#22 Porywam cię
Od godziny trzeciej w nocy nie zmrużyłam ani na chwilkę oka. Aktualnie jest około godziny szesnastej, a ja jestem już wykończona. W sumie dzisiejszego dnia nie działo się nic ciekawego. Odwiedzili mnie jedynie dziadkowie oraz Andrew. Nikomu nie powiedziałam o wiadomości Charliego, to zostanie moją małą tajemnicą, bo wiem, że jeżeli mój przyjaciel dowiedziałby się o tym nie odpuścił by mi tak łatwo co do wyjazdu Charliego.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Spojrzałam w ich kierunku, a w progu stał nie kto inny niż Noah. Uniosłam do góry brwi niedowierzająco, że po wczorajszej kłótni się tu zjawił. Chłopak jakby nigdy nic wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi, i usiadł obok mojego łóżka na krzesełku. Wpatrywałam się w niego oczekując jakiś przeprosin, ale on milczał. Po kilku minutach odchrząknęłam, a gdy Noah skierował swój wzrok na mnie posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Przykro mi, ale ja nie zamierzam cię przepraszać - odpowiedział od razu, wiedząc o co mi chodzi.
-Ja też - skrzyżowałam ręce pod piersiami.
-Nie uważam, żebym był na tyle winny, żeby to zrobić - powiedział z uniesioną głową do góry.
-A ja uważam, że moja wina jest bardzo mała i to ty jako pierwszy powinieneś przeprosić, ja ewentualne mogę to zrobić jako druga.
-W sumie po co w ogóle mamy się przepraszać, jest to bezsensowne - przewrócił oczami.
-Nie zgadzam się, obraziłeś mnie i powinieneś mnie przeprosić.
-Ty też mnie obraziłaś - odbił pałeczkę.
-Po prostu nie znasz się na żartach, kolego - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Widocznie słabe masz poczucie humoru, księżniczko.
-Raczej ty - prychnęłam.
-Co to jest? - zapytał nagle zamieniając temat oraz ton głosu na wkurzony.
Spojrzałam na to na co patrzył. Okazało się, ze przyglądał się bukiecikowi od Charliego.
-Kwiaty? - odpowiedziałam niczym idiotka.
-To zauważyłem - warknął -Od kogo je masz?
-A co to cię w ogóle obchodzi? - prychnęłam.
-Bardzo mnie to obchodzi, bo... - nagle się zaciął.
-Bo co? - dopytałam ostro -Bo jesteś zazdrosny? - zapytałam lekko się nabijając.
-Tak, kurwa! Jestem kurewsko zazdrosny! - wykrzyknął wściekły podnosząc się z krzesełka.
Patrzyłam na niego nie wierząc w to co powiedział.
-Tylko nie potrafię tego wszystkiego pokazać - złapał się za końcówki włosów i zaczął ciągnąć.
Siedziałam wpatrując się w niego z lekko otwartymi ustami. Nie mogłam się otrząsnąć. Nagle chłopak puścił swoje włosy. Spojrzał uważnie na mnie i w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. Nawet nie wiem kiedy jego usta natrafiły na moje i zaczęliśmy się całować.
-Nie, my nie możemy - odepchnęłam go po chwili od siebie.
-Dlaczego? - zapytał marszcząc brwi.
Przygryzłam wargę nie wiedząc co mam mu odpowiedzieć.
-To przez niego? - zapytał ponownie się denerwując.
-To wcale nie jest przez żadnego z was, ja się po prostu pogubiłam i potrzebuję trochę czasu żeby ogarnąć to wszystko - westchnęłam głośno.
-I co wtedy zdecydujesz, którego z nas wybierzesz? - prychnął.
-Nie, to nie tak, Noah.
-A niby jak? - przez niego przymawiało miliony emocji, a w szczególności złość i zagubienie.
-Mnie i Charliego nic nie łączy, jesteśmy... tylko przyjaciółmi. A poza tym on i tak za miesiąc wyjeżdża - wzruszyłam tylko ramionami, chociaż w środku czułam jak wszystkie emocje się wręcz we mnie gotują.
-Czyli nie mam konkurencji? - uśmiechnął się szeroko.
-Na razie - zaśmiałam się.
-Pozbędę się każdego, który będzie chciał się do ciebie zbliżyć - uśmiechnął się przebiegle.
-Spokojnie, radzę sobie z natrętami - pościłam mu oczko.
*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*
-Więc Pani Johnson dzisiaj się żegnamy - uśmiechnął się do mnie lekarz.
-Mam nadzieję, że nie będzie pan za mną bardzo tęsknił.
-Postaram się - zaśmiał się, a ja razem z nim -Pamiętaj żeby chodzić o kulach, żeby nie przeciążać tej nogi i masz ładnie chodzić na rehabilitację - spojrzał na mnie uważnie, a na jego ustach mimowolnie pojawił się uśmiech.
-A ja mam nadzieję, że pan pamiętam doktorze co mówiłam o pani Sandrze? - zrobiłam taką samą minę jak on.
-No oczywiście, że pamiętam - uśmiechnął się szeroko.
-Niech pan ją zaprosi na ta kolację i ładne się ubierze - puściłam mu oczko.
****
-Nareszcie do domu - uśmiechnęłam się szeroko wychodząc ze szpitala tuż obok moich dziadków.
-W domu było bez ciebie strasznie pusto - skomentowała babcia.
-No i nie miał kto nam czekolady wyżerać - zaśmiał się dziadek.
-Ej! Nie tylko ja ją wyżeram - zmarszczyłam nos.
-Z dziadkiem na spółkę wyżeracie wszystkie słodycze - zaśmiała się babcia.
-Po kimś to muszę mieć - wzruszyłam ramionami chichocząc.
-Dzień dobry - odezwał się nagle Noah, który nawet nie wiem skąd się tu wziął. Moi dziadkowie od razu opowiedzieli mu na przywitanie -Mogę porwać ją na kilka godzinek? - zapytał się moich dziadków.
-Jeżeli bezpiecznie ją odstawisz do domu o rozsądnej porze to tak - uśmiechnęła się babcia.
-Oczywiście, że tak - posłał jej uroczy uśmiech.
-Ej! Ja tu jestem - zwróciłam na siebie ich uwagę.
-Baw się dobrze, Beth - dziadkowie pomachali mi na pożegnani i udali się do swojego samochodu, którym kierował dziadek.
-Hej Beth - chłopak pocałował mnie w policzek.
-Em... Cześć - odpowiedziałam niepewnie -Co tu się właśnie stało? - zapytałam zdezorientowana.
-Właśnie dostałem zgodę na porwanie cię - chłopak uśmiechnął się przebiegle.
Nagle złapał mnie jedną dłonią pod kolana, a druga w tali i nawet nie wiem kiedy uniósł mnie do góry, a moje kule trzymał w jednej z dłoni, którą mnie oplatał.
-Co ty robisz? - pisnęłam.
-Porywam cię - powiedział jakby nigdy nic.
****
Po kilkudziesięciu minutach jazdy z Noah jego samochodem dojechaliśmy na jakiś wielki plac, gdzie było pełno innych samochodów i ludzi. Przed wjazdem na ten teren chłopak musiał zapłacić. Nie wiem co się tu odbywa, ale jestem bardzo zaciekawiona. Gdy się zatrzymaliśmy wyszliśmy z samochodu. Noah poszedł do bagażnika, wyciągnął z niego koc i koszyk. Na masce samochodu rozłożył koc. Pomógł mi tam usiąść i już po chwili znalazł się tuż obok mnie wraz z koszykiem pełnym jedzenia. Nagle rozbrzmiały jakieś dźwięki. Zdezorientowana nie wiedziałam o co chodzi.
-Patrz - Noah wskazał mi miejsce gdzie mam patrzeć.
Dopiero teraz zorientowałam się, że przed nami na ścianie jednego z budynków jest emitowany film, a my znajdujemy się w samochodowym kinie. Uśmiechnęłam się szeroko. Nigdy nie byłam na takim czymś, a przyznam, że było to moje marzenie.
-Podoba ci się? - zapytał.
-Tak, bardzo. Dziękuję!- zarzuciłam mu ręce za szyję i przytuliłam się do niego.
Po chwili wyprostowałam się i zaczęłam z uwagą oglądać film podjadając to co przygotował dla nas Noah oraz śmiejąc się i komentując z nim film. W pewnym momencie trochę się ochłodziło. Chłopak okrył nas drugim kocem, a następnie objął mnie ramieniem i przysunął bliżej siebie. Ja oparłam głowę na jego ramieniu i uśmiechnęłam się delikatnie.
★ ★ ★ ★
Jeżeli do północy dacie radę uzbierać pod tym rozdziałem 30 gwiazdeczek i 20 komentarzy rozdział będzie jeszcze dzisiaj, a jeżeli nie, pojawi się dopiero w czwartek. Powodzenia! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro