64
Seria talksów pod tytułem:
"Wielki powrót padawana Qui-Gona i migreny Windu"
3/10
Zapraszam do czytania!
***
Parka, na którą nie byli gotowi.
Qui-Gon: *siedzi sobie pod drzewem i rozmawia z młodzikami oraz zwierzątkami*
Obi-Wan: *przechodzi niedaleko z książkami zerka w ich stronę*
Qui-Gon: *wskazuje na Kenobiego i szepcze coś do grupki z uśmieszkiem*
Młodziki: *chichoczą cicho*
Obi-Wan: *unosi brew. Pochodzi tam* umm... Cześć? O czym tam sobie rozmawiacie?
Qui-Gon: cześć Obi!
Młodzik: *chichocze* Qui-Gon uważa, że jesteś rudym przystojnym aniołkiem!
Obi-Wan: umm... *czerwieni się* dzięki?
Młodzik: o i jeszcze powiedział że..!
Qui-Gon: *zakrywa dłonią usta młodzika* ciiii... Co ja mówiłem o dyskrecji?
Obi-Wan: ummm...
Qui-Gon: uhh... Dobra, zbierajcie się maluchy, pewnie mistrzyni na was czeka. No już *pogania je ręką* szu szu. Sio. Psik psik. Ahgrrrrr... Emm... Co tam jeszcze... Blub blub? Albo po prostu pa pa? *śmieje się*
Młodziki: pa Qui-Gon! *odbiegają ze śmiechem*
Obi-Wan: *wpatruje się w Jinna dalej lekko czerwony aż wzdycha* co ty tutaj w ogóle robisz? Nie powinieneś być u rady mis... Qui-Gon? *siada obok niego*
Qui-Gon: *krzywi się* to nudziarze. I mam tego dość. Ta nowa rada patrzy się na mnie jak na jakiś cud albo wynaturzenie. A skoro oni mnie tak traktują to nie mam zamiaru z nimi gadać. Nie wiem zupełnie o co im chodzi... Ci na szpitalnym nie lepsi, chociaż dostałem od nich lizaczka.
Obi-Wan: uhhh... Niezbyt się zmieniłeś...
Qui-Gon: *unosi brew* a miałem się zmienić?
Obi-Wan: nie... Znaczy... *drapie się po karku* nie wiem...
Qui-Gon: *wzrusza ramionami i zabiera Kenobiemu jedną z książek* co tam masz?
Obi-Wan: ej!
Qui-Gon: *czyta* "Nienaturalne wypadki w historii Zakonu Jedi" *marszczy brew* serio? Ty też? *zerka na niego skrzywiony*
Obi-Wan: co? Ja? N-Nie!
Qui-Gon: too... Po co ci to? *stuka palcem w książkę*
Obi-Wan: j-ja... Ten... Lubię... Czytać? Różne... Rzeczy... W tym te... Legendy, o!
Qui-Gon: legeendy.. *kiwa głową* hmmm w sumie znam trochę i mogę ci poopowiadać. Lepszych niż w tej... *z sarkazmem* Jakże zajeżdżającej nudą książce. Ale to nie teraz... Możesz przyjść wieczorem do mnie, takie historie opowiada się lepiej w nocy *puszcza do niego oczko*
Obi-Wan: ummm.... Jasne. Jak... Chcesz... *drapie się po karku*
Quinlan: Kenobiii!!!
Obi-Wan: o-o nie... *chowa twarz za książką*
Quinlan: *podchodzi do nich* Ooo siema Qui, bracie z innej matki! *zbija z nim piątkę*
Qui-Gon: siemka Quin *śmieje się*
Obi-Wan: ee....Wy się znacie?
Qui-Gon: no pewnie!
Obi-Wan: *sam do siebie* zaczynam się bać... Mam złe przeczucia...
Quinlan: nie wiedziałem, że ze starego Jinna jest aż taki ziomal! Stary! Żebyś ty widział jak my wczoraj po paru piwkach tańczyliśmy w samych gaciach na dachu świątyni! *szczerzy się, dumny*
Obi-Wan: CO?!
Qui-Gon: no to! *śmieje się* mina tego Windu, który to zobaczył była zajebista!
Obi-Wan: *łapie się za głowę* WINDU WAS WIDZIAŁ?!
Qui-Gon: no pewnie. Nawet zadedykowałem mu moje twerkowanie do refrenu *wybucha śmiechem*
Quinlan: taaak! Pamiętam tooo! *śmieje się i klepie Jinna po plecach*
Obi-Wan: *zakrywa twarz dłońmi* spuściłem cię z oczu na momencik... Jak mogłeś?!
Qui-Gon: nooo... Normalnie. Ale to jeszcze nic... Spokojnie, poczekaj aż zrobimy to co zaplanowaliśmy z Quinlanem!
Quinlan: ojjj to będzie bomba! *szczerzy się*
Obi-Wan: *mamrocze zażenowany* było ci założyć smycz...
Qui-Gon: *unosi brew* ohm... Nie wyglądasz na takiego co lubi takie klimaty, ale pozory mylą *uśmiecha się i wzrusza ramionami* jeszcze się tak nie bawiłem ale jestem otwarty na eksperymenty
Obi-Wan: *marszczy brwi. Zaraz jednak dociera do niego co powiedział* N-Nie! J-Ja... N-Nie! Nie miałem TEGO na myśli! *czerwieni się cały*
Qui-Gon: *śmieje się* ojj uroczy jesteś..
Quinlan: *rozbawiony, klepie Kenobiego po ramieniu* może wam jednak pokój załatwić?
Obi-Wan: nie! *czerwony jak burak zrywa się z miejsca* nie! W-wy... Wy... A idźcie wy do sithowskiego piekła! *zabiera swoje książki i odbiega od nich szybko*
Qui-Gon: *chichocze*
Quinlan: przejdzie mu... A teraz... Idziemy do klubu?
Qui-Gon: *wstaje* no jeszcze się pytasz... Idziemy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro