☂ Rozdział 04.
Jiwon wyjął z kieszeni natarczywie dzwoniącą komórkę i odrzucił połączenie. Zdecydował się na wyłączenie dźwięków, ponieważ Jiho najwyraźniej nie rozumiał aluzji i zamierzał dzwonić tak długo, aż w końcu odbierze.
Cóż, na pewno nie odezwie się do niego przez najbliższe kilka godzin.
– To tutaj. – Wskazał na kamienicę niskiemu mężczyźnie, który przystanął i uważnie przyjrzał się budynkowi.
Nam Seowon był jednym z najlepszych zaklinaczy duchów. Jiwon znalazł jego stronę na internecie i zaufał dobrym opiniom, choć i tych złych również nie brakowało. Postanowił jednak zaufać temu facetowi i przekazać mu pozbycie się niechcianego ducha z jego mieszkania.
Facet miał ponad czterdzieści lat, a jego włosy posiadały niesamowicie siwy kolor. Jiwon nie zdziwiłby się, gdyby były farbowane. Oczy Seowona pomalowane zostały czarną kredką, a paznokcie zdobił tego samego koloru lakier. Choć mężczyzna był niższy od Jiwona o pół głowy, wyglądał bardzo poważnie, a zarazem dziwacznie w zbyt dużej dżinsowej koszuli i sporą ilością kolczyków w lewym uchu.
– Trzeba było mi od razu powiedzieć, gdzie mieszkasz. Wtedy żadne z nas nie straciłoby czasu – burknął niezadowolony mężczyzna, poprawiając plecak. Chciał odejść, ale Jiwon w porę zacisnął palce na jego nadgarstku.
– Halo, drzwi znajdują się tam! – Jiwon wskazał na budynek, unosząc wysoko brwi. Przez moment przeszło mu przez myśl, że miał do czynienia z idiotą.
Seowon delikatnie odtrącił dłoń chłopaka i również wskazał na budynek.
– Doskonale znam tę przeklętą kawalerkę i nigdy więcej nie zamierzam do niej wejść. – Jego głos brzmiał stanowczo. Dało się w nim wyczuć strach, który zadziałał również na Jiwona. – Omal nie straciłem w niej życia, gdy próbowałem wygonić ducha. Podobno nawet ksiądz z pobliskiej parafii próbował przeprowadzić egzorcyzm. Jak myślisz, jak to się dla niego skończyło?
– Egzorcyzm na duchu? Albo raczej na mieszkaniu? Co to są za bzdury? – Jiwon z niedowierzaniem pokręcił głową.
– To nie bzdury młody człowieku. To znak, że od tego mieszkania trzeba trzymać się z daleka.
– Widział pan w nim ducha?
– Nie widziałem jego postaci, ale latające noże i odpalona gazówka wystarczyły, by udowodnić jego istnienie.
Jiwon potarł palcem usta, powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem. I to miał być ten nieustraszony Nam Seowon? Jak tak teraz na niego patrzył, to wyglądał na oszusta, który naciągał głupich ludzi.
– Duchy nie istnieją, dlatego żadnego nie widział pan w tym mieszkaniu.
– Skoro nie wierzysz w ich istnienie to, po jaką cholerę do mnie dzwoniłeś?
Przecież nie zamierzał przyznać się, że na samą myśl o duchu tajemniczej szatynki miał pełne gacie!
– Dopiero się tam wprowadzam i wolałbym zastosować odpowiednie środki ostrożności. W końcu wszyscy nic tylko gadają o tym duchu....
Seowon machnął lekceważąco ręką, nie chcąc dłużej słuchać tych bzdur.
– Skoro nie wierzysz w istnienie tego ducha, to wprowadź się i przestań marnować mój czas. Za żadne pieniądze nie wejdę do środka i nie będę narażał swojego życia dla takiego dzieciaka jak ty.
– Świetnie! – Fuknął Jiwon, zaciskając pięści. – Tak się składa, że mam mnóstwo pieniędzy!
Nam już go nie słuchał. Ruszył w stronę swojego rozpadającego się samochodu i odjechał.
A przecież mieli umowę! Jiwon spał zaledwie trzy godziny! Gdy wybudził się z niespokojnego snu, od razu zaczął szukać polecanych zaklinaczy duchów. Skąd mógł wiedzieć, że żaden z nich nie podejmie się wyrzucenia z kawalerki ducha jakiejś dziewczyny?
– Kurwa mać! – Przeklął na całe gardło, kopiąc w latarnię, do której ktoś podpiął dwa rowery. Chciał wyładować się na nich, ale w porę dostrzegł sąsiadkę, obserwującą go z balkonu nad jego głową. Ani śmiał się z nią przywitać. Przecież nie będzie rozmawiał z wszystkimi osobami, które mieszkały w kamienicy. Miał ich gdzieś.
Zirytowany przeszedł na drugą stronę ulicy i spojrzał na balkon swojej kawalerki. Nie miał najmniejszej ochoty wchodzić do środka, ale nie po to wynajmował mieszkanie, by w nim nie przebywać. Musiał czym prędzej wymyślić plan na pozbycie się ducha. Inaczej całkowicie zwariuje i wyląduje w psychiatryku.
Nieważne, jak bardzo starał się wierzyć w to, że miał omamy. Wszystko, co działo się w tym domu, całkowicie temu zaprzeczało.
– Ty skończony idioto! – Usłyszał za plecami rozwścieczony głos Jiho.
Zirytowany odwrócił się w jego stronę i warknął:
– Czego?!
– Wydzwaniam do ciebie od samego rana! Już myślałem, że duch cię zamordował!
– Zostawiłeś mnie samego, więc teraz nie udawaj, że się martwisz!
– Wkurzyłeś mnie! – Jiho machnął przed oczami przyjaciela wolną ręką. W drugiej trzymał karton z logo pobliskiej piekarni. – Duch leciał na nas z nożem, a ty zamknąłeś mnie z nim w jednym pomieszczeniu! Mogłem zginąć!
Jiwon spuścił wzrok. Jiho miał rację. Gdyby to on był na jego miejscu, zareagowały w podobny sposób. Może i nawet skończyłoby się bójką.
– Przepraszam, bracie. Zachowałem się jak palant. – Wyciągnął dłoń na zgodę. Jiho uścisnął ją z uśmiechem.
– Jesteś palantem, ale i tak cię kocham.
Jiwon uśmiechnął się na te słowa i ponownie spojrzał na balkon. Od razu dostrzegł postać stojącą w oknie. Wiedział, że był to upierdliwy duch, który próbował wyrzucić go z mieszkania.
Jak powinien to wszystko rozegrać? Nie mógł dać się nastraszyć. Choćby nie wiem co, nie zamierzał pozwolić, by tak ładne mieszkanie przeszło mu koło nosa. Wynajem był tak niski, że resztę pieniędzy mógł wydawać na różne pierdoły. Dopóki rodzice co miesiąc przelewali mu na konto spore kieszonkowe, nie musiał martwić się pracą. Mógł w nocy imprezować, a w dzień spać. I tak w kółko.
Jeśli pozbędzie się upierdliwego ducha, o którym krążyły legendy, jego życie będzie idealne.
– Zamierzasz tu tak stać, czy może wejdziemy do środka? – spytał Jiho, a Jiwon posłał mu pytające spojrzenie. – Przyniosłem pyszne babeczki dla naszej dziewczyny. W końcu przez żołądek do serca, prawda? – Pomachał ładnie zapakowanym pudełkiem.
– Chyba przez żołądek do łóżka – prychnął Jiwon, patrząc na przyjaciela jak na idiotę. – Jeśli lubisz uprawiać seks z powietrzem i latać po ścianach jak szmata, to proszę bardzo. Ja wolę żywe kobiety. Wiesz... takie, które mogę dotknąć – Zrobił gest dłońmi, który przypominał dotykanie piersi.
– Raczej myślałem o poprawieniu twojej napiętej sytuacji, ale w sumie ciekaw jestem, czy seks z duchem jest możliwy. Może się tego dowiemy?
Jiwon pokręcił z niedowierzaniem głową i ruszył za przyjacielem, który najwyraźniej zapomniał już o wczorajszym ataku. Tylko wariat był w stanie pójść do ducha i próbować przekupić go babeczkami. W końcu, jaką miał pewność, że te zjawy w ogóle jadły? Niczego o nich nie wiedzieli, prócz tego, że potrafiły dać nieźle popalić.
Gdy znaleźli się w mieszkaniu, Jiho z radością przywitał się z duchem, który najwyraźniej nie zamierzał im się jeszcze ukazać. Chłopak jednak nie zraził się jego postawą i wyjął z szafki biały talerz, na którym ułożył babeczki posypane kolorową posypką. Po chwili postawił naczynie na okrągłym stoliku przed rogówką i usiadł. Mieszkanie było posprzątane, co oznaczało, że Jiwon nie mógł zmrużyć oka. Albo wstał bardzo wcześnie.
– Chyba nie spałeś zbyt dobrze, co? Dopiero teraz widzę, jak twoja twarz tragicznie wygląda – zagadnął, gdy Jiwon usiadł obok niego wyraźnie zrezygnowany. Wziął do rąk czerwonego jaśka i westchnął cierpiętniczo.
– Och, ależ spało mi się cudownie! – oznajmił ironicznie, szczerząc zęby w sztucznym uśmiechu. – Gdy tylko położyłem głowę na poduszce, nasz wspaniały duch stał nade mną z nożami w dłoniach i śpiewał kołysankę o odciętej głowie ululanej do snu. Stary, mówię ci! – Klasnął w dłonie, mrużąc gniewnie oczy – Musisz tu kiedyś zostać na noc i ją usłyszeć. To będzie miód dla twych uszu.
– To, że lubię oglądać „CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas" nie oznacza, iż jestem samobójcą.
Jiwon chciał coś odpowiedzieć, gdy ujrzał stojącego naprzeciwko ducha dziewczyny. Mimowolnie podskoczył na łóżku, mocniej ściskając poduszkę. Wątpił, by kiedykolwiek przyzwyczaił się do niechcianych, a przede wszystkim nagłych wizyt zjawy. Choć duch nie miał na twarzy krwi i nie trzymał w dłoni noża, wciąż go przerażał.
Jiho również go widział, a z pewnością zdążył wytrzeźwieć od ostatniej nocy. W końcu nie pił zbyt wiele.
– Cześć, Danee – zaczął radośnie Jiho, machając w stronę niezbyt zadowolonego ducha. – Pomyślałem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, dlatego przyniosłem babeczki na zgodę. Przepis mojej mamy, sam robiłem.
Robisz z siebie idiotę, pomyślał Jiwon, patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem. Czy on naprawdę chciał przypodobać się zjawie, która zamierzała ich zabić? Jeśli tak to brakowało mu piątej klepki.
Danee oparła się o szafę i bez słowa przyglądała się chłopakom. Oczywiście widziała, jak Jiho wyrzuca do kosza na śmieci karton z cukierni i wiedziała, iż babeczki nie są jego roboty, ale nie zamierzała tego komentować. Obserwowała kwaśną minę niechcianego współlokatora, który szukał zaklinacza duchów, by się jej pozbyć.
– To tylko duch! – fuknął Jiwon, nie potrafiąc znieść wzroku zjawy. – Jak możesz próbować zaprzyjaźnić się z czymś, co powinno nie istnieć!?
– Nie słuchaj go. Jest uprzedzony do wielu rzeczy. – Jiho zwrócił się do Danee, całkowicie ignorując przyjaciela, który prychnął na jego słowa. Najlepiej by było, jakby w ogóle się nie odzywał, ale Jiwon niestety słynął z niewyparzonego języka. – Za to ja całkowicie wierzę w twoje istnienie, a skoro cię widzę, to oznacza, że błąkasz się po naszym świecie, prawda? Jesteś zagubiona i nie potrafisz odnaleźć swojego miejsca.
– S-skąd wiesz? – spytała, nim zdołała ugryźć się w język. Obiecała sobie, że nie wda się w rozmowę z żadnym człowiekiem, ale Jiho wydał jej się taki przyjacielski... Chociaż wczoraj nastraszyła go nie na żarty, przyniósł babeczki i starał się wyciągnąć do niej dłoń. Nawet jeśli zaprzeczało to racjonalnemu myśleniu, chciał jej wysłuchać.
Chciał wysłuchać ducha.
– Jestem fanem „Supernatural". Widziałem co nieco.
Jiwon pacnął się w czoło, nie wierząc własnym uszom.
– „Supernatural"? Serio? To może zrobimy krąg z soli i zobaczymy, czy to ją wypędzi?
– Nic nie jest w stanie mnie stąd wygonić. Próbowano już wszystkiego – odparła pewnie Danee, mierząc Jiwona gniewnym spojrzeniem.
– To była ironia, duszku. – Uniósł dłonie w geście poddania, uśmiechając się w chamski sposób.
Jiho walnął przyjaciela w ramię i kazał mu się zamknąć. Sam zaś wziął do ręki babeczkę i podał ją Danee, która pokręciła głową na znak, iż jej nie chce.
– Nie chcę cię otruć. Przysięgam.
– Jak chcesz otruć ducha? Przecież dziewczyna przed nami w stu procentach jest martwa! – Jiwon aż podniósł się z rogówki, wskazując palcem na Danee. Miał dość Jiho i tego, że próbował traktować zjawę jak człowieka. Przecież to było chore!
– Myślisz, że wiem, jak umarłam!? Że chciałam umrzeć!? – Krzyk Danee sprawił, że Jiwon niepewnie spojrzał w jej stronę. Czyżby ujrzał w jej oczach łzy? Czy duchy potrafiły płakać? – Jak mam odejść w spokoju, skoro nawet nie wiem, kim jestem?!
– Jak to nie wiesz? Przecież sama powiedziałaś, że masz na imię Danee! – przypomniał Jiwon, celowo ją atakując.
Sam fakt, iż wdał się w rozmowę z duchem, był surrealistyczny i niesamowicie irytujący. Nie mógł uwierzyć, że dał się wciągnąć w coś tak idiotycznego.
Jiho zacisnął palce na nadgarstku Jiwona, czym zwrócił jego uwagę. Nie musiał nic mówić. Wystarczyło jedno spojrzenie, by usiadł na rogówce i na chwilę się przymknął.
– Mój przyjaciel nie jest w stanie pogodzić się z myślą, że jesteś prawdziwa. Proszę, nie słuchaj tego, co mówi i nie bierz sobie tego co serca, dobrze?
Ona nie ma serca, pomyślał wkurzony Jiwon, jednak ugryzł się w język.
Danee nie zareagowała w żaden sposób. Jiho więc kontynuował:
– Ja w ciebie wierzę. W końcu z tobą rozmawiam i cię widzę, więc byłbym idiotą, gdybym uważał inaczej – roześmiał się, celowo chcąc urazić Jiwona swoimi słowami. – Myślę, że zdołamy się dogadać w kwestii tego mieszkania. Może przekonasz się, że nie każdy człowiek jest twoim wrogiem?
Może, zamiast mścić się na ludziach i ich straszyć postarasz się ich wykorzystać? W końcu są oni jedynym sposobem na to, byś dowiedziała się czegoś o swojej śmierci.
Danee przymknęła na moment powieki, analizując w głowie wszystkie „za" i „przeciw".
To był pierwszy raz, gdy ktoś chciał z nią rozmawiać. Pierwszy raz, gdy ktoś zamierzał się o niej czegoś dowiedzieć.
– Twój kolega szuka zaklinacza, który się mnie pozbędzie. A to oznacza, że jest moim wrogiem. Wrogiem numer jeden – oznajmiła twardo, mierząc Jiwona nienawistnym spojrzeniem.
Nie mogła od razu dać się udobruchać. Nieważne, jak bardzo poruszona była postawą Jiho, to Jiwon tutaj mieszkał i nieźle sobie z nią pogrywał od samego początku.
Jiho spojrzał na Jiwona z niedowierzaniem. Dlaczego o niczym mu nie powiedział?
– To ty próbowałaś mnie zabić, więc tak: chciałem znaleźć kogoś, kto się ciebie pozbędzie, nim ty zrobisz to pierwsza. Czy to dziwne, że nie chcę umierać tak młodo? – Jiwon patrzył na Danee jak na idiotkę. – Ty już nie żyjesz, więc nie musisz martwić się śmiercią.
Nim zdążył zastanowić się nad tym, co powiedział, Danee zniknęła. Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
– Jesteś idiotą, Jiwon! – krzyknął Jiho, uderzając dłonią o stolik.
– Dlaczego? Bo mówię prawdę!?
– Ta dziewczyna umarła w młodym wieku, nie zauważyłeś? – Jiwon zamilkł, analizując wcześniejszą rozmowę. – A ty pierdolisz, że nie chcesz umierać tak młodo! Mieliśmy się z nią dogadać, byś mógł tu mieszkać, a ty jak zwykle najpierw gadasz, a potem myślisz!
– Przecież to tylko duch!
– Najwyraźniej nawet duch potrafi odczuwać emocje, skoro twoje słowa sprawiły mu przykrość!
Jiwon z niedowierzaniem patrzył, jak Jiho opuszcza mieszkanie z hukiem.
Opadł zrezygnowany na rogówkę i z zadowoleniem wziął do ręki babeczkę.
– Pychota! – mlasnął z zadowoleniem i rozejrzał się po mieszkaniu. – Żałuj, duszku, że nie spróbowałeś. Nie wiesz, co tracisz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro