Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Ivy była najmilszą, najbardziej uroczą oraz rozgadaną osóbką na świecie. Widać było po niej, że Tiara Przydziału dokonała właściwego wyboru, umieszczając ją w Huffelpuffie. Już chwile po poznaniu odkryłyśmy wspólny język. Obie uwielbiałyśmy słodycze, gorącą czekoladę oraz trzymałyśmy się zazwyczaj na uboczu. Czytałyśmy również te same książki i byłyśmy na tym samym roku, więc dziewczyna okazał się cudowną osobą do rozmów. Cieszyłam się, że na nią wpadłam i ją poznałam. Wreszcie wszystko zaczynało się układać.

Miałam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, która zaprzątała moje myśli. Nie miałam pojęcia, jak postąpić w sprawie Huncwotów. Nie wiedziałam, jak mam im wybaczyć poprzednie lata, ale się starali. A poza tym stanęli w mojej obronie, przy spotkaniu z siostrą, dodałam w myślach, siedząc na jednym z parapetów na korytarzu. Patrzyłam na błonia, na których spędzali czas razem uczniowie, korzystający z początków wiosny. Patrząc tak na nich, poczułam lekki uśmiech pojawiający się na mojej twarzy. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Nie chciałam dłużej tego przeciągać, podjęłam decyzję.

                                                                       ***

Lily siedziała na fotelu przed kominkiem w pokoju wspólnym, czytając książkę. Podbiegłam do niej, a ona przestała śledzić tekst i podniosła na mnie pytający wzrok. W zielonych tęczówkach odbijały się wesoło trzaskające płomienie.

- Chodź Lily! – zawołałam do dziewczyny, ciągnąc ją za rękę, trwale zakłócając jej spokój.

- Gdzie idziemy? – spytała się rudowłosa, posłusznie idąc za mną.

- Zaraz zobaczysz. Coś mi mówi, że się ucieszysz – odpowiedziałam tajemniczo, a ona przyjrzała mi się badawczo.

Wciągnęłam dziewczynę na schody prowadzące do dormitoriów chłopców. Otworzyłam z hukiem, te od dormitorium Huncwotów.

- Potter! Black! Lupin! Pettigrew! – zawołałam, kiedy wparowałam do ich pokoju.

Był cały zagracony i wszędzie leżały ubrania. Na jednym łóżku, podejrzewałam, że należało do Petera, leżały paczki po słodyczach oraz jakieś okruchy. Tylko jedno miejsce snu było w miarę czyste i posłane. Z miejsca uznałam, że należy do Remusa. Na to, które posłanie jest czyje, wskazywało również to, kto na nim siedział.

Wszyscy naraz na nas spojrzeli. Na ich twarzach odmalowało się niemałe zaskoczenie. Uśmiechnęłam się szeroko – o taki efekt mi chodziło. Lupin i Black zerwali się z łóżek, zaraz po nich zrobił to Potter.

- Ładnie to tak wpadać do cudzych dormitoriów? – spytał lekko uśmiechnięty Black.

- Jasne, nawet pięknie, miałeś jakieś wątpliwości – odparowałam.

- A co by było gdybyśmy się akurat przebierali? Pewnie byś padła z zachwytu na mój widok – ten jego cwaniacki uśmieszek pewnie nie jedną osobę wytrąciłby z równowagi, ale ja się nie dałam. Uśmiechnęłam się z pobłażaniem do chłopaka.

- Nie jestem pewna, czy byłoby co oglądać – odcięłam się mu. Syriusz udał oburzonego.

- Ejj! Pamiętaj, że to ty do nas przyszłaś – mruknął.

- Właśnie! Przyszłam do was. Powinniście mi za to dziękować, a nie się na mnie obrażać – przewróciłam oczami, ale cwany uśmieszek nie schodził mi z ust. Akurat z Syriuszem łączyło nas bardzo podobne poczucie humoru i naprawdę świetnie mi się z nim żartowało.

- To powiedz nam, po co przyszłaś, Christino – poprosił Remus, przerywając tym samym naszą wymianę zdań. Syriusz znowu udał oburzonego, jednak tym razem spiorunował spojrzeniem Lupina, który wtrącił mu się akurat, kiedy otwierał usta, by prawdopodobnie rzucić we mnie jakąś kolejną ripostą.

- Już wam mówię. Chodzi o to, że ja nadal nie wiem, czy wam wybaczam... - zaczęłam powoli, zbierając myśli wokół tego, co chcę powiedzieć. Zobaczyłam, że Huncwoci posyłają sobie przerażone spojrzenia. Zdaje się, że naprawdę im zależy, zanotowałam w myślach. – ale... uznałam, że możemy się kolegować. Na razie tylko tyle, ale nie mogę od razu zostać przyjaciółką ludzi, z którymi łączyły mnie... hmm... niezbyt przyjemne relacje – zakończyłam krótki wywód. Ta twarzach Syriusza, Remusa i Jamesa odmalowała się prawdziwa ulga. Peter wyglądał, jakby wahał się pomiędzy przerażeniem a ulgą.

- Cieszę się, że postanowiłaś dać nam tę szansę – stwierdził Naczelny Wielbiciel Czekolady.

- A skoro już się lubimy, to może, Evans zgodzisz się pójść ze mną... - James nie zdążył dokończyć, bo ruda, która stała cały czas krok za mną mu przerwała.

- Potter, ile razy mam ci powtarzać, że się z tobą nie umówię? Wybacz, ale nie mam na to ochoty — odmówiła, jak na nią, wyjątkowo delikatnie.

Wszyscy, poza zawiedzionym czarnowłosym oraz kręcącą głową zielonooką, wybuchliśmy głośnym śmiechem. W głębi duszy czułam ogromną ulgę, że nie musiałam być już samotna.

                                                                       ***

- Iiiiiiivy, musimy się jeszcze długo uczyć? – jęknęłam dziewczynie, która namawiała mnie, abym jeszcze trochę spróbowała powsadzać informacje do mózgu.

- Chris, dobrze wiesz, że mi się nie chce tego robić tak jak tobie, ale ja nie mam ochoty na szlaban u McGonagall – westchnęła.

Od kilku godzin siedziałyśmy otoczone książkami, kocami i poduszkami, ucząc się transmutacji. Doskonale wiedziałam, że obie mamy równie dość, jednak wyglądało na to, że moja nowa znajoma miała więcej cierpliwości niż ja, jeśli chodzi o kilkugodzinną naukę. Spojrzenie szarych tęczówek zatrzymało się na mnie. Dziewczyna zagryzła dolną wargę, tak jakby coś rozważała. Po chwili wzięła głębszy wdech i zaczęła mówić.

- Wiem, że obie jesteśmy wykończone, ale wiem też, że żadna z nas nie ma ochoty na szlaban. – zaczęła. - Dlatego możemy pójść do kuchni na herbatę i jakieś ciastka, a potem wrócić i przerobić ten ostatni temat – dodała, widząc moją zawiedzioną minę. Humor momentalnie mi się poprawił. Wizja pójścia do kuchni, była cudowna, szczególnie, po ostatnich godzinach. Wygrzebałyśmy się spod kocyków oraz naszej książkowej bazy i ruszyłyśmy. Po gilgotałyśmy gruszkę i przeszłyśmy tunelem. Cała armia skrzatów domowych podbiegła do nas, pytając, na co aktualnie mamy ochotę. Usiadłam z Ivy na pufach przy kominku i poczekałyśmy na nasze zamówienia.

- Idziesz w przyszłym tygodniu do Hogsmeade? – spytała dziewczyna. Skrzywiłam się.

- Nie otrzymałam zgody od rodziców – mruknęłam niechętnie. Wolałam nie mówić o przejściach w otoczeniu Hogwarckiego personelu. Spojrzała na mnie zaciekawiona, ale na jej twarzy odmalował się zawód.

- Czemu? – spytała, lekko pochylając się do mnie.

- Ehh... rodzinne porachunki – westchnęłam. – Jestem skłócona z rodzicami i nie dali mi pozwolenia.

- Szkoda, cudownie byłoby pójść razem do Miodowego Królestwa i Baru Pod Trzema Miotłami – rozmarzyła się. Mnie też było przykro. Rodzice, oczywiście, że zabronili mi iść do wioski. Nie chcieli dawać mi czegokolwiek od kilku lat.

- Masz rację, byłoby wspaniale – odpowiedziałam i wzięłam herbatę od skrzata, który akurat mi ją podał. Była naprawdę smaczna i genialnie pasowała do ciasteczek, których cała taca leżała na stoliku przed nami.

- Nie przejmuj się, będziesz miała jeszcze wiele okazji – uśmiechnęła się do mnie. Odpowiedziałam jej tym samym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro