Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III cz.2

Człowiek jest urodzoną istotą egocentryczną. Próbując powstrzymać często swoje ego, nie zawsze nam to wychodzi. Sęk w tym, że często zamiast kierować się uczuciami, kierujemy się rozumem, instynktem samozachowawczym. Hamując własne ego w środku, pozwalamy działać uczuciom tym skutkując troską o drugiego człowieka. Niestety człowiek jest na tyle istotą rozumną, iż potrafi kontrolować już coraz bardziej swoje uczucia, zamyka się na świat, przestaje kochać, bo się boi. Albo kocha, bo chce być kochanym. Miłość wzbudza troskę o drugiego człowieka, lecz bywa także ona mieszana z troską fałszywą.

A więc kiedy, ta troska, prawdziwa troska jest miłością?

-Zamykaj drzwi. - rozkazał pan Smith. Emma posłusznie to zrobiła. Równie szybko jej ciało zostało obrócone o 180 stopni. - Zdejmij kominiarkę i włóż ją skarbie z powrotem, skąd ją ukradłaś. - powiedział z delikatnym parszywym uśmiechem na ustach.

-Zważaj na słowa.. - pogroziła blondynka.

-Bo?

-Bo nie jesteś u siebie. Jesteś tutaj nieproszonym gościem. - powiedziała szarpiąc za materiał na głowie bruneta.

-Owszem, jestem u siebie. Budynek w którym mieszkasz to malutka część mojego biznesu. - wytłumaczył w końcu normalnym i spokojnym głosem.

-Co nie znaczy, że możesz przychodzić kiedy chcesz i stawać się przestępcą.

-Oj kochanie, jeszcze będziesz musiała wiele się nauczyć. - mruknął pochylony do jej ucha. Nie zrobiło to na niej wrażenia a bardziej obrzydziło.

-Zachowanie godne typowego pijaka. - podsumowała w myślach.

-Rozwiąż krawat.

-Co?

-Rób co mówię. - poirytowany westchnął. Czym prędzej rozwiązała jego krawat i podała mu do ręki. Sprawnie ją znowu odwrócił tyłem do siebie. Emma nic nie widząc poczuła chwilę później uścisk na nadgarstku.

-I już nie uciekniesz. - uśmiechnął się sprytnie zwracając jej uwagę na ich związane razem nadgarstki w krawat.

-Pan sobie chyba żartuje. - prychnęła.

-Nie słoneczko. To dopiero będę robić.

Zdenerwowana zacisnęła szczękę. W głowie szukała pomysłów na ucieczkę, na cokolwiek. Jej torebka została na ziemi. Bezsensu było jej się po nią schylać kiedy swój telefon zostawiła na szafce nocnej obok łóżka.

-Co zamierzasz zrobić? - zapytała przełykając ślinę. Nie otrzymała odpowiedzi, za to jedynie została pociągnięta za nadgarstek na korytarz.

-Dzień dobry panie Smith. Wyspał się pan? - zatrzymał go jeden z funkcjonariuszy policji bezczelnie się patrząc na ubiór Emmy pytając o stan pana Smitha. Emma poczuła się urażona, ale nie zdobyła się na żadne słowo skierowane w stronę policjanta.

-Ależ owszem. Dzisiejsza noc była niebywała.

Emma przewróciła oczami i chciała się już wrócić do swojego mieszkania, lecz kamienne i nieugięte ramię bruneta jej na to nie pozwoliło. Westchnęła ciężko.

Skoro już jest uważana za bezwstydną, czemu miałaby się starać o dobrą opinię? - przeszło jej przez myśli. Rozglądnęła się wokół siebie, mało zainteresowana rozmową dwóch mężczyzn. Przy sąsiednich drzwiach naprzeciwko jej drzwi mieszkalnych stał dość młody policjant.

-Może praktykant? Albo detektyw? Agent CSI? - rozmyślała wpatrując się w sylwetkę mężczyzny. Brunet z krótkimi włosami zaczesanymi w bok. Poprawia ciągle swoją grzywkę opierając się nad stoliczkiem obok drzwi mieszkalnych stercząc nad jakimiś papierami. Intelektualista? Możliwe. - kolejne myśli przechodziły przez głowę Emmy. Cholerna Emma. Mogłaby się powstrzymać. - ochrzania siebie w myślach.

Brunet jest ubrany tak samo jak jej pracodawca. Czarny garnitur. Lecz zamiast koszuli i krawata, ma ubrany czarny golf. Podoba jej się to. Jest wysoki. Na pewno wyższy od niej. Szczupły. Wzorowy student, można by rzec.

Gdy Emma wpatruje się w profil twarzy mężczyzny, ten wyłapuje jej spojrzenie a ta pąsowieje na twarzy.
Zawstydzona próbuje to ukryć i bezmyślnie staje bokiem do faceta, który jej się podoba w tym samym czasie przytulając się do boku pana Smitha. Zachowanie godne pięciolatki. Jeszcze bardziej zawstydza się, gdy ten zwraca na nią uwagę i wyłapuje jej spojrzenie nie odrywając od niej swojego wzroku.

-Oh Emma, głupiutka Emma. Jak może sobie pozwalać na tak denne myśli, gdy tymczasem rodzina osoby zabitej przez jej szefa tonie w smutkach? Bezuczuciowa kobieta.

Odrywa szybko spojrzenie szefa i wraca do wpatrywania się w wysokiego studenta, który już zdążył zniknąć z jej pola widzenia. Ta przewraca oczami ze znudzenia.

Chwila, wraca. Wraca patrząc na nią i posyła jej skromny uśmiech. Ta czuje jak robi jej się ciepło i spuszcza głowę w dół. Wraca z kubkiem wody w ręku. A gdyby tak, zdjął to poważne wdzianko i oblał się zawartością tegoż kubka?

-Emma uspokój się. Ty nieznośna nastolatko. - próbuje się sprostować w myślach po raz kolejny.

Przygryza wargę, gdy widzi jak pije ze swojego kubka. Wargi jej zasychają, gdy widzi jak do niej podchodzi.

-Dzień dobry. Jestem William. A ty? - uśmiecha się zalotnie wkładając swoje dłonie w kieszenie spodni.

-Stop, stop, stop. Emma! - spuszcza wzrok na swoje stopy. Są bose. Przez natłok myśli nie poczuła jak jej zimno w kończyny, które zdążyły się zrobić siwe z zimna. Ma słabe krążenie. Musi zapanować nad wyobraźnią. Mężczyzna nawet do niej nie podszedł a ona zdążyła napisać już cały scenariusz jej przyszłości z nim. Chora romantyczka!

Odgarnia swoje blond włosy na bok lewą ręką. Krzyżuje swoje nogi przekładając jedną z nich przez drugą. Może da temu chłopakowi jakieś znaki? Kobiety tak robią. Tylko nie ona. Jest kompletnie nie doświadczona.

Odchrząkuje. Powinien to usłyszeć.

Nic.

Przez moment zastanawia się, czy nie zacząć puszczać do niego samolocików czy statków. Ten koleś chyba nie jest wart jej uwagi. Za to koleś numer jeden doskonale zauważył jej znaki i patrzy na nią jak na wariatkę.

-Doskonale Emma. Psycholi potrafisz przyciągać. - smutno gnębi się w myślach.

-Mam wezwać ochronę? - pyta kpiąco prosto do ucha Emmy, brunet.

-Jeśli..

-Myślę, że już wystarczająco upominków na dziś. - sumuje mężczyzna i odwraca się do policjanta. Właśnie w tej chwili poczuła w głowie sygnał o nazwie "szach!".

Emma czuje się okropnie traktowana. Jej humor opada. Postanawia zawalczyć o swoje i zagłębia dłoń w kieszeń swojego szlafroka.
Znajduje tabletkę. Zdarza jej się zapomnieć zażyć suplementów diety przez co lądują w jej szlafroku zazwyczaj. Tylko dwie tabletki. Musi sobie jakoś poradzić.

Nigdy nie była dobra w rzutach. Bierze jedną między palce i nakierowuje na swój cel. Na próbę zamachuje się, aby za drugim razem rzucić w stronę studenta.
Tabletka ląduje na stoliku, o który jest oparty brunet. Ten marszczy brwi i spogląda w jej stronę. Jego wzrok jedzie w bok na coś kompletnie innego. To kobieta. Młoda kobieta. Brunet się uśmiecha i idzie w jej stronę mijając blondynkę.

Kobieta ma czarne włosy. Naturalne tak jak zgaduje Emma. Jest śliczna. Student przytula ją i zagłębia się w rozmowę z nią.

-No to po mnie. - wzdycha blondynka.

-Coś mówiłaś?

-Nie twój interes, panie prezesie. - mówi patrząc w oczy szefa i odwraca głowę w przeciwną stronę. W myślach błaga, by wrócił do rozmowy z policjantem, który właśnie, w chwili gdy jej wzrok wylądował na nim, zajadał się kanapką. Pokręciła głową z bezsilności.

-A może po prostu szarpnę ręką w swoją stronę? - pomyślała. Rozejrzała się szybko wokół siebie. Bez zastanowienia szarpnęła ręką, tym sprawiając, że mężczyzna zachwiał się na pięcie.

-Nie podoba ci się tutaj?

-Czemu jesteś taki bezczelny?

-Mama Cię nie nauczyła kultury?

-Mama mówiła, że nie rozmaw..

-No chyba nie jesteś małym dzieckiem. - przerwał.

-Za to ty się na niego idealnie nadajesz, panie prezesie. - brunet zamilknął na chwilę nie wiedząc co powiedzieć.

-Bawisz się w podchody czy co do cholery? - szarpnął ich związane ręce.

-Błagam Cię, to nie ja boję się glin w swoim budynku.. - przewróciła oczyma odwracając się do niego tyłem.

-Nie przewracaj oczami.

-A ty co, z Greya się urwałeś? Może jego zaginiony brat? Albo, albo może..

-Milcz.

-A może jesteś jego uległym? - powiedziała podnosząc wskazujący palec do góry. Chwilę później palec został schwytany niczym mniejsza rybka przez rekina, którą okazała się prawa dłoń prezesa.

-Puszczaj, bo będę krzyczeć. - zagroziła.

-Słoneczko, zauważ, że już większość funkcjonariuszy się stąd zebrało. - powiedział schylając się, aby zrównać ich oczy na równi.

Emma w panice rozejrzała się wokół siebie po raz kolejny dzisiejszego dnia. Zamknęła oczy wypuszczając tym powietrze z ust dla uspokojenia nerwów.

-Za chwilę przyjdzie tutaj jeden z policjantów po ciebie, aby cię przesłuchać. - oznajmił prostując się. Patrzył w inną stronę zwracając się do niej. Poczuła się jak nastolatka. Dlaczego on jej to mówi? Na słowo "przesłuchanie" na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Jeżeli zezna nieprawdę może to się źle skończyć. Skoro ma zeznawać coś o czym pojęcia nie ma, to co ma powiedzieć?

-Chwila. - zatrzymuje swój potok myśli w głowie. - Widziała jego jak miał nieczyste zamiary wobec zabitej kobiety. Dlaczego miałaby tego nie mówić?

-I nawet nie myśl o tym, aby mnie wsypywać. No chyba, że chcesz działać na swoją niekorzyść. Droga wolna, więc. - zkwitkował ją w dwóch zdaniach zamykając jej usta.

-Dzień dobry, panie Smith. Dzień dobry pani. Czy są tutaj jacyś świadkowie zdarzenia? Komisarz Homer. - Niewysoki mężczyzna przywitał się z brunetem skinięciem głowy. Zapewne już się znają. Policjant jest rudowłosym, szczupłym mężczyzną wyglądający na trzy dekady. Widząc jego rudą czuprynę przypomniała się jej malutka siostrzyczka, która była wiele mil od niej za daleko. Jej matka, która kręciła się zaraz po wschodzie słońca w weekend w kuchni. I ojciec, który zarabia na rodzinę. Gdy na myśl przyszedł jej ojciec poczuła nadzieję na ratunek.

-Dzień dobry. Pani Turner jest gotowa do zeznawania, tak? - zapytał popychając blondynkę do przodu.

-Dobrze, w takim razie zapraszam panią na dół do radiowozu. - zachęcił ruchem ręki w stronę wyjścia policjant.

Emma zdążyła zrobić ledwo kilka kroków i nie czuła już bliskości swojego szefa. Przez chwilę poczuła pustkę, ale to było uczucie które tylko ją stuknęło bezpowrotnie. Nie kusząc się na dłuższe rozmyślania zaczęła kroczyć w stronę wyjścia.

-Chwila. - powiedziała zatrzymując się w połowie kroku.

-Coś się stało? - zapytał policjant, który kroczył za nią. Emma zawstydzona odchrząknęła.

-Muszę się ubrać, jeśli..

-Oczywiście. Proszę.

Zawstydzona pobiegła do swojego apartamentu. Przy drzwiach zdążyła przelecieć swoim wzrokiem prezesa, który stał przy drzwiach apartamentu kobiety, której zrobił krzywdę. Na myśl o tym Emma skrzywiła się i wemknęła się cicho do mieszkania tak, aby brunet jej nie zauważył.

W pośpiechu ubierając koszulę zahaczyła łokciem o klamkę drzwi od swojej sypialni. Jęknęła na rozchodzący się ból po całej ręce.

-Cholerna klamka! - syknęła.

Stres zżerał ją w negatywny sposób, co nie działało dobrze jak na tę chwilę. Szybko założyła szykowne czarne obcasy, jej ulubione. Ktoś z jej bliskich prędzej zaśmiałby się, gdyby ją zobaczył w eleganckich obcasach. Emma ich nienawidziła. Rzadko ktokolwiek widywał ją elegancko ubraną. Przeglądając swoją twarz w lustrze przy drzwiach zasmuciła się widząc delikatnie podkrążone oczy. Nie miała pojęcia skąd mogły się pojawić.

-Emma, to nowy tryb życia, którego oczekiwałaś. Nie oczekuj idealnego wyglądu jak wszystkie księżniczki Disneya. - powiedziała do siebie kończąc swoje przygotowanie do wyjścia spryskaniem szyi perfumą.



-A więc.. mogę prosić pani dokumenty tożsamości? - zapytał siwawy policjant. Emma widząc jego wyraz twarzy delikatnie się odprężyła. Jego twarz była miła. Delikatne zmarszczki oznaczające starzenie się i pulchna twarz z kilkudniowym zarostem. Skośne oczy jakby uzależnione od uśmiechu, które patrzyły na nią właśnie, pozwoliły jej się uspokoić wewnętrznie. Biorąc oddech wyjęła z torebki swój dowód osobisty i podała do zadbanej dłoni policjanta. - Dziękuję.

-Pani Emmo Turner, jak doszło do zdarzenia? Gdzie pani była o godzinie 8.30?

-O godzinie 8 wstałam i przygotowywałam się do pracy. - odpowiedziała nawiązując. Spojrzała na mężczyznę siedzącego w kącie pokoju przesłuchań, który dokumentował cały czas co mówiła, co robiła, gdzie patrzyła. Czuła się źle. Miała wrażenie, że to wszystko to ustawka jej prezesa.

Ale przecież on nie ma takich wtyków? - zapytała siebie samej w głowie.

-Dobrze, a o 8.30? -policjant oparł się łokciami o zagłówek biurka, przy którym oboje siedzieli naprzeciwko siebie. Emma w myślach dziękowała, że nie wisiała między nimi jedna lampka oświetlająca ich dwie postacie.

-No tak, więc około godziny 8.30 usłyszałam krzyk kobiety.. - mówiąc to sama nie była pewna tego co mówi. Całe wydarzenie było dla niej jak ze snu, a ona była tutaj całkowicie przypadkiem. Pan Smith zaraz po tej rozmowie zejdzie z listy nieszkodliwych, na listę "knypki".

-Jakiej kobiety? - zapytana zdziwiła się.

-Podejrzewam, że był to krzyk ofiary..

-Widziała ją pani? - Emma zawahała się.

-Tak.. widziałam. Ale oprawcy nie. - Powiedziała upuszczając powietrze z ust.

-Wszystko w porządku?

-Tak.

-Dobrze. Czy oprawca coś mówił do ofiary? - Kolejne pytanie odjęło energii Emmie. Wygląda na to, iż zapowiada się długie przesłuchanie.



Cała godzina przesłuchań minęła Emmie jakby ktoś kazał jej wykonywać ciężkie prace. Była zmęczona, spocona i śpiąca. Wiedziała, iż nie może reszty dzisiejszego dnia spędzić w łóżku, więc czym prędzej zajęła się swoimi obowiązkami.

Miała trudność zawsze z gwizdaniem. Wydawałoby się, że to jedna i jedyna rzecz, której nie umie zrobić. Zamachała ręką na najbliższą taksówką, ale ta ją ominęła.

-Cholera no. - zaszurała swoim obcasem o chodnik.

-Wsiada pani? - zapytana spojrzała na zapewne szofera, który stał obok otwartych drzwi do czarnego bentleya.

-Ja? - zapytała nieelegancko.

-Pani Turner?

-Tak.

-Proszę wsiadać. - zmarszczyła brwi z wahaniem podchodząc do samochodu. Obawiała się, że mogą to być niebezpieczni mężczyźni, którzy ją śledzą i mają zamiar ją porwać, ale w tamtej chwili nie miałaby szans na ucieczkę. Zmęczona wsiadła do samochodu. Zamknęła oczy z niedowierzania.

-Pani Turner, zazdroszczę woli "niech się dzieje co chce". - prychnął z delikatnym uśmiechem na twarzy prezes.

-Panie Smith, oficjalnie zajął pan wyjątkowe miejsce na liście "knypki", jako jedyny.

.

los się do mnie uśmiechnął (:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro