10. Czy to gra wstępna?
Ja i Louis natychmiast oderwaliśmy się od siebie z charakterystycznym mlasknięciem. Prędko zabrałem swoją nogę z ud szatyna i w trakcie poprawiania włosów, wykrzyknąłem jedynie:
– Tak! Jest zajebiście!
Po tym, gdy dotarło do mnie co powiedziałem, miałem ochotę uderzyć się z całej siły w twarz.
– Hazza... – usłyszałem podłamany głos Nialla, w którym słychać było szczery żal.
– Zostaw mnie, Horan – warknąłem, odruchowo wtulając się w ramię Tomlinsona. Gdyby nie jego dłoń, głaszcząca przyjemnie mój kark, nie zauważyłbym, że właśnie tego dokonałem. – I przekaż Nickowi, że z nim też nie mam ochoty gadać.
– Porozmawiaj z Niallem – Louis szepnął wprost do mojego ucha. W odpowiedzi westchnąłem cicho i spojrzałem na niego marszcząc brwi.
– Nie chcę – wydąłem wargę. Mój głos znowu zadrżał i naprawdę jedyne czego w tamtej chwili pragnąłem to tego, żeby wszyscy w końcu opuścili mój dom, abym mógł w spokoju dalej całować się z Louisem.
– To tylko Niall, jemu na tobie zależy – pogłaskał mój policzek. – Mam schować się w szafię? – zaśmiał się cicho.
– Nie – pokręciłem głową, w przypływie odwagi podnosząc się z materaca. – Niech widzą, jak bardzo spieprzyli i że tylko ty naprawdę się mną przejąłeś – westchnąłem, patrząc tępo w drzwi i naciskając lekko klamkę.
– Harry, proszę cię daj mi wy... Louis? – Widziałem zdziwienie malujące się na twarzy przejętego blondyna. Spojrzał również dużymi oczyma na moje usta, które przegryzałem, czując na nich delikatną opuchliznę.
– Mów co chciałeś i idź – przewróciłem oczami, lekceważąc patrzącą ze skonsternowaniem na swojego przyjaciela Gemmę.
– Możemy się przejść?
– Wiesz Niall... jestem tobą tak rozczarowany, że, szczerze? Louis musiał mnie siłą do ciebie wyganiać, bo w tej chwili jest mi przykro tylko kiedy na ciebie patrzę.
Blondyn przygryzł nerwowo wnętrze policzka. – Zrozum, że takie rozwiązanie było najlepsze....
– Najlepsze? – spytałem niedowierzając. – Okłamywanie mnie było najlepszym rozwiązaniem?
– A jak myślisz, jak miałbym ci to niby powiedzieć? – wyrzucił ostentacyjnie ręce w górę. – Hej, H, tak w sumie to wiem o tym, że Nick się w tobie buja od jakiś kilku miesięcy, to co? Idziemy na piwo? – mruknął sarkastycznie. Chciał coś dodać, lecz mu przerwałem.
– Cóż, byłoby to zdecydowanie dużo lepsze niż kłamstwo!
– Dobra, Może źle postąpiłem i... Nick też źle postąpił, ale wybrał taką drogę, bo chciał dobrze dla całej naszej trójki. Wyjechał, ale masz jeszcze mnie, słyszysz? Co z tym... „przyjaciele ponad wszystko"?
– Ja dotrzymałem obietnicy, tylko szkoda, że on nie – burknąłem, dając się mimo to objąć Horanowi, nasłuchując jak zaraz po tym westchną z ulgą.
– Przepraszam, Hazz – mruknął, i może poczułem się wtedy trochę lepiej. Podczas tego pomyślałem, że wciąż żadne ramiona nie działały na mnie tak, jak te Louisa... tak kojąco i uspokająco. Nigdy nie spotkałem się z takimi odczuciami. Uścisk Nialla był przyjacielski, więc to oczywiste, że Tomlinson budził we mnie inne emocje. Teraz czułem wszystkim doszczętnie skołowany.
Po tym, gdy Niall z szacunku do mojego złego humoru opuścił mój dom, spojrzałem na cały czas zajamującego to samo miejsce Louisa. Uśmiechnął się do mnie, co słabo odwzajemniłem. Nie miałem pojęcia o czym teraz myślał, sam nie wiedziałem, co się wydarzyło. Czy to coś zmieni? Podejrzewam, że nie, ten pocałunek na pewno nie był czymś ważnym dla takiego chłopaka jak Louis. Jednak moje wątpliwości zostały prawie całkowicie rozwiane, gdy chłopak podszedł do mnie i objął od tyłu. Pomimo tego, jak przyjemnie się czułem, było to zdecydowanie zbyt nieręczne w towarzystwie zbierającej szczękę z podłogi dziewczyny.
Wypuściłem ze swoich ust powietrze, kiedy zagryzałem wargę, spoglądając na zszokowana siostrę. Wyglądała jak gdyby chciała coś powiedzieć lecz nie umiała dobrać odpowiednich słów.
– Ok, co się zdarzyło w tym pokoju? - w końcu wydusiła z siebie analogicznie. – Chociaż nie wiem, czy za chwilę nie będę żałowała tego pytania...
– Zwyczanie Louis trochę mnie pocieszył, podczas gdy ci idioci zepsuli moją osiemnastkę. Jestem zmęczony tym wszystkim, mogłabyś nie pytać? – spojrzałem na nią z mimowolnym uśmiechem.
– Wiedziałam, że i tak skończycie miziając się ze sobą – uderzyła zaczepnie Tomlinsona, odchodząc od nas z szerokim uśmiechem. Zarumieniłem się przez to jeszcze bardziej. Z drugiej strony poczułem ulgę, gdy Gemma nie zadawała więcej pytań i nie była irytująco uszczypliwa, jak to u niej bywa.
– Już dobrze, H? – zapytał Louis, kiedy zostaliśmy już na korytarzu sami. Położył brodę na moim barku, lekko ocierając się swym zarostem o mój policzek. Przez nasze żyły przepływała coraz większa ilość alkoholu. Dopiero zaczynałem odczuwać te wszystkie wypite procenty. Niestety nie miałem silnej głowy, a Louis również wydawał się reagować na alkohol w wyjątkowy sposób.
– Nie wiem, dlaczego to robisz, ale nie chcę pytać. Po prostu mnie tak trzymaj – powiedziałem, wtulając się w chłopaka. Nawet jeśli już jutro Louis znów będzie traktować mnie oschle i dziecinnie, to chciałem, by przynajmniej ten moment trwał jak najdłużej.
– Idziemy z powrotem do ciebie, a może na dół, żeby twoja siostra patrzyła, czy mam ręce przy sobie? - zaśmiał się krótko.
– Powinna cię mieć na oku – posłałem Tomlinsonowi figlarny uśmieszek, spoglądając w jego tęczówki. Sam kontakt wzrokowy z nim powodował, że na moje policzki wkradał się rumieniec.
– Sugerujesz mi coś? – uniósł do góry brew, łaskocząc mnie po odstających bokach, na co zadrżałem, śmiejąc się głośno, jednak szybko zasłoniłem usta dłonią. Stawialiśmy swoje kroki wzdłuż schodów, kierując się do salonu.
– Będziecie się tak pieścić w przejściu? – spytała Gemma, podążając do kanapy z paczką chipsów. Ile oni nakupili tego jedzenia? Potrząsała paczką tym samym powodując, że podbiegłem do niej sarnim tempem.
– A co? Zazdrościsz? – odpyskowałem jej, wyciągając z paczki całą garść niezdrowej przekąski. W zamian Gemma posłała mi złowróżebne spojrzenie.
– Nie, Tomlinson jest ohydny, a ja teraz umawiam się z Mickiem – mówiąc drugą część zdania, ton jej głosu nabrał na delikatności.
– Z kim?! – ja i Louis zsynchronizowaliśmy nasze okrzyki, bacznie wpatrując się w zażenowaną brunetkę. Poczułem jak Lou siada obok mnie, chociaż w tym momencie pierwszorzędnie wpatrywałem się w siostrę.
– Larry, nie atakuj mnie.
– Jaki znowu Larry? Myślałem, że mówimy o Micku – ściągnąłem brwi, po chwili będąc zmieszanym już do reszty, gdy dziewczyna wybuchła śmiechem.
– Larry to wy, idioci – spojrzała na mnie i zaraz później na tak samo zdezorientowanego szatyna. – Louis... i Harry, czyli Larry!
– Jesteś pojebana – skwitował ją Tomlinson, w porę unikając ciosu w głowę poduszką.
– Normalnie czuję jej fangirl – parsknąłem. – Mów, co z tym Mickiem – ponaglałem, będąc już całkiem zdezorientowanym przez moją siostrę, która patrzyła na mnie z oczami pełnymi blasku.
– Poznaliśmy się całkiem niedawno. Louis nawet był tego świadkiem. – odparła z małym uśmiechem.
– Chwila, daj mi moment... to ten kutas, który wylał na mnie w klubie drinka i nawet nie przeprosił? – zmrużył oczy. Zaśmiałem się cicho, obserwując malujące się na twarzy Louisa poirytowanie.
– Jest naprawdę miłym i dobrym chłopakiem! – broniła się Gemma.
– Mówiłaś tak o każdym swoim byłym, a następnie ryczałaś mi w kołnierz, lamentując "oh mój Boże, faceci to świnie!" – przedrzeźniałem ją, specjalnie zmieniając przy tym głos.
– I jeszcze dodajmy do tego: mój boże, zostanę lesbijką, już żadnemu facetowi nie zaufam! – dodał Louis, wywracając na końcu oczami.
– Ale z was buraki – Gemma pokazała nam język. – Ja jakoś nie rzucam w was złośliwymi komentarzami!
– Tylko, że my nie jesteśmy razem – burknąłem, jednak czułem się dziwnie mówiąc o tym przy Tomlinsonie, ponieważ cóż, nie ukrywam, że bardzo bym chciał, aby było inaczej.
– Micky jest lepszym facetem niż wy oboje razem wzięci.
– Chciałabyś – zacmokał Tomlinson. – Każdy chciałby ze mną być.
Wcale się nie mylił... Parsknąłem w trakcie powiedzenia tego w myślach patrząc na Louisa.
– Mick.. jest naprawdę miły, jest romantykiem... Jest taki, nie wiem. Po prostu idealny – Gemma westchnęła, rozmarzając się.
– Ja jestem idealny i-
– Tomlinson, zaraz ci przypierdole! – pogroziła mu zniecierpliwiona.
Zaśmiałem się na to z uśmiechem.
– Mógłbyś być kilka centymetrów wyższy – powiedziałem i właśnie chyba wszedłem na drażliwy temat Louisa.
– Słucham? – uniósł jedną brew, patrząc się na mnie z góry.
– Hazz, uciekaj – zachichotała Gemma, obserwując z rozbawieniem rozwój akcji.
– Powiedziałem tylko, że idealny facet jest wysoki, a ty? Ile masz wzrostu Lou?
– Dużo więcej niż ty – mruknął, na co po prostu nie umiałem się nie zaśmiać.
Parsknąłem śmiechem. Gemma nadal uważnie na nas patrzyła, zajadając chipsy. Wydaję mi się, że miała z nas ubaw. Po alkoholu robiłem się bardzo odważny.
– Gemma, nie uważasz, że trzeba trochę utemperowac twojego braciszka? – szatyn zwrócił sie do przyjaciółki, podczas gdy ja cały czas szczerzyłem się do niego jak idiota.
– Myślę, że możesz robić z nim, co chcesz – powiedziała, wzruszając ramionami ze zrezygnowania i następnie sięgnęła do paczki z przekąskami, by wziąć kolejną garść jedzenia do swoich ust.
– A więc mam pozwolenie, Harold... – chopak uśmiechnął się przebiegle, a ja w trosce o swoje bezpieczeństwo podniosłem się z kanapy i zacząłem wycofywać się z salonu.
– Ale to od Gemmy, nie ode mnie – wyciągnąłem przed siebie ręce, aby móc w razie czego odepchnąć od siebie Louisa, który zaczął zbliżać się do mnie w zastraszajaco szybkim tempie. – Louis... – patrzyłem na niego, po czym zacząłem biec na górę ze śmiechem, ale i obawą tego, do czego mógł być zdolny nieznany mi chłopak.
– Może i masz długie nogi, ale ograniczone pole ucieczki, Styles! – wołał za mną, podczas gdy ja uciekałem przed nim, chichocząc przy tym niczym małe dziecko. W końcu jakimś cudem wyminąłem go na schodach, zbiegając ponownie w dół, ale tam Louis dogonił mnie, łapiąc od tyłu za talię.
– Uważaj na tatuaż! – pisnąłem mając nadzieję, że dzięki temu się przestraszy i puści moje ciało. Louis, słuchając moich słów posunął ręce wyżej jednak dalej mocno mnie trzymając. Próbowałem mu się wyrwać, ale w ogóle mi się nie udawało. Louis mimo swoich gabarytów posiadał dużo więcej siły ode mnie. – Gdzie mnie ciągniesz? – udawałem przerażenie, czując jak prowadził mnie gdzieś tyłem.
– Wracamy na górę, jesteś niegrzeczny! – powiedział, przez co znów zarechotałem.
– Właśnie skończyłem osiemnaście lat. Już nie potrzebuję kazań o dobrym wychowaniu – prychnąłem, uśmiechając się przebiegle po wpadnięciu na kolejny pomysł. – krasnalu – dodałem, przekręcając głowę, aby zoabserwować jego reakcję. Louis przystanął w miejscu i zaczął czym prędzej prowadzić mnie do mojego własnego pokoju. – Nagrabiłem sobie? – cały czas go drażniłem, w głębi duszyczując ekscytujące ognie, rozprzestrzeniające się w moim żołądku na samą myśl co takiego Tomlinson wymyślił.
– Bardzo, Styles – powiedział do mojego ucha, przez co przeszły mnie dreszcze i wręcz wepchnął mnie do ciemnego pokoju. Nie widziałem kompletnie nic. Wychyliłem się w stronę włącznika, jednak szybko zostałem od tamtego miejsca odepchnięty. Louis zamknął za nami drzwi nogą, dłońmi przytrzymując moje nadgarstki.
– C-ciemno... Louis, co ty robisz? – spytałem, widząc tylko zarysy jego twarzy.
– Daję ci to, na co zasłużyłeś, mały – mruknął, popychając mnie przy tym na łóżko. Przez ton jakiego użył, oraz zmysłową ciemność, jaka panowała w pomieszczeniu, nawet nie zwróciłem uwagi na to jakim mianem mnie określił. Jego błękitne tęczówki przebijały się nawet przez kompletną ciemność, kiedy zawisnął nad moim ciałem, pozbawiając mnie możliwości ruchów.
– Jestem rozkojarzony... – wychrypiałem, przyciskając plecy z całej siły do materaca, mimo tego, jak bardzo z drugiej strony pragnąłem, aby Tomlinson przyciągnął mnie do siebie i zrobił ze mną, co tylko chciał.
Pierwsza rzecz, jaką poczułem to usta. Miękkie, bardzo miękkie usta na moim karku, a następnie sunące po lini żuchwy. Czułem unoszącą się z jego ust woń alkoholu, w tym momencie bardzo dla mnie atrakcyjną. Westchnąłem głośno, od razu układając swoje dłonie na jego plecach, które seksownie napinały się pod wpływem jego nawet najmniejszego ruchu. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że szatyn naprawdę musiał być mną już od jakiegoś czasu zainteresowany i po prostu wcześniej to ukrywał. Jedną ręką gładził mój bok, wpełzając pod moją koszulkę, a drugą położył na materacu obok mojej głowy. Uśmiechnąłem się, kiedy zassał miejsce za moim uchem, następnie zbliżając się centralnej części mojej twarzy.
– Myślałem, że to miała być kara – wydyszałem naprzeciw jego ust. Szybko jednak przemieniło się to w stłumiony jęk, gdy chłopak zassał moją dolną wargę między swoje usta.
Pocałował ich kącik, a ja czując się pewniejszym (pewnie przez wszystkie piwa i kieliszki szampana, które wypiłem) wplątałem we włosy Louisa swoje palce. Chłopak zamruczał, następnie dosłownie przysysając się swoimi ciepłymi, wąskimi ustami do mojej szczęki, sprawiając, że zdrętwiałem pod jego ciężarem.
– Nie rozumiem, jak nikt przedtem mógł się o ciebie wręcz nie bić... – szepnął, kiedy skończył swoją malinkę.
– Ty mógłbyś? – spytałem filuternie.
– Jeśli ładnie byś poprosił... – mruknął wprost do mojego ucha, następnie przygryzając jego małżowinę. Jęknąłem cicho, nie dbając o to, iż powinienem był czuć wstyd, a wcale tak nie było.
– Proszę? – bardziej spytałem niż powiedziałem, mamrocząc kiedy Louis dosłownie polizał mój policzek.
– Dla ciebie wszystko, kochanie.
Nabuzowany całą spiralą uczuć, położyłem dłoń na karku Tomlinsona i złączyłem ze sobą nasze wargi.
Napierałem na jego usta, szukając dominacji, jednak w końcu poddałem się, ponieważ w dominowaniu nie miałem najmniejszych szans z Louisem. Cały czas przyciskał mnie do łóżka, całując tak zajadle, jakby była to ostatnia rzecz, jakiej miał doświadczyć w życiu. Nasze języki ocierały się o siebie, a ja zmieniłem się pod nim w drżący i skomlący bałagan. Jęknąłem, kiedy Louis przycisnął do sobie nasze torsy.
– Tatuaż – wysapałem naprzeciw jego ust, przypominając mu o świeżej ranie.
– Pamiętam, słoneczko, pamiętam – sapnął i jakby chcąc mi to udowodnić, wsunął obie swoje dłonie pod materiał mojej koszulki, głaszcząc skórę naokoło opatrunku.
W jednej chwili uświadomiłem sobie co my właściwie robimy. Całujemy się, dotykamy... On na pewno chce... o mój Boże- czy to gra wstępna?
– Tak pięknie pachniesz... – powiedział, równocześnie podciągając mój t-shirt do góry. Wtedy też wzdrygnąłem się, natychmiast go od siebie odpychając. – Co... – brzmiał na mocno rozkojarzonego i nawet w ciemnościach byłem w stanie dostrzec, jak zmarszczył czoło.
– Louis, jeśli chcesz... po prostu... Nie jestem gotowy z tobą.. – nie dokończyłem, nie wiedząc jak to nazwać.
– Więc jesteś... Cholera, oczywiście, że jesteś prawiczkiem! – uderzył się z otwartej dłoni w czoło. – Przepraszam, Harry. Byłeś tak wspaniały, że kompletnie zapomniałem jak... poza tym pokojem jesteś w rzeczywistości niewinny...
– C-co?! Nie! Oczywiście, że nie jestem, wiesz... – zaśmiałem się mimowolnie z tego, że Louis mógł myśleć że w wieku osiemnastu lat mógłbym nadal być prawiczkiem. – Ja po prostu- Dzisiaj pocałowałeś mnie pierwszy raz i to było takie cudowne, ale to wszystko dzieje się za szybko. Zdecydowanie.
Louis spojrzał na mnie z uniesioną w górę brwią. Nie wyglądał na zbytnio przekonanego. Ba, on mi nie wierzył!
– Nie ściemniasz mi, hmm? – przejechał palcem wzdłuż mojej szczęki.
– Nie... i ja tylko- nie chcę się spieszyć, Lou. Nie jestem tym jednonocnym typem – wyszeptałem w jego usta.
– Rozumiem, skarbie – uszczypnął mnie w nos. – Wybacz, że się tak napaliłem, ale powstrzymywałem się już od dawna – przyznał, kładąc się obok mnie, powodując tym skrzypnięcie łóżka.
– Od dawna? – spytałem, patrząc na niego i normując swój jeszcze przyspieszony oddech.
– Tak w sumie to odkąd pierwszy raz przyszedłem do tego domu z Gemmą. Musiałem całą kolację powstrzymywać się, żeby co chwilę na ciebie nie zerkać.
Przełknąłem głośno ślinę, niedowierzając.
– Czyli... – zacząłem niepewnie – kiedy mówiłeś Gemmie, że ci się nie podobam, to klamales?
Spojrzał na mnie unosząc brwi.
– Słyszałeś to? – spytał, tym razem to on we mnie patrząc z niedowierzaniem.
– Em... – spanikowałem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że właśnie przyznałem przed Louisem, że ich podsłuchiwałam. – Całkiem prawdopodobne?
– I uciekłeś do Nicka? – dopytał, uśmiechając się półgębkiem. To przynajmniej oznaczało, że nie jest na mnie zły.
– On mi się nie podoba ani trochę w ten szczególny sposób, przecież wiesz – zaprzeczyłem, wtulając się w klatkę piersiową chłopaka. – Co ty tak uparcie o niego mnie dopytujesz?
Louis spojrzał w sufit, zaciskając usta w linię, jakby myślał co powiedzieć.
– A czy ty nie pytałbyś o osobę, z którą tak zawzięcie bym się przytulał, tak, jak ty z nim? Byłem pewien, że to twój chłopak!
Wyszczerzyłem się być może szerzej niż powinienem. – Ooo, ktoś tu był zazdrosny? – dźgnąłem go zaczepnie w policzek.
– Nie wiem, czy to zazdrość, ale po prostu... nie podobało mi się to – powiedział, odwracając twarz w moją stronę.
– Myślałem, kiedy pytałeś mnie o to wtedy po raz pierwszy, że jesteś złośliwy... W sumie do dzisiaj ciągle odnosilem wrażenie, że tak jest – westchnąłem, unikając przy tym wzroku szatyna.
– Sądziłem, że to głupie coś, co czuję do ciebie przejdzie. Nawet nie wiem co to jest – zaśmiał się. Moje serce zabiło trzy razy szybciej słysząc to.
– Cz-czujesz coś do mnie?
– Źle się wyraziłem – skrzywił się. – H, jestem gówniany w tych sprawach – zakpił.
– Ty głupi gnoju, nie można sugerować komuś, że coś się do niego czuje i za chwilę mówić coś takiego! – prychnąłem, starając się ukryć uśmiech.
– Jak ty się do mnie odzywasz? – oburzył się, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
– Nie zmieniaj tematu, gnoju – odpyskowałem, specjalnie nazywając go tak samo, jak przed chwilą.
Louis otworzył szeroko usta, kładąc dłoń na moim torsie i suwajac ją w dół. W jego oczach widziałem intrygę i byłem pewien, że kombinuje coś sprytnego.
– Kiedy nocowalem u was – zaczął, specjalnie obniżając przy tym swój głos – i dotykałeś się, o czym myślałeś? – wypuściłem z siebie drżący oddech, gdy dłoń chłopaka zatrzymała się dokładnie tam, gdzie znajdowała się wystającą za jeansów gumka bokserek. Fakt tego, że szatyn po raz pierwszy dał mi jasno do zrozumienia, że słyszał mnie wtedy, sprawił, że znieruchomialem.
– Nie myślałem o n-niczym – powiedziałem nieszczerze, patrząc na dłoń Louisa, która cały czas zjeżdżała coraz niżej.
– Kłamiesz – szepnął, wsuwając koniuszki swych palców pod materiał mojej bielizny.
– Mówię nieszczerą prawdę...
– Widziałem, jak na mnie spojrzałeś, kiedy byłem półnagi. To ja sprawiłem, że musiałeś się dotknąć? – podczas, gdy jego ręka cały czas ingerowała nieznacznie pod materiał moich bokserek, czułem także te miękkie, różowe usta muskające moją szyję oraz miejsce za uchem.
– Cz-czy to źle? – spytałem, odchylając głowę w tył, żeby Louis miał większy dostęp do mojej szyi.
– Nie, kochanie – pokręcił lekko głową, cały czas drażniąc się ze mną. Uśmiechnął się przez moją idealnie wyczuwalną erekcję. – Schlebia mi to, nawet bardzo... – wziąłem do swoich ust haus powietrza, zagryzając wargę. – Wiesz... – przeciągnął samogloski, ku mojemu zmieszaniu odsuwając się ode mnie, a następnie wstając z łóżka z szerokim uśmiechem. – Chyba muszę już wracać do domu.
Spojrzałem na niego wielkimi oczami chowając swoją erekcję pod poduszką. Mogłem sobie wyobrazić swoje czerwone policzki, ale...
– Chyba nie zamierzasz mnie zostawić?
– No cóż, jeszcze raz sto lat, ale serio, muszę uciekać...
– Chyba sobie ze mnie kpisz?! – mój krzyk zabrzmiał niestety na moją niekorzyść dużo bardziej jak zdesperowane skomlenie. – Nie możesz teraz nigdzie iść!
– Jest późno, zasiedziałem się – powiedział całkiem spokojnie, podchodząc do mnie i ostatni raz całując moje usta, krótko, lecz z pasją. Jęknąłem, kiedy zakończył pocałunek z mlasknieciem. Jak mógł mnie tak zostawić? Z... problemem?
– Karma jest suką – powiedział na odchodne, puszczając oczko zanim zniknął za drzwiami mojego pokoju. Opadłem bezwładnie na łóżko wtapiając w nie plecy. Mój słodki, słodki Boże.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro