Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☂ Rozdział 07.

Jiho pchnął drzwi i znalazł się na klatce schodowej.

Jiwon nie odbierał od niego telefonu, a przecież obiecał mu wybrać kawałki, które puści w klubie podczas dzisiejszego wieczoru. W końcu dostał pracę w najlepszej dyskotece w Nassan jako DJ. Nie będzie musiał dłużej zmywać naczyń w restauracji, której szefem był największy dupek, jakiego w życiu poznał. O ile pokaże dziś, że warto było w niego inwestować, a oczywiste było, że świetnie sobie poradzi. Co jak co, ale Jiho doskonale znał się na miksowaniu muzyki i orientował się w tym, czego ludzie obecnie słuchali.

– Przeklęte schody. Dlaczego musi mieszkać w takiej starej kamienicy? – mamrotał pod nosem, co chwilę spoglądając do góry.

Gdy w końcu znalazł się na trzecim piętrze, od razu ujrzał skuloną pod drzwiami dziewczęcą sylwetkę. Danee chyba wyczuła jego obecność, ponieważ od razu spojrzała na niego ze znudzoną miną.

Podszedł bliżej, marszcząc brwi.

– Dlaczego nie jesteś w środku?

–Jiwon się nad sobą użala i nie chce mnie widzieć – odpowiedziała zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. - Nie wiem czemu, ale nie potrafię stać się dla niego niewidzialna, więc postanowiłam poczekać na korytarzu.

– Coś się stało? Jiwon nigdy się nad sobą nie użala. – Pomógł dziewczynie wstać.

Wciąż nie mógł uwierzyć, że miał przed sobą ducha. Czuł jej dłoń, widział ją. Wyglądała tak realnie, iż powoli zaczynał traktować ją, jak człowieka.

– Eunbi przyprawiała mu rogi z Bumem. Powiedziałam mu o tym, bo patrzył na tę dziewczynę w samych superlatywach i wkurzało mnie to. – Zmarszczyła gniewnie brwi, wydymając policzki. – Na własne oczy zobaczył, że mówię prawdę i całkowicie się załamał. Pewnie całą noc chlał soju.

Jiho zamrugał kilkukrotnie oczami, wpatrując się w brunetkę, jak w kosmitę.

– Jak to, chlał całą noc?

– No normalnie. Brał butelkę soju i sobie ją pił w szybkim tempie. – Wywróciła oczami. – A że butelek było dużo, to pewnie w końcu stracił kontakt z rzeczywistością. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo odkąd opuściłam mieszkanie, to nie wiem, co tam robi.

Usłyszeli odgłos otwieranych drzwi i już po chwili ujrzeli ciekawskie spojrzenie starszej sąsiadki Jiwona. Kobieta uniosła lewą brew, uważnie przyglądając się Jiho.

– Chłopcze, czyżbyś rozmawiał z duchem? – spytała, ciekawskim spojrzeniem obejmując jego szczupłe ciało i włosy o różowym kolorze, które wprowadziły ją w wyraźne oburzenie.

Jiho zerknął na wywracającą oczami Danee. Miała niezadowoloną minę. Najwyraźniej również nie lubiła tej wścibskiej baby, co w ogóle go nie dziwiło. Również mieszkał w bloku i doskonale wiedział, jacy sąsiedzi potrafili być wkurzający.

– Jakim duchem, proszę pani? – spytał, siląc się na uroczy uśmiech. - Przecież duchy nie istnieją. Nie ma co wierzyć w te wszystkie brednie.

Danee prychnęła gniewnie, kopiąc chłopaka w kostkę. Ten momentalnie jęknął z bólu, łapiąc się za nogę. Dostrzegając spojrzenie sąsiadki, wyprostował się jak struna, nerwowo odchrząkając.

– Przeklęty skurcz. Chyba muszę kupić sobie magnez.

– Albo amulet na duchy – oznajmiła, ściskając w dłoni drewniany amulet. Po chwili namysłu podała go chłopakowi. – Weź go. Może pomoże ci przetrwać w domu tego wyszczekanego chłopaka, dopóki w końcu nie pójdzie po rozum do głowy i nie ucieknie z tego przeklętego mieszkania.

– Czy ja wyglądam, jakbym była opętana?! – Danee z oburzeniem patrzyła na łańcuszek. – Jestem duchem, a nie jakimś pieprzonym demonem!

Jiho uśmiechnął się nerwowo, próbując nie zwracać uwagi na wściekłego ducha, który właśnie nadepnął mu na buta, nachylając się nad amuletem. Musiał przynajmniej udawać, że jej nie widzi przy tej nawiedzonej sąsiadce. Po co miał dać jej kolejny temat do plotek, skoro mógł ją grzecznie zbyć?

– Przepraszam, ale jestem niewierzący. Amulet nie ma dla mnie żadnego znaczenia, więc wątpię, by mi pomógł.

Gdyby wzrok mógł zabijać, bez wątpienia leżałby teraz martwy. Sąsiadka wyglądała, jakby ujrzała diabła we własnej osobie. Wlepiła w niego malutkie, skośne oczy, a dolna warga jej drżała. Zdruzgotana tym, co usłyszała, ścisnęła mocniej krzyż i odsunęła go od chłopaka, tuląc do piersi.

– Jak można być niewierzącym?! – spytała z niedowierzaniem, patrząc na chłopaka spod byka.

Zniknęła, zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, że dziwotą było, iż nie wypadły one z futryny.

Śmiech Danee rozbrzmiał w uszach Jiho, wprawiając go w jeszcze większą frustrację. Spojrzał na ducha z niedowierzaniem, wznosząc ręce do nieba.

– To wcale nie było śmieszne! Ta baba jest obłąkana! – oznajmił i podszedł do drzwi, by bez pukania je otworzyć. Oczywiście Jiwon nie zawracał sobie głowy czymś takim jak zamykanie ich na zamek. Co z tego, że uwielbiał latać po domu z gołym penisem. Jeśli jakiś złodziej zdecyduje się obrabować jego nawiedzoną kawalerkę i przy okazji go zabije, przynajmniej umrze bez majtek i dumy.

W środku panował zaskakujący porządek jak na Jiwona. W zlewie nie leżały żadne niepozmywane naczynia, na kuchennym blacie nie walały się garnki, czy też kubki. Okrągły stolik nie był zawalony pustymi butelkami soju, co go bardzo zdziwiło.

Posłał Danee pytające spojrzenie, a ona wzruszyła ramionami. Sama spodziewała się ujrzeć coś zupełnie innego i była szczerze zdziwiona, gdy nie dostrzegła Jiwona, leżącego na rogówce. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy w ogóle był w domu, ale przecież całą noc spędziła na korytarzu i wiedziałaby, gdyby wyszedł.

– Chyba nie podciął sobie żył w łazience? – spytała, nachylając się w stronę Jiho. Widząc jego gniewne spojrzenie, dodała: – No co?

W tym samym czasie wszedł Jiwon, który zamarł na ich widok. Zupełnie nagi, zaciskał palce na błękitnym ręczniku, na swoich mokrych włosach. Mrugał, spoglądając raz na niedowierzającą minę Jiho, raz na zadowoloną Danee. Dziewczyna w ogóle nie czuła skrępowania. Uważnie ilustrowała go wzrokiem, by po chwili unieś wysoko kciuki i uśmiechnąć się z pełną aprobatą.

– Jestem pewna, że inna dziewczyna cię doceni. Masz ku temu odpowiednie predyspozycje – powiedziała zadowolona.

Jiwon zdjął ręcznik z głowy i otoczył go wokół pasa, mierząc gości nienawistnym spojrzeniem.

– Puka się, do cholery! To mój dom, więc należy mi się prywatność! – krzyknął, marszcząc gniewnie brwi.

– Trzeba było zamknąć drzwi – odparł Jiho, wzruszając obojętnie ramionami. – Myślałem, że będziesz ubierał te przeklęte bokserki, skoro zdajesz sobie sprawę z tego, że mieszkasz z duchem, ale najwyraźniej latanie z gołym kutasem na wierzchu ci odpowiada.

Jiho z początku zamierzał ochrzanić przyjaciela, ale skoro Danee nie przeszkadzało to, co widziała, to czemu miał to zrobić? Nie czuła się zażenowana nagością jego przyjaciela i sprawiała, że policzki Jiwona przypominały dojrzałe pomidory, co niebywale go bawiło. Znał tego chłopaka już parę ładnych lat, a jeszcze nigdy nie widział, by ktoś zdołał go zawstydzić.

– Ja już wszystko widziałam pierwszego dnia, jak tu się wprowadził. Żadna nowość. – Danee zajęła miejsce na rogówce. Odwzajemniła uśmiech Jiho i spojrzała na wściekłego Jiwona. – Myślałam, że będziesz miał kaca. Nie boli cię głowa?

–Nie wypiłem wszystkich butelek. Mam swój rozum i wiem, co by mnie czekało z rana – odparł szorstko, nawet nie racząc jej spojrzeniem.

Podszedł do garderoby i przytrzymując jedną ręką ręcznik, drugą wyjął białą koszulkę oraz dżinsy. Bez słowa ruszył do łazienki, by się przebrać i wziąć czystą bieliznę. Nie omieszkał zwyzywać przy tym Danee na wiele barwnych sposobów, mimowolnie się uśmiechając.

Gdy wrócił do pokoju, ujrzał Jiho siedzącego przed jego laptopem. Podpiął do niego pendrive'a i odtworzył mix piosenek, nad którymi pracował przez ostatnie kilka miesięcy.

– Udało ci się zrobić playlistę? – spytał Jiwon, podchodząc do lodówki.

Wyjął z niej colę i nalał ją do dwóch szklanek. Jedną podarował Jiho.

– Przecież mówiłem, że przyjdę, byś mi pomógł wybrać. Mam tego sporo, a chcę dzisiaj dać czadu na imprezie, żeby Park podpisał ze mną umowę – odpowiedział Jiho, puszczając pierwszy kawałek. Był to remix piosenki TEEN TOP: „Love is".

– Ja też chcę colę.

Jiwon spojrzał na Danee jak na idiotkę.

– To sobie nalej?

– Musisz powiedzieć: „Jedz jak człowiek. Rozkoszuj się smakiem" – przypomniała, wpatrując się w niego błagalnym wzrokiem. – A potem musisz mi coś podać, bym mogła tego spróbować. Tak to działa.

– Colę się pije, a nie je – zauważył błyskotliwie, opierając się o blat kuchni. Uniósł szklankę z colą i z uśmiechem wpatrując się w Danee, zrobił kilka łyków. – Och, ale ja uwielbiam jej smak!

– To zdanie wypowiedziane z twoich ust sprawi, że będę mogła i pić i jeść. Zlituj się – poprosiła, unosząc złączone dłonie.

Jiho obserwował ich spod zmarszczonych brwi. Czy oni naprawdę zamierzali przez cały czas tak sobie dokuczać? W dodatku teraz gdy puszczał im remixy piosenek i liczył, iż pomogą mu wybrać te najlepsze. Cola okazała się jednak bardziej interesująca od jego kariery DJ'a.

– Jeżeli nie chcesz, bym przez resztę życia zmywał naczynia w jakiejś restauracji, to wypowiedz te słowa, nalej jej tę przeklętą colę i, do jasnej cholery, skup się na kawałkach, które ci puszczam! – krzyknął w końcu wkurzony, nie spuszczając wzroku z Jiwona.

Chłopak dopiero po chwili skupił się na nim. Dotychczas był zbyt zajęty uśmiechaniem się do smutnej Danee, która tak bardzo chciała napić się coli, że błagała nowego lokatora kawalerki, by pozwolił jej spróbować tego gazowanego, słodkiego napoju.

Jiwon w końcu odpuścił i wyjął trzecią szklankę. Nalał do niej coli, postawił ją na okrągłym stoliku i spojrzał na błyszczące z zachwytu oczy ducha. Wyglądała, jak kot ze Shreka, gdy patrzyła na niego w tak błagalny sposób. Nie mógł dłużej się na nią złościć i tak naprawdę, to dzięki niej nie upił się wczoraj do nieprzytomności. Po dwóch butelkach soju zrozumiał, że miała rację i rzeczywiście nie powinien przejmować się Eunbi. Skoro nie chciała z nim być, to jej problem. A Bum był zupełnie zbyteczny w jego życiu. Nie potrzebował w nim fałszywych przyjaciół.

– Jedz jak człowiek. Rozkoszuj się smakiem – powiedział w końcu, przesuwając szklankę w jej stronę.

Danee aż pisnęła z zachwytu. Chwyciła szklankę i upiła napoju. Smakował genialnie! Była ciekawa, czy jako człowiek również go lubiła.

– Co by się stało, gdyby Jiwon nie wypowiedział tych słów, a ty połknęłabyś colę? – spytał Jiho, będąc szczerze ciekawym odpowiedzi.

Danee odłożyła ostrożnie szklankę na stół, patrząc na chłopaka z szerokim uśmiechem.

– Wszystko wylądowałoby na podłodze, a ja nawet nie poczułabym smaku.

Skinął ze zrozumieniem i odwrócił się w stronę laptopa, ponownie odtwarzając piosenkę, którą wcześniej wszyscy zignorowali.

– Teraz słuchajcie i pomóżcie mi wybrać. Muszę rozkręcić najlepszą imprezę, by zdobyć pracę swoich marzeń, rozumiecie? – skupił uważne spojrzenie na Jiwonie, po krótkim czasie przerzucając go na zachwyconą Danee.

– A będę mogła iść z wami? – spytała z nadzieją, która momentalnie została ugaszona przez Jiwona.

– Nie ma mowy. Jesteś duchem i nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi.

– Ale ja chcę iść! – naburmuszyła się. – Chcę zobaczyć Jiho na scenie – spojrzała na chłopaka w różowych włosach. – Mówiłeś, że możemy być przyjaciółmi, prawda? A przyjaciele chodzą ze sobą na imprezy.

Jiwon posyłał mu porozumiewawcze, groźne spojrzenie. Chwilę bił się z myślami, ostatecznie dochodząc do wniosku, że przecież obecność ducha, którego nikt nie zobaczy, nikomu nie zaszkodzi. Ponadto naprawdę polubił Danee i nie widział powodu, by nie mogła z nimi pójść na imprezę. Może i była duchem, ale on ją widział i mógł ją objąć, jeśli chciał. Nawet jeśli jej ciało było chłodne i potrafiło zniknąć w okamgnieniu, dla niego Danee była realna.

Nie zwracając uwagi na Jiwona, powiedział:

– Oczywiście. Bardzo chcę, byś wspierała mnie w tym szczególnym dla mnie dniu. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.

Danee podniosła się z kanapy i podbiegła do niego, przytulając go tak mocno, że omal nie zmiażdżyła mu krtani.

– Dziękuję, Jiho! Jesteś najlepszy! – piszczała mu nad uchem.

– Mam iść na imprezę z duchem. To są, kurwa, jakieś jaja – warknął Jiwon, z rezygnacją opadając na rogówkę, którą jeszcze chwilę temu zajmowała Danee. – Moje życie to jakaś pieprzona komedia.

Chociaż czuł złość na Jiho, widok uśmiechającej się Danee sprawiał, że nie mógł na dobre się zezłościć. Przed oczami wciąż widział, jak radowała się faktem, iż wyszła na zewnątrz. Cieszyła się głupim spacerem do sklepu. Oglądała wszystkie półki, prosząc go o kupno niezdrowych chipsów oraz białej czekolady. Oczywiście zignorował ją, kupując jedynie soju. Nawet to nie było w stanie popsuć jej dobrego nastroju. Była szczęśliwa, dopóki nie dotarli do domu i nie kazał jej zniknąć. Tego był pewien.

– Masz nie przeszkadzać mi w podrywie – oznajmił, wskazując na dziewczynę palcem. – Zamierzam się dziś zabawić, by zapomnieć o Eunbi, zrozumiałaś?

Danee puściła Jiho i skinęła głową.

– Nie ma problemu. Jak chcesz, to pomogę ci wyrwać jakąś laskę – zapewniła, uśmiechając się najszerzej, jak tylko potrafiła.

Jiwon roześmiał się pod nosem.

–Sam sobie poradzę. W końcu powiedziałaś, że mam ku temu odpowiednie predyspozycje.

Śmiech rozbrzmiał w kawalerce tak głośno, że pani Choi wybiegła zaciekawiona na korytarz i przyłożyła ucho do drzwi mieszkania nr 10. Była ciekawa, czy usłyszy głos ducha, o którym mówili pozostali lokatorzy, ale ona jedynie słyszała śmiech dwóch chłopaków. Było to tak dziwne zjawisko, zważywszy na ostatnie wydarzenia, mające tutaj miejsce, że miała ochotę dzwonić po księdza, by zajął się tymi chłopakami. Skoro jeden z nich był niewierzący, demon łatwo mógł go opętać. A jak inaczej wyjaśnić to, że ci młodzi chłopcy, zamiast uciekać z tego nawiedzonego mieszkania, siedzieli w środku i śmiali się tak głośno i szczerze?

– Coś mi tu nie pasuje – mruczała pod nosem, marszcząc siwe brwi. – Dlaczego jest tam tak wesoło?

Miała ogromną nadzieję, że jeśli duch rzeczywiście był prawdziwy, to nie należał on do osoby, o której myślała.

Zaczynała powoli tracić zmysły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro