Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

66

Seria talksów pod tytułem:

"Wielki powrót padawana Qui-Gona i migreny Windu"

5/10

Zapraszam do czytania!

***

Wycieczka z Xanatosem i komplikacje.

Xanatos: *siedzi za sterami swojego statku, poplając papierosa. Skupiony na widoku przed sobą*

Qui-Gon: *siedzi na fotelu obok z kilkoma paczkami słodyczy i je sobie. Macha nogami* zgasiłbyś to paskudztwo... Kiedyś siądą ci płuca!

Xanatos: jakby mnie to obchodziło dzieciaku...

Qui-Gon: yhym. Ta! Każdy tak mówi! *Wsuwa żelki jeden po drugim* i nie jestem dzieciakiem! *Rzuca w niego jedną paczką żelek. Trafia w jego twarz*

Xanatos: *kładzie dłoń na mieczu na przypiętym do płaszcza od środka. Bierze głębszy wdech. Szepcze* jeszcze tylko trochę... *Odchrząka, poprawiając się* więc jak mam się do ciebie zwracać?

Qui-Gon: po imieniu, po coś je przecież mam. Jestem Qui-Gon, mówiłem ci już z dwanaście razy... *Jako iż zjadł wszystkie żelki, otwiera ciastka* ej Xan, masz kakao?

Xanatos: *pociera twarz dłonią* po cholerę ci kakao? I nie "Xan" tylko "Xanatos"

Qui-Gon: nooo do ciastek przecież! I dobra dobraaa! *Przewraca oczami*

Xanatos: jest, ale ci nie zrobię. Zamknij się lepiej. *Zaciska dłonie na sterach*

Qui-Gon: *uśmiecha się niewinnie* w takim razie mi zrobisz. Jak zrobisz mi kakao, będę cicho... Xan.

Xanatos: *syczy* nie denerwuj mnie bo cię przedziurawię!

Qui-Gon: oj słońce, nie takie teksty na pierwszej randce *chichocze* no już. Jak chcesz bym był "grzeczny" to zrobisz mi kakao.

Xanatos: *syczy jakieś wyzwiska pod nosem. Wstaje, gasi papierosa o ramię Jinna i idzie wgłąb statku*

Qui-Gon: ałaaaa! To bolało! Moja szataaa! Debilu ty!

Xanatos: powiedzmy, że jesteś teraz skazany na moją dobrą wolę Jinn.

Qui-Gon: yhym. Ta. Jestem Jedi, wiesz? Kilka ruchów sprzęcikiem i leżysz kolego! Więc nie kombinuj i lecimy tam gdzie mamy lecieć!

Xanatos: też byłem kiedyś Jedi... "Kolego" *wraca do niego i podaje mu szklankę kakao, po czym siada na swoim miejscu* masz te swoje kakao... Zamknij się teraz.

Qui-Gon: wooow... Byłeś Jedi? Nie wyglądasz. Bardziej na Sitha mi pasujesz, za mroczną masz stylówkę... Ale wszystko można zmienić, w sumie w niebieskim byłoby ci do twarzy. Można trochę rozjaśnić twój wizerunek...

Xanatos: *uderza pięścią o panele* zamkniesz się wreszcie czy nie?!

Qui-Gon: *krzywi się* jejuuuu co ty... Okres masz czy jaka? Kobieta cię skrzywdziła? Teściowa w odwiedziny przyjechała?

Xanatos: nie twój biznes smarkaczu.

Qui-Gon: wiesz gdzie możesz sobie wsadzić tego smarkacza? *Rzuca w niego znowu, tym razem czekoladą*

Xanatos: *przytrzymuje ją w locie mocą i patrzy na Jinna. Unosi delikatnie brew* ty tak na serio?

Qui-Gon: tak! *zakłada ręce i odwraca głowę w drugą stronę*

Xanatos: czy ty... Strzeliłeś właśnie focha?

Qui-Gon: *prycha* nie gadam z tobą.

Xanatos: z jednej strony dzięki niech będą mocy, zaś z drugiej... Jesteś jeszcze gorszy niż wtedy gdy cię znałem...

Qui-Gon: *zerka na niego* nie znam cię...

Xantos: *wzdycha ciężko* nie... Obecny "ty" nie. I nie wiem czy to lepiej czy gorzej...

Qui-Gon: jenyyy... Kolejny. *zakłada nogę na nogę* już słyszałem parokrotnie te "obecny ty". O co wam wszystkim chodzi? Ja to jestem... No ja! Qui-Gon Jinn! Brata bliźniaka nie mam raczej...

Xanatos: *mamrocze* nie pamięta...

Qui-Gon: ...Słuchałeś ty mnie w ogóle?

Xanatos: nie.

Qui-Gon: zbadaj sobie może słuch w takim razie... *Popija kakao*

Xanatos: co? Foszek minął?

Qui-Gon: nie... A teraz gadaj czemu odszedłeś z zakonu.

Xanatos: obiecałeś, że się zamkniesz.

Qui-Gon: *unosi brew* i ty mi uwierzyłeś? Jesteś bardziej naiwny niż myślałem....

Xanatos: *wzdycha ciężko* to już wiemy obaj... Wpierdzielaj te słodycze i cisza.

Qui-Gon: nie... Najpierw twoja historia. Proszę! *Robi słodką minkę, przekrzywiając głowę na boczek*

Xanatos: *krzywi się* no niech ci będzie smarkaczu... Zdradził mnie mój własny mistrz.

Qui-Gon: co? *Unosi brwi* co zrobił? *popija sobie kakao*

Xanatos: na moich oczach zabił mi ojca...

Qui-Gon: a to skurwiel.

Xanatos: *patrzy na niego z lekko uniesioną brwią* tia... Skurwiel.

Qui-Gon: i co było dalej?

Xanatos: próbowałem go zabić...

Qui-Gon: no ta, wiadomka... Udało ci się?

Xanatos: nie. *Mamrocze pod nosem* bo tu siedzisz idioto...

Qui-Gon: te mamrotanie to nic dobrego chyba, lepiej zgłoś się do specjalisty. I cóż... Będziesz próbować jeszcze raz?

Xanatos: tak... Ale tym razem już na pewno mi się uda. *Unosi kącik ust*

Qui-Gon: awww! No pewnie! Powodzenia! *Je sobie dalej słodycze*

Xanatos: *unosi brwi. Pociera twarz i wzdycha ciężko*

Qui-Gon: ej a... Ostatnia prośba. Mógłbym dotknąć twoich włosów? *Szczęnięce oczka*

...

Tymczasem...

Sala Rady Jedi

Mace: CZY CIEBIE JUŻ DO KOŃCA POPIERDOLIŁO VOS?!

Quinlan: NIE MOJA WINA NOO! SKĄD MIAŁEM WIEDZIEĆ, ŻE TO XANATOS?!

Dooku: *chodzi po całej sali* ugh... Co wy tu za idiotów trzymacie?! Ej ty! Fisto! *Pstryka palcami* zrób mi kawę...

Kit: od kiedy to ja jestem sekretarką?

Dooku: już.

Kit: *pod wpływem spojrzenia Dooku biegnie zrobić mu kawę*

Dooku: *siada na jednym z foteli*

Mace: ...

Mace: to akurat moje miejsce Dooku.

Dooku: to usiądź sobie teraz gdzie indziej młody Windu.

Mace: *wpatruje się w Dooku*

Plo: Mace... Ustąp panu starszemu.

Obi-Wan: *chodzi po całej sali i panikuje* może, może... Może do niego zadzwońmy?

Plo: nie sądzę Obi-Wanie by był to dobry pomysł... Xanatos raczej nie trzyma starego komunikatora przy sobie.

Cin: em... Dooku swój miał. To linia Yody, nie wymagajmy od nich za wiele. Skoro Dooku swój miał do istnieje spore prawdopodobieństwo, że tamten wariat też.

Dooku: *prycha* wypraszam sobie.

Cin: możesz sobie wypraszać, ale taka jest prawda, za sprytni to wy nie jesteście. Założę się, że Obi-Wan jakby miał się gdzieś ukrywać to by nawet kurde nazwiska nie zmienił.

Obi-Wan: wiem, że mistrz jest nerwowy ale nie musi tego akurat zaraz na mnie zrzucać!

Cin: *wzrusza ramionami* nie ma Jinna, a na kogoś muszę.

Mace: dobra, stop! Dzwonimy do niego. Kto ma numer jego komunikatora?

Dooku: hmm... *Wyjmuje swój podręczny notesik. Czyta* Stary Grzyb, Synek, Wnuczek numer 1, Wnuczek numer 3... Ooo jest i wnuczek numer 2. *wyjmuje komunikator, wstykuje numerki i dzwoni*

Xanatos: *odbiera* czego?

Cin: *szepcze* no kurde mówiłem, że oni mało sprytni są...

Dooku: do dziadka-mistrza ty tak?

Xanatos: o cholera Dooku... Przepraszam!

Dooku: no no Xanny... *zakłada nogę na nogę* jest tam może z tobą Qui-Gon?

Xanatos: jest...

Dooku: dasz go do komunikatora?

Xanatos: umm... Nie.

Obi-Wan: ODDAWAJ MI MISTRZA SUKINSYNIE BO TAM DO CIEBIE PRZYJDĘ I NIECH MI MACE WINDU ŚWIADKIEM BĘDZIE, ŻE ZROBIĘ Z CIEBIE...

Plo: *zakrywa mu usta i trzyma go* ciii... Obi-Wan...

Obi-Wan: *stara się wyrwać*

Dooku: *przewraca oczami* ...Nie? Jak to nie?

Xanatos: Qui zostaje ze mną. Nie oddam go wam. Zostanie... Ze mną. To ten... Na razie! *rozłącza się*

Mace: *wzdycha ciężko. Pociera twarz dłonią* nie dobrze...

Obi-Wan: ja chcę mojego mistrza spowrotem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro