I
Zapach ścinanego pola zboża przez traktor, biała kartka z ołówkiem i brudna dłoń od węgla sprawiały, że Emma zamykała się w świecie spokoju i koncentracji. Skupiony wzrok na linii rysowanej ołówkiem w białej przestrzeni dającej wiele możliwości i obraz z jej snu, który nie pozwalał jej dzisiejszego ranka się wyspać, wprawiał jej myśli w przyszłość i marzenia, które z każdym dniem zwiększały się z zapotrzebowaniem spełnienia ich.
Blond pojedyncze pasma włosów były idealnie ułożone na jej ramionach, które w odsłoniętych miejscach ukazywały jej jaskrawą skórę ozdobioną ciemnymi pieprzykami, sprawiając, iż jej karnacja nie była idealnie czysta. Na wzgórkach jej szczupłych ramion wyrzeźbionych przez kości przylegały jasne piegi, które obsypywały jej skórę prawie w każdym miejscu, a ledwo zauważalne plamy ciemniejsze niż jej skóra, dodawały jej kolorów jesieni. Nie lubiła ich, ale kochała naturalność. Twarde źdźbła trawy, które wbijały się w nagie łydki Emmy pozostawiały za sobą czerwone ślady niczym od kredki, gdy tylko poruszyła swoimi szczupłymi nogami w odczuciu łaskotania. Kochała przebywać w takich miejscach jak to. Była wtedy sobą, rozluźnioną 26-latką, bez szczególnych problemów na głowie, a jej jedynym obowiązkiem było tylko dbanie o siebie i o swoją przyszłość. Takim miejscem był jej dom rodzinny. Kolorowo, nieprawdaż?
Emma tego nie znosiła, dlatego postanowiła to zmienić. Wraz z zakończeniem wakacji z papierkiem ukończenia szkoły wyższej, jej plany nabrały obrotów. Spakowanie walizek, pożegnanie z przyjaciółmi, rodziną i ostatecznie, wyjazd z tej bajki. Ostatniego punktu właśnie oczekiwała w rześkich promieniach wychodzącego słońca zza góry, na którą miała idealny widok. Drzewa rosnące na zieleni dekorowały ją kolorami jesieni, która była ciepła i mało ulewna ostatnio. Blondynka kochała ten widok, uruchamiał jej wyobraźnię i otwierał myśli, które przelewała do swojego zeszytu tworząc krótkie utwory nazywane przez jej ojca wierszami, lecz ona nie do końca wierzyła, iż jest to w najmniejszej części utwór do recytacji. Pisząc je miała na myśli tylko przekaz, których chciała, aby każdy, kto go chce zrozumieć, odnajdzie prawdziwy korzeń jego refleksji. Słaby wiatr wiejący na wprost jej twarzy, powodował na ciele rozmieszczone wypukłe punkty, zwane gęsią skórką. Oparła swój podbródek o rękę, której łokieć wbijał się w zgięcie nogi i zerknęła na pracę nie posiadającą ani jednego koloru, tylko odcienie szarości i czerni. Lubiła je, jednakże tylko na jej szkicach. Szkice zwykle były nic nieznaczące, choć wierzyła, że mają coś w sobie. Nabrała powietrza do płuc i wypuściła, aby ostatnie oddechy w tym miejscu nie zostały jej zapomniane. Wokół niej rozpościerały się długie pola uprawne zdobiące jej dom w tyle jej pleców wybudowany na wzgórzu. Czasami czuła się jak księżniczka, gdy patrzyła ze swojego okna na niezobowiązujące krzewy, drzewa i ptaki, wirujące nad jej głową po niebie. W pewnych chwilach zdawało jej się, że odpowiadają jej swoim donośnym śpiewem, który w każdym dźwięku był jak niewidzialna magia.
Tylko czemu wstała tak wcześnie? Od czasu rozpoczęcia studiów w innym mieście, bezsenność jej nie dogodziła. Częste wstawanie w środku nocy, rano i późniejsze wstawanie w godzinach południa stawały się w jakiś sposób dręczące, ale i z czasem normalne. Będąc na wizycie u lekarza rodziny, dostała przepisane leki, które niszczyły tylko jej organizm od środka. Po miesiącu ich zażywania, wyrzuciła je do kosza.
Spokój odnajdywała w pustej przestrzeni białego papieru, który na zawołanie otwierał jej myśli, czekające na przelanie ich w świat rzeczywisty. Ale czym był świat rzeczywisty? Taką samą powierzchnią jak ta kartka, która swój początek miała w krzewie, stwarzający istotom śmiertelnym tlen, a później, odbierającym im część niezbędnego do życia gazu, nazywanego powietrzem, po to by ludzie stwarzali z tego dzieła i wspomnienia, które będą miały nic nieznaczący koniec wraz z ich śmiercią? Coś w tym jest. Emma miała to właśnie odkryć. Odkryć czym tak naprawdę jest rzeczywistość.
Stąpanie po wysuszonej pszenicy dotarło do jej uszu niczym błyskawica. Krótkie i urywające się łamanie grubych łodyg roślin sprawiło, że Emma odwróciła wzrok od swoich śladów ołówka i skierowała powoli głowę w bok. Chude i wąskie ramiona dziecka oplotły jej szyję, zgrabnie się na niej wieszając. Ciało dziewczyny lekko pochyliło się w tył pod siłą ciężaru.
-Em, a czemu ty zawsze siedzisz tutaj tak sama?
Dziecięcy głos i niewyraźne słowa zostały słodko wyszeptane do odsłoniętego ucha blondynki. Rude włosia Samanthy mieszały się z jej wybielonym złotem, a oddech małej osóbki na płatku jej ucha sprawiał, że Emma zwróciła na nią swoją uwagę. Piegi na jasnych policzkach 6-latki wyróżniały się spośród jej głębokich oczu o koloru deszczowego lasu. Charakterystyczne dziury między zębami mlecznymi rudowłosej w jej szerokim uśmiechu sprawiały, że Em się uśmiechała wspominając swoje zdjęcia z dzieciństwa, na których była podobna do teraźniejszej urody dziewczynki. Westchnęła z zamyślenia.
-Tak już jest, szkrabie. Jadłaś śniadanie?
Samantha była ukochaną, młodszą siostrą Emmy, która urodziła się dość późno, aczkolwiek jej towarzystwo sprawiało zawsze, że jasnowłosa czuła się o pół dekady młodsza. Smutny wyraz twarzy Samanthy oznaczał, iż nikt jej nie zrobił śniadania. Emma w tej samej chwili podniosła się z trawy, szybko strzepując swoje jeansowe spodenki z siana. Zabrała swoją pracę wraz z ołówkiem i wróciła do domu trzymając za rękę Sam, o którą mimo wszystko się bała, iż przepadnie chodząc sama po polu z dziurami i kamieniami.
W domu nikogo nie było co oznaczało, iż rodzice są w pracy. Jako starsza siostra miała obowiązek zajęcia się rodzeństwem, więc nasmarowała kromki świeżego chleba masłem i nałożyła na pieczywo szynkę i sałatę wraz z pomidorem. Wiedziała, że nie powinna pozwolić jeszcze używać noża siostrze, więc starała się zrobić jak najlepsze śniadanie dla rudowłosej, tak jak ich mama za dzieciństwa dziewczyny. Nie zapominając o sobie, zaparzyła sobie kawę wiedząc, iż czeka ją długa droga pod wieczór. Zapach świeżej kawy rozniósł się po pomieszczeniu, sprawiając, że Emma sięgnęła ręką do radia na parapecie obok stołu kuchennego. Pierwsze dźwięki melodii zmusiły Emmę do zanucenia kolejnych dźwięków. Sam zaczęła radośnie klaskać w ręce, poprzestając konsumowania kanapek. Tak to zawsze było. Gdy muzyka współgrała wraz z innymi rzeczami, wszystko zaczęło stawać się radośniejsze.
-Ema! Ema! Chodźmy na spacer!
Po długim spacerze obu sióstr, przyszedł czas na przywitanie nowego samodzielnego życia. Siedząc w samochodzie i ustawiając GPS, Emma cicho przeklęła pod nosem. Ciche pukanie taty do okna samochodu, wymusiło zwrócenie uwagi Emmy na ojca.
-Pomóc Ci, szkrabie? - zapytał wyraźnie zatroskany. Wszyscy się o siebie troszczyli w ich rodzinie. Nikt nie zauważał nigdy nic złego w tej rodzinie. W całej okolicy są uważani za pomocnych i przyjaznych ludzi, ale każdy z ich rodziny wie, że tak nie jest. Gdyby nie sekrety, wszystko byłoby idealne. Ale każdy, kto dobrze wie coś o tym, domyśla się, że to tylko przynosi nieszczęście. Przygląda się zmęczonej twarzy ojca, którego kolorowe okulary zdobią nos. Był inteligentnym człowiekiem i to z niego zawsze Emma brała przykład. Aby pokazać mu, że stać ją na więcej niż uważa, zamierza wyjechać i stać się lepszym człowiekiem.
-Mam problem z lokalizacją. Cały czas pokazuje, że jestem w Afryce. - westchnęła już zmęczona i podając urządzenie ojcu sprawdziła, czy ma wszystko co potrzebne jej na drogę. Dokumenty, telefon, portfel, zatankowane auto, światła w idealnym stanie i dobrze ustawione lusterka. Kilka minut później starszy mężczyzna oddaje jej nastawione już urządzenie. Uśmiecha się lekko, co dziewczyna odwzajemnia i cicho dziękuje wysiadając z pojazdu.
-Sami, sprawdź czy kotek nie przyszedł na kolację!
Kobiecy głos jej rodzicielki roznosi się po piętrze. Emma kierując się do kuchni poprawia torebkę i wychyla się zza framugi drzwi. Pożegnania ją zawsze zmuszają do łez, co stara się omijać szerokim łukiem, ale sama przyprowadza się do porządku słowami, iż tak nie wypada.
-Mamo, bo wiesz.. -nie pozwalając dokończyć córce, kobieta natychmiast porywa córkę przytulając ją do piersi.
-Wiem, że nie lubisz się żegnać. Gdy byłam w twoim wieku, także tego nie lubiłam.
Jeden raz na jakiś czas jej matka okazuje się posiadać uczucia, które na co dzień nie pokazuje nikomu. Emma otula kobietę o krągłych kształtach swoimi ramionami, a z jej ust wydostaje się ciche łkanie.
-Nie płacz, szkrabie.
Każdy w jej domu odnosił się do niej i do jej siostry szkrabie, co już nie dziwiło jej, ale nigdy nie usłyszała niczego poza takim zwrotem. Nie specjalnie lubili okazywać emocje w jej domu, co często także jej się udzielało na siostrze, choć głęboko w sobie czuła, że robi źle.
Samantha, gdy weszła do kuchni, w której matka z córką się wzajemnie obejmują odruchowo pobiegła do nich i swoimi krótkimi ramionami wtuliła się lekko w pas starszej siostry. Blondynka odchyliła się od ciała matki i otarła łzy z policzek.
Jej ojciec siedział w tej chwili przy swoim laptopie z kawą w ręku, lekko odchylony na krześle biurowym. Czasami, gdy Emma go odwiedzała w jego biurze, wydawał się być w swoim otoczeniu, bardzo obcy, ale nigdy jej nie odepchnął. Podczas jego pracy, pozwalał się jej bawić za jego plecami lalkami. Ceniła go za jego cierpliwość.
Fryzura, która nigdy się nie zmieniała i zawsze zarost dodawał mu charakteru niezwykle zapracowanego indywidualisty. Opierając dłonie o jego wyprostowane ramiona, lekko ułożyła podbródek na jego głowie. Na monitorze jak zwykle były konwersacje z ważnymi ludźmi z jego branży. Jej ojciec był jednym z kierowników popularnej firmy, która była najbardziej wychwytywana spośród wszystkich innych podobnej kategorii. Kiedyś proponował jej pracę w jej firmie, ale ona mimo wszystko odmawiała. Kochała go, ale jeżeli chciała coś osiągnąć to uczciwie i samodzielnie.
-Przyszedł czas wyjazdu, tato. -mężczyzna obrócił się na krześle w stronę córki i delikatnie dłońmi ujął jej nadgarstki.
-Moja mała córusia już wyjeżdża?
-Przyszedł najwyższy czas, tato.
Cicha muzyka z radia wprawiała Emmę w sen. Walczyła ze sobą, aby nie zasnąć. Po długiej walce wyłączyła radio, a cisza ogarnęła ją dookoła, słysząc tylko cichy dźwięk pracy silnika. Jechała przez autostradę. Nic, nigdzie, kompletna pustka. Przeklęła cicho, rozglądając się ponownie wokół siebie. Las po lewej i autostrada po prawej.
-Lepiej nie mogłam trafić, huh? - powiedziała cicho do siebie. Wypiła ostatni łyk kawy, której sobie zaparzyła w domu na drogę, w duchu modląc się, aby ten łyk ją utrzymał przy funkcjonowaniu.
Nowy Jork niczym się nie wyróżniał od innych wielkich miast, prócz ciągłego ruchu. Po krótkiej drzemce w jej apartamencie, musiała się udać do firmy, do której złożyła miesiąc temu papiery. Była to dość dobra firma, biorąc to pod uwagę, iż jest to nowa firma, która w rankingu pozostałych ma duże szanse na wybicie się jeszcze wyżej. Nie miała zbyt wielkich nadziei na zdobycie się na którekolwiek stanowisko, aczkolwiek, które by jej przypadło bardzo by ją to ucieszyło. Ruch na pierwszym piętrze był ogromny. Różni klienci, sekretarki, asystenci, ochroniarze i politycy. Nic nie wyróżniało tego miejsca wśród jej głębokiej wyobraźni. W ten sposób właśnie sobie wyobrażała to miejsce. Płytki koloru czarnego, czarne biurka, wizytowe ubiory pracowników i język służbowy. Z oddali było słychać ciągłe rozmowy, ciche chichoty, które onieśmielały Emmę i echo odbijającej się wody o plastikowe kubki z dystrybutorów wody.
Emma powoli usypiała oparta o blat wysokiego biurka jednej z sekretarek. Gdzieś w podświadomości uważała, że jeżeli teraz zaśnie to ludzie tutaj mogą ją uznać za kompletnie nie zrównoważoną. Odchrząknięcie kobiety zza biurka, siedzącej na krześle ją obudziło.
-Pani Turner, pani dokumenty znajdują się na piętrze 20. Proszę o odbiór ich w tamtym miejscu.
Gdy dotarła na piętro 20, był tam mniejszy ruch. Cieszyło ją to, iż winda nie była tak powolna jak inne, którymi miała szansę się przemieszczać. Sekretarka od razu podbiegła do Emmy wręczając jej z powrotem dokumenty w stanie nienagannym. Zdziwiło ją to, ponieważ to ona powinna podejść pierwsza do biurka i zażądać swoich rzeczy. Na twarzy sekretarki malowała się czujność.
-Proszę nie hałasować. Pan Smith, nie ma zbyt dobrego dziś humoru.
Służbowy uśmiech i szept młodej kobiety o ciemnych włosach, związanych w klasycznego kucyka w czarnej sukience sprawił, że ona sama poczęła zachowywać się profesjonalnie. Sekretarka odchrząknęła.
-Przepraszam za moją sklerozę. Cały plan i potrzebne dokumenty do pracy w naszej firmie ma pani w środku teczki.
Gdy już miała odpowiedzieć jej podziękowaniem z biura wyszedł mężczyzna wysokiej postury w czarnym garniturze. Zmierzył jej ciało swoim wzrokiem podchodząc do brunetki.
-Przekaż pannie Frank, że jest zwolniona. A i przekaż, że nie jaka panna Turner wchodzi na jej miejsce.
Brunetka lekko uśmiechnęła się, wskazując otwartą dłonią na Emmę.
-Panie Smith, ta pani obok to Panna Turner. -mężczyzna uważniej przyjrzał się twarzy jasnowłosej i podał jej rękę.
-Proszę wybaczyć za nieuwagę. Witam panią, panno Turner.
Gdy mężczyzna patrzył w jej oczy swoimi ciemnymi tęczówkami, miała wrażenie jakby już się gdzieś widzieli. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że to jej ojciec może go znać, ale wątpiła w to. Jego duża dłoń delikatnie ścisnęła jej małą dłoń sprawiając, że uśmiechnęła się na uczucie jak bardzo ich dłonie są do siebie dopasowane. Zdziwiło ją to, jak również wprawiło w zadumę, iż pod jego oficjalnym zachowaniem, kryła się frustracja dzisiejszego dnia, którą tak doskonale potrafił ukryć głęboko w sobie. Przełknęła ślinę i odpowiedziała:
-Witam pana, panie Smith.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro