67
Walentynkowy specjal
Walentynki...
Ehh...
Dzień to dosyć... Specyficzny.
Dla jednych czas niezwykle magiczny,
pełen miłości, dobroci, czułości...
Innych zaś wtedy zwyczajnie zbiera na mdłości.
Xanatos od samego rana czuł, że jest jakiś struty,
gdy tylko zobaczył mistrza swego wypastowane buty.
Qui-Gon Jinn bowiem kochał wszelkie święta miłości,
gdyż sam pełen był wielkich czułości.
Z przyjaciółmi umawiał się, nawet nie na randeczki,
lecz by choćby po prostu w imię miłości wychylać z nimi kieliszeczki.
I choć Xanowi zazwyczaj to nie przeszkadzało...
To tego dnia niezwykle go to zasmucało.
Uznał bowiem, że z mistrzem spędzi ten dzień wspólnie...
Nie zdążył go jednak powiadomić o tym fakcie... Ogólnie.
A skoro Jinn plany swoje znał,
to Xanatos jeszcze większy dołek miał.
I tym oto wierszykiem zaczyna się ta opowieść...
Gdzie padawan swego mistrza od randek chciał odwieść.
...
Xanatos: *leży na podłodze. Unosi wzrok* mistrzu? Możemy pogadać?
Qui-Gon: *wychodzi z łazienki ubrany w czyste szaty* witaj Xan *uśmiecha się* co tam? *Poprawia płaszcz*
Xanatos: szykujesz się...
Qui-Gon: ah... Tak. Walentynki dzisiaj to wiesz... Mam umówione kilka spotkań...
Xanatos: ohm... Tak. Ja właśnie w tej sprawie...
Qui-Gon: ...Najpierw zajdę z czekoladkami do strażników. Zasługują na słodyczne. Tak jak Cin na kawę. Następnie wracam tutaj i przychodzi Plo Koon...
Xanatos: *przewraca oczami* yhym...
Qui-Gon: posiedzimy, pogadamy... Potem idę do mojego mistrza na umówioną herbatkę... A i oczywiście...
Xanatos: *równo z nim* wieczór z Tahl.
Qui-Gon: *chichocze* dokładnie tak Xanny. Jak ty dobrze znasz mój plan... Co takiego chciałeś, padawanie?
Xanatos: ja... Um... Chciałem ci życzyć miłego dnia. *Uśmiecha się jakkolwiek*
Qui-Gon: dziękuję bardzo... Dobrze. To ja lecę do strażników. Do zobaczenia! *Wychodzi z uśmiechem*
Xanatos: tsa... Do zobaczenia mistrzu... *Wzdycha. Wyjmuje komunikator. Dzwoni do Windu*
Mace: *odbiera. Milczy przez pewien czas* ...Niech zgadnę... Ostatecznie mu nie powiedziałeś.
Xanatos: nie mogłem nooo! *przewraca się na brzuch. Podpiera głowę ręką* żebyś ty widział Mace w jakich on skowronkach jest...
Mace: znam mistrza Jinna i się domyślam... Ale skoro tak bardzo zależało ci na tym to powinieneś się przemóc. Szczególnie, że pierwszy raz ci zależało na spędzeniu Walentynek z kimś.
Xanatos: ale to co mam zrobić?
Mace: em... Dogonić go i pogadać na spokojnie?
Xanatos: nie... Wyszedłbym na idiotę.
Mace: mocyy *wzdycha* wy wszyscy jesteście tacy trudni. Po prostu przekonaj go by spędził ten dzień z tobą. Na pewno dla ciebie zmieniłby plany...
Xanatos: tia. Niestety nie jestem dla niego ważniejszy niż... Mace. Geniuszu ty mój! *Siada aż*
Mace: jeśli wpadłeś na jakiś durnowaty plan...
Xanatos: nie jest "durnowaty" Windy! Za kogo ty mnie masz!
Mace: ...Za ciebie Xanatos. Masz szczęście, że mnie na Coruscant nie ma.
Xanatos: oj tak... Mam! A teraz na razie stary, baw się dobrze na swojej misji *rozłącza się i wybiega z pokoju*
...
Yoda: *drapie się po głowie* ale do czego że potrzebujesz odkurzacz z młodości mojej, padawanie?
Xanatos: *uśmiecha się niewinnie* dzisiaj jest święto i wie Wielki Mistrz... Chciałem zrobić niespodziankę mojemu mistrzowi i posprzątać! Po ostatnim mamy z mistrzem Jinnem dożywotni zakaz na wypożyczanie odkurzaczy... Więc wpadłem na pomysł, że przecież hej, mistrz Yoda ma jeden! I na pewno będzie taki dobry i mi wypożyczy w takiej trudnej chwili...
Yoda: hmmm... Używać go, nie używam... Ale hałasu dużo powoduje on. Nie wygodniej będzie droida sprzątającego zawołać?
Xanatos: naprawdę mistrzu, nie przeszkadza mi... Chcę po prostu sprawić, sam z siebie, przyjemność mojemu mentorowi.
Yoda: hmmm... Skoro tak bardzo chcesz tego ty *wskazuje na schowek* tam jest on. Oddaj go tylko padawanie.
Xanatos: *uśmiecha się* oczywiście mistrzu...
...
Plo: *wchodzi do pokoju* dziękuję bardzo za zaproszenie Qui-Gon... To... To dla ciebie *podaje mu torebkę prezentową* drobny prezent... Taki z okazji... Dzisiejszego dnia. Nic takiego... *drapie się po karku zawstydzony lekko*
Qui-Gon: awww... Dziękuję. *Chichocze, odbierając prezent* chodź, usiądź proszę...
Xanatos: *zagląda przez szparę w drzwiach. Zerka na Wszystkowciągator 3000 od Yody* dobrze... Czas nadszedł. *podłącza go i uruchamia. Światła zaczynają mrygać zaś urządzenie włącza się z głośnym warkotem*
Plo: *podskakuje na krześle, nie spodziewając się tego. Zakrywa uszy* co się tutaj wyrabia...
Qui-Gon: *zakrywa uszy. Rozgląda się* co to w ogóle jest?!
Plo: co powiedziałeś?!
Qui-Gon: hę!? *Patrzy na niego* słucham?!
Plo: zapytałem się co powiedziałeś!!!
Qui-Gon: się zasiedziałeś?!
Plo: że co myślałeś?!
Qui-Gon: czekaj... Co?!
Plo: *wzdycha* to nie ma sensu!
Qui-Gon: bolą cię rzęsy?! Ale ty ich nie masz!
Plo: *macha ręką. Wzdycha. Pokazuje Jinnowi "cześć* dłonią i wychodzi niedługo później*
Qui-Gon: *kręci głową. Rozgląda się za źródłem dźwięku*
Xanatos: *wyłącza odkurzacz. Cicho* jest! *wychodzi szybko na zewnątrz ze zdziwieniem* mistrzu? Ty też to słyszałeś?
Qui-Gon: tak... Co to w ogóle było?!
Xanatos: *wzrusza ramionami grając swoją rolę* nie wiem... Może ktoś się przygotowuje do imprezy i to jakaś maszyna...
Qui-Gon: może... Ugh ale przesadzili, to na pewno.
Xanatos: a... Jak tam spotkanie z mistrzem Koonem? *Uśmiecha się niewinnie*
Qui-Gon: Plo ma wrażliwe uszy... Wyszedł szybko.
Xanatos: no to może... W takim razie wypijemy razem kawę?
Qui-Gon: eh... Cóż... *uśmiecha się* To całkiem dobry pomysł *rusza do ekspresu*
Xanatos: *ubiega go* nie mistrzu... Ty sobie siądź. Ja zrobię.
Qui-Gon: tylko nie zasłodź mi zbytnio jak ostatnio!
Xanatos: oj jeszcze będziesz mi to wypominać *przewraca oczami* wiem, że zamiast pięciu łyżeczek wsypałem sześć, ale nie wiem dalej jakim cudem pięć to dla ciebie okey, a sześć już za słodkie!
Qui-Gon: *siada sobie* mam specyficzny smak...
Xanatos: zauważyłem... *Przy ekspresie zauważa datapad. Uśmiecha się. Robi kawę i loguje się, bo zna przecież hasło. Wysyła do Dooku wiadomość, że Qui-Gon nie może się spotkać. Po chwili słychać odpowiedź* oh... Mistrzu? Wiadomość przyszła do ciebie!
Qui-Gon: słyszałem... Weź zerknij kto i przeczytaj.
Xanatos: hmmm... *Loguje się ponownie i marszczy brwi, jakby serio zaskoczony* ohm... Mistrz Dooku odwołuje spotkanie.
Qui-Gon: oh... *Spogląda na niego zdziwiony* co się wydarzyło?
Xanatos: zaplanował coś sobie w tym czasie i zapomniał że spotyka się z tobą...
Qui-Gon: ah... Rozumiem. *Macha ręką* cóż, mój mistrz ostatnimi czasy chodzi z głową w chmurach...
Xanatos: czyli... Co mu odpisać?
Qui-Gon: odpisz po prostu żeby napisał mi kiedy indziej może się spotkać...
Xanatos: okey... *Pisze zupełnie inną wiadomość i wysyła* już... Czyli... Jak rozumiem masz teraz czas mistrzu?
Qui-Gon: hmmm... Tak. Do gdzieś osiemnastej.
Xanatos: to całkiem sporo... Zgłodniejesz do tego czasu.
Qui-Gon: oj wiem... To na pewno.
Xanatos: *uśmiecha się do niego* to może... W takim razie zrobimy razem obiad i obejrzymy sobie jakiś film?
Qui-Gon: *zamyśla się. Spogląda na niego nieco zaskoczony* to całkiem dobry pomysł Xanatosie... Jeśli chcesz możemy tak zrobić, chociaż z tego co wiem, to nie lubisz spędzać Walentynek z kimkolwiek. Jeśli ci to przeszkadza, to wiesz, że nie musisz.
Xanatos: zaproponowałem ci to sam przecież. Czyli chcę, czyli co chcesz na obiad?
Qui-Gon: *śmieje się* coś się wymyśli... A teraz usiądźmy sobie z kawą.
Xanatos: *uśmiecha się* już się robi mistrzu
...
Cin: *zdejmuje okulary i patrzy na Xanatosa* że... Co?
Xanatos: *stoi przed jego biurkiem. Wzdycha ciężko* to co tłumaczę już od piętnastu minut fechmistrzu.
Cin: chcesz mi powiedzieć... *składa okulary i chowa je do pudełka* że mistrzyni Tahl miała ostatnio kontakt z chorymi na pryszczycę koreliańską?
Xanatos: dokładnie tak fechmistrzu.
Cin: *zakłada nogę na nogę. Opiera się o oparcie swojego krzesła* jestem ciekaw dlaczego jednak sama nikogo nie powiadomiła a mówisz mi to ty, Xanatosie.
Xanatos: odpowiedź jest prosta... Wie fechmistrz co dzisiaj jest?
Cin: *unosi brew* Walentynki. A co?
Xanatos: aha! No właśnie! I mistrzyni Tahl nie chce niczego przegapić. A z tego co mówił mistrz Mundi, to mieli ze sobą styczność. Czyli mistrzyni Tahl powinna być...
Cin: na kwarantannie, znam zasady. *wzdycha. Pociera twarz* co masz w tym za interes, co?
Xanatos: hę?
Cin: czemu zależy ci na tym bym zamknął Tahl na kwarantannę?
Xanatos: taki mój... Obywatelski obowiązek.
Cin: gdyby mi to powiedział twój koleżka Windu, uwierzyłbym. Ale nie ty. Ostatnio ci się naraziła? Nie wiem... Obraziła cię znowu dzieciaku?
Xanatos: nieee... Jeju, mistrzu Cin, nie mogę już robić czegoś bezinteresownie?
Cin: *chłodno* nie.
Xanatos: oj noo *przewraca oczami* ale zamkniesz ją na kwarantannę?
Cin: dzisiaj na pewno... Dopóki sprawa się nie wyjaśni. Ale jeśli mnie wkręcasz *celuje w niego palcem*
Xanatos: *unosi ręce w obronnym geście* ja? Wkręcać? Ciebie fechmistrzu? W życiu!
Cin: no mam nadzieję. A teraz sio mi stąd, padawanie.
Xanatos: *skłania się z uśmiechem* oczywiście... Miłego dzionka! *rzuca do niego szybki salut i wychodzi*
...
Qui-Gon: *rozmawia przez komunikator idąc korytarzem* ...Ale, że jak to jesteś na kwarantannie?
Tahl: *wzdycha* podobno Mundi powiedział, że miałam z nim styczność... Mam kwarantannę do wyników badań, które dzisiaj na pewno nie przyjdą. Tak mi przykro Qui-Gon...
Qui-Gon: nie, nie... To nie twoja wina Tahl. Spotkamy się po prostu kiedy indziej. Niech moc będzie z tobą.
Tahl: eh... I z tobą również Jinn *rozłącza się*
Qui-Gon: *idzie dalej przez korytarz*
Dooku: *widzi go* ooo... Padawanie!
Qui-Gon: ooo witaj mistrzu *uśmiecha się* wymyśliłeś już może inną datę na spotkanie?
Dooku: ja? *Unosi brew* właśnie miałem ciebie o to zapytać...
Qui-Gon: ale że... Jak to mnie?
Dooku: przecież napisałeś mi, że dzisiaj nie możesz, bo zmieniły ci się plany...
Qui-Gon: nie. *marszczy brwi* przecież to ty mistrzu odmówiłeś...
Dooku: ...Na głowę upadłeś czy jak? *Pokazuje mu wiadomości na swoim datapadzie*
Qui-Gon: *marszczy brwi* ale... Jak... Co... *bierze głębszy wdech i przykłada dłoń do czoła* Xanatos...
...
Xanatos: *szykuje kolację, spokojny, myśląc, że wszystko poszło według planu*
Qui-Gon: *wchodzi do pokoju. Patrzy na niego i podpiera się pod boki* padawanie....
Xanatos: ooo witaj mistrzu! *odwraca się do niego z uśmiechem, z chochelką w dłoni*
Qui-Gon: padawanie.
Xanatos: *poważnieje* mistrzu?
Qui-Gon: *wkurzony* padawanie.
Xanatos: *przełyka ślinę. Celuje w niego chochelką* najpierw mów o jaką rzecz chodzi, potem się wściekaj...
Qui-Gon: hmm... Od czego by tu zacząć? Oszukańcze wiadomości do Dooku? *Rusza w jego stronę*
Xanatos: ops... *Cofa się* ale... Heh... I tak nie lubisz przecież tej jego herbaty!
Qui-Gon: Tahl nagle na kwarantannie... *Podchodzi szybciej*
Xanatos: nie musiała szwędać się do Mundiego po czekoladę... *Szybciej się odsuwa. Opiera się o ścianę*
Qui-Gon: *staje przed nim. Patrzy mu w oczy* te głośne dźwięki przy spotkaniu z Plo to też twoja wina?
Xanatos: *spuszcza wzrok* nie moja...
Qui-Gon: padawanie.
Xanatos: t-tylko... No... Odkurzacza od Yody.
Qui-Gon: *pociera skroń. Zamyka oczy* obiecałem sobie, że w dzisiejszym dniu nie będę się denerwować *bierze głębszy wdech* dlaczego? *Otwiera oczy i patrzy na niego*
Xanatos: *kuli się* b-bo... J-Ja...
Qui-Gon: * uspokaja się i łagodnieje trochę* Xan... Nie ugryzę cię przecież.
Xanatos: *szepcze* chciałem dzisiaj spędzić z tobą czas...
Qui-Gon: *unosi brew* ze mną?
Xanatos: *kiwa głową*
Qui-Gon: ale... Nigdy nie lubiłeś spędzać z kimkolwiek Walentynek...
Xanatos: ale w tym roku wyszło inaczej okey? *Zakłada ręce, wciśnięty w ścianę* chciałem ci to powiedzieć ale... Ty już miałeś plany. Nie lubisz odwoływać spotkań.... Więc uznałem, że jeśli te spotknia nie wypalą to po prostu będziesz miał więcej czasu... Dla mnie.
Qui-Gon: *wzdycha* oh Xanatos... *Stara się być poważny ale i tak się uśmiecha* mogłeś mi powiedzieć... Dla ciebie odnalazłbym czas. Ba, nawet jakbyś chciał ze mną spędzić cały ten dzień, to serio, odwołałbym wszystko. Sam. I spędzilibyśmy go razem...
Xanatos: n-naprawdę? *Unosi wzrok na jego oczy*
Qui-Gon: *chichocze* oczywiście, że tak Xanny. Jesteś dla mnie najważniejszy.
Xanatos: *uśmiecha się* mistrzuuu *rzuca się na niego i tuli*
Qui-Gon: *tuli go mocno* no już już... Czekaj... Co to za zapach?
Xanatos: KOLACJA! *rzuca się w stronę kuchni*
...
Morał historii przedstawię bardzo szybko:
Mów innym o swoich potrzebach, kruszynko.
Mniej będzie bólu, kłótni i żalów,
no i do palącej się kuchni wzywania strażaków.
W tym dniu wujek Qui przypomina iż kocha was wszystkich,
I miłego dnia/wieczoru życzy unosząc za wasze zdrowie kielich.
Wesołych Walentynek.
...
A na sam koniec ciekawostka dotycząca tego rozdziału... Dzisiaj nasz kochamy Mace wystąpił w roli kolegi Xanatosa... Pytacie dlaczego? Otóż ostatnio znalazłam informację o roku urodzenia Xanatosa... A raczej przybliżony. Xanatos urodził się gdzieś w latach 73 - 69 BBY... A kiedy urodził się Macey? W 72 BBY!
I tak pozostawiam was z wyobrażeniem Mace'a Windu i Xanatosa jako psiapsiółek. Nie ma za co.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro