Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64

Seria talksów pod tytułem:

"Wielki powrót padawana Qui-Gona i migreny Windu"

3/10

Zapraszam do czytania!

***

Parka, na którą nie byli gotowi.

Qui-Gon: *siedzi sobie pod drzewem i rozmawia z młodzikami oraz zwierzątkami*

Obi-Wan: *przechodzi niedaleko z książkami zerka w ich stronę*

Qui-Gon: *wskazuje na Kenobiego i szepcze coś do grupki z uśmieszkiem*

Młodziki: *chichoczą cicho*

Obi-Wan: *unosi brew. Pochodzi tam* umm... Cześć? O czym tam sobie rozmawiacie?

Qui-Gon: cześć Obi!

Młodzik: *chichocze* Qui-Gon uważa, że jesteś rudym przystojnym aniołkiem!

Obi-Wan: umm... *czerwieni się* dzięki?

Młodzik: o i jeszcze powiedział że..!

Qui-Gon: *zakrywa dłonią usta młodzika* ciiii... Co ja mówiłem o dyskrecji?

Obi-Wan: ummm...

Qui-Gon: uhh... Dobra, zbierajcie się maluchy, pewnie mistrzyni na was czeka. No już *pogania je ręką* szu szu. Sio. Psik psik. Ahgrrrrr... Emm... Co tam jeszcze... Blub blub? Albo po prostu pa pa? *śmieje się*

Młodziki: pa Qui-Gon! *odbiegają ze śmiechem*

Obi-Wan: *wpatruje się w Jinna dalej lekko czerwony aż wzdycha* co ty tutaj w ogóle robisz? Nie powinieneś być u rady mis... Qui-Gon? *siada obok niego*

Qui-Gon: *krzywi się* to nudziarze. I mam tego dość. Ta nowa rada patrzy się na mnie jak na jakiś cud albo wynaturzenie. A skoro oni mnie tak traktują to nie mam zamiaru z nimi gadać. Nie wiem zupełnie o co im chodzi... Ci na szpitalnym nie lepsi, chociaż dostałem od nich lizaczka.

Obi-Wan: uhhh... Niezbyt się zmieniłeś...

Qui-Gon: *unosi brew* a miałem się zmienić?

Obi-Wan: nie... Znaczy... *drapie się po karku* nie wiem...

Qui-Gon: *wzrusza ramionami i zabiera Kenobiemu jedną z książek* co tam masz?

Obi-Wan: ej!

Qui-Gon: *czyta* "Nienaturalne wypadki w historii Zakonu Jedi" *marszczy brew* serio? Ty też? *zerka na niego skrzywiony*

Obi-Wan: co? Ja? N-Nie!

Qui-Gon: too... Po co ci to? *stuka palcem w książkę*

Obi-Wan: j-ja... Ten... Lubię... Czytać? Różne... Rzeczy... W tym te... Legendy, o!

Qui-Gon: legeendy.. *kiwa głową* hmmm w sumie znam trochę i mogę ci poopowiadać. Lepszych niż w tej... *z sarkazmem* Jakże zajeżdżającej nudą książce. Ale to nie teraz... Możesz przyjść wieczorem do mnie, takie historie opowiada się lepiej w nocy *puszcza do niego oczko*

Obi-Wan: ummm.... Jasne. Jak... Chcesz... *drapie się po karku*

Quinlan: Kenobiii!!!

Obi-Wan: o-o nie... *chowa twarz za książką*

Quinlan: *podchodzi do nich* Ooo siema Qui, bracie z innej matki! *zbija z nim piątkę*

Qui-Gon: siemka Quin *śmieje się*

Obi-Wan: ee....Wy się znacie?

Qui-Gon: no pewnie!

Obi-Wan: *sam do siebie* zaczynam się bać... Mam złe przeczucia...

Quinlan: nie wiedziałem, że ze starego Jinna jest aż taki ziomal! Stary! Żebyś ty widział jak my wczoraj po paru piwkach tańczyliśmy w samych gaciach na dachu świątyni! *szczerzy się, dumny*

Obi-Wan: CO?!

Qui-Gon: no to! *śmieje się* mina tego Windu, który to zobaczył była zajebista!

Obi-Wan: *łapie się za głowę* WINDU WAS WIDZIAŁ?!

Qui-Gon: no pewnie. Nawet zadedykowałem mu moje twerkowanie do refrenu *wybucha śmiechem*

Quinlan: taaak! Pamiętam tooo! *śmieje się i klepie Jinna po plecach*

Obi-Wan: *zakrywa twarz dłońmi* spuściłem cię z oczu na momencik... Jak mogłeś?!

Qui-Gon: nooo... Normalnie. Ale to jeszcze nic... Spokojnie, poczekaj aż zrobimy to co zaplanowaliśmy z Quinlanem!

Quinlan: ojjj to będzie bomba! *szczerzy się*

Obi-Wan: *mamrocze zażenowany* było ci założyć smycz...

Qui-Gon: *unosi brew* ohm... Nie wyglądasz na takiego co lubi takie klimaty, ale pozory mylą *uśmiecha się i wzrusza ramionami* jeszcze się tak nie bawiłem ale jestem otwarty na eksperymenty

Obi-Wan: *marszczy brwi. Zaraz jednak dociera do niego co powiedział* N-Nie! J-Ja... N-Nie! Nie miałem TEGO na myśli! *czerwieni się cały*

Qui-Gon: *śmieje się* ojj uroczy jesteś..

Quinlan: *rozbawiony, klepie Kenobiego po ramieniu* może wam jednak pokój załatwić?

Obi-Wan: nie! *czerwony jak burak zrywa się z miejsca* nie! W-wy... Wy... A idźcie wy do sithowskiego piekła! *zabiera swoje książki i odbiega od nich szybko*

Qui-Gon: *chichocze*

Quinlan: przejdzie mu... A teraz... Idziemy do klubu?

Qui-Gon: *wstaje* no jeszcze się pytasz... Idziemy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro