63
Seria talksów pod tytułem:
"Wielki powrót padawana Qui-Gona i migreny Windu"
2/10
Zapraszam do czytania!
***
Pomoc i rosołek.
Plo: *wzdycha ciężko* dobrze... To bierzmy się za te dzwonienie. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. *zerka na Windu* oczywiście wszelkie honory należą do ciebie przyjacielu...
Mace: uhm... Dobrze, miejmy to już za sobą. *siada wygodnie na swoim miejscu i marszczy brwi* ale... Hmm... Dooku opuścił zakon. Jak mam się w sumie do niego zwrócić?
Shaak: z tego co wiadomo to został hrabią Serenno...
Kit: a weźcie... I co? Rzucisz do niego "Hrabio Dooku"? Ten zwrot brzmi jak jakaś ksywka kryminalisty. Lepiej zwróć się do niego po prostu "mistrzu". Ego mu podłechtasz... Może nie będzie zadawać tyle pytań...
Mace: niech ci będzie. *przeciera twarz i dzwoni*
Dooku: *odbiera. Stoi tyłem do holonagrywki w czarnym płaszczu. Poważnym głosem* tak, mój mistrzu?
Mace: *unosi brew* Emm.. Witaj mistrzu Dooku. Tutaj akurat... Windu z tej strony. Nie... Yoda...
Dooku: *szybko zrzuca z siebie płaszcz i odwraca się* oh... Em... Dzień dobry mistrzu Windu. Nie... Spodziewałem się... Cóż za... Przyjemność *siada prosto za biurkiem*
Mace: zależy dla kogo... *pociera dłonią policzek* mamy drobny problem i potrzebujemy mistrza pomocy...
Dooku: w czym mogę w takim razie pomóc?
Mace: ciężko to wytłumaczyć... Najlepiej niech mistrz przyleci. I to jak najszybciej. Naprawdę jak najszybciej...
Dooku: *unosi brew* skąd ten pośpiech?
Mace: *zamyśla się na moment szukając idealnej wersji do wciśnięcia Hrabiemu* jakby to ująć... Qui-Gon jest chory. O. I to... Ten... Strasznie chory. Bardzo potrzebuje teraz mistrza opieki... Wie mistrz jaki Jinn jest... Uczuciowy. I jakim... Autorytetem... Mistrz jest dla niego.
Dooku: *wyczuwa jakiś podstęp ale na wiadomość o chorobie Qui-Gona szybko wstaje* już lecę. Powiedzcie dla Jocasty by zrobiła mu rosołku. Takiego cieplutkiego ale nie za gorącego, ona wie dokładnie o co mi chodzi. Niech Qui-Gon do mojego przyjazdu siedzi w łóżku, choćbyście go mieli przywiązać. Tat... Znaczy mistrz już leci. *rozłącza się*
Plo: ohm... Zadziałało. Aż sam w to nie wierzę...
Kit: ale wy widzieliście jego stylówkę? Wygląda jak jakiś Sith *śmieje się* może stronę mocy zmienił?
Mace: *wzrusza ramionami* kto co lubi... I sitha jak już byśmy wyczuli, to nie czas na teorie spiskowe, Fisto. Lepiej skupmy się na planie działania.
Shaak Ti: co masz na myśli mistrzu Windu?
Mace: to proste... Skoro Mundi uciekł możemy się tylko domyśleć reakcji Dooku. Trzeba go tutaj zatrzymać, bo nikt inny nie da rady z Qui-Gonem. I chyba... Mam plan.
Kit: *zaciera ręce* już mi się to podoba...
Jakiś czas później.
Dooku: *idzie szybkim krokiem wraz z radą do pokoju Jinna* naprawdę jest aż tak źle?
Mace: *kiwa głową*
Dooku: to dlaczego w takim razie mój padawan nie jest na szpitalnym?
Plo: *kłamie* Qui-Gon jest uparty... Nie chciał.
Dooku: ah oczywiście... Cóż, może uda mi się go namówić...
Plo: tak... Tak, tak... *podchodzi do drzwi i je otwiera* mistrz przodem...
Dooku: *wchodzi do pokoju*
Qui-Gon: mistrzuuuu! *zeskakuje z parapetu na którym siedział i podbiega do padawana mistrza Yody, rzucając mu się na szyję i tuląc go mocno* przepraszam, że znowu byłem nieznośny! Już nie będę! Nie zostawiaj mnie już nigdy! Nigdzie! Mistrzuu *tuli twarzyczkę do jego klatki*
Dooku: *stoi sparaliżowany nie wiedząc co zrobić czy powiedzieć* Qui... Qui-Gon?
Qui-Gon: *unosi głowę* ojeju! Mistrzu! O nie... Gdzie się podziały twoje ciemne włosy?! *wyciąga ręce do góry i zaczyna macać Dooku po siwych w większości włosach* ja wiem, że zawsze mówiłeś, że osiwiejesz przeze mnie... Ale ja nie chciałem! Mistrzu! To tylko farba prawda? Pomalowałeś tak? *śmieje się nerwowo* mistrzyni Jocasta tego nie polubi, to taki żarcik tak?
Dooku: *ostrożnie przejeżdża dłonią po policzku Jinna zdezorientowany* Qui?
Qui-Gon: umm... No to ja mistrzu... Przecież to ja. Qui! Twój nieznośny padawan! *śmieje się cicho*
Dooku: jak... *przenosi wzrok na radę* co?
Mace: *wzdycha ciężko* my sami nie wiemy... Wiemy jedynie tyle ile widać. Czyli, że Qui-Gon jest znowu... Młody.
Dooku: *ponownie spogląda na Jinna, ostrożnie przeczesując palcami jego włosy*
Qui-Gon: *uśmiecha się niewinnie* nie jesteś na mnie zły?
Dooku: *z powagą, dalej w to wszystko nie wierząc* nie... Nie jestem. *zerka na radę* po co wam jestem potrzebny?
Kit: *stoi już dalej, razem z radą przy drzwiach* nikt nie umie go ogarnąć. Także ten... Powodzenia życzymy mistrzu Dooku! *wybiega z pokoju wraz z Radą i zamykają drzwi na cztery spusty*
Dooku: *unosi brwi* co? *wszystko do niego dociera* Nie! Wracajcie! Ugh... Wredne cholery...
Qui-Gon: *smutnieje* nikt nie chce ze mną przebywać mistrzu... Nawet ty chcesz ode mnie uciec! Co ja takiego wam zrobiłem? Ja nie chciałem! *bliski płaczu*
Dooku: *wdycha ciężko* nic... Nic nie zrobiłeś Qui... To nie twoja wina... Nie smuć się... No chodź tu do mnie. *przytula go bardzo ostrożnie*
Qui-Gon: *uśmiecha się ponownie i wtula mocno, zadowolony*
Dooku: *lekko drżącą dłonią głaszcze go po włoskach* już... Już jestem przy tobie... Znowu... *przytula go mocniej. Uczucie pustki i samotności, którą odczuwał na codzień powoli zaczęła zanikać się gdy tylko co raz mocniej uczeń Yody zaczął odczuwać ciepło ciała swojego ponownie młodego padawana* znowu jesteśmy razem, tak Qui?
Qui-Gon: *mruczy cicho* tak mistrzu... I nie pamiętam co zrobiłem ale znowu... Przepraszam. Ja nigdy nie chciałem źle...
Dooku: ja wiem... Ja wiem synku kochany... *uśmiecha się delikatnie pod nosem, obejmując go mocniej* ale już jest dobrze...
Qui-Gon: yhym... *przymyka oczy* będę już grzeczny...
Dooku: ja wiem... *głaszcze go po pleckach* ja wiem... Hmmm... A co to za zapach?
Qui-Gon: *odskakuje od Dooku* rosołek od mistrzyni Nu! *biegnie do kuchni i zdejmuje garnek z kuchenki* ufff... Mało brakowało.
Dooku: *zagląda tam* a więc Jocasta zrobiła ci rosołek...
Qui-Gon: tak! Na prośbę mistrza!
Dooku: cóż... Powiedziano mi, że jesteś chory... Kłamcy. *prycha* Jesteś głodny? *wyjmuje miskę*
Qui-Gon: *w odpowiedzi słychać burczenie w jego brzuchu* strasznie... Ale ten... Rosołek jest za gorący... I... *uśmiecha się pod nosem i wpada na szatański pomysł* mistrzuuu? Nakarmisz mnie?
Dooku: *patrzy na niego, skrzywiony* Qui-Gonie jesteś już dorosły. Nie ma mowy!
Qui-Gon: ale...
Dooku: nie.
Qui-Gon: no aleee...
Dooku: *twardo* nie. Ma. Mowy.
Kilka minut później...
Qui-Gon: *siedzi zadowolony na kolanach swojego mentora i grzecznie je rosołek*
Dooku: *studzi mu zupkę dmuchaniem i powoli go karmi, sam nie wierząc, że to robi, chociaż jest w sumie zadowolony w głębi z tego, że może się znowu opiekować Jinnem*
Obi-Wan: *wchodzi do pokoju* już... *unosi brew* ...Wróciłem?
Dooku: *zerka na niego, momentalnie wściekły* jeśli tylko ktoś się dowie, już po tobie, padawanie.
Qui-Gon: cześć Obi! *grzecznie je dalej w uśmieszkiem*
Dooku: *wzdycha* jak małe dziecko... Qui, patrz jak się pobrudziłeś... *wyciera jego twarz serwetką*
Qui-Gon: oj... Wybacz mistrzu...
Obi-Wan: *wycofuje się stamtąd lekko blady* nie chcę nic wiedzieć...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro