Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III cz. 1

Często spotykamy różnych ludzi na naszej drodze w życiu. Każdy z nich podziela inny pogląd na świat, religię, na miłość. Małe dziewczynki, ze względu na małe pojęcie o otaczającym je świecie i ludziach, marzą o księciu z bajki, inne zaś pragną aby posiadał tylko duży majątek, a inne chcą, aby był najpiękniejszym z wszystkich mężczyzn. Późniejsze wymagania zmieniają się z wiekiem. Kobiety pragną aby był charyzmatyczny, uwodzicielski, pewny siebie, potrafiący zawładnąć ich sercami i nie tylko. A inne istoty zdobywają się tylko na myśl o słodkich pocałunkach i dobrym świecie jaki stworzą wspólnie z drugą połówką. Jedną z nich była Emma. Lecz nie ograniczajmy się do konkretnego opisu jej osobowości. Zaufajcie mi. Emma ma bogatą osobowość. Tak samo jak każdy z nas.

Schludna ołówkowa spódnica oraz czysta i wyprasowana, biała koszula wisiały już na wieszaku w szafie przygotowane na pierwszy dzień pracy. Zanim budzik zdążył zabrzmieć w telefonie Emmy, ta już dawno była na nogach. Delikatny zapach kawy unosił się od korytarza prowadząc do siedzącej blondynki przy stole w kuchni gustownie popijając czarną kawę w między czasie przygotowując pierwsze dokumenty na laptopie do gotowości w dzisiejszym dniu pracy. Było to oczywiste, że Emma będzie już przygotowana do pracy. Czystość panowała wokół jej sylwetki, choć sama jeszcze nie zdążyła rozpakować wszystkich rzeczy.

Słońce wschodziło wraz z jej pobudką. Z westchnieniem wstała do blatu kuchennego, aby wyjąć dzisiejszą porcję tabletek. Kilka z nich ze starej recepty jeszcze pozostało w jej nawyku połykania. Można by powiedzieć, że była uzależniona od spożywania leków. Nic mylnego. Najzwyczajniej w świecie bała się o siebie, jak i otaczające ją towarzystwo, że nie uda jej się uchronić od okropnych zachowań publicznie. Szybkim ruchem sięgnęła do najwyższej półki po szklankę na wodę i nalała do niej wody z kranu.

Przekręciła delikatnie głowę w bok, gdy usłyszała krzyk kobiety. Ze zmarszczonymi brwiami zwróciła wzrok w stronę drzwi od jej mieszkania i odstawiła szklankę na blat pozostawiając ją pustą. Co prawda była w szlafroku, który nie sięgał jej za nisko, ale też nie za wysoko. Cisza nocna kończy się po jej wyjściu. Szybko rozważyła myśl wyjścia i sprawdzenia o co chodzi. Miała jeszcze pół godziny do wyjścia. Jej myślenie przyśpieszył kolejny krzyk decydujący o jej wyborze czynności.

Odkluczyła szybkim ruchem drzwi i wychyliła zza drzwi delikatnie głowę. Męski głos mieszał się z kobiecym, którzy mówili coś do siebie zachłannie. Przez chwilę spanikowała, gdy namierzyła sylwetkę na połowie drugiego końca korytarza. To był mężczyzna. Z przerażeniem spojrzała na kobietę, którą przyciska ramieniem do ściany. Drugą ręką przytykał jej usta.

Emma ze strachem w oczach przypatrywała się danej sytuacji. Łomot serca przeszkadzał jej w rozmyśleniu odpowiedniego zachowania, które było dobre dla niej jak i dla środowiska, bowiem blondynka posiadała osobowość konformistki. Nie szło jej to na rękę w tej chwili wyjść z mieszkania w szlafroku i dać się wysunąć prosto w zachłanne ręce kobiety, która z pewnością potrzebowała w tej chwili pomocy. A to ona była właśnie świadkiem tej jakże wyjątkowej sytuacji.

Jej myśli przerwał obraz mężczyzny, którego mimo wszystko nigdy nie skrzywdziłaby ze względu na wydarzenia z przeszłości. Przerażenie w oczach Emmy zamieniło się w ból i zmarszczkę pomiędzy brwiami na twarzy.

Emma, nie pozwól sobie wracać.. - błaganie z tyłu jej głowy było zbyt słabe, aby sprzeciwiła się swoim myślom, które w tej chwili gną do przeszłości.

*retrospekcja*

-Za co to było? - warknął mężczyzna, którego biała koszula była do połowy rozpięta a dłonie spracowane co było widać po żyłach ciągnących się od połowy przedramienia do palców. Ciągnęło od niego nieznaną jej substancją. Brzydko pachniała. - Co? - potrząsnął małą Emmą, która patrzyła prosto w jego ciemne oczy. W tamtej chwili zdała sobie sprawę, że nie lubiła jego oczu, nienawidziła ich. Kochała oczy swojej mamy. Tak samo jak swoje. Obie były takie podobne..

-Zostaw ją, dobrze? - zwróciła się z ledwo opanowanymi nerwami, blondynka także w średnim wieku. Chwyciła ramię zdenerwowanego mężczyzny, który swój wzrok miał wbity w małą istotę o jaskrawo blond włosach. - Nie masz prawa znęcania się nad swoim dzieckiem!

-Mamo..

-Puszczaj ją! - krzyknęła szarpiąc go za ramię.

-To boli! Tato! - pisnęła mała Emma. Jej pachy, które nieustannie ściskał ojciec, bardzo ją bolały i szczypały z bólu. Była pewna, że jutro tamte miejsca będą czerwone. Jej ból nie trwał bowiem długo, chwilę później uderzyła plecami o ścianę a jej nogi poczuły ulgę. Próba wytrzymania na nogach wyszła, lecz nie była z siebie zachwycona, gdy zobaczyła jak jej matka siedzi na ziemi z zakrytą twarzą swoimi ślicznymi długimi włosami.

-Zdzira. - syknął mężczyzna, a mama Emmy nic na to nie odpowiedziała. Emma była w szoku i drżącą ręką starła ślady łez na polikach. Odetchnęła z ulgą, gdy jej ojciec wyszedł z pomieszczenia i natychmiast podbiegła do mamy.

-Mamo..

-Odejdź ode mnie. Nie jesteś moim dzieckiem. - mruknęła rodzicielka do swojej córki w tej samej chwili pokazując swoją twarz i czerwony ślad na twarzy.

-Skończ. - szepnęła do siebie.

Podbiegła do telefonu stacjonarnego i przekierowała kierunek połączenia na recepcję. Niezgrabnie przebierała nogami w miejscu, co wiedziała w myślach, że wygląda nieatrakcyjnie. Nerwy jej na to nie pozwalały.

-Dzień dobry, na terenie budynku znajduje się niebezpieczny mężczyzna. Powiedziała co tchu szybko zerkając zza drzwi na sytuację dziejącą się obok jej drzwi mieszkania.

-Tak, proszę wezwać ochronę.

Drgające dłonie zesłały na nią nieszczęście dzisiejszego dnia. Telefon stacjonarny jakimś cudem wypadł z jej dłoni uderzając o krawędź uchylonych drzwi. Chwyciła się za czoło ze swojej niezdarności.

Głosy na korytarzu ucichły, a blondynkę oblał zimny pot. Jak najszybciej mogła przymknęła drzwi, te jednak nie oddały charakterystycznego kliku a ona chwilę później ujrzała w drzwiach postać.

-Panno.. - jej wargi zaschły a ona sama oparła się o wysepkę kuchenną w nadziei, że to kogo w tej chwili widzi to zwykły zbieg okoliczności. Zacisnęła lewą dłoń na krawędzi blatu, prawą szukając swojego ratunku.

-Panie prezesie, co pan tutaj robi? - zapytała tak dla zbicia czasu, przy okazji spowolnieniu czynności mężczyzny stojącego przed nią. Spojrzała na jego dłoń, w której znajdował się scyzoryk, zwykły harcerski. To nie do pomyślenia, że taka osoba jak on, używa czegoś takiego jak nożyk do sznurków. Tylko po co mu to? Emma darowała sobie wpatrywanie się w broń jej teraźniejszego wroga. Bała się, że wyśledzi jej latający wzrok po pomieszczeniu i odgadnie jej myśli. Zawsze się tego obawiała.

Pan Smith.. niebezpieczny człowiek, nie tylko w biznesie i rozdawaniu pieniędzy na stół, bo tak jak myślała tylko to robi, w tej chwili stał przed nią starając się opanować zaistniałą sytuację. Był ubrany.. normalnie, jak na co dzień, czyli garnitur z czarnym krawatem na tle białej bez zmięcia koszuli, który był widoczny teraz całkowicie, ponieważ jego marynarka była rozpięta a ukazana szczupłość jego sylwetki. Zastanawiała się, czy posiada mięśnie.

Oh Emma.. przestań! - krzyknęła na siebie w myślach.

Prawa ręka wyczuła coś metalowego. Cokolwiek to było szybko przycisnęła za swoje plecy.

-Panno.. - kontynuował. Emma ze stresu zapomniała jak się używa kulturalnych zwrotów.

-Turner.

-Chciałem z panią porozmawiać.

Emma patrzy na niego z kamienną twarzą, która nie wyraża nic a czeka na dokończenie jego usprawiedliwienia. W jej głowie miotają się myśli.

-Ten człowiek to psychopata. - przeskakuje przez jej głowę.

-Po uspokojeniu sytuacji muszę złożyć wypowiedzenie do pracy.

-Nawet tam nie pracowałaś jeden dzień, Emma!

-Cholera, ja potrzebuję pieniędzy! - Rozstrzygała w swoich myślach dyskusję, która w tej chwili nie była potrzebna.

-W pani CV nie ma kilku ważnych i potrzebnych punktów, które musimy wprowadzić do systemu danych. - dokończył. Jego oczy były zimne. Tak myślała, znając jego osobę dopiero drugi dzień i prowadząc z nim rozmowę dopiero drugi raz. Jej myśli to była czysta ironia. Poranne promienie słońca wbijały się przez rolety kuchni odbijając na jej rozmówcy poziome linie. Jego włosy jak mogła się domyślać, były codziennie w idealnym ładzie na głowie. W tej chwili jednak tak nie było. Pojedyncze pasma wychodziły z harmonii układu. Bardzo polubiła widok jego włosów. Prawie czarne włosy w świetle słońca mogła lepiej podziwiać, ale nie teraz czas na takie pierdoły. - powiedziała w myślach otrzeźwiając myśli, które zmierzały w złą stronę.

-Jest pan w tarapatach? - słysząc to pytanie mężczyzna patrzy na nią z uniesioną brwią do góry, jakby mówiła do niego coś kompletnie nadzwyczajnego.

-Ależ skąd. - mówi po czym delikatnie zerka bokiem oka w stronę telefonu.

-Emma, musisz w tej chwili interweniować! - krzyczy podświadomość a Emma przewiduje szybki ruch przeciwnika i odskakuje w bok.

Miała szczęście, ponieważ ostrze było nastawione idealnie w stronę jej boku. Nie chciała sobie nawet wyobrażać jak to mogłoby wyglądać, gdyby ten scyzoryk ją właśnie tknął. Mężczyzna zamachnął się przez co Emma miała chwilę na wyciągnięcie swojej broni zza siebie. Wszystkie powywieszane duże sztućce do gotowania zabrzęczały obijając się o siebie nawzajem.

-Widelec pół-miskowy, serio? - powiedziała do siebie w myślach i czym prędzej wycofała się do tyłu za wysepkę.

-Szybka jesteś. - mruknął brunet. Na co ona tylko wciągnęła powietrze. Czy właśnie natrafiła na pracodawcę psychopatę? To wszystko jest pokichane.

-Pani Turner, pani prośba o sprawdzenie pani piętra została wykonana, lecz otrzymałam powiadomienie, iż na pani piętrze nie dzieje się nic niepokojącego. Czy mam przysłać kogoś do pani apartamentu, aby sprawdził pani mieszkanie? - z słuchawki telefonu stacjonarnego rozbrzmiał głos kobiety z którą Emma rozmawiała kilka minut temu. Z paniki poparzyła szybko na bruneta to na słuchawkę. Chcąc być pierwsza przy słuchawce rzuciła się w kierunku drzwi. Wiedziała, że ryzykuje i możliwe że jej się to nie uda, ale nie miała wyboru.

Nim dopadła ręką słuchawkę poczuła ból w kręgosłupie.

-Tato przestań!

-Mogłaś być grzeczniejsza. Teraz to ty będziesz odpowiadać za dobro mamusi.

Zdążyła jedynie zaprzeć atak przeciwnika swoim widelcem który ułożyła poziomo na wysokość swojej twarzy. Brunet był szybszy i silniejszy więc odbijanie piłeczki nigdy dobrze nie wychodziło Emmie. Z całych sił zapierała się z nadzieją, że ostrze nie tknie jej skóry.

-Ale żeby tak własnej pracownicy, panie prezesie? - syknęła obawiając się, że nie wytrzyma długo jego naporu.

-Słuchaj słońce, jestem tutaj nie z własnej przyjemności a z przymusu. Gdybyś nie wprawiła mnie w kłopoty to pewnie byś ich teraz na pewno nie miała, więc bądź tak grzeczną dziewczynką i się przymknij. - wysyczał nad jej uchem. Słuchawka była oddalona od twarzy Emmy zaledwie metr.

-Tak, proszę tutaj przysłać ochronę! - wykrzyczała głośno oddychając. Jej serce biło niemiłosiernie szybko a wściekłość na twarzy mężczyzny malowała się z każdą chwilą widoczniej.

-Ty suko. - warknął jej prosto w twarz, tym bardziej ją przerażając. Jej ramiona nie były już w stanie blokować napierania wroga i jedyne na co się zdobyła to kopnięcie go w czułe miejsce. Mężczyzna skulił się cicho jęcząc z bólu.

Oh Emma, że też musiałaś tak go zgorszyć. - jej podświadomość zachichotała a ona miała czas aby uciec o kilka metrów dalej od napastnika.

Wsparła się na łokciach i na czworaka ślizgnęła się do swojej torebki znajdującej się na sofie po gaz pieprzowy. W tej chwili to było jedynym sposobem na pozbycie się tego drania, który zagrażał jej bezpieczeństwu. Pisnęła głośno, gdy poczuła dłoń na swojej kostce, za którą ją złapał i przyciągnął do siebie. Zapłakana szarpnęła za swoją torebkę i co tchu zamachnęła się i uderzyła napastnika w głowę.

-Słuchaj mnie teraz bardzo uważnie.. - szarpnął ją za rękę sprawiając, że uklęknęła na obydwu kolanach.

-Nie. - przerwała zdecydowanym głosem.

-Albo mnie posłuchasz, albo będziesz świadkiem tego jak zabiłem tamtą kobietę na korytarzu. - mówiąc to, oczy Emmy powiększyły się do wielkości pieciozłotówki.

-Nie będziesz mnie szantażować.

-A właśnie, że będę moja droga więc wstawaj. - mówiąc to szarpnął ją za przedramie zmuszając ją do wstania i przycisnął ją do swojej klatki piersiowej ściskając jej wąska talię. - Wyjmij czarny materiał ze środka marynarki. - rozkazał, a gdy dziewczyna nie chciała tego zrobić przycisnął swój scyzoryk do jej gardła co ją zmusiło do szybkiego postępowania.

Milcząc rozpięła guziki jego marynarki i sięgnęła do kieszeni w jej środku. Przypadkiem tknęła nadgarstkiem jego brzucha, który okazał się być twardy. W myślach chciała ujrzeć jego mięśnie. Popatrzyła na twarz mężczyzny, która wpatrywała się w jej dekolt, który był odsłonięty, a ona na sobie miała jedynie szlafrok i bieliznę.

-Czyżby przypadek, czy specjalnie? - powiedział z chrypką w głosie. Popatrzyła na niego jak na idiotę i sprostowała się w myślach za dotknięcie jego brzucha. Lecz to nie było pytanie w związku z jej czynem. Chwilę później zorientowała się, że mężczyzna wpatruje się w jej dekolt, a ona ma ochotę mu przyłożyć. Czym prędzej wzięła czarny materiał, który okazał się być kominiarką. Prychnęła pod nosem.

-Taki biznesmen, a musi używać kominiarki? - wyśmiała go. Za to on mocniej ścisnął jej talię, a ona jęknęła z bólu.

-Za niedługo nie będziesz musieć się śmiać z takich rzeczy.

-Co? - zmarszczyła brwi. Nie rozumiała tego człowieka.

-Rób to co ci kazałem. - odpowiedział pomijająco, po czym przyłożył do jej zgięcia szyi scyzoryk. Szybko założyła kominiarkę przez głowę mężczyzny i czekała w nadziei, że ochrona przybędzie czym prędzej. Ten mężczyzna musi być ukarany. Nie miała czasu na dłuższe zastanowienie się co dalej, bo jej oprawca odwrócił ją tyłem do siebie i zablokował jej każdy ruch.

-Nawet nie myśl o ucieczce. - szepnął jej do ucha.

Gdy mężczyzna uporał się z otworzeniem drzwi na korytarzu oboje z nich usłyszeli rozmowy.

-Proszę mi wybaczyć, ale chcę przejść do mojego mieszkania!

-Niestety w tej chwili nie możemy panu na to pozwolić, ponieważ w tej chwili prowadzone jest śledztwo. - odpowiedział zapewne policjant.

-Kiedy wy dopiero przed chwilą przyszliście na miejsce zbrodni!

-Proszę słuchać naszych nakazów i wrócić później do apartamentu.

Emma słysząc głosy chciała już się uwolnić z objęć napastnika. Stali właśnie przy białej framudze, która była porysowana. Nie wiadomo jak. Ochrona nadal nie przyszła, to jest istny dramat! - narzekała w swoich myślach Emma.

-To się nie skończy dobrze. - szepnęła do samej siebie kiwając głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro