Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 1

Weszłam do, o dziwo zadbanego budynku. Sciany byłu tu czarne, z odrobiną fioletu, a na ich wisiały obrazy na które lubiłam patrzeć, dlatego, że zupełnie odbiegały od tego miejsca. Zdjęłam moją lekką kurteczkę i powiesiłam ją na wieszaku. Usiadłam za ladą i wyjęłam zeszyt w którym będę dziś zapisywała 'klientów'.

Nienawidzę tego miejsca, nienawidze tej pracy.

Pracuję tu dopiero od 2 tygodni. Na czym polega moja praca? Oh to nic, po prostu zapisuję imiona klientów i daję im klucze do pokoi. Niby nic, ale to mnie męczy. Przez mojego ojca, pracuję w domu dla prostytutek. Gdy zmarł, dowiedziałam się, że miał tu długi, które ja muszę teraz odpracowywać przez okrągłe 2 lata. I od poniedziałku do piatku, czasami również w soboty muszę tu siedzieć od 13.00 do 24.00 i patrzeć jak inni wykorzystują kobiety. Czasami chcą się do mnie przystawiać, ale obowiązuje tu zasada, za którą jestem bardzo wdzieczna panu Flecher'owi, czyli mojemu szefowi.

A mianowicie :

Nie ja tu jestem prostytutką, mnie dotknąć nie można.

***

Było równo po dwudziestej, gdy drzwi wejściowe otworzyły się kolejny raz, świadcząc o nowym "kliencie". Odwróciłam wzrok od telefonu, by schować go do kieszeni. Popatrzyłam na tego kto wszedł do środka. 

Wysoki, dobrze zbudowany chłopak o "czekoladowej" karnacji i ciemnych, gestych, idealnie ułożoych włosach. Był ubrany na czarno. Miał podarte w kolanch spodnie i koszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu, na którą zarzucił skórzana kurtkę. Spojrzał się w moją stronę a na jego ustach zawitał przebiegły uśmieszek. Zaczął kierować się do mnie, z rękami w kieszeniach swoich spodni i jednocześnie wodził wzrokiem po całym moim ciele, przygryzając wargę. Poprawił kołnierzyk swojej rozpiętej kurtki i nachylił się nad recepcją, tylko po to, by być bliżej mnie. Mogłam teraz zobaczyć jego wielkie, ciemne oczy i pełne pudrowe usta. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Odsunełam się i nerwowo przełknąłam ślinę, nim zaczełam mówić.

-D-dzien dobry. W-w czym mogę pomóc? - w myślach przeklęłam mój głos, który zadrzał. Uśmiechnął sie na to. 

- Szukam rozrywki... Jesteś nowa ? - zapytał, nadal na mnie patrząc. Miał delikatyny głos, mimo tego zrobiło mi się niedobrze na jego słowa. 

- T-tak. D-dobrze, to na tamtej kanapie jest 10 kandydatek, jedną z nich weźmiesz do pokoju... numer 8. Dobrej zabawy życzę... - powiedziałam, nie uśmiechjąc się i wręczając mu delikatnie klucze. Bałam się go. Coś w nim było takiego, co kazało trzymać mi się od niego z daleka.

Wyjęłam notes, na którym zapsani są klijenci i zaczęłam przeglądać kartki, patrząc kto dzisiaj tu był. Zignorowałam kompletnie tego chłopaka.

- Ykhym - odchrząknął, a ja podskoczylam ze strachu na dzwięk jego głosu. Dlaczego jeszcze sobie nie poszedł? Przecież dałam mu klucze.

- S-słucham? - zapytałam patrząc na niego. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.

- Moge wybrać dowolną dziewczynę w tym pomieszczeniu ? - zapytal, znów nachylając się nad ladą.

- Ymm tak. W- wszystkie, które tu są. - na moje słowa, uśmiechnął sie zadziornie.

- Chcę ciebie - oznajmił, nadal się usmiechając i przekrecajac głowę lekko w lewo, nie przerywając ze mna kontaktu wzrokowego. O mało co nie zachłysnełam sie powietrzem.

-P-przepraszam pana bardzo, a-ale to nie możliwe. T-to nie moje stanowisko, w-więc nie może mnie pan do tego zmusić. - powiedziałam łamiącym się głosem. On zaśmiał sie cicho. Z czego on się śmieje ?

- Wiem to. Ale wybieram ciebie. Chcę ciebie. - powtórzył, a ja nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Bałam się, bo jeszcze z czymś takim się nie spotkałam, a jeśli, to szef zawsze był w pobliżu. Teraz byłam sama.

- N-ie może mnie pan mieć, poniewaz klienci nie mogą mnie dotknąć. T-to nie moje stanowisko. Nigdy nię będzie mnie pan miał. - powiedziałam pewna swoich słów. On parsknął śmiechem.

- Będziesz moja. Zdobędę cię. - powiedział pewny siebie, nadal się uśmiechając. 

- Przepraszam, ale sie pan myli. W odróżnieniu od tych tutaj mam uczucia. I nie ma pan jak mnie mieć, ponieważ prostytutka, to nie moje stanowisko. Więc jestem tu bezpieczna. Ale dlaczego tak bardzo chce mnie pan wykorzystać ? - powiedziałam, patrząc na niego podejrzliwie. Mam nadzieję, że nie widzi jak moje ciało drzy ze strachu.

Ku mojemu przerażeniu, chłopak wskoczył za ladę i podszedł do mnie bardzo blisko, przyciskając mnie do ściany, która znajdowała się za moim krzesłem. Położył swoje ręce po bokach mojej głowy i nachylił się nad moim uchem. 

- Nawet mnie nie rozśmieszaj. Masz idealne ciało, które wspaniale współgrałoby z moim. Do tego jesteś piekna. chciałbym słyszeć twoje jeki, to jak krzyczysz moje imię, jak rozpływasz się pod moim dotykiem, pragnę cię. I znajdę sposób, by cię mieć, bez problemu to zrobię. Będziesz moja. - wyszeptał mi do ucha. Sparaliżował mnie strach. Dlaczego nikt tego nie widzi ?

- Jestem Calum. Calum Hood. I ja zawsze dostaję to, co chcę... - szeptał, składając delikatne pocałunki na mojej szyji. Teraz mój strach osiągnął zenitu.

Cały Sydney wie, kim był Hood. Znany jest z krwawych bójek i tego, że przez półtora roku, był w więzieniu. Nikt nie wie dlaczego, nikt nawet nie chce wiedzieć.

- Będziesz moja... Tylko moja... - powiedział i chciał pocałować moje usta, lecz odsunąłam głowę, tak, że dotknął  ustami mojej kości policzkowej. Lekko się uśmiechnął. 

- Wrócę... Zdobędę cię... Już jesteś moja... - wyszeptał, odsunął sie od mnie, wyskoczył zza lady i szybkim krokiem udał się do drzwi, jeszcze puszczając mi oczko. Byłam wstrząśnięta i przestraszona.

Boję się go najbardziej na świecie.

***

Hejo ! Witam na mojej nowej książce o Calum'ie. Mam nadzieję, że się spodoba.

Proszę o komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro