Rozdział 22
Rain
Kolejne dni mijały nam na ponownym poznawaniu siebie. Chodziliśmy na wycieczki, pływaliśmy w jeziorze i wyruszyliśmy w góry. Spędzaliśmy razem każdą chwilę, jakbyśmy za wszelką cenę chcieli nadrobić stracony czas. Było cudownie i nie mogłem być szczęśliwszy. Powrót Mel i Rivera zbliżał się wielkimi krokami, ale mieliśmy z Betty wszystko przedyskutowane. Powiemy mu o tym powoli. Na początku nie będziemy okazywali przy nim niemal żadnej czułości, tylko drobne gesty sugerujące, że być może jesteśmy kimś więcej. Trzymanie się za ręce i przytulanie… To samo robiliśmy kilka lat temu, wiec nie powinien się o to wściekać. A później Betty porozmawia z Mel, która delikatnie i stopniowo wprowadzi Rivera w szczegóły. Zrobimy to powoli, rozsądnie i byłem naprawdę dobrej myśli.
Ten wieczór postanowiliśmy spędzić na ranczu, bo Wendy jak zwykle była u Edwarda. Zostały nam tylko dwie noce do powrotu Mel i Rivera, wiec chcieliśmy kochać się przez całą noc i wykorzystać do tego każde z możliwych pomieszczeń. Kanapę w salonie, bujany fotel w bibliotece, i stół w kuchni.
Właśnie brałem ją na kuchennym stole, wariując na widok jej podskakujących piersi, które falowały w rytm moich pchnięć. Dotykałem ich i jej płaskiego, mokrego od potu brzucha, zaciskałem palce na pełnych biodrach i oboje jęczeliśmy, oddając się niewyobrażalnej rozkoszy jaką dawały nam nasze ciała.
- O cholera, sorry stary… - usłyszałem rozbawiony głos mojego brata i odkleiłem oczy od Betty, by spojrzeć na jego twarz. Zaraz, zaraz… Mojego brata? Co jest grane do cholery?
Jednak po kilku chwilach konsternacji uświadomiłem sobie ze zgrozą, że naprawdę patrzę na mojego brata. River na początku uśmiechał się, stojąc z przerzucaną przez ramię torbą, ale kiedy zerkną na dziewczynę, którą właśnie posuwałem na stole, na jego twarzy odmalowało się zmieszanie i niedowierzanie, które stopniowo przechodziło w przerażenie i wściekłość, a ja poczułem jak gigantyczny ciężar osadza się na mojej klatce piersiowej, i odbiera mi możliwość normalnej komunikacji. Kurwa, to musi być sen, to nie jest możliwe…
- River, tylko spokojnie… – Betty usiadła na stole przylegając do mnie, aby osłonić nagie ciało przed swoim bratem – I do cholery, nie gap się! Nie widzisz, że nie mam na sobie ciuchów, oszalałeś ? – krzyknęła na niego oskarżycielsko, a on po prostu stał jak skamieniały i przeniósł swoje oczy na mnie.
- Ja oszalałem? Ja? - spytał, aż nazbyt spokojnie. Kiedy zobaczyłem w jego oczach ból i zawód skrzywiłem się targany gigantycznymi wyrzutami sumienia – Jak mogłeś do cholery…? Przecież to moja siostra.
Betty w między czasie naciągnęła na siebie moją koszulkę, która leżała koło stołu.
- Właśnie. Twoja siostra. Nie jego – pokazała na mnie – Kocham go i błagam nie rób scen…
- Ja mam nie robić scen? – krzyknął. – Ludzie, trzymajcie mnie bo nie dam rady…
Jak na zawołanie przez drzwi wejściowe wbiegła Mel, a kiedy zobaczyła mnie zupełnie nagiego i potarganą Betty w mojej koszulce, chyba nie potrzebowała wyjaśnień.
- O Boże, już tego nie od zobaczę! – wrzasnął River łapiąc się w dramatycznym geście za oczy, jakby coś mu je właśnie wypalało.
- River, kochanie… - Mel podeszła do niego, mówiąc uspakajającym tonem.
- Przed chwilą widziałem jak mój brat pieprzy moją młodszą siostrę, którą kurwa wychowywałem odkąd była niemowlęciem, na kuchennym stole! I byli nadzy, rozumiesz to? – krzyczał do Mel, a ja oprzytomniałem na tyle, aby założyć spodnie -Nie zniosę tego… - złapał się za klatkę piersiową i zaczął ciężko oddychać.
- Skarbie, nie dramatyzuj… - powiedziała spokojnie Melanie, obejmując mojego brata ramionami
- Nie dramatyzuj?! Och jasne, tak bo to ja oszalałem, prawda? - spojrzał na mnie z obrzydzeniem na twarzy – Wiedziałem, że one patrzą na to inaczej, ale myślałem że chociaż ty jeden wiesz, co jest słuszne. Myślałem, że jesteś moim bratem.
- Bo jestem… - odparłem żałośnie.
- Gdybyś był, to nie zrobił byś czegoś… czegoś… - pokazał na nas ręką i skrzywił się – Zaraz się porzygam… - złapał się za brzuch, kręcąc głową.
- River, ja ją kocham, będę dla niej dobry, przysięgam… Lepszy niż ktokolwiek inny, zobaczysz. Nie skrzywdzę jej, będzie przy mnie bezpieczna. Nie chcę cię stracić – powiedziałem błagalnie, a Betty podeszła do mnie przytulając się do mojego boku.
- Nie - zwrócił się do niej. – Ręce przy sobie Bettany, odpuść mi to obmacywanie go, przynajmniej po tym, co kurwa przed chwilą widziałem!
- River skarbie, Betty i Ray są dla siebie stworzeni…
- Mel, błagam cię, skończ! Wszyscy skończcie! Czy tylko ja widzę jak bardzo to jest popieprzone?! Co jest z wami nie tak, ludzie!? – krzyknął.
- Nie chciałem, żebyś dowiedział się w ten sposób…
- Nie mów do mnie teraz, Ray. Najlepiej kurwa stąd wyjdź bo nie mogę na ciebie patrzeć. Na ciebie zresztą też – pokazał na Betty i rzucił torbą o ścianę, kierując się do salonu. Pokiwałem głową i zagryzłem wargę.
Kochałem Betty, ale w tym momencie czułem się jak gówno. I zdecydowanie powinienem dać ochłonąć mojemu bratu.
- Lepiej pójdę. Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak wyglądało…
- Pójdę z tobą… - Betty złapała mnie za rękę, patrząc na mnie błagalnie.
- Nie – powiedziałem, ale kiedy zobaczyłem przerażenie w jej oczach, podniosłem dłoń i dotknąłem z czułością jej policzka. – Nie, kochanie. Zostań i porozmawiajcie. Wszystko będzie dobrze, tak? – spytałem, a ona uśmiechnęła się do mnie i stanęła na palcach, aby dać mi buziaka w usta.
- Kocham cię – wyszeptała. – Zobaczymy się jutro, prawda? Nic się nie zmieni?
- Nie wiem, czy nic się nie zmieni, ale na pewno nie to, że ja ciebie też kocham - oddałem jej pocałunek i zerknąłem na Mel, która uśmiechnęła się do nas pocieszająco. „Będzie dobrze” powiedziała bezgłośnie, a ja objąłem ją wychodząc – Dobrze cię widzieć… – wyszeptałem jej do ucha, a ona poklepała mnie po plecach.
- Dobrze widzieć was razem. Nareszcie zmądrzałeś, przyjacielu - odpowiedziała prosto w moje ucho, a ja objąłem ją mocniej. Mel zawsze wiedziała co powiedzieć, aby podnieść mnie na duchu.
***
Kiedy szedłem do domu nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Chyba nie było gorszej możliwości na to, aby River się o nas dowiedział. I to byłoby na tyle jeśli chodzi o nasze plany, subtelne sugestie i stopniowe informowanie Rivera o naszym związku.
Jednak plusem było to, że nie rzucił się na mnie z bojowym okrzykiem, maltretując moją twarz, albo nie zwyzywał mnie od najgorszych. Zawód w jego oczach był jednak wystarczającym ciosem. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od wewnątrz, ale jednocześnie wiedziałem, że nie zrezygnuję z kobiety którą kocham. Nie było takiej opcji.
Usiadłem na swoim ganku i odpaliłem papierosa. Spojrzałem na rozgwieżdżone niebo, a minuty mijały. Myślałem nad swoją przyszłością i nad tym co powiedzieć mojemu bratu. Myślałem o Betty, o nas… Z pewnością spędziłem tak dłuższy czas, kiedy zobaczyłem światła auta, które zaparkowało pod moim domem. Zmarszczyłem brwi zerkając na zegarek. Była pierwsza w nocy, kto mógł do cholery być? Wstałem z ławki i zobaczyłem czarne BMW, które z pewnością nie należało do nikogo kogo znałem. Wysiadło z niego pięciu facetów. Byli łysi, wytatuowani i niedorzecznie napakowani. Papieros zawisł mi nieruchomo w ustach, kiedy jeden z nich, z paskudną blizną przecinającą policzek i niemożliwie obitą gębą po tym jak sprałem go kilka dni temu, złapał za kij bejsbolowy.
- Nie tak łatwo cię znaleźć… – uśmiechnął się obleśnie – Ale jak widać nie ma rzeczy niemożliwych. Mamy chyba parę spraw do wyrównania, prawda laleczko?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro