#6 Nie gap się tak na niego
O godzinie siódmej moja babcia budziła mnie do szkoły, ale wcisnęłam jej kit, że się źle czuje i dzisiaj nie idę do szkoły, na szczęście uwierzyła mi. Wstałam dopiero po dwunastej, powoli się ogarnęłam wliczając w to kąpiel oraz zrobienie makijażu i ubraniu się w codzienne ubrania. Na śniadanie zjadłam kanapki z szynką, pomidorem i ogórkiem, a do tego wypiłam kawę. Zaczęło mi się bardzo nudzić, więc napisałam do moich przyjaciół, by urwali się ze szkoły i żebyśmy się gdzieś spotkali.
Po czterdziestu minutach wszyscy razem siedzieliśmy w kawiarni, każdy z nas jadł jakieś ciasto i pił kawę. Ja oczywiście zamówiłam espresso i do tego szarlotkę. Nagle zauważyłam Charliego rozmawiającego z jakąś jasnowłosą dziewczyną. Wyglądał inaczej niż jak widziałam go ostatnio w tej kawiarni, nie miał firmowego uniformu, a zwyczajne ubrania, choć nie wyglądał jak chłopcy z mojej paczki, jakimś cudem zawsze zwracał moją uwagę. Nie wiem dlaczego tak się działo, może właśnie to, że był inny mnie przyciągało, że rozmawiał ze mną normalnie, nie wywyższał mnie, ani siebie, a także się mnie nie bał. Po chwili zostałam przy stoliku jedynie z Andrew, gdyż reszta musiała się już zbierać.
-Nie gap się tak na niego. - zaśmiał się.
-Co? Ale... Ja wcale się nie gapie. - stwierdziłam z oburzeniem.
-Nie... W ogóle. -powiedział ze sarkazmem.
-My się prawie nie znamy i ogólnie on jest inny, nie w moim stylu. - zaczęłam się bronić.
-Ale jednak cię coś do niego ciągnie.
-Nieee... -zaprzeczyłam nawet samej siebie nie przekonując.
-Innym możesz wciskać kity, ale mnie i samej siebie nie oszukasz.
-Ugh... Za dobrze mnie znasz. - westchnęłam śmiejąc się pod nosem.
-Idź, pogadaj z nim. - zachęcił szeroko się uśmiechając.
-Nie ma mowy! On przecież gada z... -przerwałam patrząc w stronę chłopaka i jak się okazało już nie rozmawiał z tą dziewczyną.
-Z nikim już nie gada. - zaśmiał się -Już idź do niego, a ja zmykam -puścił mi oczko i wstał od stolika.
-Andrew! -zatrzymałam go, a on jedynie spojrzał na mnie -Dzięki... - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-Trzymaj się, Be!
Już po chwili nie było go w kawiarni, a ja zebrałam się w sobie by podejść do Charliego. Jezu... Kiedy to ja się zrobiłam taka nieśmiała.
Wstałam od stoika i szłam w jego stronę. Stał odwrócony do mnie tyłem, a ja coraz bardziej się wahałam.
Po co ja do niego idę? Żeby się przywitać i co dalej? Nie chce żadnego chłopaka dopuszczać do siebie, po prostu nie mogę.
Nie, ja do niego nie idę, zawracam. Gdy już miałam odejść on się odwrócił i mnie zobaczył. Na jego ustach pojawił się słodki uśmiech, który mimowolnie odwzajemniłam.
-Hej, po raz kolejny się tu spotykamy. - zaczął podchodząc do mnie bliżej.
-Cześć. Tak, to jest jedna z moich ulubionych kawiarni, często tu ze znajomymi przesiadujemy.
-Ja też jestem tu często, bo to kawiarnia moich rodziców. - po raz kolejny na jego ustach pojawił się ten słodki uśmiech, który tak bardzo mi się spodobał.
-I czasami tu pracujesz?
-Tak, trochę sobie zarobię przynajmniej. Może usiądziemy? -zaproponował wskazując na jeden ze stolików.
-No nie wiem, w sumie to ja już miałam wychodzić. - przygryzłam wargę.
-Oj no nie daj się prosić, ostatnio mi odmówiłaś.
-Ale... -nie dał mi dokończyć.
-Nie ma żadnego "ale", jak chcesz możemy pójść gdzieś indziej lub po prostu się gdzieś przejść.
-Ugh... Niech ci będzie, chodźmy na ten spacer. - westchnęłam z małym uśmiechem, a na moje słowa chłopak się wyszczerzył.
-To chodźmy zanim zmienisz zdanie. -zaśmialiśmy się.
****
-Skąd znasz takie piękne i spokojne miejsce? - zapytałam Charliego rozglądając się dokoła.
Byliśmy w malutkim parku. Było tu kilka drzew, łąka i małe oczko wodne. Żadnych ławek, żadnych stoisk z jedzeniem, po prostu natura. Kolejnym plusem tego miejsca było to, że mimo iż znajdowało się w takim zatłoczonym mieście nie było tu nikogo oprócz nas. Może było to spowodowane tym, że skryte było ono między kilkoma wysokimi budynkami i po prostu mało kto wiedział, że jest tu takie piękne miejsce.
-Mieszkam tutaj. - wskazał na jeden z budynków, które otaczały park.
-Pięknie tu. - przyznałam.
-Cieszę się, że ci się podoba. - uśmiechnął się nieśmiało.
-Czyli pokazałeś mi swoje tajemnicze miejsce. - przygryzłam wargę.
-Można tak powiedzieć. - zaśmiał się lekko skrępowany.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Wyglądał naprawdę uroczo.
Rozejrzałam się ponownie po parku, po czym podeszłam do jednego z drzew i usiadłam w jego cieniu, opierając się o jego pień. Po chwili chłopak usiadł obok mnie. Stykaliśmy się delikatnie ramionami. Słyszałam, że jego oddech był lekko przyspieszony. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Długo już mieszkasz w NY? - zapytałam.
-Ja dopiero od tygodnia, ale moi rodzice są już tu długo. Wcześniej mieszkałem w Michigan z moimi dziadkami.
-Ale nie pochodzisz chyba z Ameryki?
-Nie, do czternastego roku życia mieszkałem w Hiszpanii i właśnie tam się urodziłem.
-To co tu robisz? - zapytałam zaciekawiona.
-W sumie zostałem wychowany przez moich dziadków z Hiszpanii. Rodzice byli młodzi jak się urodziłem. Tata jest Amerykaninem, marzyli o wyjeździe. Jak miałem dziesięć lat wyjechali tu, a mnie zostawili tam. - wzruszył ramionami.
-Teraz też masz taki słaby kontakt z nimi?
-Na razie tak, ale chcą to naprawić, dlatego też przeprowadziłem się do NY.
-Trzymam za was kciuki. - posłałam mu pokrzepiający uśmiech.
-Dobra, to teraz ty opowiadaj coś o sobie. - zaproponował, a ja lekko się spięłam.
-No cóż, nie ma nic do opowiadania. - wzruszyłam ramionami -Od zawsze mieszkam w tym ogromnym mieście, jedynie zmieniałam dzielnice i to tyle. - powiedziałam znudzonym głosem.
-A jakieś fajne kąski? Historię z dzieciństwa? - zapytał radosnym tonem głosu.
-Może wydać się to dziwne, ale byłam bardzo spokojnym dzieciaczkiem, taki mały aniołek ze mnie był, a wyrósł diabełek. - zaśmiałam się, a chłopak dołączył do mnie.
-Rodzeństwo?
-Nie mam - zaprzeczyłam -A ty?
-Dwie siostry, jedna jest dwa lata młodsza, a druga ma roczek.
-Oooo... Jak słodko starszy braciszek. - szturchnęłam go żartobliwie w ramię.
-Ta... Młoda mnie uwielbia i jak tylko mnie widzi to szaleje. - powiedział z rozbawieniem -Masz może jakąś kuzynkę, czy kogoś z rodziny w twoim wieku, kto jest podobny do ciebie? - zapytał nagle.
-Yyy... Nie, raczej nie, a co?- zapytałam nie rozumiejąc jego pytania.
-Nie no, po prostu byłem ostatnio z moją siostrą na zajęciach baletu i widziałem tam podobną dziewczynę do ciebie, ale pomyślałem, że to niemożliwe żebyś to była ty więc pytam. - wzruszył ramionami - No chyba, że to byłaś ty? - dodał nagle.
-Nie, no co ty.. - zaśmiałam się.
Mam nadzieję, że nie wyszedł z tego sztuczny śmiech...
-Ja i balet? Błagam... - parsknęłam -Mnie bardziej interesują motory, wyścigi, imprezy i te sprawy.
-Każdy lubi coś innego. - wzruszył ramionami.
-Wiesz... Ja będę już zmykać do domku.
Podniosłam się z trawy, a chłopak zrobił od razu to samo.
-Odprowadzę cię. - zaproponował.
-Nie trzeba, mieszkam niedaleko. - machnęłam lekceważąco ręką.
-A ja i tak muszę jeszcze iść do kawiarni. - wzruszył ramionami uśmiechając się przy tym uroczo. I jak ja mogłam mu odmówić?
-No dobra. - uśmiechnęłam się do niego.
Wyszliśmy z małego parku, do którego na pewno jeszcze nieraz zajrzę i ruszyliśmy nowojorską ulicą do mojego domu.
-Ty wiesz czym ja się interesuję, więc teraz czas żebym i ja się tego dowiedziała. - puściłam mu oczko.
-To nie jest coś tak czadowego jak motory, wyścigi i takie tam. - wzruszył ramionami - Nie ma o czym mówić...
-Ej no Charlie. - powiedziałam z lekkim wyrzutem - Mów, bo bardziej mnie tym zaciekawiłeś niż odrzuciłeś. - oznajmiłam z lekkim rozbawieniem.
-Lubię... muzykę, taniec. - mruknął cicho pod nosem, trochę zawstydzony.
-Wow, to super! Grasz na jakimś instrumencie?
-Gitara. - jego głos znowu przypominał bardziej szept.
-Będziesz musiał mi kiedyś coś zagrać. - puściłam mu oczko -Śpiewasz też? - zapytałam zainteresowana.
-Czasami tak, ale to jest raczej fałszowanie, a nie...
-Jak mi zaśpiewasz to ocenię to. - wyszczerzyłam się.
-Lubię też pisać teksty piosenek. - powiedział wpatrując się w chodnik, po którym stąpaliśmy.
-Nie no, to z ciebie jest prawdziwy muzyk. - przyznałam z zachwytem -A co z tańcem?
-Tańczyć to ja po prostu lubię, nie robię tego dobrze. - zaśmiał się cicho pod nosem -Jak kiedyś siostra starała się mnie czegoś nauczyć to omal się nie zabiłem. - oznajmił z rozbawieniem, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ja... - już chciałam powiedzieć, że kiedyś go nauczę tańczyć, ale nagle ugryzłam się w język - też beznadziejnie tańczę. - powiedziałam zamiast tego, sztucznie się śmiejąc.
-Jak to się mówi, nie można być we wszystkim idealnym. - wzruszył ramionami spoglądając na mnie po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy o jego zainteresowaniach.
-O! To już tu. - wskazałam na mój dom.
Obydwoje z Charliem nie mieszkaliśmy w samym centrum Nowego Jorku, gdzie są tylko wieżowce. Była to trochę spokojniejsza dzielnica, jak na to miasto. Nie było tu jakiś wieżowców gigantów, raczej domy rodzinne, bądź bloki mieszkalne.
-To co... Do zobaczenia? - zapytał jakby z nadzieją.
-Jasne, że do zobaczenia. - odpowiedziałam z entuzjazmem.
Naprawdę polubiłam tego chłopaka i myślę, że mimo iż kompletnie różni się od reszty moich znajomych mógłby zostać moim przyjacielem.
Charlie nagle zrobił krok w moją stronę, gdy ja już miałam iść do domu. Zmarszczyłam lekko brwi nie wiedząc co on chce zrobić. Stałam czekając na jego kolejny ruch. Chłopak spuścił głowę, po czym spojrzał na mnie nieśmiało. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Nagle Charlie zbliżył się do mnie szybko i przywarł do mnie wargami. Gwałtownie odepchnęłam go od siebie.
-Przepraszam... Ja nie... To nie tak... Ja nie wiem... - zaczął się plątać w swoich wypowiedziach, oddychając przy tym szybko.
-Po prostu nigdy więcej tego nie rób. - powiedziałam trochę zbyt ostro. Odwróciłam się na pięcie i poszłam szybkim krokiem do domu.
★★★
Rozdział poprawiony przez @Magiagala
★★★
Co sądzicie o Charliem, lubicie go czy nie? 😁 Jak myślicie będzie coś między nimi? ❤
Jeżeli rozdział się podoba proszę o gwiazdeczki ⭐😍
Komentarze także mile widziane 💭😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro