Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☂ Rozdział 10.

Skłamałby, mówiąc, że nie zaczynał się martwić. Danee od dwóch dni albo nie pojawiła się w mieszkaniu, albo nie zamierzała mu się ukazać. Oczywiście nie zamierzał poprosić ją o rozmowę, nie chcąc utracić resztki dumy, jaka mu pozostała.

Jiho wolny czas spędzał na szukaniu ducha, zamiast zajmować się tworzeniem nowych kawałków na piątkową imprezę, jaką miał poprowadzić. W międzyczasie znalazł pracę w kawiarni, w której sprzedawali ulubione pączki Danee. Stwierdził, że dopóki nie stanie się DJ'em na światową skalę, nie może pozwolić sobie na pracę tylko w weekendy i szczerze żałował, iż tak lekkomyślnie porzucił pracę barmana. Na szczęście szybko znalazł nową fuchę i nie miał problemu z dogadaniem się z szefem, by weekendy miał wolne.

Nałożył trochę żelu na włosy i ułożył kruczoczarne włosy do góry. Zamierzał wyjść na miasto, by zjeść jakiś pyszny obiad. Zaczynał mieć dość ryżu i warzyw oraz różnorakich zup. Dziś miał ochotę na coś mniej zdrowego.

– Jest tu tak spokojnie, gdy żaden duch się tutaj nie pałęta – zauważył, uważnie rozglądając się po posprzątanym mieszkaniu.

Spróbował dodzwonić się do Jiho, ale chłopak nie odbierał. Jiwon nie miał pojęcia, czy to kara za zniknięcie Danee, czy po prostu był w pracy.

Zamknął drzwi na klucz i ruszył przed siebie, ukradkiem zerkając na mieszkanie pani Choi. Kobieta wciąż nie wróciła, co oznaczało, iż musieli przetrzymać ją dłużej w szpitalu. Nic dziwnego. Zawał w jej wieku mógł różnie się skończyć.

Gdyby nie wierzyła w duchy, wciąż miałaby się świetnie, pomyślał, kręcąc głową.

Pogoda tego dnia była naprawdę piękna. Słońce grzało swymi promieniami słonecznymi, a na niebie nie było ani jednej chmury, która mogłaby pokrzyżować mieszkańcom plany. Dzieci bawiły się na placach zabaw, a ich rodzice rozmawiali ze sobą na ławkach, bądź zajęci byli swoimi komórkami. Psy radośnie szczekały, wyprowadzone na dwór przez swych właścicieli.

Jiwon również próbował szczerze się uśmiechać, ale nie potrafił. Mimowolnie błądził myślami w stronę Danee i jej zniknięcia. Był ciekaw, czy ciągle mu towarzyszyła, nie przybierając materialnej postaci, czy coś jej się przydarzyło. Dotychczas nie wierzył, by duch mógł zostać w jakikolwiek sposób skrzywdzony, ale fakt, iż mógł się upić, wszystko komplikował i sprawiał, że zaczynał mieć ku temu wątpliwości.

Zaczął rozglądać się po ulicy, szukając białej sukienki w czarne kwiaty, gdy zorientował się, że kroku dotrzymuje mu czarno-granatowy, sportowy motor. Zdumiony zatrzymał się, obserwując, jak maszyna wjeżdża na chodnik, zatrzymując się tuż przed nim. Nie minęła chwila, jak ujrzał uśmiechniętą twarz ślicznej blondynki, którą poznał ostatnio w klubie.

– Yerim? – spytał oszołomiony, wskazując na nią palcem.

– We własnej osobie – Przytaknęła, kładąc kask na motorze. – Dokąd się wybierasz?

Z początku nie zamierzała w ogóle do niego zagadać, jednak nie mogła przejechać obok obojętnie. Naprawdę świetnie im się rozmawiało na imprezie. Obserwując jego reakcję na jej widok, była niemalże pewna, że żałował swojego zachowania. Cóż, właśnie dawała mu okazję na rekompensatę.

– Zamierzałem coś zjeść – zaczął, niepewnie wpatrując się w jej twarz. – Może masz ochotę mi towarzyszyć? O ile ten środkowy palec w klubie nie oznaczał „spierdalaj"...

Yerim roześmiała się głośno, mrużąc przy tym zabawnie oczy.

– Wsiadaj. – Podała mu kask, klepiąc miejsce za sobą.

Jiwon zmarszczył brwi, niepewnie patrząc na motor.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł...

– Boisz się?

– Niczego się nie boję!

– No to na co czekasz?

Westchnął i zajął miejsce za blondynką, obejmując ją w pasie. Czuł się naprawdę dziwacznie. Zupełnie inaczej wyglądało, jak to facet prowadził motorem, a zupełnie inaczej, jak kobieta. Czuł się jak ciota.

– Zamierzasz jechać bez kasku? – spytał, gdy Yerim skupiła uwagę na jadących samochodach.

– Życie bez ryzyka nie jest ani trochę zabawne – odpowiedziała i zwinnie wjechała na jezdnię, w szybkim tempie mijając wolno jadące samochody. – Nie bez powodu mówią, że motocykliści są dawcami organów.

– Wolałbym jednak, żeby moje organy posłużyły mi przez kilka kolejnych lat – jęknął pod nosem, z przerażeniem patrząc na poczynania dziewczyny.

Danee momentalnie wyparowała z jego głowy jak jakieś niechciane wspomnienie.

Był zbyt przerażony szybkością, z jaką się poruszali i zbyt podekscytowany ponownym spotkaniem z Yerim, by zaprzątać sobie głowę duchem, który tak na dobrą sprawę nie powinien istnieć.

Jiho przygotował dwie latte z bitą śmietaną, dwa kawałki śmietankowego ciasta i już miał podejść do odpowiedniego stolika, gdy ujrzał Danee.

Duch wpatrywał się w niego szklanymi oczami, ściskając palce na białej sukience. Stał pośrodku kawiarni, przyprawiając go o szybsze bicie serca. Naprawdę się przestraszył!

Gdy zdołał zapanować nad drżącymi dłońmi, wziął tacę do ręki i ruszył do stolika, oddając zamówienie młodemu małżeństwu. Gdy upewnił się, że do środka nie wszedł żaden nowy klient, skinął Danee na zaplecze. Odwracał głowę, upewniając się, że duch posłusznie za nim kroczył. Fakt, iż tylko on ją widział, był naprawdę uciążliwy.

– Co się z tobą działo? – spytał szeptem, nerwowo zerkając w stronę kawiarni. Całe szczęście, że szef wcześniej dziś wyszedł. W innym wypadku nie mógłby z nią nawet porozmawiać. – Wiesz, jak bardzo się martwiłem?

Danee patrzyła na niego z powątpiewaniem.

– Jestem tylko duchem...

– Nie dla mnie – przerwał stanowczo, ściskając palce na jej łokciu. – Mogę cię dotknąć, a to oznacza, że dla mnie jesteś tak samo prawdziwa, jak Jiwon.

Spojrzała na swoje dłonie, nie rozumiejąc, dlaczego Jiho ją widział. Pragnęła wejść do kawiarni niezauważona, popatrzeć na niego przez chwilę i po prostu zniknąć. Najwyraźniej utraciła możliwość bycia niewidzialnym dla niego i Jiwona.

– Myślałam, że gdy przez kilka dni nie pojawię się w kawalerce, to zniknę. Po prostu przestanę istnieć – mówiła słabym głosem, wciąż wpatrując się w swoje dłonie. – Dzięki Jiwonowi mogę z niej wychodzić, więc dlaczego nie mogę w końcu odejść? Naprawdę mam dość bycia duchem, którego nikt nie widzi.

Rozumiał, o co jej chodziło. Sam nawet nie chciał myśleć o tym, jak czuła się przez cały ten czas, przeganiając z kawalerki jednego lokatora za drugim. Musiała czuć się zagubiona i cholernie samotna, a w chwili, gdy myślała, iż w końcu zyskała przyjaciół, Jiwon deptał jej serce raz za razem, sprawiając, iż czuła się jak śmieć. Był na niego o to naprawdę wściekły.

– Przewodnik powiedział, że ludzie będą w stanie pomóc mi przejść na Drugą Stronę, ale jedyne, co przez was czuję, to ból, ponieważ nigdy nie będę jedną z was i zdałam sobie z tego sprawę w klubie.

– W jaki sposób możemy ci pomóc przejść na Drugą Stronę? – spytał, szczerze zainteresowany jej słowami.

Nie chciał, by całkowicie zniknęła z jego życia, ale z tego, co zrozumiał, każdy duch musiał ostatecznie zniknąć ze świata żywych. Danee pałętała się w nim z jakiegoś powodu, nie mogąc zaznać spokoju. Nawet jeśli ją polubił, nie zamierzał zatrzymywać jej tutaj na siłę, ponieważ wiedział, iż nigdy nie będzie szczęśliwa. Patrzenie na to, jak inni układali sobie życie, tylko ją raniło i przypominało o tym, że dla świata była martwa.

Dzwoneczek powiadomił o przybyciu nowego klienta, dlatego przeprosił Danee i wyszedł z zaplecza. Niestety nie mógł zaniedbać swoich obowiązków, a rozmawianie z kimś, kogo nikt inny nie widział, zrobiłoby z niego wariata.

Danee przeniknęła przez ścianę, dostając się tym samym na zewnątrz. Nie chciała dłużej zawracać głowy Jiho i żałowała, że w ogóle go szukała. Nie mogła oczekiwać, że poświęci dla niej czas, gdy był w pracy i musiał obsługiwać klientów.

– Jesteś martwa – mówiła, idąc środkiem ulicy. Samochody przejeżdżały przez nią, jakby nie istniała. Czuła wówczas nieprzyjemne dreszcze, jednak nic złego się z nią nie działo. – Nic nie znaczysz. Jesteś duchem, dlaczego więc nie możesz po prostu zniknąć?

Niespodziewanie została pchnięta przez niewidzialną siłę w stronę chodnika.

Oszołomiona podniosła się na łokcie, z przerażeniem wpatrując się we wściekłą minę młodego chłopaka o blond włosach i ciemnych oczach. Miał owalną buzię z dość pulchnymi policzkami, które dodawały mu niesamowitego uroku. Najśmieszniejsze było to, iż miał na sobie białą piżamę w kolorowe rożki i bose stopy.

– Widzisz mnie? – spytała, nie spuszczając wzroku z wściekłych oczu nieznajomego.

Ten prychnął gniewnie, wskazując na nią palcem.

– Mam ochotę cię zamordować! – krzyknął, nerwowo rozglądając się na boki. – Co ty wyprawiasz, hm?! Chcesz tak po prostu przepaść w Nicość, ty cholerna dziewucho?!

– Przecież jestem martwa – zauważyła błyskotliwie, leniwie podnosząc się z chodnika. – Jeżeli przebywanie wśród ludzi, którzy cię nie widzą, nie jest Nicością, to niby czym?

– Ciągłe spadanie w bezkresną otchłań pełną potworów, które mordują cię za każdym razem, gdy się ponownie zmaterializujesz. Raz po raz przeżywanie bolesnej śmierci i świadomość, iż będzie to trwało przez wieczność. To jest właśnie Nicość! – zaakcentował ostatnie słowo, mrużąc gniewnie oczy. – Już nie możesz stać się całkowicie niewidzialna! Jak tak dalej pójdzie, to skończysz w tym przeklętym miejscu!

Brzmiało strasznie, ale nie zamierzała się tym przejąć. W końcu było jej wszystko jedno.

– Nie chce mi się tego słuchać, więc może przejdziesz do kwestii, w której wyjaśniasz, kim jesteś i czego ode mnie chcesz?

Blondyn pomasował palcami skronie, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Była niemalże pewna, iż usłyszała przekleństwo.

– Twój Przewodnik był do dupy, ponieważ w ogóle cię nie kontrolował i nie sprawdzał postępów, dlatego został zwolniony z pełnienia tej funkcji. Teraz jesteś pod moją opieką – wyjaśnił takim tonem, jakby spotkała go niespotykana kara. – Zamierzam przenieść cię na Drugą Stronę, więc przestań się nad sobą użalać i słuchaj moich wskazówek.

Jeśli dobrze zrozumiała, jej Przewodnikiem został chłopak w piżamie. Zabawne.

Mimowolnie zaczęła chichotać, uznając, iż nie tylko życie z niej zakpiło, ale również ten, który władał światem duchów. Do tej pory radziła sobie sama, Przewodnika spotykając w pierwszy dzień, gdy zorientowała się, iż umarła. Oczywiście wszystko miało miejsce w kawalerce, którą zdecydowała wykorzystać dla zabawy, strasząc lokatorów. Nikt nie mógł jej za to winić, bowiem nudziła się okropnie, a to zapewniało jej rozrywkę.

– Skoro Nicość jest taka beznadziejna, to co mnie czeka po Drugiej Stronie? – spytała, a blondyn wywrócił oczami.

– Tego się dowiesz, jak już się tam znajdziesz. Teraz wracaj do kawalerki i czekaj na dalszy rozwój wydarzeń. Wszystko zmierza w odpowiednim kierunku.

– I to ma być ta twoja wskazówka? – prychnęła. – „Nie ruszaj tyłka z kawalerki i czekaj, aż wszystko samo się rozwiąże"?

– Po prostu trzymaj się blisko Jiwona, okey? – spytał, przeczesując dłonią jasne włosy. – Ten chłopak mimowolnie pomoże ci poznać prawdę, ponieważ odblokował bardzo ważny element twojej układanki.

– To znaczy?

– To znaczy, że masz żyć z nim w zgodzie i się nad sobą nie użalać. Korzystaj z ostatnich chwil na ziemi, bo niebawem znajdziesz się w zupełnie innym miejscu – polecił, spoglądając w niebo. – Tak w ogóle, to jestem Jimin. I przysięgam, że jeśli będziesz narażać się na niebezpieczeństwo, osobiście wpakuję cię w Nicość. A teraz żegnam. Wyrwałaś mnie z bardzo przyjemnego snu.

Pomachał jej i zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, co utwierdziło ją w przekonaniu, że Przewodnik również był duchem. Zastanawiała się, dlaczego nie przechodził na Drugą Stronę albo nie wylądował w Nicości, ale najwyraźniej świat duchów potrzebował kogoś, kto zaprowadziłby dusze w odpowiednie miejsce. Chyba że ktoś trafił na beznadziejnego Przewodnika i musiał radzić sobie sam tak jak ona dotychczas.

Próbowała przetransportować się do kawalerki za pomocą swych zdolności, jednak i one zdawały się szwankować. Pogodzona z faktem, iż pozostało jej jedynie przenikanie przez ściany, ruszyła w odpowiednią stronę, zastanawiając się nad tym, jak zacznie rozmowę z Jiwonem. Naprawdę nie chciała się z nim kłócić, ale miała dość jego obojętności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro