chcę cię teraz dotykać.
Opuściłem głowę w dół, będąc bliskim wybuchu płaczem, ale Louis sprecyzował:
– Potrzebuję trochę czasu, żeby pomyśleć o tym trochę. To, że ty nie czujesz się gotowy, nie znaczy, że ze mną jest inaczej i... muszę to sobie wszystko poukładać w głowie – powiedział tak poważnym tonem, jakiego nie słyszałem u niego chyba jeszcze nigdy. – Teraz jestem strasznie rozemocjonowany i potrzebuję dystansu.
– Przepraszam, Lou.. – powiedziałem cicho i po chwili położyłem się w łóżku, czując się mniej stabilnym.
– Masz moje wsparcie. Nieważne co postanowisz, dostosuje się do tego, bo to ty musisz zadecydować, ale nigdy nie rób niczego pochopnego. Dbaj o siebie Harry – powiedział Tomlinson, kierując się w stronę drzwi, zanim odwrócił się do mnie ostatni raz. – Obiecaj mi to... Żadnych popieprzonych pomysłów. Obiecaj.
– Obiecuję – powiedziałem cicho, lecz tak, by mnie usłyszał. Zamknąłem oczy układając się wygodnie i położyłem dłoń na piersi. Miałem nadzieję, że chłopak powie coś jeszcze. Nazwie mnie znowu „aniołkiem” jak dzisiaj rano, a być może nawet podbiegnie do mnie i pocałuje z wielką pasją. Dlatego też moje gardło ścisnęło się nieprzyjemnie, kiedy bez słowa wyszedł on z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi, zostawiając mnie samego z tysiącem dręczących myśli, złamanym sercem i roztrzaskaną duszą.
Mimo wszystko nie mogłem się gniewać, wiedząc, że Louis przeżywa to w ten sam sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro