55
Naboo.
Obi-Wan: *po walce z Maulem podbiega szybko do Jinna i pada przy nim na ziemię, ostrożnie podciągając głowę umierającego mentora na swoje kolana* m-mistrzu...
Qui-Gon: *szeptem* to już mój koniec, kochany Obi-Wanie...
Obi-Wan: *prawie płacze* mistrzu... Mistrz jeszcze chwilę... Z-Zaraz ściągnę posiłki... N-Niech mistrz d-da jeszcze r-radę... J-Jeszcze momencik *wyjmuje komunikator i dzwoni cały roztrzęsiony*
Mace: *odbiera* Windu z tej strony, o co chodzi?
Obi-Wan: *płacze* w-wujku...
Mace: Obiś?! Co się dzieje?
Obi-Wan: Q-Qui-Gon... Qui-Gon umiera...
Mace: ...
Mace: przekieruj komunikator tak by mnie ten skurwiel słyszał.
Obi-Wan: *zdziwiony, a zarazem roztrzęsiony wykonuje polecenie*
Mace: Jinn, jak umrzesz to licz się z tym, że razem z Cinem obczyścimy ci lodówkę.
Qui-Gon: *ożywia się nagle* nie! Nie macie prawa!
Mace: zeżremy ci wszystkie lody. Wszystkie.
Qui-Gon: o nie. Nie nie nie. Po moim trupie!
Mace: cudnie, tak o to zyskałeś wolę walki. Obi podtrzymuj go przy życiu tak jak cię Jinn uczył, a my zaraz wpadniemy do was z chłopakami i was zgarniemy.
Obi-Wan: *zdeterminowany, z uśmiechem* t-tak jest wujaszku!
Qui-Gon: *naburmuszony jak małe bobo* nie dam im moim lodów. Niech się wypchają.
Obi-Wan: *głaszcze go po policzku z uśmieszkiem* j-ja wiem mistrzu *podtrzymuje go przy życiu*
Guess who's back.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro