Chapter 13
- Ile ci jeszcze zostało do spłacenia? - zapytała moja przyjaciółka, opierając się o recepcję, kiedy ja załatwiałam jakieś komputerowe sprawy.
Siedzimy już pół dnia w tym burdelu, za przeproszeniem, i nudzi nam się, ponieważ w środy nie mamy za wielu ,,klientów".
- Trzy tysiące. Ale muszę też połowę z miesięcznych odkładać dla siebie, wiec jeszcze sporo tutaj będę. - powiedziałam i odetchnęłam głęboko. Lily jęknęła z niezadowoleniem i uderzyła ręką w czoło. Czyli u niej też nie jest kolorowo.
- No to ja tak samo. Nienawidzę tego miejsca! - powiedziała, na co dwie dziewczyny w o wiele za krótkich spódniczkach spojrzały na nią jakby przed chwilą conajmniej uderzyła jakiegoś małego pieska patelnią. Dziwki. Dosłownie.
- Nienawidzę tych ludzi. - powiedziałam do niej ciszej, na chwilę odwracając wzrok od laptopa. Ona prychnęła i przytaknęła mi.
I oto właśnie teraz zaczyna się nasze cotygodniowe wyliczanie. 3...2...1...
- Nienawidzę wyglądu tego miejsca - odpowiedziała, a ja tylko przytknęłam.
- Nienawidzę też ludzi, którzy tu przychodzą - stwierdziłam, znów wracając wzrokiem do laptopa.
- Nienawidzę tych wszystkich pokoi i nawet łazienek... - powiedziała wyrzucając ręce w powietrze.
- Kobieto, ja nawet nienawidzę tego małego radia na tej durnej wiszącej półce - na to ona zaśmiała się i sprawdziła godzinę na telefonie. Po jej minie mogłam stwierdzić, że jeszcze trochę tu posiedzimy.
- Ale ciesz się, że dziś przynajmniej darowali sobie i nie puszczają w kółko Baby, Justin'a Bieber'a. Lubię faceta, ale kiedy coś leci ciagle i ciagle i to jeszcze jedna z najstarszych piosenek, to ma się ochotę zwrócić śniadanie. - na jej słowa uderzyłam delikatnie głowa w blat wbudowany na dole recepcji, koło laptopa. Nie mogę już tu wytrzymać. Niech wszyscy dadzą mi spokój.
- Ugh, chcę do domu - jeknęłam, a dziewczyna udawała, że płacze.
- Ja też - powiedziała i poszła najprawdopodobniej do naszego pomieszczenia. Ja skończyłam pracę na laptopie i zamknęłam go, po czym wstałam i oparłam się łokciami o blat recepcji, patrząc na drzwi, przez które codziennie przychodzą niewyżyte zwierzęta.
No i tak mniej więcej wyglada nasz zwykły dzień w pracy.
Nagle drzwi otworzyły się, a ja spojrzałam na tego kto wszedł. Mój Boże, proszę nie.
Chłopak zaczął kierować się do mnie, a ja tylko patrzyłam na te dziewczyny siedzące na tej głupiej czerwonej kanapie, które teraz przestały oglądać jakieś głupie magazyny i zaczęły patrzeć na Calum'a i szeptać do siebie pewnie o tym, którą z nich weźmie do pokoju. Fu.
Chłopak zatrzymał się, trzymając ręce po moich bokach, a ja dalej trzymałam łokcie na blacie i bałam się na niego spojrzeć. Kiedy w końcu podniosłam głowę, on bezczelnie wlepiał tęczówki w moje piersi. W myślach przewróciłam oczami i chciałam powoli wziąć łokcie z blatu, ale on złapał mnie za jeden tak, bym nie mogła się ruszyć.
- Puść mnie - powiedziałam cicho, nie martwiąc się o konsekwencje. Ostatnio jak pyskowałam, płakałam. Teraz mnie to nie obchodzi.
- Ciebie też miło widzieć, Raven - odpowiedział, a ja zignorowałam go. Zaczęłam lustrować go wzrokiem i musiałam stwierdzić, że wygląda dziś naprawdę nieźle. Miał na sobie czarne jeansy, koszulkę z ATL i ta swoją skórzaną, ciemną kurtkę, ale prezentował się... Niestety świetnie.
Pieprzony, przystojny Calum Hood. Mógłby się wystroić w worek na ziemniaki, a i tak wyglądałby zaskakująco dobrze.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytałam, wyrywając się od niego i odsuwając delikatnie. On wzniósł tęczówki do góry.
- Dla ciebie - odpowiedział, patrząc mi w oczy. Odwróciłam wzrok, bo nie mogłam znieść jego palącego spojrzenia.
- Rozumiem. Jestem twoja, mam być grzeczna i nie zadawać się z innymi facetami. To chciałeś mi powiedzieć? Kiedy to się skończy? - zapytałam, a on zasnął mocno szczękę. O nie.
Po chwili wypuścił powietrze i znów na mnie spojrzał.
- Przyszedłem, bo chciałem. Co się ma skończyć? - zapytał, przegryzając wargę. Tak jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Twoje prześladowanie mnie i mówienie, że jestem twoja. Nie chcę tego, Hood - powiedziałam załamującym się głosem. On nadal na mnie patrzył, a ja wiedziałam, że ta cisza nie zwiastuje niczego dobrego.
Nagle Calum uderzył mocno ręką w blat, a ja delikatnie podskoczyłam. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Ale ja chcę, a twoje zdanie mnie nie obchodzi - wysyczał i ku mojemu zdziwieniu pocałował mnie w policzek. Następnie wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie miałam siły nawet patrzeć na miny tych kobiet co siedzą na kanapie. Pewnie są teraz nieźle zdezorientowane.
Po chwili przybiegła przestraszona Lily.
Dotknęła mojego ramienia, sprawiając, że spojrzałam w jej stronę.
- Wszystko dobrze? Co to było? - spytała przestraszona, a ja zawiesiłam głowę i pokręciłam nią.
- Nieważne. Chcę po prostu wrócić do domu i położyć się spać - odpowiedziałam i w tej chwili zrozumiałam.
Nie uda mi się uwolnić od Calum'a.
***
Cześć kochani. Jak rozdział? Zły Calum, zły.
Jak wam się podoba?
Votes, komentarze i do następnego!
Dużo miłości ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro