Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Bettany

Obecnie

Obudziły mnie promienie słońca, przeciskające się przez zaciągnięte zasłony. Otworzyłam oczy zastanawiając się gdzie jestem, ale gdy poczułam ciepłe, duże i nieprzyzwoicie umięśnione ciało przyciśnięte do mojego, natychmiast przypomniałam sobie wszystko, co wydarzyło się w nocy. Ból rozlał się po mojej klatce piersiowej, wyciskając ze mnie oddech. Otworzyłam usta aby złapać powietrze, upominając się, że przecież muszę oddychać. Nie okazałam Rayowi pełni tego, jak potwornie bolało mnie to co powiedział. Nie mogłam go obarczać swoim bólem. Musiałam być silna. Dla niego. Bez względu jak potwornie raniło mnie każde słowo i świadomość tego przez co musiał przejść. Wolałabym aby to spotkało mnie, byle tylko on mógł być bezpieczny... Leżał na prawym boku, odwrócony do mnie tyłem,  a ja wtulałam się w niego dociskając swoje ciało do jego muskularnych pleców, jakbym nawet podczas snu nie potrafiła trzymać się od niego z daleka.

Przesunęłam palcami po tych wszystkich mięśniach, przejechałam dłonią wzdłuż kręgosłupa i po ramieniu. Uśmiechnęłam się na widok jego niemożliwie potarganych, platynowo złotych włosów rozsypanych na poduszce. Odgarnęłam je z jego karku, zaczesując delikatnie do góry i przycisnęłam nos do tego intymnego miejsca, wdychając jego zapach. W tym czasie objęłam go ramionami wtulając się w niego każdym możliwym milimetrem swojego ciała. Westchnęłam na to cudowne uczucie, muskając nosem bok jego szyi, wycisnęłam na jego karku kilka delikatnych, słodkich pocałunków. Ray spał w najlepsze i nigdzie nie uciekał, nie odpychał mnie, ani nawet nie narzekał że mam zabrać ręce, albo odsunąć usta. Uśmiechnęłam się przebiegle. Byłam w raju.

Miałam nadzieję że będzie długo spał, a ja nie zamierzałam drgnąć choćby o centymetr, aby móc maksymalnie wykorzystać tę bliskość i wtulać się w niego przez wiele godzin. O tak. Oby to trwało jak najdłużej. Przymknęłam oczy wzdychając z rozmarzeniem, z nosem i ustami wciśniętymi w jego szyje, a jego złote włosy łaskotały moją skórę. Czułam się jak narkomanka, która dostała właśnie pełny dostęp do swojej osobistej heroiny.

Mogłabym nie robić nic innego do końca…

Kiedy usłyszałam wibracje otworzyłam niechętnie oczy. Mój telefon skakał po szafce nocnej, wydając dźwięki które mógłby obudzić śpiącego słonia. Doskoczyłam do zdradzieckiego urządzenia, obiecując sobie że już nigdy nie włączę tych cholernych wibracji. Czy w zamyśle nie chodziło o to, aby ten dźwięk był cichszy od dzwonka i subtelnie poinformował o nadchodzącym połączeniu, a nie brzmiał jakby ktoś właśnie przewiercał się przez ścianę?

- Cholera – szepnęłam, gdy zobaczyłam że to Lili i szybko odebrałam.

- Ona żyje! Ona żyje! – usłyszałam jak moja przyjaciółka krzyczy w słuchawkę idealnie odwzorowując głos Victora Frankensteina, któremu wśród akompaniamentu piorunów waśnie udało się ożywić zwłoki, na co wywróciłam oczami. Timowi  jednak chyba się spodobało bo usłyszałam w słuchawce jego głęboki śmiech.

- Cieszymy się że żyjesz, Betty! – dodał przysuwając się do telefonu, na co Lili zachichotała.

- A czemu miałabym nie żyć? Pisałam wczoraj, że dotarłam bezpiecznie do Raya i czekam u niego w domu, aż wróci. Wszystko jest w porządku, ale rozmawialiśmy do późna i musieliśmy odespać.

- Rozmawialiście… Uhummm… - odparła sugestywnie Lili.

- Owszem, rozmawialiśmy.

- Dobra, stara. Całe szczęcie. Wiesz jaka jest wasza relacja. Nie zdziwiłabym się jakbyście biegali w nocy po lesie, na przemian się pieprząc, kłócąc, wyznając sobie miłość i ratując króliczki. Akurat po was można się wszystkiego spodziewać…

- Nie przesadzaj. – dodałam zerkając z uczuciem na Raya, który mimo mojej rozmowy wciąż smacznie spał. Ależ był słodki….

- Co ty tam tak szepczesz? – spytała podejrzliwie moja przyjaciółka.

- On śpi. Nie chcę go obudzić. – odparłam uśmiechając się ciepło.

- Och, okej. Słuchaj Wendy przywiozła nam z rana Nemo. Wypadł im z Edwardem jakiś wyjazd i nie mogli wziąć pieska. Nie mogła się do ciebie dodzwonić, ale ja odebrałam i maluch jest teraz u nas.

- O rany, przepraszam! Miałam go zabrać do Tima, ale Wendy chciała go pokazać Edwardowi…

Wendy i Ed byli na etapie kupowania psa, ale ja zasugerowałam, aby zamiast go kupować, zaadoptowali jakiegoś ze schroniska. Ed był sceptyczny, bo chciał małego pieska, ale Nemo mimo że był znalezionym kundelkiem, był też malutki i bardzo grzeczny. W schronisku każdy kto szuka psa może znaleźć jakiegoś dla siebie. Czy dużego czy małego, włochatego lub z krótkim futerkiem… A piesek przygarnięty ze schroniska potrafi obdarzyć właściciela bezwarunkową, niespotykaną miłością. Dlatego Wendy zabrała Nemo na ich randkę, aby uświadomić mu, że takie pieski nie są w niczym gorsze od tych rasowych. Choć oczywiście kochałam wszystkie psiaki i nie uważałam aby kupowanie psa było czymś złym, to jednak warto było też zastanowić się nad tymi, które były porzucone, samotne i z utęsknieniem czekały na to, aż ktoś je pokocha, prawda?

 - Żaden problem kochana. Dzieciaki są zachwycone twoim pupilkiem i to ze wzajemnością. Tim myśli nad tym jak ci go tu podwędzić…

- Ej nieprawda! – usłyszałam w oddali jego głos i zaśmiałam się cicho.

- Dobra, dobra. No nic, najważniejsze, że u ciebie wszystko dobrze. Leż tam i wypoczywaj z tą swoją majestatyczną istotą…

- Z czym?! – Tim był w ewidentnym szoku, a ja znowu zachichotałam.

- …tylko nie zapomnij mi go później przedstawić.

- Wiadomo, kochana. Mam wyrzuty sumienia, że cię tak zostawiłam…

- Chyba żartujesz! Nie musisz mnie niańczyć, miej swoje życie dziewczyno! A poza i tak chciałam spędzić dzisiejszy dzień z Timem i dzieciakami. Spokojnie. Daj znać jak się ogarniecie to może się umówimy wieczorem, albo popołudniu.

Podziękował jej po czym rozłączyłyśmy się, a ja wróciłam to mojej poprzedniej pozycji. Nie wiem ile czasu minęło, ale chyba przysnęłam bo poczułam jak Ray się porusza. Przekręcił się na plecy i zaczął się przeciągać, a widok jego wyrzeźbionego torsu i umięśnionego brzucha w tej pozycji, naprawdę nie pomagał mi w byciu grzeczną, trzymającą ręce przy sobie przyjaciółką. Ale cóż, słowo się rzekło. Odgarnął do tyłu swoje włosy i zerknął na mnie spod półprzymkniętych powiek, a kiedy uśmiechnął się na mój widok, ciepło rozlało się po mojej klatce piersiowej. Przylgnęłam do niego, przytulając go mocno. Przecież przyjaciele mogą się przytulać.

Wtuliłam twarz w jego szyję i pocałowałam jego szczękę w dwóch, trzech, czterech, pięciu miejscach. Znowu się przeciągnął i sprawiał wrażenie jakby mu się podobało, więc zeszłam z moimi pocałunkami na jego szyję. Ej wiem jak to brzmi, ale gdybym nie obiecywała mu przyjaźni zapewne teraz przeniosłabym swoją uwagę na jego usta, więc to i tak postęp, okej?

- Betty… - wymruczał

- Hmm…? – odparłam sunąc ustami po wrażliwej skórze między jego uchem a szyją. Westchnął w totalnie podniecający sposób, jakby cichutko pojękując, co było tak seksowne, że odebrało mi na moment możliwość normalnego myślenia. Przestawiłam się na tryb: Zrobić wszystko, aby usłyszeć to jeszcze raz. Wyciągnęłam język i zaczęłam ssać i lizać jego skórę, jednocześnie pieszcząc dłońmi jego plecy, delikatnie drapiąc je paznokciami. Wygiął szyję do tyłu i rozchylił usta, więc zamierzałam kontynuować. O tak. Niewiele rzeczy na tej planecie mogłoby mnie teraz powstrzymać. Huragan i trzęsienie ziemi nie miałyby szans. Jedyny żywioł, który miał szansę to przerwać właśnie wzdychał z zadowoleniem, więc wszystko było na dobrej drodze. Moja dłoń przesunęła się z pleców na jego bokserki. Był twardy, a mój dotyk sprawił, że zajęczał głośniej. Miałam wrażenie, że za chwilę coś wybuchnie miedzy moimi nogami. Serio, byłam aż tak podniecona, że właściwe niemal dochodziłam od samego dotykania jego ciała. Ciekawa byłam, czy naprawdę mogłabym tak dojść, czy jednak potrzebna jest do tego jakakolwiek stymulacja… Kiedy całowałam jego szyję, masując go w między czasie najlepiej jak umiałam i słuchałam tych rozkosznych dźwięków jakie wydawał, czułam się jak w jakiejś innej rzeczywistości. Wtedy mnie dotknął, złapał mnie pod brodę odklejając moje usta od jego skóry i przechylił moją twarz tak, aby nakierować ją na swoje wargi. Pocałował mnie z głośnym westchnieniem, a ja pomyślałam że chyba śnie i zdecydowanie nigdy nie chcę się obudzić. Całowaliśmy się mocno i głęboko, a ja odsunęłam luźny materiał jego bokserek i zaczęłam go pieścić. Kiedy jego duża ciepła dłoń powędrowała na moje udo rozchyliłam szeroko nogi, w myślach błagając aby mnie dotknął. Wtedy popchnął mnie delikatnie na poduszki, tak że leżałam na plecach wciąż robiąc mu dobrze ręką. Wtulił się w mój bok, nie przerywając pocałunku nawet na chwilę i włożył palce w moje majtki. Jęknęłam w jego usta, rozchylając szerzej uda, kiedy jego palce zaczęły mnie dotykać. Masował moją łechtaczkę, i z pewnością wyczuł jak bardzo jestem mokra, ale nie zamierzałam się wstydzić reakcji mojego ciała, która była przecież oczywista. Warknął wsuwają we mnie palce i zaczął mnie nimi pieprzyć zginając je we mnie, a ja zsynchronizowałam ruchy mojej dłoni z ruchem jego palców. Doszłam dosłownie po kilku chwilach, czując niemal jednocześnie jak on kończy w mojej ręce drżąc i pojękując, mimo że cały czas całował mnie głęboko, masując mój język swoim. Oddychałam ciężko, powietrzem które wydobywało się z jego rozchylonych warg, wciąż przyklejonych do moich, i nie wiedziałam co zrobić, bo mimo że całość trwała zaledwie kilka minut, i była tak niewiarygodnie cudowna, to znowu wszystko zmieniła i skomplikowała. Dlaczego nie potrafiliśmy tego powstrzymać? Bałam się, że on znowu ode mnie ucieknie, bo jak zwykle moje żądze przejęły nade mną kontrole…

- Ray… Ja … Cholera, przepraszam. – wyszeptałam w jego wargi – Jestem beznadziejna w przyjaźni. Obiecuję, że się poprawię… - zaczęłam gadać jakieś bzdury, które nawet nie wiem jakim cudem wypływały z moim ust, a on patrzył na mnie przez chwilę, a potem się zaśmiał. Zaśmiał się. O Boże, to był taki cudowny dźwięk. Słodki i uroczy.

- Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Najlepszą z możliwych. – odparł wciąż z ustami przy moich, a ja zamrugałam zdezorientowana, kiedy docisnął do mnie swoje wargi, składając na nich kolejny pocałunek.

- Och… Okej. Cieszę się, że tak uważasz… – odarłam, a on znowu się uśmiechnął i założył swoje włosy za ucho. Odwzajemniłam zarówno uśmiech jak i ten gest zaczesując palcami złoty kosmyk jego włosów i patrzyłam na niego z bezbrzeżnym uwielbieniem i oddaniem. – Kocham cię. – wyszeptałam próbując się nie wzruszyć, choć byłam na granicy eksplozji. Targało mną tyle emocji, że nie wiedziałam co się dzieje. Chciało mi się śmiać i płakać. Najlepiej jednocześnie.

- Ja ciebie też. – po tych słowach cmoknął mnie w nos, po czym odsunął się, zerkając na zegarek. - Jest decydowanie cholernie późno. – dodał, a ja pokiwałam głową.

- Tak, zdecydowanie – powtórzyłam po nim i zachichotałam dość histerycznie, biorąc pod uwagę okoliczności. Zerknął na mnie zakładając koszulkę, a ja miałam nadzieję że nie weźmie mnie za wariatkę, bez względu na to, że właściwie trochę się tak czułam.

- Wszystko dobrze, Rosie? – spytał używając zdrobnienia którego używał wobec mnie kiedy byliśmy młodsi. Często nazwał mnie wtedy różyczką, jakby zdrabniał moje drugie imię i naprawdę to uwielbiałam, więc uśmiechnęłam się szczęśliwa że znowu jestem jego różyczką. Usiadł na łóżku i popatrzyliśmy sobie w oczy, a ja pomyślałam, że musze mu podziękować za wczorajszą noc i zaufanie jakim mnie obdarzył.

- Kochanie tak bardzo ci dziękuję za to, że wczoraj ze mną porozmawiałeś, że opowiedziałeś mi to wszystko… – przysunęłam się do niego i znowu zaczesałam kosmyk jego włosów za ucho – Tak strasznie mi przykro, gdybym tylko mogła zabrać od ciebie ten cały ból i wziąć go na siebie zrobiłabym to bez wahania, tak bardzo cię kocham – słowa wylewały się ze mnie i nic nie mogłam poradzić na to, że znowu miałam łzy w oczach. Świadomość, że ktoś kogo kochasz tak bardzo cierpiał jest gorsza, niż własne cierpienie. Przynajmniej dla mnie.- To takie niesprawiedliwie i nie zasłużyłeś na to… - przytuliłam go, a on objął mnie ramionami i wtulił twarz w moje włosy.

- Już jest dobrze – odparł i przytuliliśmy się mocniej. To, że nie uciekał de mnie i nie unikał kontaktu po tym jak przed chwilą całowaliśmy się i dotykaliśmy w intymny sposób, była dla mnie niewyobrażalna i nie mogłam się tym nacieszyć. – Dziękuję, że mogłem ci to powiedzieć. Dziękuję za twoją reakcję. I dziękuję, że przy mnie jesteś. – wyszeptał.

- Już zawszę tu będę. – odpowiedziałam, po czym osunęłam się od niego, aby popatrzeć mu w oczy – Oczywiście nie w jakiś straszny, prześladujący sposób.

- Okej, chyba się nie boję – zaśmiał się, a mi znowu kamień spadł z serca. Przełknął ślinę i spojrzał na mnie jakoś dziwnie, inaczej, jakby nie w jego stylu. Jakby był małym chłopcem i był zawstydzony, albo nie wiedział co powiedzieć. Pogłaskałam go po policzku, na co wtulił twarz w moją dłoń. – Ślicznie wyglądasz. Myślę, że powinienem dać ci tą koszulkę. Ciemnozielony to zdecydowanie twój kolor. – powiedział, a ja uśmiechnęłam się tak szeroko, że niemal dostałam skurczu twarzy

Czy on właśnie powiedział, że wyglądam ślicznie w jego koszulce, po tym jak całował mnie i doprowadził do orgazmu palcami?

- Okej, teraz już się z tego nie wymigasz. Biorę ją… – odparłam naciągać koszulkę na swoje usta i nos, po czym zaciągnęłam się jago zapachem – I jak na prawdziwą stalkerkę przystało ubiorę w nią swoją poduszkę i będę usypiała opleciona wokół niej niczym bluszcz wyobrażając sobie, że to ty – powiedziałam żartobliwym tonem, a on się zaśmiał.

- Okej w takim razie ja też chcę coś twojego, żebym mógł zrobić ze swoją poduszką do samo… – pokazał na mnie palcem, a mi dosłownie opadła szczęka – Chyba, że po prostu możemy spać razem, zamiast przebierać poduszki w swoje ciuchy… – dodał nieśmiało, wzruszając ramionami.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

- Mówisz poważnie?

- Mówisz poważnie bo tak, czy mówisz poważnie, bo nie?

- O Boże, tak! Chyba naprawdę nie muszę tego dodawać, w przeciwieństwie do ciebie, bo ja serio nie mam pojęcia, czy mówisz poważnie.

Musnęłam palcem bliznę która przecinała jego usta, obiecując sobie, że następnym razem, kiedy pozwoli mi się całować, skupię szczególną uwagę na tym miejscu. Serce waliło mi w piersi jak szalone w oczekiwaniu na jego słowa, gdy przyglądałam się jego pięknej twarzy. Miał rozciętą kość policzkową, brew, obitą szczękę i byłam pewna, że za kilka dni będzie miał siniaka. Chciałam pocałować każde z tych miejsc i zrobić wszystko, aby dać mu przyjemność i całą miłość, która odwróciłaby uwagę od tego bólu, który dręczył zarówno jego ciało jak i serce.

- Nie mam już siły Betty… Nie mam siły już z tym walczyć. Próbowałem… - dodał wzruszając delikatnie ramionami. – Nie umiem o tobie zapomnieć. Cierpię. Tęsknię. Jestem bez ciebie taki samotny. Niekompletny. Tylko ty sprawiasz że jestem szczęśliwy. Tak bardzo chcę być szczęśliwy… I chcę żebyś ty była szczęśliwa. Nie wiem czy potrafię dać ci szczęście, ale chciałbym spróbować. Warto spróbować… Jak myślisz? – spytał nieśmiało, a ja nie rozumiałam co się dzieje, ale łzy rodności i nadziei i tak stanęły mi w oczach.

- Chcesz czegoś więcej niż przyjaźń? – spytałam z nadzieją w głosie, a on przechylił głowę, jakby się zastanawiał.

- Chcę przyjaźni, to jest to co nas połączyło, ale… Nie wiem, czy umiem być tylko twoim przyjacielem. Nie umiem cię nie pragnąć. Nie umiem nie myśleć o tym, jaka jesteś piękna i o tym jak dobrze mi było, kiedy byłem z tobą… Czy to jest w porządku?

Nie wiedziałam co powiedzieć. Zamiast szukać słów postanowiłam go całować, więc zasypałam pocałunkami jego usta, szczękę, szyję i wszystko na co natrafiłam po drodze.

- To znaczy tak? – spytał, a ja zaśmiałam się przez łzy siadając na nim okrakiem i przytuliłam go ze wszystkich swoich sił

- Tak! Tak! Tak! – powtarzałam – O Boże, Ray tylko na to czekałam całe swoje życie, już cię nie oddam, nie próbuj uciekać! – powiedziałam półżartem, kiedy poczułam jak wtula twarz w moje włosy i głośno wzdycha.

- Kocham cię, Betty. I tęskniłem jak cholera.

Spojrzałam mu w oczy, biorąc w dłonie jego piękną twarz.

- Dam ci całą miłość świata, kochanie… – wyszeptałam i znów zaczęłam go całować. Oddawał mi pocałunki, a ja nie mogłam się nimi nacieszyć, nie mogłam przestać. Całowanie go było tak uzależniające i cudowne. Tak przyjemne, że niemal nie mogłam tego znieść ale i tak chciałam więcej. Po chwili odsunął się ode mnie oddychając z trudem.

- Jesteś pewna, że mnie za to nie znienawidzisz? – spytał, a ja pokręciłam głową

- Zwariowałeś? Prędzej znienawidzę siebie…

- A Rivera? – spojrzał mi w oczy, gdy zmarszczyłam brwi na jego słowa. – Co się stanie jeśli będziesz musiała wybierać między którymś z nas? Co jeśli stracę i jego i ciebie? Wiesz tak dobrze jak ja, że będzie wściekły, co jeśli nas znienawidzi? – mówił z bólem w oczach i wyglądał przy tym jak mały chłopiec, a ja myślałam że pęknie mi serce.

- Znam moje brata całe życie. Bywa uparty i wkurzający, ale ma złote serce. Kocha nas bezwarunkowo i wiem, że się wkurzy… – zaśmiałam się – Ale za chwile mu przejdzie. Nie stracisz go. A już szczególnie nie stracisz mnie. Obiecuję…

- Nie możesz być pewna jego reakcji…

- Znam go tak, jak samą siebie.

- Ale to co innego… Obiecałem mu, że będę się tobą opiekował i traktował cię jak siostrę… Wiem ,że to zrobiłem jest złe, sam się za to nienawidzę, więc jak on ma mnie nie znienawidzić?!

- Jak możesz tak mówić? Miłość nie jest niczym złym. Nie jesteśmy rodziną i nie jesteśmy spokrewnieni, rany ile razy mam to powtarzać? Nie czuję jakbym robiła coś złego kochając ciebie, czuję się źle tylko i wyłącznie wtedy, kiedy jestem z innym. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze… Jesteś dla mnie jedyną szansą na szczęście, Ray… Nie pokocham innego. I nie można kogoś nienawidzić za miłość. To tak jakbyś ty znienawidził Rivera za to, że on i Mel się kochają, albo ja miałbym go za to znienawidzić… Kogo by wybrał, mnie czy ją?

- To inna sytuacja… - odparł dotykając z czułością mojej twarzy.

- Nieprawda. Nie można stawiać kogoś przed takim wyborem, bo to jest po prostu złe. A River jest dobry. Wiem że będzie wściekły, wiem że będzie sapał…

- Zabije mnie. Jego buźka jest myląca, ale ten dupek rozsmaruje mnie na ścianie. Mój brat to pieprzony Predator, oboje to wiemy... – schował twarz w moich piersiach, a ja siłą rzeczy zachichotałam. To była prawda, River był stworzony z samych mięśni, miał niemal dwa metry i żył sportem, od dziecka uprawiając sztuki walki i futbol. Prawdziwy złoty chłopiec, najlepszy we wszystkim czego się dotknął – taki właśnie był Riv. Ale nie tknąłby Raya małym palcem, tego byłam pewna.

- Nigdy by cię nie uderzył, wiesz o tym. Kocha cię.

- Zasługuję na to, aby mi dowalił za to co wyprawiam. I to konkretnie.

- Ray… - popatrzyłam na niego nic nie mogąc poradzić na to, że szczerzę się jak wariatka. – My naprawdę rozmawiamy, o tym jak powiedzieć Riverowi, że jesteśmy razem!  - zapiszczałam ze szczęścia znowu całując jego usta.

- Och jasne, hura.... – odparł w moje wargi – To nie jest ani trochę stresujące. Wcale.

- Zawsze wybiorę ciebie. Bez względu na wszystko. Jeśli Riverowi odwali to jego problem. Kocham go, ale nie wyrzeknę się swojego szczęścia, bo coś mu się nie podoba. Wiem, że nie postawi mnie przed takim wyborem, ale jeśli ktokolwiek kiedyś to zrobi, z Rivem włącznie, ja wybiorę ciebie, Ray. – powiedziałam z mocą, a on zamknął oczy, składając na moich ustach kolejny, długi i głęboki pocałunek od którego zrobiło mi się słabo.

- Ja też wybrałem ciebie. I już zawsze wybiorę właśnie ciebie.

Tym razem naprawdę byłam w raju.

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro