Rozdział 11
Wzięliśmy Nemo i ruszyliśmy z Timmym do domu. Dałam psiakowi pić i posłałam mu w korytarzu, bo Timmy słusznie odradził mi branie go do sypialni, dopóki go nie odrobaczymy i nie zaszczepimy.
Usiedliśmy na kanapie kończąc butelkę wina. Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy na mniej istotne tematy. Timmy opowiadał co działo się u niego przez te lata, kiedy się nie widzieliśmy i co słychać u naszych wspólnych znajomych.
Kiedy zrobiło się późno pożegnaliśmy się i wymieniliśmy numerami telefonów. Timmy zapytał nawet czy nie chciałabym aby przenocował w jednym z gościnnych pokoi abym nie musiała zostawać sama w domu, ale odmówiłam. Nie byłam już małą dziewczynką. I nie chciałam, aby Ray pomyślał że spędziliśmy razem noc. Nie wiem czemu się tym przejmowałam, ale tak właśnie było.
Kiedy zostałam sama z Nemo usiadłam przy nim na podłodze, gładząc skołtunione futerko.
- Biedaku. Co spotkało cię na tym popieprzonym świecie? Wiem, że się tu nie pchałeś, tak jak ja. Ale cóż nikt nie pyta nas o zdanie. Nikt się z nim nie liczy. Wpychają nas tutaj, a to co nas spotka to cholerna rosyjska ruletka. Ja miałam szczęście. Ale ty też, bo trafiliśmy na siebie. Od teraz wszystko będzie dobrze... - mówiłam, a on patrzył na mnie jakby mnie rozumiał. Położył pyszczek na moich kolanach. Zostaliśmy w tej pozycji jakiś czas, i niemal usypiałam na podłodze, kiedy usłyszałam dzwonek. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Było po 22, kto to mógł być?
Boże, czy zamknęłam porządnie drzwi, kiedy Timmy wychodził? Co jeśli to seryjny morderca, albo choćby złodziej?
Podeszłam z walącym sercem do drzwi i zerknęłam przez wizjer. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam Raya. Poczułam wszechogarniająca ulgę. I ekscytację połączoną z niedowierzaniem. Może to kolejny dziwny sen?
- Ray to ty? - spytałam, mimo że przecież widziałam jego nieludzko przystojną twarz. Żuł wykałaczkę, przygryzając ją zębami.
- Tak, Betty. Otwórz, przychodzę nastawiony pokojowo. Zawieszenie broni. Koniec z obleśnymi żartami i chamskimi teksami. Obiecuję - odarł przeczesując palcami długie, platynowe włosy. Okej...
- Brzmi obiecująco - odpowiedziałam, a on prychnął, ale uśmiechnął się przebiegle, kiedy mu otworzyłam. Wiele razy zastanawiałam się dlaczego uśmiecha się tylko połowq ust. Ale to po prostu był Rain, to było jego i tylko jego. Nie robił tego celowo, być może nie zdawał sobie sprawy jak niesamowicie jest to seksowne. Ot tak po prostu idealny i powalający w każdym calu. Docisnął językiem wykałaczkę do swojej górnej wargi, i przekręcił nią, aby później znów chwycić ją miedzy zęby.
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? I to o tej porze? - spytałam udając, że ta cholerna wykałaczka i to co z nią wyprawia nie robi na mnie żadnego wrażenia.
Nie odpowiedział tylko wręczył mi buteleczkę i wmaszerował do pomieszczenia.
- Szampon dla psów - przeczytałam, kiwając głową z uznaniem. - Super. Dziękuję.
- Doczytaj. Likwiduje pchły i kleszcze. Jak zaraz weźmiemy malucha w obroty, za godzinkę będzie czyściutki i pachnący. - założył włosy za ucho i poruszył sugestywnie brwiami.
- Ale... Może nie powinniśmy go dzisiaj stresować?
- Chciałabyś być taka brudna? Musi się czuć okropnie z tą posklejaną, skołtunioną sierścią. Mam w tym wprawę, pomogę ci. Pomalutku przyzwyczaimy go do wody, jeśli będziemy widzieć, że się stresuje. Ostrzygę go, zobaczysz będzie ci wdzięczny i będzie mu dużo przyjemniej - odparł kładąc na stole kluczyki i telefon.
- Boże, Ray. Masz rację, tak bardzo ci dziękuję. Nemo zasługuje na kąpiel. - że też sama na to nie wpadłam.
- Właśnie. Ale powoli. Nie chcemy go wystraszyć - podszedł do pieska i przykucnął przy nim głaskając go po malutkim łebku. Miał na sobie czyste czarne jeansy i czarną dopasowaną koszulkę. Włosy również były czyste, uczesane i jedwabiste, jego twarz była świeżo ogolona i miałam ochotę go pocałować. Chyba jeszcze nie widziałam go tak zadbanego odkąd tu przyjechałam.
Do tego czułam jakby wrócił mój Ray sprzed lat. Chłopiec, który kocha zwierzęta całym sercem, jest tak czuły i delikatny że po prostu się rozpływasz. Chłopiec, który zarywał noce, aby pomagać skrzywdzonym zwierzakom, który żyje po to aby oddawać siebie innym, również tym których nikt nie zauważa. Chłopiec, którego przysięgłam kochać do końca swojego życia.
- Jest spokojny. Zaufał ci, czuje się tu bezpiecznie. Myślę że można go wziąć do łazienki i zabrać się do roboty.
- Jasne. Ray, bardzo ci dziękuję...
- Nie gadaj. Chodź - odparł biorąc Nemo na ręce.
Więc poszłam. Puściliśmy ciepłą wodę w wannie, a Nemo mimo chwilowego stresu zdawał się bardzo cieszyć z kąpieli. Śmiałam się w glos kiedy na okrągło lizał swój nosek i merdał ogonkiem. Kiedy kąpiel dobiegła końca Ray wytarł go delikatnie ręcznikiem, i wziął się za strzyżenie. Pomagałam mu przytrzymywać pyszczek Nemo, i już po kilku chwilach psiak był czysty i ostrzyżony.
Machał szaleńczo ogonkiem zerkając na nas z zabawną miną. Biegał po salonie, jakby nie mógł się przyzwyczaić do tego jaki jest teraz lekki i czyściutki, a my obserwowaliśmy go i śmialiśmy się gdy robił coś zabawnego.
- Jest świetny. Faktycznie, pasujecie do siebie - powiedział Ray, a ja zerknęłam na niego z uwielbieniem. - Ale jutro z rana weź go do weterynarza. Musi go zaszczepić i tak dalej, okej?
- Jasne... Ray jeszcze raz ci dziękuję.
- Spoko. W takim razie teraz chyba ty powinnaś się wykapać.
Zerknęłam na siebie. Faktycznie byłam brudna. Po tym jak leżałam na trawie koło stadniny umyłam ręce, ale nie wzięłam jeszcze prysznica. Moja jasna sukienka była zakurzona podobnie jak cała reszta. Odgarnęłam włosy za ramię i ziewnęłam podnosząc ręce do góry. Ray obserwował mnie jak jastrząb, więc zamrugałam zawstydzona, nie chciałam aby poczuł się nieswojo. Albo pomyślał, że znowu coś knuję aby go uwieść.
- Słuchaj, masz rację. Idę pod prysznic, i jeszcze raz ci dziękuję. Mam nadzieję że będę mogła ci się jakoś odwdzięczyć... - dodałam a on zagryzł dolną wargę patrząc na mnie tak intensywnie że aż przeszły mnie ciarki.
Zarumieniłam się, nie wiedząc co powiedzieć. Mam go wyprosić? Powiedzieć, że już sobie poradzę i zasugerować żeby wyszedł? Wlepiłam wzrok w Nemo który położył się na dywanie, a kontem oka zobaczyłam jak Ray zrzuca z siebie koszulkę... Zaraz, zaraz. Że co? Spojrzałam na niego z rozchylonymi wargami. Ray bez ubrania to zdecydowanie zbyt wiele, co on wyprawiał?
- No co? Mówiłaś że chcesz mi się odwdzięczyć. Zresztą przedwczoraj mówiłaś to samo... - odparł, a ja zaczęłam ciężko oddychać, gdy nadzieja wybuchła we mnie niczym płomień, albo raczej cholerny pożar. Boże, tak. Chciałam tego jak niczego na świecie, mogłabym pocałować każdy milimetr jego niesamowitego ciała, mogłabym mu zrobić wszystko. Podeszłam do niego wolnym krokiem, tak bardzo chciałam go dotknąć. Stanęłam blisko i podniosłam dłoń, żeby to zrobić, ale wtedy on złapał mnie za rękę i pokręcił głową.
- Betty, żartowałem. Zostanę tu na noc, żebyś nie musiała spać sama w tym wielkim domu. Wiem że to nic przyjemnego, za nic nie zostałbym tu sam, szczególnie odkąd umarł w nim mój tata. - zamrugałam patrząc na niego z niedowierzaniem. - Dlatego zdjąłem koszulkę. Kładę się do spania, jestem padnięty. Mogę zdrzemnąć się na kanapie...
- Uważasz że to było zabawne? - przerwałam mu, zagryzając delikatną skórę po wewnętrznej stronie policzków. - Uważasz, że moje uczucia są dobrym tematem do żartów?
- Cholera Betty, to nie tak... Nie pomyślałem, powiedziałem to, bo przyzwyczaiłem się do tych naszych potyczek słownych, ale nie chciałem źle.
- Potyczek? - Powtórzyłam kiwając głową z udawanym uznaniem - Super. A więc dla ciebie to są jakieś głupie potyczki, podczas gdy dla mnie to pieprzona walka o przetrwanie! - dodałam dźgając palcem powietrze. - Wszystko co mówisz wszystko co robisz, rani mnie do krwi, Ray. Od zawsze. Te wszystkie kobiety, te wszystkie podłe słowa, te okrutne żarty, to wszystko mnie zabija! - krzyknęłam i nic nie mogłam poradzić na to, że znowu pojawiły mi się w oczach głupie łzy. - Nie masz o niczym pojęcia. Nie wiesz ile dla mnie znaczysz. I to co mówiłeś przed stadniną, to też zapewne była tylko głupia gra, prawda? Próba, żarty. Co teraz zrobi głupia, zakochana Betty. Jak zareaguje?
Ray patrzył na mnie z rozchylonymi wargami. Po chwili schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle.
- Niepotrzebnie przychodziłem. Nie umiemy już ze sobą normalnie rozmawiać. Nie umiemy przebywać ze sobą. - odparł, a ja przełknęłam ślinę.
Nie skomentowałam tego. Podeszłam do Nemo i wzięłam go na ręce. Przytuliłam do siebie gładkie, miękkie futerko i wmaszerowałam na górę, po czym położyłam go na kocyku który ułożyłam w gniazdko na podłodze, a sama postanowiłam wziąć bardzo długi prysznic.
Kiedy wyszłam z łazienki założyłam na siebie cienką koszulkę nocną bo było naprawdę potwornie gorąco. Położyłam się na łóżku starając się nie myśleć o tym, że znowu się raniliśmy. Chyba fatycznie jedynym rozwiązaniem dla nas było trzymanie się od siebie z daleka. Nemo spał spokojnie wtulony w kocyk. Uśmiechnęłam się ciepło patrząc na to biedne małe stworzonko. Będzie nam razem dobrze. Położyłam głowę na poduszce i zasnęłam, kiedy nagle poczułam na sobie dotyk czyiś dłoni. Rozchyliłam powieki, ale poznałabym te dłonie dosłownie wszędzie. To ciało, ten zapach.
- Ray, co ty wyprawiasz? - spytałam nieprzytomnie, kiedy poczułam jak kładzie się za mną, obejmując mnie na łyżeczkę.
To był sen?
- Nie mogłem zasnąć - wyszeptał do mojego ucha, a mnie przeszły ciarki, a głupie serce niemal eksplodowało w piersi.
- Więc przyszedłeś, żeby mnie jeszcze trochę podręczyć?
Usadowił się za mną, a jego wielkie ciało totalnie mnie przytłoczyło. Schował nos w moich włosach.
- Śpij - odparł.
- Tak po prostu? - spytałam z niedowierzaniem
- Kiedyś często tak spaliśmy, nie pamiętasz?
Tak, kiedyś spaliśmy w ten sposób niemal co noc.
- Od tamtej pory sporo się zmieniło.
- Nie utrudniaj tego, Betty. Po prostu bądźmy znów tamtymi przyjaciółmi. Nie chce cię dłużej ranić. Potrzebuję cię. Odpuśćmy - wyszeptał, a ja złapałam go za dłoń i przyciągnęłam do swojej klatki piersiowej. Nie po to aby zaczął mnie dotykać, ale po to by poczuł jak szybko wali moje serce. Wtuliłam się w niego przyciskając jego dłoń do swoich ust.
- Kocham cię - wyszeptałam. Kiedyś zawsze mówiłam mu to przed snem
- A ja ciebie Betty-Rose. Śpij.
Więc zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro