Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#24 On naprawdę cię kocha

*Miesiąc później*

-Pamiętam jak jeszcze cztery lata temu dopiero przyszliście do tej szkoły, nie mogę uwierzyć, że już minęło tyle czasu i kończycie ją - oznajmiła że wzruszeniem dyrektorka -Wasze oceny są bardzo dobrze, a egzaminy także poszły wam wręcz celująco, jestem z was bardzo dumna - uśmiechnęła się do nas.

-Ponoć co roku gada to samo - skomentował Andrew podsmarowując się pod nosem.

-Pewnie już się tego wykuła - zaśmiałam się.

****
Wszyscy z okrzykiem radości wyrzuciliśmy czapki do góry. Nareszcie koniec szkoły! Wybiegłam z tłumu uczniów i podbiegłam do moich dziadków. Od razu się do nich przytuliłam.

-Jesteśmy z ciebie dumni.

****
Wróciłam do domu i zaczęłam się szykować na naszą ostania wspólną imprezę. Gdy byłam już ubrana w sukienkę nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Andrew wszedł do mojej sypialni z wielkim uśmiechem na ustach.

-Puka się - upomniałam go posyłając mu groźne spojrzenie.

-Co mam pukać? - poruszył znacząco brwiami.

Przewróciłam jedynie oczami i usiadłam przy mojej toaletce i zaczęłam poprawiać makijaż. Andrew zaczął krążyć po moim pokoju i przyglądać się różnym rzeczą, chociaż widział je chyba po raz tysięczny.

-Uuu... Co to jest? - mruknął zaciekawiony pod nosem.

Nie zwróciłam nawet uwagi na jego słowa, robiłam dalej makijaż nawet nie spoglądając na Andrew.

-Beth, wiem że nie chcesz mnie już widzieć - zaczął czytać nagłos.

Momentalnie wstałam z krzesełka i popędziłam do niego.

-Oddaj mi to - krzyknęłam starając się mu wyrwać karteczkę.

-Od kogo to?  - zapytał zaciekawiony wymachując karteczką nad głową żebym nie mogła mu jej odebrać.

-Co cię to obchodzi? - warknęłam.

-Jestem twoim przyjacielem, muszę wiedzieć wszystko - puścił mi oczko.

-Nie musisz!

-Dobra, ale i tak to przeczytam i się wtedy dowiem od kogo to - uśmiechnął się szeroko.

-Nie pozwalam ci! - nadal starałam się dosięgnąć karteczki.

-W takim razie to jest twoje wyzwanie, za przegrana - uśmiechnął się zwycięsko.

-Nie zgadzam się - odpowiedziałam stanowczo.

-Wtedy złamiesz zasadę naszej wieloletniej przyjaźni.

Zaprzestałam próśb odebrania mu mojej karteczki i zaczęłam mu się intensywnie przyglądać nie wiedząc co powiedzieć i zrobić.

-To co? - zapytał z uśmiechem na ustach.

-No dobra, czytaj - wzruszyłam ramionami opadając na dywan.

Andrew usiadł wygodnie na łóżku i rozwinął ponownie karteczce. Widziałam jak jego oczy intensywnie śledzą tekst,  a wyraz twarzy z każdą chwilą się zmienia. Po chwili odłożył ja na bok i spojrzał na mnie.

-Powiedz mi co ty tutaj jeszcze robisz?

-Co? Jak to? Przecież to mój pokój, to chyba normalne, że tu jestem - odpowiedziałam nie rozumiejąc go.

- Nie o to mi chodzi... Pytam się dlaczego nie jedziesz go teraz powstrzymać od wyjazdu skoro przez miesiąc nic nie zdziałałaś?

-A co niby miałam zrobić i po co?

-No chociażby pogadać - wzruszył ramionami -Po co?  Serio się mnie o to pytasz? Chłopak wyznaje ci miłość, ty też jesteś w nim zakochana i pytasz się mnie po co masz go powstrzymywać od wyjazdu, do którego na dodatek sama go zmusiłaś?

-A co miałam innego zrobić? - rozłożyłam bezradnie ręce na boki.

-Dać mu szansę, zaryzykować,  on naprawdę cie kocha.

-Przecież wiesz, że ja nie potrafię.

-Potrafisz, tylko musisz przełamać strach.

-Dobra, zrobię to - powiedziałam pewnie.

****
Wbiegłam na lotnisko. Wiedziałam że Charlie wraca do Hiszpanii i zaraz jego samolot odlatuje, ale miałam nadzieje że zdążę. Zaczęłam się przedzierać przez tłum ludzi i dostałam się do jednej z kobiet pracujących tu.

-Samolot do Hiszpanii? - zapytałam zdyszana.

-Własnie odlatuje - wskazała na okno,  z którego było widać samolot.

Nic nie odpowiadając podeszłam do okna i patrzyłam na odlatujący samolot. Własnie teraz siedzi tam Charlie, a ja go trace. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać, dopiero zdałam sobie z tego sprawę gdy podszedł do mnie Andrew przytulił mnie do siebie i otarł łzy.

****
Siedziałam z moim przyjacielem w kawiarni,  popijałam koktajl. Od razu po powrocie z lotniska udaliśmy się tutaj i żadne z nas nie odezwało się do siebie słowem. Nie byliśmy na siebie obrażeni, źli czy coś,  po prostu ja potrzebowałam w tej chwili tej ciszy.

-Hej Beth - usłyszałam znajomy głos tuż za sobą.

Odwróciłam się powolnie i zobaczyłam uśmiechniętego Noah. Starałam się odwzajemnić jego uśmiech, ale raczej wyszedł mi grymas.

-Cześć - mruknęłam.

-Co jest? - zapytał się dosiadając się do naszego stolika i kompletnie ignorując Andrew.

Wzruszyłam ramionami popijając koktajl.

-Pójdziesz ze mną dzisiaj na imprezę? - zapytał podekscytowany.

-Nie mam ochoty...

-Jak to nie masz ochoty? Jest koniec roku szkolnego, wakacje, a ty nie chcesz iść na imprezę? - zapytał nie dowierzając.

-Koleś, widzisz że Beth nie jest w humorze,  czy do twojego małego móżdżka to nie dociera? - zapytał poirytowany Andrew -O ile w ogóle go masz - dodał ciszej.

-Nie wtrącaj się - warknął w odpowiedzi.

Oni zaczęli się kłócić, a ja niezauważenie wyszłam z kawiarni. Ciekawe kiedy się zorientują...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro