☂ Rozdział 03.
– Mówiłem, żebyś uważał, a ty wszedłeś tu jak do siebie i na głos oczerniałeś ducha!
– Och, zamknij się! – Jiwon szturchnął przyjaciela w ramię, zerkając na ducha siedzącego na okrągłym stoliku. – Jesteśmy nawaleni i stąd te omamy. Nie zdziwię się, jak Bum nam czegoś dosypał do drinków. Już ja się z tym idiotą rozmówię!
Jiho parsknął śmiechem, nie dowierzając własnym uszom.
– Skoro jesteś tak najebany, że zacząłeś widzieć duchy, to dlaczego stoisz o własnych siłach i nie plączą ci się słowa? – Widząc mrożące krew w żyłach spojrzenie, kontynuował: – Ja czuję się świetnie. Wypiłem tylko dwa piwa i mogę dać się poćwiartować, ponieważ jestem pewien, że duch właśnie siedzi na tym cholernym stoliku i ze złości zrzucił całą miskę z chipsami!
Jiwon skierował wzrok we wskazane przez chłopaka miejsce i ledwie powstrzymał się od krzyku. Dlaczego to wszystko musiało być takie popieprzone? Przecież od dziecka nie wierzył w duchy i śmiał się ze strasznych historyjek, które opowiadały starsze dzieciaki na koloniach. Później przy ogniskach również wspominano Krwawą Mary i wiele innych duchów, o których zdążył zapomnieć. Nigdy też nie bał się na żadnym horrorze, a widok krwi i wymyślnych upiorów wywoływały u niego śmiech.
Teraz, wszystko, co dotychczas wydawało mu się bujdą, zaczynało być prawdziwe. Dobrze, że nie latał nad podłogą i duch nie rzucał nim o ścianę, bo wtedy rzeczywiście czułby się jak w Paranormal Activity.
Jiwon uspokoił chęć rzucenia w ducha czajnikiem i ponownie zwrócił się do Jiho:
– Po pierwsze: jestem u siebie. To moja kawalerka. Po drugie... – Nie dokończył, ponieważ w mieszkaniu rozległ się okropny krzyk, który przypominał narodzenie się bestii i mroził krew w żyłach.
Jiwon z przerażeniem patrzył w szeroko rozwarte oczy przyjaciela, bojąc się zerknąć w stronę stolika. Mógł ciągle wmawiać sobie, że duchy nie istniały i zwalać swój stan na alkohol. Mógł zrzucać winę również na Buma, który lubował się w mocniejszych używkach, jednak reakcja Jiho, utwierdziła go w przekonaniu, że to nie była iluzja.
Naprawdę mieli do czynienia z duchem, o którym w Nassan krążyły legendy.
W dodatku był to wściekły duch z umazaną twarzą w krwi i zmierzał powoli w ich stronę, trzymając w dłoni ogromny kuchenny nóż.
– Rób, co chcesz, ale ja zamierzam dziś zanocować u ciebie – Jiwon poklepał Jiho po ramieniu i pobiegł do wyjścia, nie martwiąc się czymś takim, jak założenie butów. Po prostu wziął do ręki klucze i wyszedł na korytarz, zatrzaskując przyjacielowi drzwi przed nosem.
– Otwórz, dupku! Jestem za młody, żeby umierać przez twoją głupotę! – krzyk Jiho dało się słyszeć na korytarzu.
Jiwon szybko otworzył drzwi i wypuścił z mieszkania chłopaka, po czym drżącymi dłońmi wsadził kluczyk do zamka i je zamknął.
Gdy Jiho założył białe adidasy, z całej siły pchnął przyjaciela na ścianę.
– Pojebało cię!? Najpierw wkurwiasz ducha, a potem więzisz mnie z nim, by samemu uciec?! Co z ciebie za przyjaciel?!
– Duchy nie istnieją...
– Skoro nie istnieją, to wracaj do swojego mieszkania i nie myśl o przenocowaniu w moim domu! – Jiho gniewnym krokiem ruszył wzdłuż korytarza, by czym prędzej oddalić się od tego nawiedzonego miejsca.
Może i kochał Jiwona jak brata, ale jego zachowanie sprawiło, że w obecnej sytuacji ani śmiał myśleć o ratowaniu mu tyłka. Duch omal go nie zamordował, a wszystko przez to, że Song na niego nie poczekał.
Jiwon wzdrygnął się, gdy drzwi wścibskiej sąsiadki, otworzyły się. Dostrzegłszy panią Choi, wyprostował dumnie plecy i grzecznie się z nią przywitał.
Kobieta uważnie mu się przyjrzała, a na jej różowe usta wpłynął delikatny uśmieszek.
– Podobno żywisz się duchami, a jeden z nich zdołał cię przestraszyć – powiedziała niskim głosem, z niepokojem spoglądając na drzwi nawiedzonej kawalerki.
Jiwon prychnął, przeczesując grzywkę palcami. Ależ on nienawidził wścibskich sąsiadów! Ledwie powstrzymał się od powiedzenia, że starsza kobieta wygląda, jakby była opętana.
– Droga pani, ja niczego się nie boję. Jestem jak Kapitan Ameryka, o którym zapewne pani nie słyszała, zważywszy na pani wiek i zainteresowania, które z moimi bez wątpienia nie mają nic wspólnego... – Uciął, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć dalej, by się bardziej nie pogrążyć – Bawiłem się z przyjaciółmi w wywoływanie duchów. Niestety wszyscy okazali się tchórzami i uciekli. Tak po prostu.
Kobieta zmarszczyła brwi, dostrzegając brak obuwia u chłopaka.
– Nie jeden uciekał stąd z piskiem jak mała dziewczynka. Już ja znam te wasze urażone męskie ego – westchnęła. – A wystarczyło się mnie posłuchać i po prostu zamieszkać gdzieś indziej. Przecież to oczywiste, że właściciel specjalnie bierze kaucję, której nie musi oddawać. Jakżeby inaczej zarabiał na tym miejscu?
– Dziękuję za dobrą radę, ale ja nigdzie się nie wybieram. To mieszkanie jest stworzone dla kogoś, kto nie wierzy w te wszystkie dyrdymały. – Wymusił uśmiech i z udawaną pewnością siebie odwrócił się w stronę mieszkania. Miał nadzieję, że ciekawska sąsiadka zostawi go w spokoju, jednak ona wciąż stała w drzwiach i uważnie mu się przyglądała. Że też musiał zamknąć te cholerne drzwi na klucz! – To tak na wszelki wypadek...
– Oczywiście. W końcu wcale nie chciałeś uciec z mieszkania. – Staruszka wzruszyła ramionami i zniknęła w swoim mieszkaniu, kręcąc przy tym z dezaprobatą głową.
Jiwon zaciskał palce na kluczach, klnąc w myślach na cały świat. Czuł się upokorzony, choć zazwyczaj opinie obcych ludzi miał gdzieś. W dodatku Jiho się na niego wypiął i miał trzy opcje: wrócić pokornie do rodziców, którzy uznają go za dziecko, spędzić noc na dworze albo zmierzyć się z niebezpiecznym duchem.
Duchy nie istnieją, pomyślał, chcąc dodać sobie otuchy i ostrożnie wszedł do środka.
Mijała godzina za godziną, a w mieszkaniu nie działo się nic nadzwyczajnego.
Jiwon siedział pod drzwiami, trzymając w dłoni drewniany wałek do ciasta i uważnie obserwował puste mieszkanie. Jedynym dowodem na to, że duch rzeczywiście go nawiedził, były rozsypane obok okrągłego stolika chipsy. Chociaż... równie dobrze któryś z jego znajomych mógł to zrobić, a wtedy jego czajenie się na zjawę, oznaczałoby, iż całkowicie zwariował.
Piekły go oczy i potrzebował snu, ale nie potrafił zmusić siebie do wzięcia kąpieli. O położeniu się do łóżka, nawet nie mówiąc.
Gdyby ktoś go teraz widział, miałby niezły ubaw. Dzielny Song Jiwon, który horrory traktował jak najzabawniejsze komedie, a duchy uważał za wymysł ludzkiego umysłu, kulił się w kącie niczym przerażona mysz.
Jeżeli to robota Buma i jego narkotyków, da mu popalić!
– Impreza trwała zaledwie trzy godziny. Co za wstyd! – burknął pod nosem, przecierając palcami zmęczone oczy.
To czekanie go dobijało, jednak najgorsza była myśl, że duch naprawdę nawiedzał tę kawalerkę. Słowa sąsiadki dotyczące kaucji z pewnością miały sens. W końcu kaucja, która wynosiła osiem miesięcy wynajmu, spokojnie mogła zabezpieczyć właściciela przed nagłą rezygnacją. Biorąc pod uwagę, że lokatorzy zmieniali się tutaj średnio co dwa tygodnie, interes się kręcił. Dopóki znajdywały się śmiałki na nawiedzone mieszkanie, dopóty było ono coś warte.
– Jak mogę obawiać się pieprzonego ducha? – prychnął pod nosem i wstał, czując mrowienie w obu nogach.
Zagryzł wargę i przytrzymał się kuchenki, klnąc w myślach.
– Duchy nie istnieją. Za to ja jestem idiotą, który nie zauważył, jak Bum wsypywał jakieś prochy do drinków – mówił pod nosem, kierując się w stronę garderoby. Zdjął koszulkę oraz spodnie i od razu wrzucił je do szafy.
W drodze do łazienki zdjął majtki oraz skarpetki. Po wrzuceniu ich do kosza na pranie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jego twarz była biała jak kreda, a wory pod oczami nie wyglądały seksownie. W takim wydaniu nie zdołałby poderwać nawet starej sąsiadki, która go irytowała.
Próbował zachować dobry nastrój, jednak myśl, iż ciągle był obserwowany, doprowadzała go do furii. Nie mógł się poddać. Zawsze chodził z dumnie uniesioną głową, a teraz zaczynał panikować przez głupie historyjki o duchu, które pobudziły jego wyobraźnię i sprawiły, iż zaczął mieć omamy.
Danee przez cały ten czas obserwowała poczynania niechcianego lokatora, jednak nie zamierzała mu się objawiać. Jako duch miała zdolność ukazywania się ludziom, którzy przebywali w kawalerce dłużej niż dwie godziny. Ukazanie się dwóm osobom nie robiło jej krzywdy, jednak gdyby zrobiła to w obecności większej ilości ludzi, z dnia na dzień stałaby się coraz słabsza. W końcu by zniknęła, a jej dusza błąkałaby się w zaświatach.
A ona nie chciała zniknąć, dopóki nie dowie się, dlaczego umarła. A to będzie ciężkie, zważywszy na fakt, iż całkowicie straciła pamięć i jedyne czego była pewna, to swojego imienia i tego, że umarła w białej sukience w czarne kwiaty.
Dotychczas straszyła nowych lokatorów i uprzykrzała im życie, ale Jiwon był inny. Wrócił do kawalerki, choć rzuciła się na niego z nożem. Wciąż próbował uwierzyć w to, że nie istniała, a przecież specjalnie objawiła się jego przyjacielowi, by rozwiać wszelakie wątpliwości.
Może, zamiast mścić się na ludziach i ich straszyć, postarasz się ich wykorzystać? W końcu są jedynym sposobem na to, byś dowiedziała się czegoś o swojej śmierci – usłyszała w głowie głos Przewodnika, który poinformował ją o tym, jak działał świat duchów. Przynajmniej tych zagubionych, które nie miały wstępu ani do Piekła, ani Nieba.
Takich jak ona.
– Może rzeczywiście powinnam odpuścić – pomyślała na głos i podskoczyła, gdy drzwi z kabiny prysznica gwałtownie się otworzyły.
Szeroko otwartymi oczyma patrzyła na mokre ciało chłopaka, który rozglądał się po łazience z furią wymalowaną w piwnych oczach.
– Odpuść i daj mi święty spokój! Jesteś cholernie zboczonym duchem! – Krzyk Jiwona przedarł się przez myśli Danee. Chłopak jednak w mig się opanował i uderzył czołem o kabinę, mówiąc: – Znów gadam sam ze sobą. Boże, co się ze mną dzieje!
Naprawdę ją usłyszał? Jakim cudem, skoro mu się nie pokazała?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro