59
Tajemnica, czyli wariografu część druga.
Qui-Gon: *stoi i majstruje przy drzwiach do pokoju Windu*
Plo: *rozgląda się poddenerwowany* Qui... Czy my na pewno dobrze robimy? Nie powinniśmy... No... Ale tak się włamywać? Nie wypada no... Jinn...
Qui-Gon: *mamrocze* cichaj. Mace unika mnie od przeklętego miesiąca. Od tamtego wieczora kiedy przytargałem ten przeklęty wariograf zupełnie go nie widziałem... Ja rozumiem, że go goniłem z mieczem przez pięć kilometrów ale bez przesady, żeby aż tak mnie unikać?
Plo: *wzdycha ciężko* wiesz... Wyzywałeś go na całą świątynię... Krzyczałeś, że dotykał twoją siostrę i że go zabijesz... Teoretycznie Mace ma prawo nie mieć ochoty by z tobą rozmawiać... Ty nawet nie wiesz czy ta siostra się istnieje!
Qui-Gon: *przewraca oczami* nie... Ale jeśli istnieje to Windu coś o tym wie. Włamiemy się tutaj, poczekamy na niego, ewentualnie... Trochę po przyjacielsku poszukamy... Czegoś co nas naprowadzi.
Plo: *łapie się za głowę* mamy włamać mu się do pokoju i przeszukiwać jego rzeczy?! Już do reszty zwariowałeś!
Qui-Gon: ciszej... Ugh... Gdzie ten Drallig z wiertarką...
Plo: z wiertarką?! Drallig?! Nie wiem co z tych dwóch jest gorsze!
Cin: *biegnie do nich machając sprzętem* maaaaam!
Qui-Gon: *syczy* nie drzyjcie się tak bo zaraz ktoś przylezie. Daj *bierze od niego wiertarkę i przykłada do drzwi* zaraz tam wejdziemy...
Cin: *zaciera ręce z uśmiechem* no no... Aż nie mogę się doczekać. Nigdy nie byłem w pokoju u Windu...
Plo: *wzrusza ramionami* ja też nie...
Qui-Gon: ani ja.. On coś tam ukrywa, ja wam mówię... *przewierca odpowiednie dziurki i otwiera drzwi* zapraszam panów...
Cin: *klaszcze i podskakuje jak mała dziewczynka* nieźle! Gdzie się tego nauczyłeś?
Qui-Gon: na pewnej z planet na Zewnętrznych Rubieżach... Tam też nauczyłem się tańca brzucha w takich świecących spódniczkach. Ja nie wiem jak można tańczyć tylko w samej spódniczce, chociaż... Jest nawet przewiewnie... Ale mniejsza o to.
Plo: *cicho* chciałbym to w sumie zobaczyć...
Qui-Gon: *zerka na niego i puszcza do niego oczko* wystarczy ładnie poprosić...
Plo: *speszony wchodzi szybko do środka i zapala światło* hmm... Normalny pokój...
Cin: tiaa... Raczej nienormalny. Tutaj jest za czysto! *rozgląda się* Nie wiem jak wy, ale ja lecę zobaczyć co ma w szafie! *śmieje się szatańsko i biegnie wgłąb mieszkanka*
Plo: *patrzy na Jinna* musieliśmy go ze sobą brać? On bywa jak małe dziecko...
Qui-Gon: uparł się... *wzdycha ciężko* poza tym zazwyczaj jak idę na miasto to biorę go ze sobą. Ubieram się w tatusiowe ciuszki, jego wsadzam w ubrania dla dzieciaków i mamy wszelkie zniżki dla rodzica z dzieckiem... Zagroził mi, że jak go nie weźmiemy to już więcej ze mną nie pójdzie...
Plo: *prycha* cóż za groźba...
Qui-Gon: okropna... Dla mojego portfela!
Plo: dobra, dobra... Mieliśmy się rozglądać. Ugh, ty mnie kiedyś ściągniesz na ciemną stronę Jinn..
Qui-Gon: *uśmiecha się niewinnie, cmoka w powietrzu do niego i idzie wgłąb mieszkanka*
Plo: *wzdycha ciężko. Rusza przed siebie, aż w pewnym momencie widzi dziwne drzwi do innego pokoju. Po chwili namysłu wchodzi tam*
Cin: *wyskakuje przed Jinna w fioletowym szlafroku* i jaaaak?
Qui-Gon: *parska śmiechem na jego widok* wyglądasz jak landrynka...
Cin: *sam się śmieje*
Qui-Gon: teraz ja... *szuka czegoś w szafie*
Plo: *wygląda z pokoju. Cicho* um... Chłopaki..?
Qui-Gon: co jest? *zerka w tamtą stronę, w trakcie ubierania kozaków Windu*
Plo: l-lepiej... Tutaj chodźcie... Musicie coś zobaczyć...
Ciąg dalszy nastąpi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro