18. Brzydzę się sobą, Louis.
– Zwolnij, Lou... – jeknąłem boleśnie w połowie drogi na piechotę do mojego domu rodzinnego. – Twój tyłek w przeciwieństwo do mojego nie cierpi – prychnąłem.
– Wybacz, zapomniałem – wysłał mi na wpół przepraszające, jak i roześmiane sporzenie. Po chwili stanął przede mną, nachylając się lekko do przodu. – Wskakuj – powiedział, klepiąc swoje plecy.
– Nie – pokręciłem głową. – Jeszcze złamiesz się przeze mnie w pół! – miałem ochotę go klepnąć w bark, gdy przewrócił oczami.
– Ile ważysz, mały? Piętnaście kilogramów? No, dalej – zachęcał, patrząc na mnie zza ramienia.
– Nie śmiej się ze mnie – zmrużyłem na niego oczy. – Masz za wysokie mniemanie o sobie, dupku. – W końcu z lekkim zmartwieniem wskoczyłem na plecy Louisa, trzymając jego szyję, gdy on podtrzymywał tył moich ud.
– No masz rację, otyłość trzeciego stopnia – prychnął ironicznie, dźwigając mnie na swoich plecach jakbym rzeczywiście ważył tylko kilkanaście kilogramów.
– Kiedy zacznę chodzić na siłownię nie będziesz już mógł mnie nosić – ogłosiłem, wyszczerzając się, kiedy Louis przyspieszył kroku.
– Po co ci siłownia? – zmarszczył brwi. – Żeby przejść z kości na ości? – uszczypnąłem go w kark, na co on wzdrygnął się, tym samym podrzucając mnie do góry.
– Bardziej, żeby wyrobić jakieś mięśnie – powiedziałem, zaciskając uścisk na ramionach Louisa. – Chcę się sobie bardziej podobać – dodałem nieco ciszej.
– W takim razie musisz najpierw przytyć, słońce – uśmiechnąłem się jak idiota, słysząc to przesłodkie określenie. – Ja zanim zacząłem ćwiczyć nie byłem taki chudy jak ty, a wręcz przeciwnie.
– Ale wtedy będę gruby – burknąłem, jak małe dziecko, opierając brodę na głowie szatyna.
– Ja nie byłem gruby i ty też nie będziesz. Zrobisz się po prostu... mięciutki bardziej – zaśmiał się lakonicznie. – Uwierz mi, że inaczej w życiu nie zbudujesz żadnych mięśni. Jedynie schudniesz.
– Dobrze, dobrze. Zachowujesz się jak moja mama – powiedziałem, widząc już swój dom na horyzoncie. – Czy może wolisz określenie tatuś? – spytałem żartobliwie, kopiąc Louisa piętą w jego biodro.
Szatyn słysząc to, mocniej zacieśnił uścisk na moich udach i kątem oka dostrzegłem w jego oczach enigmatyczny błysk. – Cholera, niech ta dupcia szybciej ci się kuruje, bo nie wytrzymam długo.
– Jeśli następnym razem mnie tak urządzisz, to nie wyjdę z łóżka przez tydzień – powiedziałem całkiem szczerze, kładąc dłoń w miejscu, gdzie biło moje serce na znak przysięgi.
– Z tego, co pamiętam, sam prosiłeś, abym robił to: szybciej! Mocniej! – Podczas wymawiania dwóch ostatnich słów, znacznie podniósł głos, podrzucając mnie na swoich plecach. Rozglądałem się niespokojnie po okolicy mając nadzieję, że nie usłyszał tego nikt z mojego osiedla.
– Boże... Jesteśmy razem od dwóch dni, a ja mam cię już dość – zaśmiałem się, ale szybko pomyślałem, jak źle mogło to zabrzmieć. – Oczywiście żartuję... – kocham cię – uwielbiam cię – odparłem. To jeszcze zbyt wcześnie, by wyznawać to Louisowi.
– Dzięki – prychnął. Na szczęście moja pierwsza wypowiedź ani trochę go nie zraniła, co bardzo mnie cieszyło. – Przypomnę ci to gdy znowu będę cię pieprzyć – zakrztusiłem się powietrzem. Chryste, Louis był taki bezpośredni...
Zaśmiałem się z onieśmieleniem, zniżając swoją głowę, by zostawić buziaka na jego ustach dokładnie w momencie, gdy znaleźliśmy się na podjeździe mojego domu. Nie przewidziałem jednak, że przed domem będzie czekał mój ojczym.... Cóż.
– Dzień dobry – oboje momentalnie się wzdrygnęliśmy i spojrzeliśmy na patrzącego na nas (w szczególności na Tomlinsona) mężczyznę.
– Hejcia! – pomachałem mu z nerwowym uśmiechem dokładnie w tym samym momencie, w którym Louis również uprzejmie przywitał się z Robinem.
– Dzień dobry, proszę pana – uśmiechnął się. Zeskoczyłem z jego pleców, łącząc nasze palce. Przed nami, obok Robina, pojawiła się moja mama. Czy to jakieś zebranie rodzinne?
– Przyszliście uczcić to, że wasz syn ma pierwszego w życiu kaca? zażartowałem, starając się iść w miarę prosto, aby nie było widać po mnie jak wiele bólu sprawiało mi zwykłe poruszanie się na nogach.
Widziałem jak moja mama śmieje się z moich słów, wtulając się w bok Robina, kiedy usłyszałem krzyki. Jak zwykle Gemma, pomyślałem, widząc dziewczynę, wybiegającą z domu.
– Czy zrobiłem coś złego? – w końcu odezwał się Louis, patrząc razem ze mną w stronę drzwi wyjściowych, zza których przed chwilą wyszła brunetka.
– Harold! – Gemma zawołała z wielkim uśmiechem na twarzy, kiedy rozbawieni rodzice zniknęli już za progiem. – Hej, żabo – pstryknęła mnie w nos.
– Cześć – uśmiechnąłem się. – O co chodzi wam wszystkim? Czemu Robin obserował nas jakby planował zamach na Louisa?
– Zachowujesz się tak, jakbyś nie widział w lustrze tej wielkiej malinki na twojej szyi – przewróciła oczami, podchodząc do mnie i boże, co ona wyprawia? Zaczęła mnie dosłownie obwąchiwać, następnie robiąc to samo z Louisem dodatkowo obracając jego szczęką na boki, gdzie poniżej ucha znalazła różowy ślad.
– Co ty odpierdalasz, moja droga przyjaciółeczko? – parsknął chłopak, kiedy dziewczyna odsunęła w dół jego całkiem spory dekolt w poszukiwaniu malinek i tam. Jednak nie wiedziała, że to ja byłem tym najbardziej oznaczonym.
Odsunęła się od nas, nabierając bardzo dużo powietrza do płuc. Wypuściła je w tym samym momencie, kiedyż to założyła na swojej klatce piersiowej ramiona, krzyżując je i unosząc brodę do góry.
– Jezus Maria, Gemma, powiedz coś w końcu. – byłem z lekka już zniecierpliwiony. – Zaczynam się ciebie bać...
– Wiecie czym śmierdzie? Śmierdzicie seksem, wasza dwójka! – wskazała na nas swoim długim oceniającym palcem, dźgając mnie przy tym w czoło.
– Bo wczoraj uprawialiśmy seks. Orderu chcesz, czy co? – Louis ledwo powstrzymał wybuch śmiechu, zapewne przez to, z jakim spokojem i obojętnością to powiedziałem.
– Naprawdę tak was to cieszy, co? Harry, nie tak cię wychowałam – Gemma pokiwała głową w dość zabawny sposób, przez co zagryzałem wargę utrzymując powagę.
– G, mówisz tak, jakby twój brat miał zajść w ciążę czy coś. – Tomlinson zaśmiał się krótko i chyba nie spodziewał się spojrzenia, jakie ja i dziewczyna mu posłaliśmy.
– Ja nie chcę być jeszcze ciocią! – Gemma wymachiwała rękoma w powietrzu, kiedy ja powiedziałem przez zęby:
– Zamknij się!
– Zapomniałeś się czymś pochwalić, Harry?
Szatyn przyglądał się nam z uniesionymi wysoko brwiami, zanim wreszcie zaczął łączyć fakty. – Kochanie – zwrócił się do mnie – o czym mówicie?
Moje serce znacznie przyspieszyło, kiedy po prostu najzwyczajniej w świecie nie wiedziałem co powiedzieć a dwie pary oczu wierciły we mnie dziurę. Puściłem dłoń Louisa, czując się jakby ktoś zamknął mnie w ciasnym pudełku. Nie mogłem się uspokoić i nawet moje dłonie podrygiwały niebezpiecznie zwisając przy biodrach. Poczułem się obnażony z największego sekretu, a zarazem kompleksu. Nie wiedząc jak się zachować, zacząłem iść przed siebie. Uciekłem przed odpowiedzią na to pytanie, zmierzając w stronę niewielkiego strumyku, który mieścił się blisko mojego domu.
– Harry, poczekaj! – usłyszałem za sobą głos Tomlinsona, który po chwili pojawił się przy mnie. – Co się dzieje?
Usiadłem przy strumyku, czując kłujące w kąciki oczu łzy.
– Nie chcę, żebyś wiedział – schowałem twarz w dłoniach, kiedy szatyna uklęknął obok mojej skulonej sylwetki. – Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.
– Powinieneś... – zaczął, jednak zatrzymałem go, wchodząc mu w zdanie.
– M-miałem ci powiedzieć? – spytałem niewyraźnie. Wyprostowałem nogi, otwierając oczy, żeby wyrzucić twarz w kierunku nieba. – Nikt o tym nie wie. Tylko najbliższa rodzina i to po prostu– ja... brzydzę się sobą, Louis. To jest obrzydliwe! I ona mi o tym przypomniała! O tym, jak tego nienawidzę.
– Cii... Uspokój się, H. Wiesz, że nie musisz się przede mną wstydzić. Mów śmiało – głaskał pieszczotliwie moje ramiona.
Wcisnąłem palce w swoje oko, przecierając je z łez, kiedy przyciągnąłem kolana do swojej klatki piersiowej.
– Nie chciałem, żeby ktokolwiek w-wiedział. To jest jak- nikt nie widzi na codzień chłopaka w ciąży. N-nie chcę tego, nie chce być inny niż każdy inny facet – powiedziałem znów czując kilka łez na moich policzkach.
– Ty... Jesteś transseksualny? – spytał, na co zwróciłem wzrok w jego kierunku. – Jeśli tak, to nic dla mnie nie zmienia. Przysięgam – zaczął być dużo bardziej chaotyczny.
– Nie... – pokręciłem głową. – To znaczy... urodziłem się w ciele chłopca i zawsze się nim czułem. Tylko... J-jak pewnie zdążyłeś zauważyć mam trochę inną urodę niż typowi chłopcy. Mam bardziej kobiece usta, pulchne policzki, cz-czy nawet szersze, kobiecie biodra i nie mam na to wpływu. Bo okazało się, że oprócz męskich narządów płciowych, posiadam też damskie. Mam w sobie prawie tyle samo damskich hormonów, co męskich.
Louis przez kilkanaście sekund milczał, jednakże o dziwo nie wyglądał na zbytnio zaskoczonego.
– Zauważyłem to już wcześniej, ale po prostu nie wiedziałem, że kryje się za tym jakiś większy powód – przyznał. – To jest coś jak... interseksualizm? Przepraszam, nie znam się na tym.
Przytaknąłem krótko: – T-tak... To coś takiego. Nie chciałem, żebyś myślał, że jestem jakimś wybrykiem natury. Jest mało osób, które to akceptują. Ale ja... czuję się zupełnie jak facet, tylko to, co mam w środku- moje wewnętrzne narządy są trochę inne...
– Ależ Harry, nawet tak nie mów! – przytulił mnie mocno. – Jakieś pięćdziesiąt lat temu tak samo większość ludzi mówiła o homoseksualistach. To, że nie jesteś taki sam jak inni ludzie czyni cię w pewnym sensie dużo bardziej interesującym! Bardziej... kolorowym! – próbował mnie przekonać, lekko kołysząc moim drżącym od płaczu ciałem.
– Ale ja tego nie lubię. Wolałbym się nie wyróżniać od... reszty – pociągnąłem nosem, kiedy Louis przycisnął lekko moją głowę do swojej klatki piersiowej.
– Rozumiem, że to musi być trudne i sam nie mam pojęcia jak zachowałbym się w twojej sytuacji... Ale chcę, żebyś wiedział, że jesteś bardzo silny, Harry. Mówiąc o tym tak szczerze... – przyciągnął jedną z moich dłoni do swoich ust, aby złożyć na jej wierzchu mały pocałunek.
– I nie uważasz, że to jest... odpychające? – spojrzałem na swoje kolana.
– Skarbie, jeśli te kobiece aspekty twojej osobowości zarówno zewnątrz jak i... wewnątrz byłyby dla mnie nieatrakcyjne, nie miałbym fantazji z tobą w roli głównej w pełnym makijażu, w różowej koronkowej bieliźnie... – parsknął, a na jego policzki wkradły się rumieńce. Spojrzałem na niego spod długich, mokrych rzęs, zaprzestając płakać.
– Lubię koronkową bieliznę – przyznałem cicho, jakby tylko Louis miał usłyszeć te słowa chociaż byliśmy tu sami, a ciszę przerywały odgłosy natury.
– Więc czemu jej nie nosisz? – spytał mnie. Widziałem tlące się w jego oczach iskierki, zapewne na somo wyobrażenie sobie mnie w jakichś kobiecych, słodkich figach. Niesamowicie mi to schlebiało.
– Skąd u ciebie taka pewność, że nie noszę jej, kiedy nikt nie widzi? – szepnąłem, chichocząc nieśmiało do chłopaka.
– Boże, chcę cię w tym zobaczyć, proszę.
Zaśmiałem się jeszcze głośniej, zupełnie zapominając o okalających moją twarz łzach. Desperacja z jaką przemawiał była strasznie urocza.
– Kiedyś ci pokażę – powiedziałem, po chwili uwieszając się na szyi Louisa i przytulając go mocno. – Dziękuję, Lou – szepnąłem, wgniatając swój policzek we włosy szatyna.
– Nie masz absolutnie za co – wymruczał mi do ucha. – Gdybym nie akceptował w stu procentach tego, kim jesteś, byłbym raczej skończonym kutasem, prawda?
– Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczą takie słowa – rzekłem, nadal trzymając swojego chłopaka w mocnych objęciach. Nic w tej chwili nie było dla mnie tak ważne, jak poczucie bliskości.
– Harry... – jego głos brzmiał dziwnie. Był z jednej strony bardzo poważny, jednak słyszałem drżenie w poszczególnych sylabach.
– Tak? – spojrzałem na niego, dostrzegając w błękitnych tęczówkach to jak zamyślony był.
– Pamiętasz może, czy założyłem prezerwatywę?
Spojrzałem na nasze splecione palce i później znów na Louisa. Przypomnij sobie, cholera musisz to pamiętać. Przecież...na pewno, chociaż...
– Nie jestem pewny – przełknąłem ślinę, między moimi brwiami wytworzyła się linia.
– Znaczy... raczej nie powinniśmy się denerwować, bo odkąd uprawiam seks jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło – przegryzł wargę. – Myślę, że po prostu świadomość tego, że mógłbyś zajść w ciążę ciut mnie przestraszyła.
– Tak, też tak myślę. – wypuściłem ze swoich ust powietrze – Nie mogę wyobrazić sobie siebie... wiesz.
– To byłby niecodzienny widok, owszem, ale z całą pewnością wyglądałbyś równie pięknie, jak zwykle – powiedział, całując mnie w policzek. Tak bardzo chciałem powiedzieć mu w tym momencie te dwa głupie słowa... Zamiast tego zbliżyłem się do niego, by przekazać swoje uczucia w postaci pocałunku.
– Hej, chłopaki! – oderwaliśmy się od siebie z marudnym jękiem na dźwięk głosu Gemmy. – Chodźcie na obiad!
Zaśmiałem się, gniewnie warcząc przy tym.
– Czy ona, albo Niall, zawsze muszą przerywać nasze momenty? – spytałem, jakby sam siebie, podnosząc się z drewnianego pomostu.
– Nie przejmuj się. Nadrobimy to, kiedy nie będziesz już obolały i wtedy zabiorę cię na cały dzień i noc do mnie – obiecał, obejmując mnie przy tym w pasie. – Wtedy nikt nam nie przeszkodzi – wymruczał wprost do mojego ucha.
– Na obiad, zboczeńce! – usłyszałem ponownie.
– Przysięgam, że mam ochotę udusić Gemme jej własną poduszką, gdy nam przeszkadza – szarpnąłem, wstając.
– Krowa – burknął Tomlinson do dziewczyny, w momencie, w którym ją mijaliśmy, w ostatniej chwili robiąc unik przed jej ciosem w tył głowy. Weszliśmy do salonu, siadając przy stole, kiedy Anne i Robin chodzili z kuchni do pokoju, by ustawić wszystkie cztery porcje. Musiałem jakoś zapomnieć o tym, że jeszcze chwilę temu odgrywaliśmy tak poważną rozmowę.
– Ale pięknie pachnie... – powiedział Louis, komentując w ten sposób unoszący się w pomieszczeniu smakowity zapach pieczonego kurczaka. Moja mama uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, mamrocząc ciche „dziękuję”. Spojrzała na mnie, kiedy wszyscy zasiedli do stołu, a ja zacząłem jeść.
– Harry, czy wszystko w porządku? – spytała mama, marszcząc brwi. Z początku nie wiedziałem o co może jej chodzić, ale później zorientowałem się, że jeszcze kilkanaście minut temu po moich policzkach spływały łzy.
Skinąwszy głową, posłałem przy tym mały uśmiech. – Już tak... – dodałem ciszej, kładąc pod powierzchnią stołu dłoń na udzie Tomlinsona.
– Skarbie... W ostatnim czasie ja i twój ojczym mieliśmy naprawdę dużo pracy. Nie chciałabym się od ciebie odsuwać. No i czuję się jakbym dużo przez to omijała, bardzo mi przykro z tego powodu – uśmiechnęła się ze skruchą. Domyśliłem się, że miała na myśli mnie i Louisa.
– Oh... – mruknąłem, kiedy wreszcie dotarło do mnie, że moi rodzice byli praktycznie świadkami tego, jak zaledwie kwadrans temu Louis nosił mnie na barana, a ja w międzyczasie go pocałowałem. – Więc...
– Harry i Louis są razem – przerwała mi bezceromianilnie Gemma, z pełną buzią.
– Ja chciałem to powiedzieć! – oburzyłem się, otwierając swoje usta i rzucając Gemmie wymowne spojrzenie ułożyłem łokieć na stół.
– To jest akurat oczywiste i nie da się tego przeoczyć – wtrącił się mój ojczym. – Nas bardziej interesuje jak do tego doszło...
Przeżułem kęs mięsa, następnie będąc gotowym do odpowiedzi:
– Wszystko dzięki mnie – powiedziała Gemma, szczerząc się jak debil, kiedy ja wyglądałem na chcącego zabić moją siostrę. Louis parsknął śmiechem.
– Chyba w twojej wyobraźni – dał jej kuksańca w bok, na co ona odpowiedziała mu tym razem udanym trzepnięciem w głowę.
– Bez przemocy przy stole, dzieciaki – Robin zaśmiał się swoim gardłowym głosem. Uśmiechnąłem się, tym razem opowiadając prawdziwą historię.
– A więc ja zauroczyłem się w Louisie praktycznie od dnia, w którym Gemma przyszła z nim do nas po raz pierwszy.
– Wiedziałam! – moja mama klasnęła w dłonie, na co przewróciłem oczami, lekko się czerwieniąc przez to, jak oczywisty byłem.
– Czy naprawdę każdy to zauważył? – burknąłem, sięgając po sok.
– Trzeba być totalnym ślepcem, aby tego nie widzieć – zaśmiał się Robin, w czym zawtórowała mu reszta siedzących przy stole osób prócz mnie. Odchrząknąłem, kontynuując.
– Miałem przeczucie, że to nie będzie krótkotrwałe i wcale nie myliłem się, ponieważ to zaczęło wymykać mi się trochę z rąk, a moje serce biło coraz szybciej widząc Louisa – zagryzałem wargę.
– H, przestań być taki tandetnie poetycki, bo czuję się niezręcznie – mruknęła Gemma.
– To masz problem, mi się podoba – prychnął Louis, klepiąc mnie zachęcająco po kolanie.
– Dziękuję – szepnąłem do niego, uśmiechający się delikatnie. – W dzień moich urodzin Louis pocałował mnie poraz pierwszy, więc od tamtej chwili wiedziałem, że ja również mu się podobam.
– Nie skończyło się tylko na ustach – parsknęła Gemma, za co w podzięce otrzymała ode mnie i Tomlinsona mordercze spojrzenia. – No co? Miał co najmniej trzy malinki na szyi!
Zarumieniłem się wściekle, kręcąc głową na boki. Usłyszałem chichot mojej mamy; spoglądając na Louisa widziałem, że on tak samo jak ja się speszył.
– W każdym razie, potem przez jakiś tydzień zachowywaliśmy się jak para nawet jeśli oficjalnie nią nie byliśmy. – postanowiłem przemilczeć kwestię niemiłego incydentu jaki zdarzył się w trakcie. – Dopiero wczoraj Lou zapytał mnie, czy zostanę jego chłopakiem, a ja się oczywiście zgodziłem.
Mama patrzyła na mnie z dumą, a w jej oczach widziałem iskierki szczęścia, nawet na twarzy Robina pojawił się cień uśmiechu. Milczenie przerwała Gemma, która zaczęła wiwatować. – Całujcie się się!
– Jaka ty jesteś głupia, Boże – uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. – Mamo, powiedz jej w końcu, że jest adoptowana, bo to niemożliwe, żebyśmy byli rodzeństwem!
Myślałem, że moja mama oczywiście mnie poprze, tymczasem i ona zaczęła wiwatować, klaszcząc w dłonie. Upiłem łyk soku i spojrzałem na Louisa. – Wychodzimy stąd, skarbie. Jestem niestety jedynym normalnym członkiem rodziny – zwróciłem się do niego.
– Ja nie idę, bo jeszcze nie skończyłem – pokazał mi język, wskazując ruchem głowy na kurczaka.
– No dalej! – moja mama nadal wystukiwała zupełnie nieokreślony rytm swoimi dłońmi, więc zbliżyłem się do chłopaka, przymykając oczy i zostawiając na jego wargach subtelnego buziaka.
– Ale słabizna – burknęła Gemma.
– Na ślubie nam się zrekompensują – Robin wzruszył ramionami, na co zarówno ja jak i Louis zareagowaliśmy niepohamowanm atakiem nerwowego kaszlu. Zakryłem twarz swoimi dłońmi, opierając policzek na ramieniu swojego chłopaka.
– Jesteście straszni – mruknąłem stłumionym przez dłonie głosem.
– Oj, nie przesadzaj – zaśmiała się mama. – Poza tym, jeśli Louis miałby z tym problem, już dawno by go tu nie było, prawda skarbie? – zwróciła się do szatyna z uśmiechem.
– Oczywiście, nie mam żadnego problemu, proszę pani.
– Żryjże szybciej – burknąłem cicho z nadzieją, że tylko chłopak mnie słyszał. – Chcę już iść na górę – dodałem.
– Harry, uspokój się. Jeśli masz okres i musisz zmienić tampon, wystarczy powiedzieć – moja siostra patrzyła na mnie ze ściągniętymi brwiami. Zignorowałem ją, wtulając się bardziej w Louisa, który popijał posiłek sokiem.
– Synku, żadnego miziania się przy stole – zwróciła mi uwagę mama.
– Nie słyszałem o takiej zasadzie dobrego wychowania.
– Nie puścisz Louisa, prawda? – zachichotała, grzebiąc w swoim jedzeniu. – Naprawdę go kochasz, co?
Odruchowo zacieśniłem swój uścisk na bicepsie szatyna, wyraźnie też wyczuwając to jak i on się spiął. Przez pytanie zostałem dosłownie przyciśnięty do ślepej uliczki. Uważałem, że uświadomienie mojego chłopaka o swoich, naprawdę dużych uczuciach nie powinno było odbyć się teraz, ale także nie mogłem przecież zaprzeczyć mamie. Zraniłoby go to i po co miałbym to robić, jeżeli ja naprawdę go kocham i chcę, by każdy o tym wiedział? Spojrzałem na Louisa, który patrzył większymi oczami na moją uśmiechniętą mamę, po chwili spuszczając ponownie wzrok na stół. Przecież ja tak bardzo go kocham, chciałem powiedzieć mu to cały dzień, jednak odkładałem te słowa na bok twierdząc, że to za szybko. Może jednak ten moment nie będzie zły, kiedy w zasadzie muszę coś powiedzieć, a już na pewno nie odpowiem „nie” lub nie przemilcze tej sytuacji. Wtedy wziąłem głeboki oddech...
– Tak... – odpowiedziałem jej w końcu bardzo, bardzo cicho, mając przez chwilę wrażenie, że tak naprawdę kierowałem te słowa do Tomlinsona. Kiedy Louis uniósł na mnie swoje spojrzenie, ja postanowiłem ponownie schować się w jego ramieniu; co jeśli to nie była dobra decyzja? Louis mógł się tego przerazić. To wszystko działo się zbyt chaotycznie: wczorajsza noc, dzisiejszy poranek, moje wyznanie i jeszcze to.
Przy stole nastało dziwno milczenie.
Nawet Gemma nie odzywała się ani słowem. Myślę, że cała moja rodzina zdała sobie sprawę w jak niekomfortowej sytuacji postawili naszą dwójką, dlatego właśnie nie ciągnęli już tematu. Kiedy podniosłem się, talerz Louisa był już pusty tak samo, jak całej reszty. Odsunąłem się lekko od stołu, posyłając Louisowi pytające spojrzenie.
– Może udamy się na spacer? – spytałem, uśmiechając się delikatnie.
– Tak... To dobry pomysł – odparł, odwzajemniając mój mały uśmieszek. Poinformowałem rodziców o tym, że nie będę poza domem specjalnie długo, następnie wychodząc razem z chłopakiem do przedpokoju. Sięgnąłem po kurtkę, ponieważ wieczory nadal są dosyć chłodne, więc nie założenie niczego na gołe ramiona nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Już chwilę później szliśmy z Louisem, napawając się lekkim wiatrem we włosach. Bujaliśmy beztrosko naszymi złączonymi dłońmi. Cieszyłem się z tego, że nie wytworzyła się między nami żadna nieprzyjemna atmosfera, aczkolwiek nie dało się nie wyczuć obecnego napięcia.
– Pokażę ci fajne miejsce, musimy iść w stronę tej polany – poinformowałem, wskazując miejsce, gdzie było widać pola, które budziły się po śnieżnej zimie. – Mam tam domek na tym drzewie – oznajmiłem wskazując na niezbyt wysoki Buk.
– Ooo, urocze – uśmiechnął się szatyn. – Zawsze chciałem mieć domek na drzewie... Chyba nie jestem już za stary, aby w nim posiedzieć, co? – spytał wesoło.
– Mój tata go wybudował.. biologiczny tata – poinformowałem Louisa, kiedy staliśmy już pod wysokim drzewem. – Gdy miałem pięć lat powiedział, że kiedy będę trochę starszy będę mógł tutaj przychodzić, gdy tylko zechcę. Dopiero teraz, gdy już trochę dojrzałem, odnalazłem prawdziwe piękno tego miejsca – odparłem, rozglądając się po zbożach.
– Wygląda całkiem solidnie – ocenił wspinając się za mną po drabince. – Wow, ale mam widoki! – przewróciłem oczami, przy okazji też się rumieniąc, gdy zrozumiałem, że miał na myśli mój tyłek.
– Zboczeniec! – krzyknąłem, będąc już na górze i wchodząc do niewielkiego domku. Mieściły się tu dwa niewielkie fotele i stolik kawowy.
– Gdybyś widział to, co widzę ja, zrozumiałbyś, że i tak przez większość czasu się powstrzymuję – odparł z figlarnym uśmiechem, zaraz po wypowiedzeniu tych słów klepiąc mnie w prawy pośladek. Kiedy już znaleźliśmy się w domku na drzewie było tu zupełnie ciemno, przez co zaświeciłem lampkę w telefonie poszukując świeczek.
– To trochę niepraktyczne, ponieważ nie ma tu okien, przez które mogłoby przepływać światło – odnalazłem zapałki i rozstawione świece.
– Ma swój klimat – powiedział chłopak, przytrzymując mój telefon, którego światło płynące z latarki nakierował na świeczki. Zacząłem je zapalać, co wywołało przyjemny klimat.
– Tak, wcześniej byłoby tu za zimno, ale teraz, kiedy jest trochę cieplej zacznę znów przebywać tu godzinami – zaśmiałem się po zapaleniu świeczek zdmuchując zapałkę.
– Harry, czy mówiłeś szczerze wtedy podczas obiadu?
Westchnąłem ze ściśnietym gardłem, gdy szatyn nagle podjął ten ciężki temat jako pierwszy.
– Louis... – zacząłem, siadając na podłodze na której rozłożyłem kurtkę i wziąłem w dłoń świeczkę. On usiadł obok mnie, kiedy starałem się dobrać odpowiednio każde słowo. I zrobić to tak, by przekazać chociaż w połowie to, co myślę. I chyba nie potrafiłbym teraz powiedzieć Louisowi, że nie chciałbym go mieć na zawsze dla siebie, jak głupi, bardzo zakochany egoista, kiedy patrzył w moje oczy, czekając na to, co zamierzałem powiedzieć.
Co myślicie o postaciach i fabule?
I uwaga: Kiedy chcecie next?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro