Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63

Seria talksów pod tytułem:

"Wielki powrót padawana Qui-Gona i migreny Windu"

2/10

Zapraszam do czytania!

***

Pomoc i rosołek.

Plo: *wzdycha ciężko* dobrze... To bierzmy się za te dzwonienie. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. *zerka na Windu* oczywiście wszelkie honory należą do ciebie przyjacielu...

Mace: uhm... Dobrze, miejmy to już za sobą. *siada wygodnie na swoim miejscu i marszczy brwi* ale... Hmm... Dooku opuścił zakon. Jak mam się w sumie do niego zwrócić?

Shaak: z tego co wiadomo to został hrabią Serenno...

Kit: a weźcie... I co? Rzucisz do niego "Hrabio Dooku"? Ten zwrot brzmi jak jakaś ksywka kryminalisty. Lepiej zwróć się do niego po prostu "mistrzu". Ego mu podłechtasz... Może nie będzie zadawać tyle pytań...

Mace: niech ci będzie. *przeciera twarz i dzwoni*

Dooku: *odbiera. Stoi tyłem do holonagrywki w czarnym płaszczu. Poważnym głosem* tak, mój mistrzu?

Mace: *unosi brew* Emm.. Witaj mistrzu Dooku. Tutaj akurat... Windu z tej strony. Nie... Yoda...

Dooku: *szybko zrzuca z siebie płaszcz i odwraca się* oh... Em... Dzień dobry mistrzu Windu. Nie... Spodziewałem się... Cóż za... Przyjemność *siada prosto za biurkiem*

Mace: zależy dla kogo... *pociera dłonią policzek* mamy drobny problem i potrzebujemy mistrza pomocy...

Dooku: w czym mogę w takim razie pomóc?

Mace: ciężko to wytłumaczyć... Najlepiej niech mistrz przyleci. I to jak najszybciej. Naprawdę jak najszybciej...

Dooku: *unosi brew* skąd ten pośpiech?

Mace: *zamyśla się na moment szukając idealnej wersji do wciśnięcia Hrabiemu* jakby to ująć... Qui-Gon jest chory. O. I to... Ten...  Strasznie chory. Bardzo potrzebuje teraz mistrza opieki... Wie mistrz jaki Jinn jest... Uczuciowy. I jakim... Autorytetem... Mistrz jest dla niego.

Dooku: *wyczuwa jakiś podstęp ale na wiadomość o chorobie Qui-Gona szybko wstaje* już lecę. Powiedzcie dla Jocasty by zrobiła mu rosołku. Takiego cieplutkiego ale nie za gorącego, ona wie dokładnie o co mi chodzi. Niech Qui-Gon do mojego przyjazdu siedzi w łóżku, choćbyście go mieli przywiązać. Tat... Znaczy mistrz już leci. *rozłącza się*

Plo: ohm... Zadziałało. Aż sam w to nie wierzę...

Kit: ale wy widzieliście jego stylówkę? Wygląda jak jakiś Sith *śmieje się* może stronę mocy zmienił?

Mace: *wzrusza ramionami* kto co lubi... I sitha jak już byśmy wyczuli, to nie czas na teorie spiskowe, Fisto. Lepiej skupmy się na planie działania.

Shaak Ti: co masz na myśli mistrzu Windu?

Mace: to proste... Skoro Mundi uciekł możemy się tylko domyśleć reakcji Dooku. Trzeba go tutaj zatrzymać, bo nikt inny nie da rady z Qui-Gonem. I chyba... Mam plan.

Kit: *zaciera ręce* już mi się to podoba...

Jakiś czas później.

Dooku: *idzie szybkim krokiem wraz z radą do pokoju Jinna* naprawdę jest aż tak źle?

Mace: *kiwa głową*

Dooku: to dlaczego w takim razie mój padawan nie jest na szpitalnym?

Plo: *kłamie* Qui-Gon jest uparty... Nie chciał.

Dooku: ah oczywiście... Cóż, może uda mi się go namówić...

Plo: tak... Tak, tak... *podchodzi do drzwi i je otwiera* mistrz przodem...

Dooku: *wchodzi do pokoju*

Qui-Gon: mistrzuuuu! *zeskakuje z parapetu na którym siedział i podbiega do padawana mistrza Yody, rzucając mu się na szyję i tuląc go mocno* przepraszam, że znowu byłem nieznośny! Już nie będę! Nie zostawiaj mnie już nigdy! Nigdzie! Mistrzuu *tuli twarzyczkę do jego klatki*

Dooku: *stoi sparaliżowany nie wiedząc co zrobić czy powiedzieć* Qui... Qui-Gon?

Qui-Gon: *unosi głowę* ojeju! Mistrzu! O nie... Gdzie się podziały twoje ciemne włosy?! *wyciąga ręce do góry i zaczyna macać Dooku po siwych w większości włosach* ja wiem, że zawsze mówiłeś, że osiwiejesz przeze mnie... Ale ja nie chciałem! Mistrzu! To tylko farba prawda? Pomalowałeś tak? *śmieje się nerwowo* mistrzyni Jocasta tego nie polubi, to taki żarcik tak?

Dooku: *ostrożnie przejeżdża dłonią po policzku Jinna zdezorientowany* Qui?

Qui-Gon: umm... No to ja mistrzu... Przecież to ja. Qui! Twój nieznośny padawan! *śmieje się cicho*

Dooku: jak... *przenosi wzrok na radę* co?

Mace: *wzdycha ciężko* my sami nie wiemy... Wiemy jedynie tyle ile widać. Czyli, że Qui-Gon jest znowu... Młody.

Dooku: *ponownie spogląda na Jinna, ostrożnie przeczesując palcami jego włosy*

Qui-Gon: *uśmiecha się niewinnie* nie jesteś na mnie zły?

Dooku: *z powagą, dalej w to wszystko nie wierząc* nie... Nie jestem. *zerka na radę* po co wam jestem potrzebny?

Kit: *stoi już dalej, razem z radą przy drzwiach* nikt nie umie go ogarnąć. Także ten... Powodzenia życzymy mistrzu Dooku! *wybiega z pokoju wraz z Radą i zamykają drzwi na cztery spusty*

Dooku: *unosi brwi* co? *wszystko do niego dociera* Nie! Wracajcie! Ugh... Wredne cholery...

Qui-Gon: *smutnieje* nikt nie chce ze mną przebywać mistrzu... Nawet ty chcesz ode mnie uciec! Co ja takiego wam zrobiłem? Ja nie chciałem! *bliski płaczu*

Dooku: *wdycha ciężko* nic... Nic nie zrobiłeś Qui... To nie twoja wina... Nie smuć się... No chodź tu do mnie. *przytula go bardzo ostrożnie*

Qui-Gon: *uśmiecha się ponownie i wtula mocno, zadowolony*

Dooku: *lekko drżącą dłonią głaszcze go po włoskach* już... Już jestem przy tobie... Znowu... *przytula go mocniej. Uczucie pustki i samotności, którą odczuwał na codzień powoli zaczęła zanikać się gdy tylko co raz mocniej uczeń Yody zaczął odczuwać ciepło ciała swojego ponownie młodego padawana* znowu jesteśmy razem, tak Qui?

Qui-Gon: *mruczy cicho* tak mistrzu... I nie pamiętam co zrobiłem ale znowu... Przepraszam. Ja nigdy nie chciałem źle...

Dooku: ja wiem... Ja wiem synku kochany... *uśmiecha się delikatnie pod nosem, obejmując go mocniej* ale już jest dobrze...

Qui-Gon: yhym... *przymyka oczy* będę już grzeczny...

Dooku: ja wiem... *głaszcze go po pleckach* ja wiem... Hmmm... A co to za zapach?

Qui-Gon: *odskakuje od Dooku* rosołek od mistrzyni Nu! *biegnie do kuchni i zdejmuje garnek z kuchenki* ufff... Mało brakowało.

Dooku: *zagląda tam* a więc Jocasta zrobiła ci rosołek...

Qui-Gon: tak! Na prośbę mistrza!

Dooku: cóż... Powiedziano mi, że jesteś chory... Kłamcy. *prycha* Jesteś głodny? *wyjmuje miskę*

Qui-Gon: *w odpowiedzi słychać burczenie w jego brzuchu* strasznie... Ale ten... Rosołek jest za gorący... I... *uśmiecha się pod nosem i wpada na szatański pomysł* mistrzuuu? Nakarmisz mnie?

Dooku: *patrzy na niego, skrzywiony* Qui-Gonie jesteś już dorosły. Nie ma mowy!

Qui-Gon: ale...

Dooku: nie.

Qui-Gon: no aleee...

Dooku: *twardo* nie. Ma. Mowy.

Kilka minut później...

Qui-Gon: *siedzi zadowolony na kolanach swojego mentora i grzecznie je rosołek*

Dooku: *studzi mu zupkę dmuchaniem i powoli go karmi, sam nie wierząc, że to robi, chociaż jest w sumie zadowolony w głębi z tego, że może się znowu opiekować Jinnem*

Obi-Wan: *wchodzi do pokoju* już... *unosi brew* ...Wróciłem?

Dooku: *zerka na niego, momentalnie wściekły* jeśli tylko ktoś się dowie, już po tobie, padawanie.

Qui-Gon: cześć Obi! *grzecznie je dalej w uśmieszkiem*

Dooku: *wzdycha* jak małe dziecko... Qui, patrz jak się pobrudziłeś... *wyciera jego twarz serwetką*

Qui-Gon: oj... Wybacz mistrzu...

Obi-Wan: *wycofuje się stamtąd lekko blady* nie chcę nic wiedzieć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro