53
Witajcie moi drodzy!
Z okazji 1 września, wrzucam kilka talków, tak na poprawienie humoru :)
Dzisiaj mamy rozdział pod tytułeeem...
Mały Koon i padawan Jinn, czyli w skrócie - Plo ma crusha!
Miłej zabawy :)
...
Qui-Gon: *pomaga jednemu z opiekunów grupy*
Plo: *wpatruje się w niego oczarowany*
Mały Mace: ej... *szturcha Koona* żyjesz?
Plo: em... T-tak...
Mace: *patrzy na Jinna, potem spogląda na Plo* zakochałeś się czy jak? Patrzysz na niego już chyba z godzinę!
Plo: *spanikowany* c-co? N-Nie! J-Ja nie...
Mały Cin: *uśmiecha się diabelsko* QUI-GON! PLO POTRZEBUJE TWOJEJ POMOOOOOOCY!
Qui-Gon: jasne! Zaraz do was podejdę chłopcy!
Plo: *przerażony, spanikowany i zły jednocześnie* nienawidzę was. Nienawidzę was, nienawidzę!
Cin: ej... *niewinnym tonem* Ja ci tylko pomagam! Jak kolega!
Mace: a ja nawet nic nie zrobiłem! Wszystko na mnie! Jak zwykle! *foch*
Qui-Gon: *podchodzi do nich* co tam się zadziało?
Plo: *spanikowany zaciska rączki na kredkach i spuszcza wzrok, zawstydzony*
Mace: *dalej ma focha*
Cin: em... Booo... Plo chciał abyś mu pomógł w kolorowaniu! Tak! Bo on... Nie wie do końca jak to pokolorować! A się wstydzi zapytać!
Qui-Gon: jasne, nie ma problemu *uśmiecha się ciepło i siada na podłodze* z czym masz problem Plo?
Plo: *cichutko* t-ty.. Naprawdę chcesz mi pomóc? *unosi wzrok*
Qui-Gon: no jasne, że tak! *łapie za kredki* uwielbiam kolorowanki. To od czego zaczynamy? *uśmieszek*
Plo: *serduszko mu szybciej bije i bierze się za kolorowanie z Jinnem*
Cin: *z uśmieszkiem wraca do kolorowania*
Mace: *przewraca oczami. Foch trwa*
Qui-Gon: *nie odrywając wzroku od kolorowania* nie fochaj, bo ci tak zostanie
Mace: *prycha. Agresywnie koloruje kolorowankę z kaczorkiem*
***
Plo: *zgubił się w świątyni. Siada przy ścianie bliski płaczu*
Qui-Gon: *akurat tamtędy magicznie przechodzi. Zauważa Koona* hej... Plo, tak? Co ty tutaj robisz?
Plo: *unosi główkę. Widząc Jinna, zawstydza się* p-pamiętasz moje i-imię?
Qui-Gon: ależ oczywiście.. *klęka przy nim* a więc? Czy coś się stało? Jesteś dosyć daleko od swojej grupy...
Plo: z-zgubiłem się... *spuszcza wzrok*
Qui-Gon: chodź. *wstaje z podłogi* odprowadzę cię...
Plo: s-serio? *unosi błyskawicznie główkę*
Qui-Gon: tak *uśmiecha się ciepło* daj mi rękę i idziemy
Plo: *powoli wstaje i niepewnie bierze Jinna za rękę*
Qui-Gon: *rusza powoli, aby Kel Dor za nim nadążył*
Plo: *w myślach* O MOCY ON MNIE TRZYMA ZA RĘKĘ! ODDYCHAJ! ODDYCHAJ! NIE ZRÓB NIC GŁUPIEGO! TYLKO SIĘ NIE WYWAL! NIE PRZY NIM! WDECH, WYDECH
Qui-Gon: *słysząc doskonale jego myśli jedynie się uśmiecha i idzie dalej*
Jakiś czas później...
Opiekun: Plo, umyj proszę ręce!
Plo: nie! Nie ma mowy! Nie zgadzam się! *ucieka*
***
Qui-Gon: *przytula się z Tahl*
Plo: *przechodzi tamtędy i staje w miejscu, widząc to* oh... *czuje ból w serduszku*
Cin: ej Plo! Co jest? *podchodzi do niego. Widzi to samo. Jego oczy mają coś w sobie z wygłodniałej bestii* musimy się jej pozbyć!
Plo: c-co?
Mace: to co słyszałeś. *staje obok nich*
Plo: M-Mace? Co... Ale tak nie wolno!
Cin: e tam. Jesteś naszym kumplem, musimy ci pomóc!
Plo: *zdziwiony spogląda na Windu*
Mace: *wzrusza ramionami* jako jedyni mnie lubicie. Nie mam chyba wyboru
Cin: *uśmiech* i to się rozumie!
Plo: a-ale jak wy to...
Cin: ciiii *uśmiecha się diabelsko i zaciera ręce* zostaw to mnie.
Plo: n-no dobrze, n-niech wam będzie... Pozbądźmy się jej
Cin: muhahahaha *szatański śmiech*
Miesiąc później
Tahl: *wchodzi do świątynii cała ubłocona* mam dość! Ktokolwiek to robi, zginie w męczarniach!!!
Qui-Gon: *podchodzi* skarbie? Co się... Ouh
Tahl: mam tego po uszy! Robactwo w pokoju, żaby w butach, pułapki w ogrodach, wiadra zimnej wody spadające na mnie z nienacka, atak dzikich lothalskich kotów, teraz to... Mam tego dosyć Jinn! Niech ja tylko dorwę... *słyszy cichy śmiech. Wściekle spogląda w bok* A WAM CO TAK WESOŁO?!
Mace: *stoi niewzruszony. Unosi jedynie brew*
Plo: *chowa się za Mace'a*
Cin: *śmieje się głośno, leżąc na podłodze*
Tahl: czekaj... To oni! Tak to oni! Ta trójca zawsze była gdy coś mi się działo! Ja wam zaraz... *idzie do nich wściekłym krokiem*
Cin: bantha podoo! *szybko zrywa się z podłogi i chowa za Windu*
Mace: *zaciska rączki w piąstki*
Qui-Gon: Tahl! *szybko staje przed chłopcami, osłaniając ich* zostaw te biedne i niewinne dzieci w spokoju!
Tahl: *wściekła* jakie niewinne?! Nie widzisz, że oni są jacyś podejrzani?!
Qui-Gon: przestań krzyczeć, tylko ich straszysz! Znam ich, to bardzo grzeczne dzieci. Idź się umyj i ochłoń.
Tahl: *warczy* ja im tak nie odpuszczę
Qui-Gon: *łagodnie* idź... Proszę
Tahl: *przewraca oczami. Odchodzi*
Qui-Gon: *klęka przed trójcą, zmartwiony* przepraszam was za nią bardzo, Tahl bywa... Wybuchowa. Wszystko z wami w porządku?
Mace: *wzrusza ramionami* dałbym jej radę.
Qui-Gon: *śmieje się cicho* tak, tak Mace. Cin? Wszystko dobrze?
Cin: tak, jest okey! Dzięki Qui! *wychodzi zadowolony zza Mace'a*
Qui-Gon: *z leciutkim uśmiechem* nie ma za co... Plo?
Plo: *zagląda wystraszony zza Windu. Ma wyrzuty sumienia*
Qui-Gon: ojeju... *wzdycha cicho* chodź tu do mnie Plo, nie bój się...
Plo: *bardzo powoli podchodzi do Jinna, nie wiedząc czego się spodziewać. Jest jeszcze bardziej wystraszony*
Qui-Gon: *tuli delikatnie Koona* no już, już... Nie ma się czego bać, mały. Wszystko jest dobrze. Tahl ochłonie i wybiję jej z głowy pomysł, że to wasza wina. Spokojnie, będzie dobrze
Cin: *uśmiecha się, zadowolony*
Plo: *stoi, spanikowany. Wreszcie wtula się w Jinna mocno, nie chcąc go puszczać*
Qui-Gon: *śmieje się cicho* taak, już dobrze Plo. Przy mnie możesz czuć się bezpiecznie
Plo: *szcześliwy, dalej tuli się do Jinna*
Cin: *ciesząc się szczęściem przyjaciela, rzuca się na Windu i tuli go mocno*
Mace: *próbuje odkleić od siebie Dralliga* zostaw... Zostaw!
Cin: *piszczy* ja już przygotowuję mowę na ich ślub!
Qui-Gon: co? *unosi brew*
Plo: *wtula główkę w Jinna, zawstydzony*
Cin: *niewinnie* niiiiiic *chichocze cicho*
***
Qui-Gon: *chodzi po korytarzu rozmawiając z Tahl*
Plo: *podbiega do niego i ciągnie go za rękaw. Jest podekscytowany przez wizję, której doznał rano*
Qui-Gon: taak? *zerka w dół* o co chodzi, mały?
Plo: *wesoło* kiedyś będziesz moim mężem!
Qui-Gon: emm.... *kompletne zdezorientowanie* słucham?
Tahl: *patrzy wściekle na malucha*
Plo: *zestresowany wzrokiem dziewczyny* z-znaczy... Jeden z chłopców bawi się z wężem!
Qui-Gon: c-co?! Gdzie?! Już tam biegnę! Tahl, chodź! Jeszcze skrzywdzą małego wężyka! *biegnie*
Tahl: *przewraca oczami. Spogląda na Koona* mam cię na oku, młody. *idzie za Jinnem*
Plo: ups...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro