Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Nic cię nie boli?

Komentarze, prosimy

W szkole nie mogłem się praktycznie w ogóle skupić. Ponieważ Nick był lubiany przez ogół uczniów, ich większa część huczała o jego zniknięciu. Już ta rzecz sprawiała, że czułem się przytłoczony, dodatkowo po mojej głowie cały czas krążyły wątpliwości dotyczące tego, co teraz zastało między mną a Louisem. Chciałem z nim porozmawiać. Niesłychanie mi na tym zależało, ale nie potrafiłem poprosić Gemmy o jego numer, zwłaszcza, że ona nadal była na niego wściekła. Musiałem czekać aż ponownie nadarzy się odpowiednia do tego okazja. Na szczęście po usłyszeniu dzwonka, który oznaczał koniec wszystkich zajęć, ruszyłem szczęśliwie do domu. Może nie tak szczęśliwie, ponieważ tym razem nie było ze mną Nialla, który pojechał do Mullingar na całe cztery dni. Nie pamiętam kiedy ostatnio razem wracałem ze szkoły sam.

Poprawiłem na swoich łopatkach plecach. W mojej głowie cały czas nuciłem jakąś piosenkę, miałem głowę totalnie w chmurach i nie zauważyłem, kiedy ktoś przede mną stanął. Była to dwójka chłopaków, trochę starszych ode mnie, mniej więcej moim wzroście, jednak dużo, dużo bardziej umięśnionych. Przystanąłem zdezorientowany w miejscu.

– Mogę w czymś pomóc? – spytałem uprzejmie, jednak z falą ogromnej niepewności w głosie.

– A co? Chcesz mi zrobić dobrze, cioto? Od tego są takie dziwki jak ty, nie? – usłyszałem w zamian, patrząc na wyższego ode mnie bruneta. Jego niebieskie oczy wgapiały się we mnie z pogardą. Oh, a więc to taki typ człowieka, pomyślałem, przygryzając mocno wnętrze policzka.

– Nie jestem chętny – zignorowałem go. – Mogę już przejść?

– Taki ktoś jak ty nie jest chętny? Zboczeniec – splunął drugi chłopak, a ja, chcąc przejść, ominąłem tę dwójkę szerokim łukiem. Zdecydowałem się taktycznie im nie odpowiadać, nieważne jak bardzo mnie korciło, aby im odpyskować. Nie wiedziałem jak mogliby zareagować. Wzdrygnąłem się, gdy jeden z tych gości złapał mnie za ramię, nie pozwalając odejść.

– Nie dotykaj mnie – spróbowałem się wyrwać, jednak byłem zbyt słaby przy dwójce tych napakowańców, którzy mnie trzymali.

– Kochasz dotyk, cioto. Powiedz, że to kochasz – wyższy z nich popchnął mnie z taką siłą, że musiałem zrobić parę kroków w tył, by utrzymać się na moich miękkich kolanach. Chwilę później ten drugi pchnął mnie w plecy.

– Gared, nie dotykaj go, bo jeszcze się zarazisz jakąś gejozą – parsknął drugi chłopak, z kpiną malującą się na jego twarzy.

– Posłuchaj kolegi – posłałem mu sardoniczny uśmiech, tym samym, odsuwając się wreszcie od domniemanego Gareda na znaczną odległość. – Dajcie mi spokój. – warknąłem, poprawiając swoją koszulkę. Chciałem ruszyć do domu, tego było za wiele. Czy spokój to taka duża rzecz, jakiej mógłbym pragnąć w tej szkole?

– Suka zaczyna szczekać – powiedział chłopak, kiedy przyspieszyłem kroku i następnym co mogłem poczuć to duża, ohydna dłoń, przemieszczająca się pod materiałem mojej koszulki.

– Powiedziałem, żebyś mnie zostawił, oblechu! – odepchnąłem go z całej siły, samemu będąc zdziwiony tym, jak mocno chłopak zatoczył się w tył. Niestety, widziałem, że bardzo się zdenerwował.

– Dziwka – splunął drugi z nich, po uderzeniu mnie w brzuch wykorzystując moment, gdy się skupiłem. Złapał mnie za nadgarstki, ciągnąc w stronę chodnika. Zacząłem mu się wyrywać, ale on przyciągnął mnie bliżej i mocniej owinął długie palce wokół mojej ręki. Pod powiekami czułem kumulujące się łzy bólu i obrzydzenia. Chciałem wyplątać się pod jego pachą, ale chłopak nie zamierzał mnie puszczać.

– Moje drogie chłopaczki, radzę wam wypierdalać stąd w podskokach, dopóki jeszcze jesteście zdolni do poruszania się. – Cała moja uwaga, łącznie z dwójką złośliwych homofobów zwróciła się w kierunku, z którego dobiegł tak ubóstwiany przeze mnie głos. Spojrzałem na szatyna, który stał tam z rękoma w kieszeni. Wykorzystując to, jak uścisk chłopaka nieznacznie się poluzował zamachnąłem się swoim łokciem wbijając go starszemu chłopakowi w podbrzusze. Od razu wykorzystując to, iż znowu odzyskałem swobodę ruchów, podbiegłem prędko w stronę Louisa, który złapał mnie na kilka chwil za rękę, a następnie osłonił własnym ciałem.

– Zabiją mnie – pomyślałem na głos, łapiąc spazmatyczne oddechy.

– Nie na mojej zmianie, mały – rzucił, następnie Louis, zostawiając mnie i zbliżyk się w stronę rozgniewanych chłopaków, widząc, że nie mają zamiaru mi odpuścić. – Czy macie jakiś problem z tym o to młodzieńcem? – zapytał uprzejmie, wskazując krótko na mnie.

– Louis, nie. Proszę – szepnąłem do niego, ciągnąc za rękaw kurtki.

– Tak – powiedział blondyn – Twój chłoptaś jest brudną ciotą, huh.

– Jedyną ciotę, jaką widzę jesteś ty i twój posiadający zbyt wysokie mniemanie o sobie koleżka – prychnął, całkowicie ignorując to, jak rozpaczliwie próbowałem odciągnąć go od agresywnych chłopaków. – Dwóch na jednego? Jesteście odważni w chuj, panowie.

– Jeszcze się z tobą policzymy – Gered trzymający swój brzuch wskazał na mnie swoim obrzydliwym, długim palcem.

– Spróbuj, a gwarantuję, że pożałujesz tego – szatyn popchnął go, zdecydowanie dużo mocniej niż ja potrafiłem.

– Idziemy, Jim – powiedział brunet, ciągnąc do tyłu chłopaka.

– Co za pierdolone tchórze! – Louis splunął na nich, zanim odwrócił się twarzą do mnie. Jego rysy natychmiast złagodniały. – Nic cię nie boli? Wszystko ok? – uniósł mój podbródek do góry, by dokładnie obejrzeć moją twarz.

– T-tak.. – jęknąłem. – Uderzył mnie tylko w brzuchu i... chyba zmiażdżył nadgarstki – przyznałem, trzymając bolące miejsce. Zrezygnowałem z dodania od siebie czegoś jeszcze, kiedy szatyn bardzo delikatnie wziął mój obolały nadgarstek w dłoń i obejrzał go ze wszystkich stron. Patrzyłem na niego uważnie, kiedy spoglądał na moją rękę z troską. Gdy dotknął bolące miejsce syknąłem cichutko, ponieważ to naprawdę zabolało.

– Będzie dobrze – zapewnił, głaszcząc mnie tkliwie w tamtym miejscu kciukiem, przez co ciarki przeszły praktycznie całe moje ciało. Znowu to robi, znowu, kurwa jest taki dobry, miły, taki czuły, żeby później to zniszczyć. Zabrałem swoją rękę chowając do kieszeni i ruszając w stronę domu, nie czekałem aż Louis zrówna ze mną kroki, co wydarzyło się moment później. Jednocześnie odczuwałem ogromną złość, ale i tęsknotę widząc go zaraz obok mnie na wyciągnięcie dłoni. – To pierwszy raz, gdy ktoś cię zaatakował? Powinieneś to zgłosić.

– Ta, zrobię tak – prychnąłem.

– Jak tatuaż? – zapytał, spoglądając na mnie z uśmiechem. I okej. On zdecydowanie musi być bipolarny.

– Smaruję kremem, który kazałeś mi kupić – przyznałem, patrząc na ulicę. Nawet poprzedniego wieczoru, kiedy smarowałem jeszcze czerwone miejsce dotykałem delikatnie skóry i konturów motyla, które do końca życia przypominać mi będą skupiony wyraz twarzy szatyna, gdy ten je tworzył.

– Nie przestrasz się tylko, kiedy za dwa dni zacznie schodzić ci w tamtych miejscach skóra. To całkowicie normalne – zapewnił mnie.

– Tak, wiem to – powiedziałem szczerze, wiedząc czego się spodziewać. – Nick miał kilka tatuaży. Obserwowałem proces gojenia przy każdym z nich – odgryzłem się.

Louis nie odpowiedział.

Przez kolejne około dwie minuty szliśmy spokojnym spacerkiem w stronę mojego domu. Właśnie w trakcie tej trwającej ciszy zdałem sobie sprawę, że być może w końcu pojawił się ten perfekcyjny moment na szczerą rozmowę o niemałym problemie Tomlinsona.

W końcu, czy nie należą mi się wyjaśnienia? Po dwóch dniach nieobecności Louisa nawet nie wiem, jak wygląda teraz jego relacja z Gemmą, ponieważ starsza dziewczyna nie chce mi nic powiedzieć. Zacząłem martwić się, ponieważ naprawdę nie chciałbym, by ich przyjaźń zakończyła się przeze mnie. To wszystko wyglądało, jakbyśmy bylic w podstawówce. Miałem dosyć.

– Louis, co jeśli mam dość tych ciągłych niedopowiedzeń? – przerwałem to niekomfortowe milczenie, na które chłopak zareagował posłaniem mi zaskoczonego spojrzenia. – Zachowuj się do diaska, jak prawdziwy mężczyzna, bo co z tego, że potrafisz obronić mnie przed dwójką agresywnych gości, skoro nie potrafisz szczerze porozmawiać ze mną o tym, co miałeś konkretnie na myśli, kiedy wylałem ci pieprzony sok na głowę!

Louis tylko westchnął, zatrzymując się na moment i już po chwili idąc dalej. – Może masz rację – powiedział. – Może jestem pieprzonym tchórzem. Tylko ja po prostu nie umiem o tym rozmawiać, dobra? – wyrzucił z siebie, widziałem, jak się tym przejmuje, co dawało mi trochę satysfakcji. – Nie potra-

– Weź się w końcu w garść! – wrzasnąłem tak głośno, że sam byłem zaskoczony własnym wybuchem. Mój krzyk rozniósł się echem po całym osiedlu i jestem pewny, że wszystkie znajdujące się w okolicy zwierzęta uciekły. – Nie możesz robić mi wody z mózgu, być tak troskliwym, czułym, aby za chwilę mówić, że nasz pocałunek czy cokolwiek, nie było dobre i to był błąd, kurwa mać!

– To ja nie jestem dobry, rozumiesz? Chodzi o to, że nie potrafiłbym być dla ciebie odpowiedni. Nie potrafię, Harry, dać ci tego, czego oczekujesz. Nie dlatego, że nie chcę, bo bardzo bym tego chciał, ale nie potrafię. Nie jestem taki. Nie jestem dobry, uczuciowy. Nie taki, jakbyś chciał. Mam za sobą niezły kawał gówna, nie chciałbyś ze mną być – powiedział na jednym wydechu, zaciskając powieki. – Nie dam ci tego, czego będziesz oczekiwał ode mnie, bo nie potrafię.

– Pozwól mi, że ja o tym zdecyduję, ok? – mój głos zrobił się dużo łagodniejszy. Położyłem rękę na jego bicepsie, spoglądając głęboko w oczy. – Chcę mieć ciebie takiego, jakim jesteś, a nie żebyś musiał specjalnie się dla mnie zmieniać. Tego broń Boże bym nie chciał... A przeszłość? Zostaw to za sobą.

– H, ja naprawdę... Będziesz żałować takich decyzji. Zobaczysz, że wcale nie jestem dla ciebie dobry. W ogóle mnie nie znasz – znów mówił te słowa, aż prawie mogłem czuć mdłości.

– Bądźże cicho, dobrze? – mruknąłem, wtulając się w niego. On przez dłuższą chwilę stał w miejscu jak kołek, tak jakby zapomniał jak się przytula. – Nie myśl za mnie i pozwól mi samemu zdecydować, czy jesteś serio taki straszny – przymknąłem powieki, czując jego silne dłonie na moich plecach. Przytuliłem go mocniej, napawając się ramionami za którymi tęskniłem, chociaż nie minęło dużo czasu. Poczułem, że w końcu go mam.

Nie potrzebuję idealnego chłopaka, potrzebuję tylko Louisa.

– Możesz być dla mnie kimś, Louis? – mruknąłem ze ściśniętym gardłem, obawiając się jego odpowiedzi. – Obiecuję, że nie będę zachowywał się jak dzieciak i będę się starał być dla ciebie najlepszy, naprawdę...

– Harry... Ja nie potrafię być w związkach, nigdy nie byłem w żadnym prawdziwym związku – na jego twarzy pojawił się grymas.

– Oh... – tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. Odsunąłem się od niego ze spuszczoną głową, tak aby nie widział, że zrobiło mi się przykro. – Wiesz, ja cię do niczego nie zmuszam... ale zależy mi. Po prostu.

– Chodzi o to, H... Nie chcę cię ranić, nie zasługujesz na to, ale jesteś taki.... Jesteś wyjątkowy. Nie wiem co się ze mną dzieje, gdy jesteś przy mnie – mówił Louis, podnosząc dwoma palcami mój podbródek do góry, bym mógł na niego spojrzeć.

– Więc pocałuj mnie, głupku.

– Na pewno mogę?

– Po prostu to zrób.

Chłopakowi nie było trzeba powtarzać dwa razy, ponieważ on od razu ułożył dłonie na moim karku, aby złączyć nasze usta w wygłodniałym, pełnym pasji pocałunku. Westchnąłem rozkosznie, uwieszając się na jego szyi, relaksując w jego ramionach prawie całkowicie. Poczułem to, jak znajome i cudowne było to uczuci jego wargi, które łączyły się z tymi moimi. Poruszył lekko swoimi ustami, co zaraz później zrobiłem ja, tworząc ciche mlasknięcie. Ten moment był idealny, był tak perfekcyjny, że nie myślałem o niczym innym, tylko o tym, że Louis mnie całuje. Louis mnie lubi.

Czułem jak moje kolana dosłownie dygotały, a ja starałem się nie stracić równowagi. Szatyn wsunął dłoń pod moją bluzkę, sunąc według swego własnego uznania po moich plecach, raz na jakiś czas masując moje lędźwia. Kiedy oderwaliśmy się od siebie złapałem w pięść jego koszulkę, by trwać w tym momencie jak najdłużej było to możliwe.

– Jesteś idealny... – szepnąłem w jego usta, na co on pokręcił głową. – Jesteś – trwałem wytrwale przy swoim zdaniu, będąc pewnym, że za każdym razem Tomlinson dokładnie mnie słyszał.

Louis patrzył na mnie sunąc dłonią, po moim gładkim policzku, zachaczając o miejsce, w którym wytworzył się dołeczek, kiedy uśmiechnąłem się, patrząc na różowe, lekko pulchne wargi.

– Czy ja słyszę oklaski? – spytałem.

Oboje spojrzeliśmy w stronę źródła tych odgłosów i myślałem, że muszę śnić, gdy ujrzałem na trawniku mojego domu rodzinnego energicznie bijącą nam brawo Gemmę. Zmarszczyłem brwi, kiedy ta podeszła i uśmiechnęła się szeroko, a my od siebie odskoczyliśmy.

– Wiedziałam, że prędzej czy później znowu wylądujecie przyssani do siebie, jak glonojady. Wybacz, skarbie – zwróciła się do swojego przyjaciela – ale nie dasz rady trzymać go na dystans.

– Chyba masz rację – powiedział szatyn. Przeszły mnie ciarki słysząc ten głos tak blisko ucha.

– Jednakże, jeśli tylko coś się stanie, a Harry'emu spadnie włos z głowy... Wezmę największy kuchenny nóż z mojej kolekcji, położę cię na stole i odetne ci jaja, następnie włożę ci je do twojej własnej buzi, a resztę twojego kutasa ugatuje w zupie.

– Brzmi groźnie – parsknąłem, zwłąszcza, gdy dostrzegłem, że Louis wziął jej słowa na poważnie i jedynie skinął głową na znak, że rozumie.

– Nie dawaj mi nawet powodów, bym musiała ostrzyć mój ulubiony tasak – Gemma cmoknąła do szatyna, później jak gdyby nic uśmiechając się i skacząc ze szczęścia. Ująłem palce Louisa między swoje, bawiąc się nimi. Louis spojrzał na mnie, splatając nasze dłonie razem, a ja uśmiechnąłem się do niego patrząc w jego błękitne tęczówki.

– Boże, tak jak niesamowicie uroczy jesteście, tak błagam was, opanujcie się choć trochę przy mnie, stojąc na tym podjeździe – brunetka przewróciła oczami, popychając naszą dwójkę w stronę domu.

***

Nie mogłem znieść już tego, jak siedząc w salonie Gemma cały czas patrzyła na moje, a zwłaszcza Louisa ręce. Jęknąłem przeciągle, ponosząc się z fotela.

– Mam dosyć siedzenia z przyzwoitką. – jęknąłem, ciągnąc za sobą Tomlinsona. Chłopak zaśmiał się lakonicznie, posyłając dziewczynie jednoznaczne spojrzenie, gdy poruszył w tym samym czasie brwiami do góry i w dół.

Przewróciłem oczami – Nie ciesz tak tej paszczurzej twarzy – mruknąłem do Gemmy, kręcąc głową.

– Ja ci dam zaraz paszczurzą twarz, gówniarzu! – wstała ze swojego miejsca, a wtedy ja zacząłem biec w stronę pokoju. – Louis, broń mnie!

– Jak dzieci – zaśmiał się tylko i mogłem widzieć, jak kręci głową z uśmieszkiem na twarzy. Poczułem jak opatrunek z mojego tatuażu zsunął się kiedy truchtałem.

– Szlag – mruknąłem, zatrzymując się tuż przed drzwiami. Podwinąłem koszulkę do górą, zauważając, że mój tatuaż znajdował się prawie totalnie na wierzchu.

Otworzyłem drzwi, wchodząc do pokoju, odwijając folię antybakteryjną. Wyrzuciłem opatrunek do kosza i podszedłem do lustra by obejrzeć tatuaż. Usłyszałem za swoimi plecami przeciągłe gwizdnięcie. Podskoczyłem w miejscu, odwracając się, po to by ujrzeć przyglądającego mi się z szelmowskim uśmiechem chłopaka. Zarumieniłem się delikatnie, odwzajemniając uśmiech.

– Opatrunek ci się odkleił?

Kiwnąłem głową na słowa Louisa i westchnąłem. – Nie strasz mnie – odparłem, wypuszczając z ust powietrze. – Myślałem, że przykleiłem dobrze – odparłem, podchodząc do szafki.

– Może ci pomóc? – zaproponował, podchodząc bliżej mnie. Zadrżałem, kiedy jego ręka zaczęła bardzo delikatnie muskać mój kręgosłup, jednak nie określiłbym tego mianem słodkiego gestu, a naprawdę zmysłowego.

– Mam tu całą apteczkę – powiedziałem wskazując na wszystkie kremy, które polecił mi sam szatyn. Naprawdę podziwiałem to czym zajmuje się Louis. Postanowiłem kupić każdą rzecz jaką mi nakazał.

– Chodźmy do okna. Tam jest lepsze światło – zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź, pociągnął mnie do parapetu, zaraz po tym, gdy wziąłem do ręki wszystkie potrzebne do nałożenia opatrunku rzeczy. Obserwowałem jego czyny kiedy Louis powoli podwinął moją koszulkę do góry. – Szybko się goi, jak na taki duży tatuaż – powiedział, patrząc na podpuchnięte miejsce i spryskał je płynem antybakteryjną. – Zastanawia mnie, czy ktoś kiedyś ci powiedział, że masz bardzo gładką skórę – spojrzał w moje oczy podszczypujac mój boczek, przez co pisnąłem.

– N-nie... – odparłem, gdy  owijał dokładnie moją talię folią, aby na koniec zrobić coś czego absolutnie, nawet przez moment się nie spodziewałem. Pocałował tkliwie mój brzuch, dokładnie na samym środku wytatuowanego motyla.

– Więc, masz naprawdę śliczny brzuszek – trzymał moje biodra i uśmiechnął się do mnie lekko, kiedy spuścił rąbek mojej koszulki w dół.

– Dziękuję – praktycznie szepnąłem, nie odrywając od niego zachwyconego wzroku. Jak ten chłopak mógł uważać, że nie jest dla mnie odpowiedni?

– Nie jestem dobrym romantykiem – Louis zaśmiał się płytko.
– Powinienem powiedzieć coś o Twoich oczach, włosach, czy nawet ustach, ale ja komplementuje co? Twój brzuch – spojrzał w okno. Mój Boże, czy Louis Tomlinson poczuł się zawstydzony?!

– A cóż to takiego na twoich policzkach? – wyszczerzyłem się, obejmując go od tyłu. – Czy ja dobrze widzę rumieńce?

– Nie? Po prostu masz zbyt pomarańczowe światło w pokoju – Louis założył ręce na piersi, nie zerkając na mnie ani przez chwilę.

– Stoimy przy oknie, kłamco. 

Przewróciłem oczami, następnie całując go tkliwie w policzek. Widziałem jak kąciki jego ust automatycznie się przez to uniosły.

– To ty jesteś cegiełką w naszej dwójce, nie ja – burknął, łapiąc moje dłonie i okręcając mnie tak, że stanąłem do niego twarzą.

– Ale to ty musisz stawać na palcach, żeby pocałować mnie w usta.

– Znowu specjalnie żartujesz sobie z mojego wzrostu, bo pamiętasz co stało się ostatnio? – uśmiechnął się półgębkiem, ponownie już doprowadzając mnie do małego zażenowania.

– No nie wiem... – mruknąłem, jeżdżąc palcem wzdłuż jego obojczyków.

– Jednak wykonałem dobrą robotę – powiedział, dotykając jednej z jasnofioletowych malinek na moim karku.

– To nie fair, że twoja szyja jest taka goła... – mruknąłem, mając wielką nadzieję, że chłopak zrozumie moją aluzję.

– Myślę, że te pulchne usta zrobiłyby na niej dobrą robotę – Louis uniósł lekko brodę do góry, a następnie usiadł na moim łóżku. Ja usiadłem na jego kolanach, okrakiem, tak aby z łatwością zetknąć ze sobą nasze klatki piersiowe. Bez zbędnego zwlekania, przycisnąłem swoje wargi do szyi chłopaka i idąc totalnie na żywioł, zważając na to, że nigdy wcześniej nie miałem okazji do zrobienia komuś malinki, zassałem skórę w tamtym miejscu, obierając sobie za cel skórę nad obojczykiem chłopaka. Chuchnąłem ciepłym powietrzem, zostawiając tam kilka mokrych buziaków, by sprawić chłopakowi jak największą przyjemność. Po paru ciepłych zetknięć moich warg na karku chłopaka, ponownie z delikatnością zastałem wybrany fragment i zacząłem wędrować pocałunkami, coraz wyżej do szczęki chłopaka. Słysząc ciche sapnięcie ze strony starszego, uznałem to miejsce za jego czuły punkt. Odsunąłem się od niego powoli, tylko po to by spojrzeć na ślady, które po pewnej chwili robiły się jeszcze bardziej wyraźnie różowe.

Postanowiłem nie przerywać na razie pieszczot z mojej strony i ponownie zassałem miejsce, przez które Tomlinson zaczął się pode mną wiercić. Napierałem na jego ciało coraz bardziej, naumyślnie przyciskając swoje biodra naprzeciw jego penisa. Miałem ochotę na małą zemstę za to, w jakim stanie Louis zostawił mnie w moim pokoju dwa dni temu. Postanowiłem poruszyć biodrami naprzeciw jego miednicy.

– Kurwa – przeklął, a ja westchnąłem cicho, gdy jedna z jego dłoni przeniosła się na mój pośladek. Napierał on na moje ciało swoją dłonią, abym nie zaprzestawał ruchów swoich bioder tuż przy jego na wpół twardym kroczu.

– Podoba ci się? – spytałem, odsuwając się by spojrzeć w jego oczy, dostrzegając w nich bałagan.

– Bardzo... – wymruczał, kładąc na moim tyłku również swoją drugą dłoń. Przygryzłem wargę mimowolnie wargę, bo, cholera, nawet jeśli na razie chciałem dać Tomlinsonowi tylko i wyłącznie nauczkę, to było tak piekielnie gorące.

Jęknąłem wprost do jego ucha, mogąc czuć pod dłonią jego szybkie bicie jego serca. – Wiesz co? – spytałem całując ostatni raz jego szyję.

– Powiedz, szybko, Chryste.

Musiałem posiadać w sobie niesamowitą ilość samokontroli, przez, iż po usłyszeniu tego w jaki sposób do mnie mówił, nie oddałem się mu całkowicie i nie pozwoliłem zrobić ze mną co tylko by sobie zażyczył. Zbliżyłem się do jego ust, by wyszeptać bardzo cicho, powoli muskając jego usta swoim oddechem:

– Karma jest suką, chyba muszę iść się pouczyć na sprawdzian z biologii – po czym wstałem z jego bioder (co w ogóle nie było takie przyjemne, ponieważ mogłem zostać tam na wieczność) lecz mimo tego uśmiechnąłem się dumnie, widząc twarz Tomlinsona.

– Ty pieprzony gnojku, wracaj tutaj! – wybuchłem zadowolonym z siebie śmiechem, prze desperację jaką słyszałem w jego głosie.

– Wydawało mi się, że woła mnie Gemma... – udawałem zamyślonego, patrząc w drzwi.

– Nie ma takiej, kurwa, opcji – pisnąłem zaskoczony, gdy chłopak złapał mnie za rękę i niemal rzucił z powrotem na łóżko. – Nie zostawisz mnie po tym, jak dosłownie ocierałeś się o mnie, podstępny chłopcze! – po chwili był on już nade mną i nie ukrywam, zrobiło mi się niesłychanie gorąco.

– Musiałem się na tobie zemścić – wypierałem się, kładąc jedną dłoń na szyi Louisa. – Ale jak na pierwszy raz, poszło mi dobrze – odparłem będąc dumny z naprawde ładnych różowych śladów, pasujących do tych na mojej szyi

– Mam przez ciebie nie tak mały problem w spodniach, wiesz? – mruknął z wyrzutem. Westchnąłem, czując gromadzące się w moim podbrzuszu podniecenie, kiedy Louis przycisnął swoje nabrzmiałe krocze do mojego uda.

– Będziesz musiał sobie pomóc – powiedziałem, jakby od niechcenia, jednak wewnętrznie odczuwałem własną śmierć.

– A kto pomoże tobie? – spojrzałem na niego rozkojarzony, jednak słowa Louisa szybko nabrały sensu, kiedy bez żadnego ostrzeżenia ścisnął on moją już pobudzoną męskość przez materiał bielizny oraz rurek.

– Pocałuj – powiedziałem, błagalnie łapiąc go za kark. Louis od razu wpił się wygłodniale w moje wargi, a ja jęknąłem na co chłopak Warknął. Moje ręce same zaczęły krążyć wokół jego rozporka.

Cały czas unosiłem biodra do tych jego, powstrzymując się rozpaczliwie przed jękami, które non stop chciały wylatywać z moich ust. Byłem w końcu strasznie głośny. Kiedy rozsunąłem zamek od spodni Louisa chciałem, by było mu tak dobrze jak mi, gdy wsuwałem tam rękę, delikatnie masując jego krocze. Chłopak wzdychał, absolutnie nie hamując dźwięków jakie z siebie wydawał. Jego dłoń również powędrowała do moich spodni, które bez krępacji rozpiął, a następnie osunął lekko w dół, aby mieć lepszy dostęp do mojej męskości, nadal przysłonietej materiałem bokserek.– Styles, ruszaj dupę z pokoju! – usłyszałem głos Nialla po drugiej stronie drzwi i opadłem bezsilnie na poduszkę, odrywając się od Louisa.

– Niall, poczekaj na mnie na dole... – nie dokończyłem zdania za sprawą tego, że Louis dokładnie w tym momencie zacisnął palce naokoło mojej długości, przez co jęknąłem naprawdę głośno. Miałem ochotę zabić się z zażenowania, ponieważ nie było szans, żeby Horan tego nie słyszał.

– Wszystko w porządku? – usłyszałem znowu głos, kiedy Louis zaczął poruszać dłonią po całej mojej długości.

– T-tak! – nieważne jak bardzo się starałem, nie byłem w stanie powstrzymać drżenia mojego głosu. Próbowałem odepchnąć (wbrew potrzeb swego ciała) rękę Tomlinsona od mojego krocza, jednak chłopak był zbyt zdeterminowany, aby przerwać sprawianie mi ogromnej przyjemności. – Po-poczekaj!

Louis całował mój policzek doprowadzając mnie do szaleństwa, kiedy jego ręka tak dobrze pracowała na mojej męskości. Wykonywał płynne ruchy zbliżając się do mojego ucha. – Jesteś cudowny, skarbie – wyszeptał, przez co przeszły mnie dreszcze.

– Ja z-zaraz nie wytrzymam... – stęknąłem. Bardzo zależało mi na tym, aby zaimponować chłopakowi moim doświadczeniem (które było praktycznie na zerowym poziomie zapewne w porównaniu do jego), ale nie spodziewałem się tego jak wielką rozkosz sprawi mi sama ręka szatyna i czułem się z tego pwowodu zażenowany.

– Nie powstrzymuj się – szepnął, skupiając całą uwagę na swoich czynach. Boże, co ta pieprzona perfekcja widziała w takiej osobie jak ja?

– Ale Ni-Niall... – moje nogi zaczęły się trząść co było dla mnie bardzo charakterystyczne, kiedy miałem zaledwie za moment dojść.

– Nie jest teraz ważny – odparł Louis, cmokając mnie w usta. Nie wytrzymałem już dłużej. Jęknąłem chłopakowi prosto do ucha, kiedy wytrysnąłem w swoją bieliznę, nieruchomiejąc przy tym na kilka dobrych sekund. Wyraźnie zadowolony z siebie pocałował mnie, niby niewinnie w czoło. Opadłem głową na miękką poduszkę. Mój oddech był nieregularny i ciężki, kiedy próbowałem się opanować, ale moje ciało cały czas przechodziły dreszcze po tak energicznym orgaźmie. Byłem zbyt zdyszany aby samemu zainicjować pocałunek, więc Louis wyręczył mnie, namiętnie wpijając się w moje podpuchnięte wargi. On cały czas był podniecony do granic możliwości, dlatego czułem się zobowiązany do tego, aby się odwdzięczyć. Złapałem jego policzki, oddając pocałunek z wielkimi emocjami, możliwe, że chciałem mu pokazać wszystkie swoje uczucia przez stykanie ze sobą naszych warg.

– Odwdzięczysz mi się innym razem – wychrypiał w moje usta.

– Przez ciebie mój przyjaciel wie co robiliśmy – powiedziałem z udawanym wyrzutem. Tomlinson zaśmiał się krótko.

– Podoba mi się, że jesteś głośny – odparł odgarniając loczki z mojej twarzy. – Chyba musisz się przebrać...

Pokazałem mu jezyk. – Skoro już zawstydziłeś mojego przyjaciela, podaj mi proszę bokserki z komody.

– Wygodnie mi tu, na tobie – powiedział Louis opadając bardziej na moje ciało.

– Lou, uwierz, że bardzo chętnie bym tu z tobą się poleżał, ale Niall coś ode mnie chce, a ja nie wiem czemu wrócił z Mullingar szybciej, niż planował – mruknąłem w jego szyję. – Może coś się stało. Muszę z nim porozmawiać, dobrze?

– Duh, dobrze – powiedział Louis, po czym podniósł się, a ja z uśmiechem mogłem nadal obserwować jego piękno. Był piekielnie piękny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro