Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

złapany 1.7

- Kiedyś był sobie całkiem odważny, mały alfa. Kochał się bawić i brykać. Miał wielu przyjaciół. Wiele omeg go chciało. Miał też najlepszego przyjaciela. Przyjaciela, który był dla niego wszystkim. Jednak, ilekroć chodził z jakąś omegą, ta zrywała z nim po kilku tygodniach. Mały alfa nie wiedział, o co chodzi. Myślał, że jest cudowny i każdy go lubi. Starał się nie załamywać i nie pokazywać, ze żarty z takiego stanu rzeczy nie łamią jego pewności siebie. Jego przyjaciel przyglądał się temu jak upadał. Pewnego dnia mały alfa poznał omegę imieniem Złotowłosa. Dziewczyna była cudowna i mały alfa myślał, że to właśnie ta jedyna. Spotykali się do dnia, w którym mały alfa został złamany jak patyk. Nakrył Złotowłosą ze swoim najlepszym przyjacielem. Jego cały świat upadł. Uciekł. Ból był zbyt duży. Zmienił się w wilka. Była nim przez rok, a kiedy wrócił, był inny. Żadna omega go nie interesowała. Był na nie całkowicie obojętny. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez wiele lat. Jednak pewnego dnia, kilka miesięcy temu, poczuł coś. Coś, co go przyciągało, wołało o pomoc. Tak to opisał. Ten dźwięk, był niczym wycie rannego wilka. Szukał źródła tego odgłosu, jednak tylko mały alfa to słyszał. Pewnego dnia znalazł źródło, tak samo jak to, czego poszukiwał jego wilk. Znalazł... - W tym momencie przerywam Dorianowi, nie dając mu dokończyć.

- Znalazł mnie, prawda? - Pytam, patrząc w złote oczy. – To było o moim Harrym i tym całym Tristanie? - Zadaje pytanie, wypowiadając jego imię z wyczuwalną odrazą.


- Dokładnie. Bystry jesteś. Harry się boi, że to się powtórzy. Wtedy by tego nie zniósł. - Kiwam głową, po czym odpowiadam, z pewnością o jaką bym się nie podejrzewał.


- To się nie wydarzy. To Harry, to zawsze był i zawsze będzie on. - Mówię, wstając.

Wychodzę z gabinetu i kieruję się za intensywnym zapachem mojej miłości. Serce mi się ściska na samą myśl o zranionym, samotnym Harrym w lesie. Ściągam buty, a moje stopy dotykają miękkiej trawy. Zaczynam biec za zapachem wody kolońskiej alfy. Im głębiej w las, tym intensywniejszy się on staje. Po piętnastu minutach ciągłego biegu, moje płuca chcą uciec z mojej piersi, a nogi odpaść i kazać rękom biec.

Docieram na polanę pogrążoną w świetle księżyca. Na środku siedzi potężny czarno-szary wilk. Jego wielka głowa jest opuszczona w dół, ukrywając piękną zieleń jego oczu. Powoli podchodzę do zwierzęcia, które jest moim Harrym. Staję tuż przed jego pyskiem. Wilk ani myśli się poruszyć, choć dobrze zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Pochylam głowę. Moje czoło spotyka miękkie futro. Dłońmi chwytam jego pysk. Składam mały pocałunek miedzy jego oczami. Wtedy dostrzegam ta złote ślepia.


- Kocham cię. - Szepcze, po czym odchodzę kilka kroków do tyłu.

Zamykam oczy. Czuję, jak mój wilk wychodzi z swojej kryjówki, jak łasi się do mnie. Ogromne połacie miłości płoną w moim wnętrzu, a wilk zachowuje się niczym ich król. Moje serce bije mocno w piersi. Przypominam sobie słowa An.

Czemu chcesz się zmienić Lou? Musisz mieć powód. Bez tego ani rusz. Jeśli to polecenie głównej alfy, to polecenie, jeśli chcesz sam, to dlaczego? Pomyśl nad tym"

Chcę się pokazać mojej alfie. Chcę, żeby mnie widział. Nagle słyszę odgłos łamanych kości. Tak dawno nie byłem w postaci wilka. Kiedy uchylam powieki widzę przed sobą uśmiechniętą twarz Harry'ego. Jest nagi, jednak nadal piękny.


- Louis... - Szepcze, dotykając mojej sierści. Udało mi się! Przymilam się do jego dłoni. – Jesteś taki piękny, kochanie. Taki piękny. Pasujesz do mnie jak ulał. Srebro z srebrem. - Mówi, głaszcząc mnie po pysku.

Zanim się zmienia, składa na moim nosie pocałunek. Później biegamy po całym lesie, ciesząc się swoim towarzystwem. Czuję się jakbym miał wszystko, czego potrzebuje.


Takie spacery stają się naszą rutyną. Przez blisko półtorej tygodnia tylko to robimy, poza spaniem. Jestem tak szczęśliwy, że sam nie wiem jakim cudem zapominam o swojej gorączce. Atakuje mnie ona w najmniej spodziewanym przeze mnie momencie.

Właśnie wieszam parnie, kiedy fala gorąca uderza w moje ciało. Oddycham głęboko, czując zawroty głowy. Czego się spodziewałem po siedmiu latach? Opieram się o dom. Drżącą dłonią sięgam do mokrych spodni. Jezu. Tego jest tak dużo. Nie zdążam nawet wyciągnąć swojego IPhone, kiedy gorące, twarde ciało rzuca się na mnie. Harry przyciska mnie do ściany, całując moją szyję i ramiona. Dyszę od tej małej pieszczoty. Kiedy Harry poprawia się na mnie dochodzę. Kurwa.


- H-harry... nie tu błagam... - mamrocze, próbując odsunąć jego twarz od mojej piersi, która już jest pełna malinek. Łzy spływają po mojej twarzy, kiedy Harry całuje mnie w usta. Po chwili jestem już w powietrzu, nadal przyciśnięty do ściany.


- Muszę wiedzieć – wypchnięcie tych wąskich bioder w przód i otarcie się o mnie, powoduje, że cichy jęk ucieka z mich ust, a penis wręcz przecieka w bokserki. – Czy mogę się z tobą... - kolejne mocne uderzenie bioder. Zduszam okrzyk w jego ramieniu, kiedy dochodzę po raz kolejny.


- T-Tak! B...boże tak! Błagam, zrób to! - Krzyczę do jego ucha, dobrze wiedząc, o co chce zapytać. Harry kiwa głową, chwytając mocno mój tyłek i zaczyna nieść mnie do domu.

Coś czuję, że nie usiądę przez tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro