Rozdział 16
Patrzyłam martwym wzrokiem w telefon. No cóż wystarczająco długie gapienie się w ekran zapewne nie sprawi, że on zadzwoni, ale warto było spróbować. Zaczynałam się martwić. Nie było go od kilku dni. Chciałam wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku….
Westchnęłam zrezygnowana, wyjrzałam przez okno i postanowiłam wyjść na zewnątrz, widząc Tima rozmawiającego z Tobym. Li odsypiała, bo nie mogła zasnąć w nocy. Nie dziwiłam się jej. Skoro my tak to przeżyłyśmy, to co dopiero musiał czuć Tim?
- Timmy. – przywitałam go, a on uśmiechnął się do mnie smutno. – O której możemy przyjść?
- Mówisz poważnie? – spytał
- O tak. Uwierz, naprawdę chcemy ci pomóc. Poza tym Lili ci nie odpuści. Kocha dzieci, poświęca im każdą wolną chwilę, to jej rodzaj terapii. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy była malutką dziewczynką. Jest z bardzo bogatej rodziny, więc wszyscy przerzucali ją z jednych rąk do drugich, mając głęboko gdzieś uczucia zagubionej, samotnej dziewczynki, za to z przyjemnością brali pieniądze które należały do jej rodziców. Miała totalnie przerąbane. Nikt jej nie kochał, więc ona teraz w każdym z tych małych, porzuconych, samotnych czy chorych dzieci widzi siebie. Jest cudowna i będzie miała dobry wpływ na twoje rodzeństwo. Wie jak rozmawiać z takimi dzieciakami i podchodzi do tego bardzo poważnie i emocjonalnie.
Tim patrzył na mnie z uczuciem.
- Strasznie mi przykro… To co ją spotkało… Cholera.
- Tak. Każdy niesie ze sobą swoje cierpienie. Jedni mniejsze inny większe, ale Lili jest cholernie dzielna. I zmieniła to co było smutne i złe w coś pięknego i dobrego.
Tim pokiwał głową zagryzając dolną wargę. Westchnęłam i poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu.
- Przyprowadzę dzieci koło siedemnastej do domu. Jeśli będzie wam pasowało to zapraszam. I dziękuję.
Przytaknęłam i wróciłam do domu. Lili siedziała na blacie kuchennym z kubkiem w dłoni.
- Jak on się trzyma?- spytała patrząc na Tima przez okno. Wpatrywała się w niego jakby obserwowała coś niezwykłego i ulotnego. Rany. Szkoda, że nie było dla nich przyszłości.
- Jest dzielny.
- Zaopiekuje się dziećmi? W sensie… Stworzy im dom?
- O tak. Weźmie na siebie wszystkie obowiązki związane z wychowaniem dzieciaków. Do tej pory też właściwie były głównie pod jego opieką. Cholera. Ma dwadzieścia jeden lat. I czwórkę dzieci. – pokręciłam głową.
- Na pewno znajdzie kogoś, kto mu pomoże… No wiesz jakąś kobietę. – wyszeptała patrząc jak Tim stoi z Derekiem i gestykuluje pokazując na ogrodzenie.
Spojrzałam na nią wymownie, kiedy na mnie zerknęła
- Lubię tu wpadać na wakacje Lili, ale to totalne zadupie… Dziewczyn też nie ma tu za wiele. Tim jest słodki i przystojny, ale nie znajdzie tu dziewczyny w której by się zakochał. Wszystkie już zna. Poza tym musi się znaleźć taka, która zaakceptowałaby czwórkę dzieciaków. Rzadko pojawia się tutaj ktoś nowy. A przecież się nie wyprowadzi, nie stać go. Ma czwórkę dzieci na utrzymaniu, jest sam, to nie takie proste...
Lili westchnęła ze zbolałą miną. Pogłaskałam Nemo po główce myśląc, że życie może być naprawdę popieprzone.
***
Zapukałyśmy do drzwi, a po chwili pojawił się w nich Tim z małym Dennym uwieszonym jego szyi. Chłopiec darł się w niebogłosy umazany marchewką, a jego łzy i brudna buzia brudziły koszulkę Tima.
- Hej… - przywitał się przekrzykując braciszka. – Wejdźcie.
Przeszłyśmy przez korytarz wchodząc do małego saloniku. Na krześle przy dębowym stole siedziała mała dziewczynka, na oko pięcioletnia, ale bardzo drobniutka. Płakała przytulając wielką świnkę Peppę. Na dywanie, przy kominku musiała leżeć Maddie z słuchawkami na uszach i wpatrywała się martwo w ścianę.
Tim przedstawił nas dzieciom, ale raczej nie wykazały zainteresowania na nasz widok. Nic dziwnego, po tym wszystkim co przeszły musiały bardzo cierpieć… Biedactwa.
- Denny za chwilę się uspokoi. Od wczoraj często płacze, ale zaraz dam mu soczek… - Tim wpadł do małej, skromnej kuchni szykując soczek jabłkowy, a mały płakał coraz głośniej. Kiedy brat wcisnął mu w buźkę ustnik od specjalnej buteleczki z soczkiem, uciszył się i zaczął zawzięcie ssać, przełykając łzy. Tim wytarł mu załzawioną twarzyczkę i spojrzał z bólem na małą Briee.
- Briee, kochanie chciałabyś też soczku? – zapytał dziewczynki, ale ona tylko pokręciła głową. Tim westchnął zrezygnowany. – Przepraszam was… Ale tak to teraz wygląda.
Lili poklepała go pokrzepiająco po ramieniu i zerknęła na Dennego, uśmiechając się do niego ciepło. Chłopczyk wyciągnął rączkę i złapał ją za pasmo włosów. Był przesłodki.
- Ten soczek wygląd pysznie, mogę spróbować? – spytała, a Denny wyjął z buźki obśliniony ustnik i wyciągnął go w stronę Lili. Moja przyjaciółka zaczęła udawać, że pije i naprawdę jej smakuje, a Denny zaśmiał się w głos, kiedy robiła śmieszne miny.
- Oddaję ci, ale jesteś kochany że się ze mną podzieliłeś. Może później się pobawimy?
Mały pokiwał główką, a Lili spojrzała na dziewczynkę. Podeszła do niej i kucnęła przy jej krzesełku.
- Masz na imię Briee?
Mała nie odpowiedziała tylko pociągnęła nosem i wtuliła się w świnkę.
- Ja jestem Lili…
Li zaczęła coś szeptać do Briee, a ja podeszłam do Tima.
- Co mogłabym zrobić? Nie znam się na dzieciach tak jak Li, ale może mogłabym pomóc w czymś innym?
- Nie trzeba, Betty. To miło, że przyszłyście.
Wtedy zobaczyliśmy, że mała Briee przytula się Lili, która bierze ją na ręce. Wstała z dziewczynką w ramionach i usiadła na krześle sadzając małą na kolanach.
- Briee, muszę przyznać że masz wspaniałego brata, wiesz? I wspaniałe rodzeństwo. Kiedy byłam malutka, byłam zupełnie sama i naprawdę tak wiele bym dała za twoją cudowną rodzinę.
- Nie miałaś mamy? – spytała Briee.
- Nie, moja mama zmarła, kiedy byłam młodsza od ciebie. To przykre, ale wiem że ona jest teraz gwiazdką na niebie i troszczy się o mnie, patrząc na mnie z góry. Taka mama to prawdziwy skarb. Wiele razy mi pomogła. Może i nie ma jej tutaj ze mną, ale ja wiem, że ona nade mną czuwa.
- A dlaczego nie opiekował się tobą twój Timmy? – spytała dziewczynka.
- Och, nie każdy ma tyle szczęścia, by mieć swojego własnego Timmyego. Byłam zupełnie sama. Nie miałam ani jednego brata, ani siostrzyczki.
- A kto się tobą opiekował?
- Sama musiałam się sobą zaopiekować. Ale ty masz wspaniałą rodzinę i nigdy nie będziesz sama. Musicie tylko dbać o siebie nawzajem. – Maddie siedziała na podłodze i przysłuchiwała się rozmowie dziewczyn. Wstała i podeszła do Lili
- Chciałabyś iść z nami na górę? Pokażemy ci swój pokój. – powiedziała do mojej przyjaciółki, a Li wstała z szerokim uśmiechem.
- Już myślałam, że nie zapytacie. Jasne że bym chciała!
Maddie złapała ją za jedną rękę, a Briee za drugą i pomaszerowały na górę chichocząc. Spojrzeliśmy na siebie z Timmem, z wyrazem szoku na twarzy. O rany, Lili naprawdę sobie radziła z dziećmi. Uwielbiały ją.
- Ona ma jakąś super moc? – spytał Tim, a ja pokiwałam głową
- Zdecydowanie.
Kiedy Denny był wykąpany i przebrany w piżamkę poszliśmy na górę. Lili i dziewczynki leżały na puchatym dywanie i zawzięcie dyskutowały. Kiedy zobaczyły, że wchodzimy uśmiechnęły się i usiadły.
- Timmy, wiesz że Lili jest baletnicą i tańczy na scenie? – powiedziała Briee
- I mieszka w Nowym Jorku, to daleko ale mówiła, że ma duży dom i chętnie nas do siebie zaprosi…
- Ojej to bardzo miło. – odparł Tim kołysząc w ramionach usypiającego Dennego.
Rozmawiałyśmy dość długo i nim się obejrzeliśmy zrobiło się późno. Denny spał na rękach Tima, a dziewczynki ziewały. Z rozmowy dowiedziałam się, że Sue śpi dzisiaj u swojej najlepszej przyjaciółki, która pomaga jej uporać się ze stratą mamy.
Kiedy żegnaliśmy się z Briee i Maddie wychodząc od nich z pokoju, Lili obiecała że przyjdzie następnego dnia, aby spędzić z nimi więcej czasu. Dziewczynki wydawały się szczęśliwe i spokojne, a Lili była zdecydowanie magiczna.
Tim odłożył Dennego do łóżeczka, i zaczął rozciągać mięśnie karku.
- Nie wiem jak wam dziękować. – powiedział, kiedy zeszliśmy na dół.
- Mnie na pewno nie musisz dziękować. Lili wykonała całą robotę.
Moja przyjaciółka się zaśmiała i pokręciła głową.
- Dajcie spokój. Kto ma ochotę się odrobinę odprężyć? – spytała wyciągając z torby butelkę czerwonego wina.
- O Boże, tak - jęknął Tim, a ona spojrzała na niego wymownie.
- Podoba mi się ta reakcja. Bettany?
- O tak! – jęknęłam dwuznacznie, na co moja przyjaciółka zachichotała
- O tak… - powtórzyła - Tim, przyjacielu. Podaj kieliszki, jeśli możesz.
Usiedliśmy na kanapie z kieliszkami w dłoniach i westchnęliśmy zadowoleni z chwili dla siebie.
- Więc… Jak długo zostajesz? - spytał Tim, niby od niechcenia, patrząc na Lili.
- Jeszcze nie wiem… Ale rok akademicki dopiero w październiku – wzruszyła ramionami
- Mówisz serio? Zostałabyś ze mną tak długo? – spytałam podekscytowana
- A co może mnie powstrzymać? – uniosła swoją idealną brew do góry. Wiedziałam co ma na myśli. Lili miała miliony i nigdy nie musiałby pracować, gdyby nie miała na to ochoty. Ale ona kochała to co robiła.
- Twoje niepohamowane ambicje?
- Pieprzyć moje ambicje, Betty. Kocham tańczyć, ale jeszcze zdążę. Przede mną całe życie na scenie. Nie zaszkodzi mi kilka tygodni urlopu w towarzystwie najlepszej przyjaciółki. Chyba, że chcesz się mnie stąd pozbyć?
- Zwariowałaś? Jasne, że nie! Dla mnie możesz tu zostać na zawsze. – trąciłam ją w ramie.
- Dobra, dobra. – odparła, a później skupiła swoje piękne oczy na Timie. – Masz cudowne rodzeństwo. Dzieci niesamowicie cię kochają. Widać, że jesteś dla nich najbliższą osobą. Ufają ci i czują się przy tobie bezpieczne. Wow, Tim. Odwaliłeś kawał dobrej roboty, chłopaku – trąciła go w ramie, a on nieco się zarumienił.
- Nic nie zrobiłem, po prostu byłem przy nich…
- Nie bądź taki skromny. Jeden na milion zachowałby się tak jak ty. Uwierz mi, wiem co mówię. – powiedziała upijając łyk wina. Tim wpatrywał się w nią z uczuciem, kiedy spojrzała na mnie i uśmiechnęłam się przebiegle.
- A jak twój blondi? Będzie mi dane w końcu zaznać tego zaszczytu?
- Ray? Och uwierz mi, ja też mam nadzieję, że w końcu się odezwie. Nie wiem co mam z nim robić, zaczynam się martwić…
- Betty, chyba wiesz co może się z nim dziać? – Tim westchnął, a ja zmarszczyłam brwi z niepokojem.
- Nie rozumiem…
- Ray ma poważne problemy. Za dużo pije, wdaje się w bójki, bierze udział w jakiś nielegalnych bijatykach, serio nie jest z nim dobrze…
Że co?
- Ale… Przez ostatnie dnie, zanim zniknął, zachowywał się normalnie. Nie pił i nie widziałam, aby był pobity…
- On ma fazy. Przez jakiś czas zachowuje się normalnie, a później znika na kilka dni, czasem tygodni. Nie wiem co się dokładnie z nim dzieje, ale czasami się na niego gdzieś natknę… Zazwyczaj jest pijany, albo nawet naćpany. Zresztą nie wiem. Robi wtedy głupie rzeczy. Ma poobijaną twarz… Ludzie gadają, stąd wiem o walkach. Mam nadzieję, że w końcu się nie wykończy, albo nie zrobi czegoś przez co zniszczy sobie życie. – Tim mówił patrząc na swój kieliszek, a ja wstałam z kanapy, czując jak wali mi serce.
- Lili zostaniesz u Tima na noc?
- Słucham? – Li popatrzyła na mnie, a później na Timmyego marszcząc swoje delikatne brwi.
- Muszę do niego jechać. Muszę. Teraz.
- Betty… Uspokój się, proszę. Nie chciałem cię zdenerwować. – odparł Tim z niepokojem.
- Nie zdenerwowałeś mnie. Musiałam wiedzieć. Li mogę zawieść cię do domu, ale byłabyś w nim sama, bo Wendy jest u Edwarda. Nie chcę cię zostawiać, a nie wiem kiedy wrócę. Wezmę auto i chciałabym, żebyś była bezpieczna u Timmyego.
- A co z tobą?
- Ja do niego pojadę. Jeśli będzie w domu to zostanę z nim i postaram się z nim pogadać. Jeśli go nie będzie, wrócę po ciebie. Chyba, że wolisz, abym zawiozła cię na ranczo.
- O nie! Timmy mogę zostać? Nie chcę spać zupełnie sama w tym gigantycznym domu w środku lasu, sorry.
- Jasne, że możesz ale… Betty uważaj na siebie. Ray cię nie skrzywdzi, ale nie szukaj go. Jeśli nie zastaniesz go u niego, to wracaj do nas, okej?
- Dobrze. – złapałam za kluczyki.
Tim i Lili patrzyli jak wybiegam z domu. Uśmiechnęłam się do nich pokrzepiająco, kiedy zobaczyłam niepewność i zmieszanie na ich twarzach, zatrzaskując przed nimi drzwi.
Czasami o nasze szczęście trzeba walczyć. Wyrwać je siłą, wyszarpać z ciemności. Wykrzyczeć mu prostu w twarz, że jest nasze i nigdy go nie oddamy.
I ja właśnie zamierzałam walczyć moje szczęście. Zamierzałam je znaleźć. Zamierzałam znaleźć jego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro