2. W naturze...
Siedzę tu już 5 godzinę grając w gry na telefonie... Wow! Pierwszy raz zjadłam kanapki w szkole!
Hahah
Haha
Ha....
Zaraz mi się skończy bateria a tu nie ma gniazdka! Jesteśmy zgubieni! Okej... Jest już 20.00...
A-A co jeżeli zabraknie mi powietrza w tym małym pomieszczeniu...
Albo miotły mnie zaatakują?
Boże co ja gadam.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, ale nie od schowku. Ktoś wszedł do szkoły. Zaczęłam słyszeć kroki dochodzące za drzwi.
-EJ!!! Jestem w środku! Wypuść mnie!- zaczęłam krzyczeć i walić pięściami w drzwi.
-Co do...- usłyszałam cichy głos dochodzący zza drzwi.
-Wy-wypuść mnie!
-A wiesz, że zapasowy klucz jest w szafce na dole?- otworzyłam oczy tak szeroko, że myślałam, że mi gałki wyjdą. Szybko podbiegłam do szafki i ją otworzyłam. Rzeczywiście jest klucz! Jaka ja głupia jestem! Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Moim wybawcą jest...
Ten czerwonowłosy chłopak.
-To ty?- zapytał z zażenowaniem.
-Nie, Brunchilda - powiedziałam.
-Masz na imię Brunchilda?
-Głupi jesteś...
-To nie ja przesiedziałem cały dzień w schowku woźnej- powiedział. Ech, w sumie ma rację.
-To nie moja wina! Ktoś mnie tu zamknął!
-Niech zgadnę... Czyżby największy plastik w szkole?
-Chyba tak... Pamiętam tylko, że miała blond kręcone włosy.
-Ta... Wiesz, że masz przerąbane?
-Raczej nie...
-Dobra idź sobie, nie jesteś mi potrzebna- powiedział arogancko.
W odpowiedzi tylko prychnęłam i skierowałam się w stronę wyjścia. Kiedy otworzyłam drzwi, rzucił się na mnie wielki pies. Zaczęłam piszczeć. Nie boję się psów ale ten ma chyba dwa metry!
-Demon chodź tu!- powiedział chłopak który ,,uratował" mnie. Bestia od razu ze mnie zeszła.
-Co to było!?- zapytałam zdenerwowana.
-Mój mały, słodki piesek- powiedział szczerząc się od ucha do ucha. -W sumie masz szczęście, że nie poszłem dalej przez korytarz, bo już byśmy nie gadali.
A-a co jeżeli w okolicy jest więcej psów?
-Ej poczekaj!-podbiegłam do niego i złapałam go za ramię.
-Co?- powiedział bardzo poważnie. Jego ton głosu był przerażający. Gdy to usłyszałam od razu zabrałam dłoń z jego ramienia.
-M-możesz mnie odprowadzić do domu? B-bo się boję...- powiedziałam zakłopotana.
-A co z tego będę miał?- zapytał.
-N-no nic...
-A może wynagrodzisz mi to?- zaczął się niebezpiecznie blisko do mnie zbliżać. -W naturze?
Powiedział mi to wprost do ucha, aż mnie dreszcz przeszedł.
Czułam jak robię się cała czerwona...
Jak najszybciej odepchnęłam to od siebie.
-D-debil!- powiedziałam, robiąc się coraz bardziej czerwona. On się tylko zaśmiał.
-Dobra, dobra odprowadze Cię.
Odetchnełam z ulgą.
Zaczęliśmy iść w przyjemnej ciszy. W końcu chłopak się odezwał.
-Jak masz na imię?- zapytał.
-Brunchilda- powiedziałam.
-To nie było zabawne. Powiedz na serio.
-Ech... Milena a ty?
-A co z tego będ...- przerwałam mu.
-Błagam nie zaczynaj- powiedziałam zażenowania.
-Kastiel- powiedział.
-Co?
-No tak mam na imię...
-A... O to mój dom.... To do jutra!
-Tia... Narazie....
******************************
Kastiel ratownik xd Dasz gwiazdkę? To bardzo motywuje do pisania, a dla Ciebie to tylko kliknięcie bakłażanie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro