65
Seria talksów pod tytułem:
"Wielki powrót padawana Qui-Gona i migreny Windu"
4/10
Zapraszam do czytania!
***
Porwanie.
Quinlan: *wraca do świątyni szybkim krokiem, poprawiając swoje dredy*
Obi-Wan: *mija się z nim* cześć Vos... Czekaj. *marszczy brwi* Vos!
Quinlan: *odwraca się* jaaa?
Obi-Wan: tak ty! Gdzie Qui-Gon? Podobno razem gdzieś wyszliście
Quinlan: *wzrusza ramionami* został na mieście.
Obi-Wan: *unosi brwi* zostawiłeś Qui-Gona samego?
Quinlan: nom.
Obi-Wan: co jest z tobą nie tak?!
Quinlan: jenyyy Obi. Nie spinaj się, wszystko jest w najlepszym porządku. *wkłada dłonie do kieszeni* on jest starszy od ciebie jakby nie patrzeć. Poradzi sobie, nie traktuj go jak dziecko.
Obi-Wan: a skąd ty niby wiesz, że sobie poradzi?!
Quinlan: został w dobrych rękach *śmieje się*
Obi-Wan: co... Co ty masz na myśli?
Quinlan: no byliśmy w tym klubie nie... No i był tam taki ziomek. Całkiem przystojny, to trzeba powiedzieć. No i on cały czas wpatrywał się w Qui-Gona, z którego, no tutaj się na mnie nie obraź, ale szczerze całkiem niezła dupa jest. Jakbym wolał facetów to...
Obi-Wan: *pstryka mu przed oczami* Vos, Vos! Do rzeczy!
Quinlan: a tak. Pogadali sobie, pogadali aż Jinn powiedział, że z nim idzie. No to się pożegnaliśmy i ja kiedy wydałem wszystko to co miałem wróciłem tutaj.
Obi-Wan: czekaj... ZOSTAWIŁEŚ QUI-GONA SAM NA SAM Z JAKIMŚ OBCYM FACETEM?! CZY TOBIE TOTALNIE JUŻ ODBIŁO?! QUI-GON TO JEDI! WIESZ ILU MA WROGÓW?! A CO JEŚLI MU COŚ ZROBIĄ?!
Quinlan: oj no nie spinaj się tak! Nikt młodego Jinna nie pozna! A poza tym pewnie chcieli się zabawić czy coś *wzrusza ramionami* na to mi wyglądało.
Obi-Wan: tobie wszystko na to wygląda! Biegnę ratować mojego mistrza! *wybiega ze świątyni. Zaraz jednak wraca* Vos, gdzie wy w ogóle byliście?! Szybko! Potrzebuję informacji!
Quinlan: w tym klubie, gdzie pracuje ta cycata barmanka o której ci ostatnio opowiadałem. Wiesz ta, z którą wtedy..
Obi-Wan: dobra, nie ważne! Już wiem chociaż gdzie. A ten facet? Pamiętasz jego wygląd? Tylko szybko!
Quinlan: ciemno było ale coś tam chyba pamiętam... *zamyśla się* hmmm... Miał długie, ciemne włosy... Takie ciemne ciemne, w sensie że czarne. Albo prawie... Coś w ten deseń.
Obi-Wan: Vos... *przeskakuje z nogi na nogę* szybciej!
Quinlan: a no i miał taką charakterystyną bliznę na policzku! Tego się nie da zapomnieć! Coś jakby takie kółko. Może to znamię było? Albo...
Obi-Wan: *blednie* a-albo znak po wypaleniu?
Quinlan: ooo no! Tak jak zwierzęta się znakuje! To było takie idealne kółko!
Obi-Wan: *szepcze przerażony* t-to Xanatos.
Quinlan: Xana... Co?
Obi-Wan: ty się jeszcze pytasz co?! *łapie mocno za ramiona* Xanatos! Drugi uczeń Qui-Gona! Ten który go zdradził! Poprzysiągł mu zemstę! Ten który więził MNIE!
Quinlan: em...
Obi-Wan: ten zły!
Quinlan: aaaa ten Xanatos!
Obi-Wan: *puszcza Vosa i łapie się za głowę* o n-nie... On przecież Qui-Gona zabije o ile go rozpoznał! Nie... On na pewno go rozpoznał!
Quinlan: ale jesteś pewien, że to on? Co Xanatos robiłby w klubie?
Obi-Wan: nie wiem, ale to coś na pewno złego! A teraz przepraszam *przepycha się i biegnie wgłąb świątyni*
Quinlan: a ty dokąd?!
Obi-Wan: do mistrza Plo Koona! Muszę sprowadzić pomoc!
Quinlan: jenyy... Czekaj na mnie! *biegnie za nim*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro