Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Nie patrz na mnie...

Obudziły mnie poranne promienie słoneczne, które drażniły moje wrażliwe z rana powieki. W końcu otworzyłem jedno oko, już sekundę później znowu je zaciskając przez pulsujący w moich skroniach ból. No tak, wczoraj wypiłem zdecydowanie niemało...

Zakryłem swoją twarz dłońmi, wtulając się bardziej w poduszkę, jednak chwilę później poczułem pod nią uderzenie. Uchyliłem zamroczone snem oczy, podnosząc się na łokciach. Co do cholery jasnej robi Louis ze mną w jednym łóżku i do tego... nagi? Na krótką chwilę zapomniałem o bólu głowy, rozglądając się po pokoju, który widziałem pierwszy raz w życiu.

Bardzo mi się to wszystko nie podobało...

Poczułem jak moje ciało przeszedł dreszcz. Ujrzałem, że nie mam na sobie nawet głupiej bielizny, przez co szybko owinąłem się pościelą. Dolna część mojego ciała naprawdę bolała, więc wszystko było jasne. Do tego chłopak obok mnie zaczął się wiercić. Owinąłem się grubą pierzyną aż po samą szyję. Położyłem rękę na policzku chłopaka, który zacząłem nie tak delikatnie gładzić, mając nadzieję, że go w ten sposób doszczętnie wybudzę.

– Mghm? – mruknął przeciągle; wyglądał w zupełności pięknie, kiedy wybudzał się ze snu, jednak teraz nie mogłem myśleć o jego uroku. Chociaż najchętniej położyłbym się na jego klatce piersiowej i ponownie otulił jego zapachem.

– Louis – szepnąłem, potrząsając jego ramieniem – wstawaj...

Mój głos musiał zdziwić szatyna równie mocno, co moja samotna pobudka w, jak mniemam jego miejscu zamieszkania, dlatego też jego powieki momentalnie się rozchyliły, a on sam patrzył na mnie w niedowierzeniu. Zamrugał kilka razy, rozchylając swoje opuchnięte powieki, przez co teraz miałem dokładny widok na jego z rana jeszcze bardziej jasne tęczówki.

– L-louis – mój głos lekko zadrżał, przez co musiałem oczyścić gardło. – Zrobiliśmy to... Boże.

– Kurwa... – zaklął, podnosząc się do siadu, a po tym jak wykrzywił twarz w grymasie, gdy już to zrobił, domyśliłem się, iż jego również musiała rozboleć głowa. – Boli cię coś, kochanie? Proszę, powiedz, że byłem choć trochę delikatny...

– N-nie pamiętam, ale napewno Lou, nie mógłbyś mnie skrzywdzić, ale – zamarłem spoglądając na plecy szatyna. – Ty krwawisz, o mój boże.

Tomlinson oodniósł się z łóżka (o mało przy tym się nie przewracając z powodu morderczego kaca), aby podejść bliżej znajdującego się na ścianie lustra i tam niezgrabnie obejrzeć swoje łopatki.

– Wiesz... może i ja byłem delikatny, ale ty na pewno nie – zaśmiał się, na co ja odpowiedziałem mu tym samym, lecz mój uśmiech znowu bardzo szybko opadł.

Louis usiadł obok mnie, by objąć mnie ramieniem. – Przepraszam, Harry. Bardzo cię przepraszam – odparł, masując mój nagi bark. – Nie dopilnowałem... sytuacji.

Przełknąłem ciężko ślinę, wzdychając głośno w jego włosy. – Nic się nie stało, bo jestem pewny, że nie zrobiłeś tego wbrew mojej woli co można wywnioskować po malinkach jakie ci zrobiłem... – chłopak ponownie zachichotał, przejeżdżając palcami po swoim oznaczonym torsie, a ja kontynuowałem. – Po prostu jest mi przykro, bo to był nasz pierwszy raz i chciałem pamiętać go jak najlepiej... Mogło być... trochę bardziej romantycznie – prawie pisnąłem, mówiąc jak najciszej.

Louis spojrzał na mnie, całując delikatnie poszczególne miejsca na mojej szyi, jak się domyśliłem obcałowywał tamtejsze malinki.

– Jestem pewien, że oboje wszystko sobie przypomnimy, a jak nie to- cóż... Musimy powtórzyć nasz pierwszy raz – zachichotał wprost do mojego ucha. Dopiero teraz zauważyłem pod jego szczęką donośny, czerwony ślad.

– Gemma mnie chyba zabije... – parsknąłem cierpkim śmiechem.

– Ciebie? Prędzej mnie – odparł. – Ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak pijany wczoraj byłeś, więc to ja miałem być za ciebie odpowiedzialny, a tymczasem, cóż...

– Myślisz, że ona naprawdę myślała, że grzecznie położymy się w łóżeczku i powiemy sobie dobranoc? – zaśmiałem się, opierając wygodnie o tors Louisa. Poczułem znaczny ból w swoich pośladkach, na co syknąłem.

– Może miała nadzieję? – uśmiechnął się czule, kładąc dłoń na moim biodrze, które potarł kciukiem. – Chyba mnie trochę poniosło, hmm?

– To takie dziwne uczucie, pierwszy raz czuję coś takiego – powiedziałem, wiercąc się nieco, aż znalazłem wygodną dla siebie pozycję. – Ale to nie jest taki zły ból – przyznałem, patrząc na Louisa spod rzęs. On odwzajemnił to z uniesionymi brwiami. Nie miałem zielonego pojęcia, o co mogło mu chodzić dopóki nie powiedział:

– Przecież mówiłeś, że nie jesteś prawiczkiem.

– Nie jestem, po prostu... Chłopak z którym straciłem cnotę w pierwszej klasie liceum raczej nie patrzył na to, czy jest mi dobrze, trwało to jakieś... pięć minut – wyznałem z grymasem na twarzy.

– Kutas – skwitował szatyn, na co ja zrobiłem wielkie oczy. – Mając przy sobie kogoś takiego jak ty, postawiłbym twoje potrzeby na pierwszym miejscu.

Uśmiechnąłem się do Louisa, odwracając jeszcze bardziej głowę w jego kierunku. – Jestem pewien, że tak zrobiłeś, patrząc na moje ciało – wskazałem na swój tors, który pełen był czerwonych śladów ust Louisa. Co z resztą niezmiernie mi imponowało.

– Lepiej nie chodź na razie bez koszulki przy swoich rodzicach dopóki nie znikną – poradził mi, na koniec puszczając porozumiewawcze oczko. Pokręciłem z rozbawieniem głową, jednak bardzo szybko tego pożałowałem, ponieważ ból, jaki po chwili ścisnął mnie wewnątrz czaszki sprawił, że upadłem bezwładnie na łóżko.

– Mały Harry ma kaca! – usłyszałem głos Louisa nad sobą. Zobaczyłem jak podnosi się podchodząc do szafy, ale przez światłowstręt od razu przymrużyłem powieki. Gdy po upływie krótkiej, błogo cichej chwili, otworzyłem oczy, miał już na sobie bieliznę.

– Lou, niedobrze mi... – wyznałem, przekręcając się z zamkniętymi oczami na bok. Cały czas trzymałem dłonie na swoich skroniach i czułem jak cały mój żołądek robił fikołki.

– Masz tabletkę, H – Louis usiadł na krawędzi łóżka z opakowaniem tabletek w jednej ręce i szklanką wody w drugiej.

– Nie połknę – wydąłem wargę. – Muszę zwymiotować...

– Boże, tylko nie na łóżko! – odłożył pastylkę oraz wodę na szafkę nocną, a następnie chwycił mnie za rękę i pomógł wstać na nogi. – Idziemy do toalety – naciągnął na moje ciało jakąś dużą koszulkę i czym prędzej zaprowadził mnie do pomieszczenia obok.

Gdy tylko wszedł razem ze mną do małej łazienki, od razu mu się wyrwałem i padłem na kolana przed muszlą klozetową. Podniosłem deskę i nachyliłem się, podczas, kiedy Louis szybko do mnie podszedł i podwinął sterczące najbliżej mojej buzi loki.

– Nie patrz na mnie – wychrypiałem, zanim znów zacząłem wypluwać swoje płuca, a czując dużą ulgę, ręką błądziłem po toalecie aż w końcu udało mi się spuścić wodę.

– Kochanie, uwierz mi, że widok ciebie wyrzygującego z siebie pół żołądka nie robi na mnie najmniejszego wrażenia – zapewnił, a sposób w jaki to powiedział był tak zabawny, że nie mogłem się nie zaśmiać, sięgając po papier toaletowy, którym otarłem wargi.

– Jestem obrzydliwy – burknąłem kolejny raz spłukując wodę i wstając na nogi, żeby podejść do zlewu, przemyć wodą twarz oraz usta.

– Nie przebijesz Zayna za żadne skarby świata – pokręcił głową. – Kiedyś jak najebał się tak, jak nigdy, obrzygał mnie. M-n-i-e! – przeliterował, wykrzywiając nos w grymasie obrzydzenia na to wspomnienie.

– Zayn? – spytałem, w końcu podnosząc mokrą twarz po opłukaniu przełyku i cofnąłem się, aby spojrzeć na siebie w lustrze. Będę musiał nosić golf, zdecydowanie.

– Mówiłem ci o nim. To mój najlepszy kumpel i właściciel salonu, w którym zrobiłem ci motyla. – przypomniał mi. – On jest autorem wszystkich z wyjątkiem kilku tych dzieł na mojej skórze – dodał, sunąc dłonią po swoim lewym przedramieniu, żeby zaprezentować swoje wytatuowane ciało.

– Nie potrafiłem wtedy trzeźwo myśleć – powiedziałem, próbojąc zrobić coś ze swoimi włosami. – Wtedy byłem skupiony tylko na tobie – wyznałem ze szczerością, rumieniąc się przy tym. Szatyn pocałował mnie w nos, zanim zapytał:

– Od jak dawna ci się podobałem?

Spojrzałem na niego spod rzęs. Byłem przekonany, że to oczywiste.

– Od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem – powiedziałem, łapiąc swoje policzki w dłonie. – Robisz to specjalnie żeby mnie zawstydzać – oskarżyłem go desperacko, odwracając się znów do lustra.

– No, może odrobinę! – zaświergotał dziwacznie słodkim jak na niego głosem, obejmując mnie do tyłu. – Jesteś taki śliczny, kiedy się rumienisz – połaskotał mnie w okolicy żeber, na co ja wzdrygnąłem się, śmiejąc cicho. – Masz tu łaskotki, mały? – spytał, znów napierając palcami w tym miejscu, przez co wywołał tym u mnie kolejne kaskady śmiechu. Echo odbijało się w pomieszczeniu. – Zawsze lubiłem łaskotać Zayna w tym miejscu, albo pierdzieć mu w brzuch. Zawsze darł się jakbym obrywał go ze skóry – nie przestawał dokuczliwego drażnienia mnie łaskotkami.

– Boże, nienawidzę tego! – powiedziałem, starając się odgonić jego dłonie. – Gemma robiła mi tak odkąd byłem malutki.

– Przecież to jest takie zabawne! – Louis zaśmiał się i nachylił do mojej szyi.

– Nie! – zapiszczałem, próbując się mu wyrwać, jednak on mocno mnie przytrzymywał. – Zostaw!

W końcu Louis odessał się od mojej szyi, chichocząc nad moim uchem. Poluzował delikatnie uścisk, ale nadal mnie przytulał.

– Chcesz wziąć ze mną prysznic? – spytał, nieco poważniej patrząc na nasze lustrzane odbicie.

Zaskoczył mnie miły sposób, w jaki złożył te propozycję. Nie byłem w stanie odpowiedzieć mu słowami. Pokiwałem jedynie głową, uśmiechajac się do lustra, aby ujrzeć tam również rozpromieniony wyraz twarzy Tomlinsona. – Tylko możemy proszę, nie robić niczego... seksualnego? Jestem obolały i mam siniaki nawet na biodrze – wytłumaczyłem, pokazując mu blady ślad.

– Oczywiście, Harry. Postaram się – powiedział, i jego dłoń wylądowała w tym miejscu. Przez to, że na całym moim ciele odznaczały się wyjątkowe ślady, przypominające o minionej nocy, czułem przynależność w stosunku do Louisa. – Nie będziemy nic robić, a kiedy odwiozę cię do domu położysz się do łóżka, odpoczywać.

Odwróciłem się tak, by być przodem do niego, aby wycisnąć na jego ustach wdzięczny pocałunek. On odwzajemnił ten leniwy gest, który musiał niesłychanie różnić się od pocałunków, jakimi raczyliśmy się tamtej nocy. Chociaż był tylko niepozornym zetknięciem naszych ust, miał swoje znaczenie.

– Przyniosę sobie i tobie jakieś ubrania, hm?

Gdy pokiwałem głową, Lou zniknął za drzwiami.

Czekając na niego, ponownie obejrzałem się w lustrze. I o dziwo naprawdę podobało mi się to, jak wyglądałem. Mimo, iż miałem opuchnięte powieki, włosy w totalnym nieładzie, a moja szyja wyglądała jakbym został zaatakowany przez agresywnego oprawce; moje oczy wręcz błyszczały, a czerwień policzków nadawała mojej twarzy zdrowego blasku. I to niesamowite jak zmieniłem się w tak krótkim czasie, jedynie przez znajomość z Louisem. Kimś, kto naprawdę mi się podobał i komu podobałem się z wzajemnością.

– Jesteś wielkoludem, H, ale myślę, że te spodnie powinny być dobre – zetknąłem na ubrania, które szatyn położył na koszu na brudne ciuchy i wysłał mi zachęcający uśmiech, ustawiając deszczownicę na odpowiednią temperaturę.

Ściągnąłem koszulkę przez głowę, a Louis w tym samym czasie zdjął bokserki. Oboje weszliśmy do niedużej kabiny, którą chłopak zamknął. Od razu poczułem nad sobą strumień przyjemnej ciepłej, choć nieprzesadnie gorącej wody i westchnąłem cicho, odczuwając znaczną ulgę. Dokładnie tego było mi trzeba. Chłopak wycisnął na swoją rękę całkiem sporą ilość żelu pod prysznic. Odchyliłem głowę do tyłu, przymykając z cichym westchnięciem oczy, lecz wzdrygnąłem się nagle, kiedy poczułem jak Tomlinson zaczął namydlać moje ciało chłodnym płynem.

– Odpręż się, Harry – powiedział, rozprowadzając po mojej skórze przyjemnie pachnący owocami płynu. Postanowiłem nie pozostawać dłużnym szatynowi i sam wziąłem do ręki żel, aby następnie również zacząć namydlać i jego ciało. Z uśmiechem dotykałem śladów, które zrobiłem poprzedniej nocy na klatce piersiowej chłopaka. Przejeżdżałem po nich starannie opuszkami palców. Louis zamruczał, kiedy wmasowałem żel również na jego wyrzeźbione ramiona. Momentalnie, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, przypomniałem sobie kilka momentów z poprzedniej nocy.

– Podobało ci się, kiedy to zrobiłem – powiedziałem, otrzymując od Louisa niezrozumiałem spojrzenie. – Przypomniałem sobie coś z wczoraj i... kiedy cię podrapałem, podobało ci się... – Louis popatrzył na mnie z szerokim uśmiechem.

– Tak, na pewno mi się podobało – powiedział, odgarniając swoje mokre włosy do tyłu.

– I jeszcze chciałeś, żebym był głośno – dodałem, podczas mówienia tego, czerwieniąc się. Teraz byłem dużo spokojniejszy niż ostatniej nocy i aż ciężko było mi wyobrazić sobie jak musiałem zachowywać się równocześnie pod wpływem alkoholu i podniecenia.

Spojrzałem na niego, gdy Louis dosłownie jęknął, opadając na pięty po wczesaniu w moje włosy szamponu.

– Harry, to nie jest dobry moment na wspominanie tego, kiedy chcesz, żebym cię oszczędził – położył czoło na moim ramieniu.

Oblizałem usta, postanawiając się z nim drażnić.

– Patrzyłeś na mnie, kiedy dochodziłem – szepnąłem. – Chciałeś żebym był głośny.

– Jeśli za chwilę nie przestaniesz kłapać, zwale sobie na twoich oczach – ostrzegł, na co prychnąłem. – Chodź, wychodzimy – po zakręceniu wody, rozchylił drzwi.

– Nie chcę wracać do domu – zaprotestowałem. – Chcę zostać tu z tobą i przytulać się w łóżku.

– Dobrze, dobrze... ale musisz poinformować o tym Gemmę. Czuje, że i tak czeka już na mnie z zestawem noży, a ja nie zdążyłem prawidłowo pożegnać się z moim kolegą – Louis cały czas śmiał się, a ja mogłem umierać z rozkoszy, gdy tak często słyszałem ten piękny śmiech.

– Napiszę do niej, że przyjdziemy po południu, ok?

– Tak, Harry. Mógłbyś zostać tu całą wieczność, ale zważając na okoliczności, nie jest to dobre rozwiązanie na dzisiaj – powiedział Louis, podając mi ręcznik. Uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc to i nawet nie zorientowałem się, że przez dłuższą chwilę patrzyłem na Louisa kompletnie zaczarowany. Dopiero, gdy pstryknął palcami tuż przed moją twarzą, wybudziłem się z tego chwilowego transu.

– W-wybacz... Zagapiłem się – przycisnąłem ręcznik, wyciskając w niego swoje włosy.

– Spokojnie, mi też coś takiego zdarza się przy tobie tylko, że zazwyczaj tego nie widzisz – zaczął wciągać na siebie ubrania.

– Nie widzę? Jak mogę tego nie widzieć, skoro patrzę na ciebie cały czas – zdziwiłem się, marszcząc brwi na krótki moment. Louis podszedł do mnie zapinając moje spodnie.

– To moja słodka tajemnica, H – puścił mi rezolutne oczko. W odpowiedzi pokazałem mu swój język. Louis, ze swoją zwinnością, wykorzystał ten moment dociskając ten swój do mojego, przez co nasze języki spotkały się ze sobą, a ja zacząłem chichotać.

– Nic dziwnego, że Niall uważa nas za obleśnych – parsknąłem, po ubraniu się wychodząc z nim z łazienki. Oboje postanowiliśmy pozostać topless. Kiedy znaleźliśmy się w pokoju, Louis podszedł do swojej własnej toaletki, która stała w roku pokoju i sięgnął po buteleczkę perfum, następnie spryskując nimi swoją szyję.

– Jezu, kocham ten zapach na tobie! – natychmiast uwiesiłem się na jego szyi i wcisnąłem nos w zagłębieniu między jego barkiem, a szczęką.

– To jak mnie obwąchujesz jest co najmniej niepokojące – zażartował. Zaśmiałam się:

– Zawsze to robię, tylko zazwyczaj tego nie widzisz – powiedziałem, powtarzając jego słowa sprzed kilku minut, biorąc butelkę perfum. – Chanel – przeczytałem napis widniejący na przezroczystej buteleczce, w której pływała przezroczysta ciecz. – Ten zapach to mój ulubiony – odparłem, uśmiechając się lekko do starszego.

– A wiesz jaki jest mój ulubiony zapach? – zagadnął mnie, zabierając mi perfumy, które postanowił na szafce. Posłałem mu pytające spojrzenie, lekko kręcąc głową na nie.

– Jaki? - spytałem w końcu, obserwując mimikę Louisa.

– Zapach twojego ciała – wymruczał i nie czekając na moją reakcję, rzucił się ze mną na łóżko, praktycznie przygniatając mnie swoim ciałem.

Zaśmiałem się głośno, a już po chwili Louis oparł się o zagłówek łóżka (na którym zresztą wciąż panował bałagan) a ja mogłem wtulić się w jego ciało, tak, jak chciałem i w taki sposób, w jaki tego potrzebowałem. Szatyn przyciągnął moją nogę na wysokość swoich bioder i zaczął masować mnie wzdłuż uda, raz na jakiś czas przesuwając dłoń do mojego tyłka, który raz nawet uszczypnął. Zamruczałem w jego klatkę piersiową, kiedy masował lekko obolałe miejsce; wtedy postanowiłem, że w końcu zapytam o coś, co tak długo mnie zastanawiało.

– Opowiedz mi o swoich tatuażach?

– O nie, to zajęłoby kolejne dwa dni – zaśmiał się. Nie odezwałem się, jednak nie ukrywam, że słuchanie Tomlinsona przez tak długi czas byłoby cudowne. – Wybierz sobie jakieś, które ciekawią cię najbardziej.

Podniosłem się, by dokładnie obejrzeć tatuaże Louisa na jego rękach i reszcie ciała. Niektóre wydawały mi się naprawdę bezsensowne, ale może jednak miałem błędne zdanie na ich temat i nawet za papierowym samolocikiem kryła się ciekawa historia?

– Ten napis – przejechałem po jego nagiej klatce piersiowej – od jakiegoś czasu intryguje mnie najbardziej.

Chłopak przez dłuższą chwilę wpatrywał się nieobecnie w ścianę tak jakby zastanawiał się, czy wypowiedzieć słowa, które cisnęły mu się na usta. Poczułem się niezręcznie, uświadamiając sobie, że dotknąłem wrażliwego tematu. – To nie jest krótka historia – powiedział, chcąc mnie ostrzec.

– Chętnie posłucham – powiedziałem – Jednak, jeśli nie chcesz mówić, to nie chcę na tobie wywierać złej presji –

Nie chciałem do niczego zmuszać Louisa. Wiedziałem, że to nic dobrego, jeśli sam nie chciałby mi o czymś mówić. Ale kiedy oczyścił gardło, wygodniej układając swoje ciało w moich objęciach, odgadłem, że zechciał się ze mną podzielić swoją historią.

– Mój ojciec, mówiąc w wielkim skrócie był kawałem skurwysyna. Znęcał się nad moją rodziną.

Odebrało mi wyraźnie mowę przez to, co usłyszałem. Chciałem, by Louis w następnym momencie zaśmiał się i przeprosił za przestraszenie mnie lecz nie doczekałem się tej chwili, próbując strawić te informację. Nie sądziłem, że zrzuci na mnie coś tak ogromnego. Gdybym wiedział, że głupi tatuaż może kryć za sobą coś tak mrocznego, wstydziłbym się poruszać ten temat.

– W sumie mi dostawało się zawsze najczęściej, ponieważ odkąd skończyłem ledwo dziesięć lat, przysiągłem sobie, że nie dam mu krzywdzić mamy i moich dwóch młodszych sióstr - Lottie i Felicite – kontynuował, nadal nie racząc mnie nawet jednym spojrzeniem. – Ilekroć stawałem w ich obronie, kiedy próbował podnieść na nie rękę, kończyłem albo z rozciętym łukiem brwiowym, albo setką siniaków. Raz nawet popchnął mnie na stół, w który uderzyłem głową. Mam bliznę, której nie widać, przez włosy – powiedział, ujmując moją dłoń w swoją i układając ją w miejscu, w które w dzieciństwie uderzył.

Poczułem pod palcami niewielką bliznę, gdy nakierował moją rękę na właściwe miejsce. Kiedy Louis z powrotem położył moją dłoń na swojej klatce piersiowej - ja, nie puszczając go złączyłem nasze palce. Wciąż nie mogłem uwierzyć w słowa chłopaka i dochodziły one do mnie z opóźnieniem. Nie mogłem wyobrazić sobie małego chłopca, który był bity przez własnego tatę.

– W sumie jak teraz o tym myślę, jestem pełny podziwu tego, jak wyszczekany byłem i jak niewiele mi przez tę determinację brakowało do tego, żeby mnie po prostu zajebał. Na szczęście mama zawsze przybywała w porę – pomimo tego, że jego głos był spokojny, doskonale czułem jego spięcie. Wtuliłem się w niego, przypominając mu o swojej obecności i o wsparciu, jakie chciałem mu przekazać.

– Wiesz... Kiedy mój cudowny ojciec zostawił mamę, oraz trójkę dzieci pewnie pomyślisz, że powinno nam być lepiej bez tego złego człowieka. Jednak, kiedy on pewnego zwykłego, słonecznego dnia odszedł, wcale tak się nie stało. Wtedy byłem jedynym facetem w domu. Mając ledwie dwanaście lat, poczułem, że moja rodzina to mój obowiązek, że muszę ją chronić. Podczas, gdy mama pracowała na dwie zmiany i nie miała czasu, aby nawet usiąść, ja zajmowałem się wtedy dziewczynkami. Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak ciężko jest zająć się takimi potworami. A jako dwunastoletnie dziecko to już w ogóle – pokiwałem głową, czując się potwornie głupio przez to, że nawet nie wiedziałem co mógłbym mu odpowiedzieć. – Wtedy wiedziałem, że muszę żyć z zimną krwią. Musiałem pokazać, że pomimo swojego wieku jestem dojrzałym chłopcem, mężczyzną, który potrafi zająć się swoją rodziną. Musiałem bronić je przed każdym, kto chciał wyrządzić nam krzywdę. Były dni, kiedy naprawdę nie było co do gara włożyć i kładłem się niejednokrotnie spać głodny. Ale mimo to nie marudziłem i powtarzałem sobie, że... jest jak jest – mruknął, cytując na koniec napis na swojej piersi. – Nikt nie nauczył mnie wtedy jak wygląda miłość, nikt nie pokazywał mi jak to jest być kochanym. Zamiast tego te wszystkie wydarzenia ukształtowały mnie na kogoś... silnego, ale co mi z tej siły, skoro stałem się kimś tak zimnym i każdego, kto stanął na swojej drodze odtrącałem, bojąc się, że mnie skrzywdzi? Dlatego tak bardzo bałem się wchodzić w relację z tobą, ponieważ zwyczajnie nie wiem, jak mówić niektóre słowa, jak przekazywać uczucia i jak... Kochać – kiedy nastąpiła krótka cisza między nami, wiedziałem, że w tym momencie Louis skończył mówić. Jego wypowiedź wywierciła mi dziurę w sercu.

Przez jakiś czas żadne z nas nie odzywało się ani słowem. Ilość tak przytłaczających i przygnębiających informacji spadła na mnie znienacka i byłem w zbyt ciężkim szoku, aby wymyślić jakąkolwiek treściwą odpowiedź. Czułem, że moje oczy zaczęły robić się wilgotne, ponieważ na samo wyobrażenie sobie Louisa jako małego, zranionego chłopca, który przejął obowiązek jedynego faceta w domu uderzył mnie do tego stopnia, że już po chwili nie byłem w stanie kontrolować płynących po moich policzkach łez.

– Hej, hej, nie płacz, H. – Jednak jego słowa na nic się nie zdały, ponieważ kiedy on przyciągnął moją głowę do swojej klatki piersiowej zacząłem cicho łkać, kładąc dłoń na tatuażu.

– P-prze-praszam – wychlipiałem pociągając nosem.

– Teraz już wszystko jest w porządku i nie masz powodu, by się smucić – mówił, głaszcząc mnie wzdłuż całej długości kręgosłupa.

– To jest takie... niesprawiedliwe – moja warga zadrżała, kiedy odsunąłem się od Louisa, nagle czując gniew na cały świat. Jak los mógł w taki sposób karać kogoś, kto w najmniejszym stopniu na to nie zasłużył?

– Najwyraźniej tak musiało być. Jedynie szkoda, że zniszczyło to we mnie podstawową rzecz jaką posiada każdy normalny człowiek, czyli zdolność mówienia o swoich uczuciach.

– Wiesz, m-myśle, że.. To wcale nie tak, że ta zdolność jest zepsuta, po prostu trzeba ją odzyskać – powiedziałem, patrząc w błękitne oczy chłopaka. – Obiecuję ci, że to jest możliwe.

– Sam nie dam rady... – westchnął.

– Ale masz teraz mnie, nie jesteś sam. Masz mnie – powiedziałem i złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, by udowodnić swoje słowa. Teraz wiem, że muszę bardzo się postarać, aby pokazać Louisowi, że uczucie miłości - jest w nim, gdzieś na dnie jego serca, mocno zakorzenione, ale możliwe do wydobycia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro