Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5 Uderzysz mnie?

-Chodź ze mną się napić. -zmienił nagle temat i uniósł delikatnie jeden kącik ust ku górze.

Zgodzić się czy nie?

Przygryzłam delikatnie wargę i odpowiedziałam...

-Nie, przykro mi, ale ja już wrócę do domu. - uśmiechnęłam się przepraszająco.

-To chociaż pozwól mi się odprowadzić. - puścił mi oczko.

-Nie musisz, mieszkam niedaleko.

-Ale chcę - wyszczerzył się, a ja mimowolnie uniosłam jeden kącik ust do góry.

-Skoro tak bardzo ci zależy, to czemu by nie? - wzruszyłam ramionami niby obojętnie, ale tak naprawdę w środku cieszyłam się z tego.

-Jak już tak spacerujemy, to może się lepiej poznamy? -poruszył zabawnie brwiami na co ja zachichotałam.

-Oki, gra w pytania?

-Jasne, ja zaczynam - wyszczerzył się ukazując rząd białych ząbków -Ulubiony kolor?

-Różowy - odpowiedziałam poważnie, a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem, przez co nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać -Żartowałam, granatowy, a twój?

-Czarny. Ilu miałaś takich "poważnych" chłopaków w sensie nie liczą się tacy z przedszkola -zaśmiał się, ale mi niestety nie było do śmiechu, raczej czułam się skrępowana.

-Ymm... Zero -odpowiedziałam dość cicho, ale na tyle, żeby usłyszał.

-Co? Nie, nie wierzę, aby taka laska nigdy nie miała chłopaka. - spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.

-Ja nie będę pytać o to samo, bo pewnie było ich mnóstwo...

-No, tu masz racje. - przerwał mi z wielkim uśmiechem na ustach.

-Gdzie się widzisz za pięć lat? Jak sobie wyobrażasz swoje życie wtedy?

-Hmm... Ja z jakaś zajebistą laską u boku, taką jak ty. - puścił do mnie oczko -Będziemy podróżować po całym świecie na motorach, samolotami, jakimiś jachtami i w ogóle full luksus.

-Widzę, że masz wygórowane marzenia. - skwitowałam z lekką kpiną.

-Marzyć każdy może. - zaśmiał się -A ty jak wyobrażasz sobie swoje życie za pięć lat?

-Będę żyć.

-I tyle? Nie wyobrażasz sobie, że będziesz miała męża, dzieci...

-Nie! -przerwałam mu gwałtownie, chyba aż za bardzo -Nigdy nie będę miała ani męża, ani dzieci. - oznajmiłam pewnie.

-Czemu? -zapytał wyraźnie zaciekawiony.

-O! Zobacz już jesteśmy pod moim domem! Dzięki za odprowadzenie i w ogóle... No to pa! -powiedziałam w pośpiechu i nie czekając na jego odpowiedź uciekłam do domu.

****
Niedziela aż do wieczora minęła mi zwyczajnie, rano byłam z moimi dziadkami w kościele. Wiem, nie możecie sobie tego wyobrazić, ja w kościele, ale każdy ma prawo tam chodzić bez względu na to jak wygląda czy jak zachowuje się. Możecie mnie wyśmiać, ale jestem osobą wierzącą, a każda modlitwa jaką odmówię jest skierowana za osoby z mojej rodziny, które odeszły, a były całym moim światem.

Ten dzień w szczególności poświęciłam mojej rodzinie. Wraz z babcią upiekłyśmy przepyszną szarlotkę, z dziadkiem obejrzałam jego ulubiony serial, a później z obojgiem udałam się na spacer. Około godziny dwudziestej dostałam SMS-a o tym, że dzisiaj odbędzie się wyścig o 24:00, na którym muszę się pojawić. Poinformowała o tym moją ekipę i już o 23:40 gotowa wyjeżdżałam z mojego garażu.

****
Gdy wjechałam na miejsce wyścigu kilka osób zwróciło na mnie uwagę, ale większość zajmowała się swoimi sprawami nie zważając na to kto przyjechał. Jedna osoba rzuciła mi się w oczy, był to Noah, który patrzył na mnie inaczej niż wcześniej. Nie widziałam już tej nienawiści i chęci mordu, a raczej ciekawość. Boje się, że będzie starał się odkryć moje tajemnice.

Popełniłam błąd wracając z nim do domu ubiegłej nocy, za dużo mu o sobie powiedziałam, a to wszystko wina alkoholu, na trzeźwo nie postąpiła bym tak głupio. Nie mogę pozwolić mu się do siebie zbliżyć.

****
Po wyścigu, który oczywiście wygrałam (zaraz za mną, prawie na równi był Noah) pragnęłam jak najszybciej wrócić do domu, gdyż nie miałam ochoty nawiązywać rozmowy z chłopakiem. Jak najszybciej pożegnałam się z moimi znajomymi i wsiadłam na moją maszynę. Gdy chciałam już odpalać motor usłyszałam jak ktoś mnie woła.

-Be... Yyy... Queen -poprawił się.

Odwróciłam się w stronę właściciela głosu i przeklęłam pod nosem widząc biegnącego w moją stronę Noah.

-Sorry nie mam czasu. -rzuciłam pospiesznie.

Odpaliłam moją maszynę i odjechałam. Chłopak starał się mnie zatrzymać, ale mu to nie wyszło.

****
Dojechałam do mojego domu, przedtem robiąc sobie krótką przejażdżkę po okolicy. Potrzebowałam ochłonąć i przemyśleć kilka spraw. Gdy wjeżdżałam na podjazd zdałam sobie sprawę, że stoi tam motor, a o niego opiera się jakiś mężczyzna, którego nie potrafię rozpoznać przez panującą ciemność. Światła mojego motoru go oświetlony i zobaczyłam osobę, którą teraz najmniej chciałam widzieć, Alan. Jest to mój daleki kuzyn, z którym nie mam najlepszego kontaktu. Zatrzymałam się tuż przed nim, zeszłam z mojej maszyny, zdjęłam kask i zmierzyłam go spojrzeniem. Nie zmienił się dużo od naszego ostatniego spotkania rok temu. Te same brązowe włosy, grzywka na czoło, duże, niebieskie oczy i malutkie usta.

-Co ty tu robisz? - zapytałam niemiło.

-Jak zawsze miła. - prychnął, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie -Minęło pięć lat i widzę, że już zapomniałaś co jest za kilka dni.

-Nigdy nie zapomnę. -warknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy -Czemu przyjechałeś tak wcześnie?

-Żeby bardziej podenerwować moją kochaną kuzyneczkę. -uśmiechnął się cwaniacko.

-Zaraz zedrę ci z ryja ten uśmiech. -warknęłam.

-Spróbowałabyś tylko.

-No co? Uderzysz mnie? Dajesz!

-Zamknij się suko, bo naprawdę zrobię ci krzywdę! - wykrzyczał, a ja już nie wytrzymałam.
Moja pięść wylądowała na jego szczęce. Chłopak się wkurzył, złapał mnie za nadgarstki i przyszpilił do najbliższej ściany.

-Mnie się tak nie traktuje - warknął.

Alan już robił zamach ręką, by mnie uderzyć, ale ja postanowiłam kopnąć go z kolana w krocze, lecz żadne z nas nie zdążyło wykonać swojego ruchu. Chłopak został ode mnie odciągnięty siłą i dostał kilka razy po twarzy od Noah, który nie wiem skąd się tu wziął.

-Nigdy więcej nie traktuj tak żadnej kobiety, a zwłaszcza Beth. - powiedział ze złością brązowooki.

-Pogadamy jak nie będzie tego twojego chłopczyka. - oznajmił Alan i nie dając mi dojść do słowa po prostu wszedł do domu.

-Kto to był?

-Co ty się tak interesujesz?! Co ty w ogóle tu robisz?! Człowieku odpieprz się ode mnie! - krzyczałam chaotycznie wymachując rękoma.

-Ratuje cię od jakiegoś idioty, a ty zamiast podziękować to się na mnie wydzierasz! Chciałem z tobą pogadać, ale widzę, że masz jakieś humorki, nie wiem okres masz czy co?!

-Odwal się ode mnie! Zostaw mnie w spokoju! Nie chce cię widzieć, nie chcę z tobą gadać! Po prostu się odpieprz!- wykrzyczałam i po prostu odeszłam.

Weszłam do domu, zostawiając tam zdezorientowanego i wkurwionego Noah. Zakluczyłam drzwi i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się w łóżku i zaraz usnęłam. Zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. Jutro, a w sumie dzisiaj odpuszczę sobie szkołę.

★★★

Rozdział poprawiony przez @Magiagala   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro