Rozdział 13
Życie nigdy nie stawia na naszej drodze ludzi bez powodu. Zawsze ma w tym jakiś cel. Nie mówi nam, jaki to ma sens, jednak z biegiem czasu sami go odkrywamy. Nienawidziłam ludzi, którzy teraz byli mi bliscy. Natomiast ci, których uważałam za rodzinę, byli moim największym koszmarem.
Właśnie takie myśli krążyły mi po głowie, kiedy siedząc w fotelu, wodziłam wzrokiem po pokoju wspólnym w wieży gryfonów. Huncwoci między sobą obmyślali plan nowego żartu. Lily spokojnie rozmawiała z Marleną, a Margaret i Ivy dyskutowały zawzięcie na temat ostatnio przeczytanych książek. Płomienie w kominku wesoło trzaskały, mieniąc się żywymi barwami. Wszystko wydawało się być poukładane i na swoim miejscu.
Nagle ktoś pomachał mi dłonią, tuż przed twarzą.
- Chris, żyjesz? – spytała Ivy.
- Nie, umarłam. Czemu zakłócasz mój wieczny sen, śmiertelniku? – mruknęłam, wywołując lawinę śmiechu wśród przyjaciół.
- Wygląda na to, że wszystko z nią dobrze – zaśmiała się Ivy, nic sobie nie robiąc z mojego morderczego spojrzenia.
- Chcieliśmy zrobić z tobą kawał – odpowiedział, wzruszając ramionami Black. Na to zdanie mało nie spadłam z fotela. Moja mina musiała to wyrażać, bo Syriusz niemal od razu dodał – no, co się tak dziwisz? Jesteś naszą przyjaciółką, a my uwielbiamy robić żarty, więc chcemy zrobić jakiś z tobą.
- Wy tak poważnie? – wciąż nie dowierzałam.
- Tak, poważnie – James wydawał się być oburzony faktem, że mnie to zdziwiło.
- No, Chriiiis, nie daj się prosić – Syriusz zrobił słodkie oczy, zupełnie jak u szczeniaczka.
- Byłeś w poprzednim życiu psiakiem, że jesteś tak zaprawiony w przekonywaniu? – parsknęłam. Chłopak jedynie przewrócił oczami i dołączył do ogólnego śmiechu.
- Chodźmy, zaraz wyjaśnimy ci, co zrobimy – Syriusz i James pociągnęli mnie za ręce, a ja poczułam przyjemne ciepło na sercu.
***
Okazało się, że moi przyjaciele mieli doskonale zaplanowany żart-majstersztyk, który planowali przetestować na niczego niespodziewającym się woźnym. Plan był bardzo skomplikowany i wyrafinowany. Widać było, że moi towarzysze zajmują się tym niemal zawodowo. James rozłożył odręcznie rysowaną mapę okolic kantorka i zaczął razem z Blackiem tłumaczyć mi plan.
- Chris, tobie na razie przydzielimy zadanie do wykonania razem z Syriuszem, w samym kantorku. Ty podłożysz mu to na biurku — mówiąc to, pokazał mi schludnie zapakowane pudełko czekoladek w kształcie serca. Przewiązane było różową kokardą z doczepionym listem napisanym ozdobnymi literami. Uniosłam brwi ze zdziwienia, ale nie skomentowałam, dając Jamesowi dokończyć omawianie moich zadań — Później musisz dosypać to do miski z żarciem tego durnego kota — Tym razem wręczył mi coś przypominającego solniczkę, jednak intuicja podpowiadała mi, że znajduje się w niej coś zupełnie innego niż ta przyprawa. Kiwnęłam głową, dając Jamesowi znać, że zrozumiałam, na czym polega moje zadanie. Tymczasem on już zwrócił się do Syriusza, wręczając coś, co wyglądało na pułapkę, o bardzo skomplikowanej konstrukcji pełną robaków i pająków. Wzdrygnęłam się lekko, widząc co większych przedstawicieli tych stworzeń.
- Wiesz co z tym zrobić, prawda? - spytał Potter przyjaciela.
- No pewnie — odparł czarnowłosy ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Peter, ty patrolujesz ten korytarz. Jeśli pojawi się Pani Norris lub Filch, kup nam tyle czasu ile zdołasz. Remi, ty będziesz tuż przy kantorku. Jeśli ktoś się zjawi — strzelasz zaklęciem i zwiewamy. Ja będę patrolował to miejsce — mówiąc to, wskazał na korytarz równoległy z tym, który patrolować miał Peter — Wszyscy rozumieją, co mają robić? - spytał. Wszyscy odpowiedzieliśmy, kiwając głowami.
- No to do roboty — Syriusz klasnął w dłonie, a wszystkim Huncwotom oczy świeciły się z podekscytowania. Dotarcie do kantorka nie zajęło nam wiele czasu. Po upewnieniu się, że nikt nie kręci się w pobliżu, wkradliśmy się do siedziby Filcha. Zgodnie z instrukcjami położyłam na jego biurku czekoladki, a do miski pani Norris wsypałam tajemniczą substancję. Obiecałam sobie w duchu, że spytam potem Syriusza, co to właściwie jest. Kiedy skończyłam moje zadania, zwróciłam uwagę na to, co robił mój wspólnik zbrodni. Czarnowłosy właśnie przyczepiał pułapkę do pościeli i kołdry na łóżku naszej ofiary. Spojrzałam zaciekawiona przez ramię chłopaka, żeby zobaczyć, jak działa urządzenie.
- Jak nasz kochany Filch odkryje kołdrę, żeby się spokojnie położyć spać po ciężkim dniu walki z uczniami, odblokuje wieczko naszego prezenciku. Coś mi mówi, że będzie zachwycony z wizji spania pod jedną kołdrą z tymi robaczkami i pajączkami — wyjaśnił, jakby czytając mi w myślach.
- "Pajączkami" powiadasz — prychnęłam cicho — one przecież są ogromne!
- Uuu... czyżby ktoś bał się pająków? - spytał chłopak, podśmiewając się ze mnie.
- Uuu... czyżby ktoś chciał oberwać zaklęciem? - przedrzeźniałam go.
- Dobra, dobra, Christie. Już nie będę — przyłożył rękę do serca. Westchnęłam cicho, kręcąc głową.
- Skończyłem! Daj sygnał pozostałym i uciekamy — w chwili, w której to powiedział, usłyszeliśmy sygnał Jamesa, że ktoś się zbliża. Wyciągnęłam różdżkę i wypadłam z Syriuszem z kantorka. Jednocześnie wystrzeliliśmy z różdżek sygnał, że wszystko jest skończone i ruszyliśmy przez korytarze, słysząc za plecami krzyki wkurzonego woźnego. Kątem oka widziałam rozlaną dziwną zieloną ciecz na korytarzu. Remus chyba też nie próżnował, pomyślałam.
Biegliśmy w szaleńczym pędzie po korytarzach. Świat mi się rozmazywał przed oczami, a powietrze świszczało w uszach. Ledwie łapałam oddech, a jednak byłam niesamowicie szczęśliwa. Nagle ktoś pociągnął mnie za ramię, pozbawiając tchu. Poleciałam w bok, a przed bliskim spotkaniem z podłogą uratował mnie tylko czyjś mocny chwyt na mojej talii. Od razu poczułam, że znalazłam się w innym miejscu zamku, jednak dookoła mnie była tylko nieprzenikniona ciemność.
- Lumos – usłyszałam przed sobą znajomy głos, a niebieskawe światło przebiło się przez ciemność.
Stałam w jednym z tajemnych przejść z Remusem i Syriuszem. Lupin trzymał różdżkę, a której wydobywało się światło. Syriusz natomiast trzymał... mnie. W chwili, w której to sobie uświadomiłam, odskoczyłam od niego jak oparzona i próbowałam powstrzymać się od chichotu. Jednak zmęczenie zrobiło swoje, więc musiałam oprzeć się o ścianę, oddychając ciężko. Osunęłam się na ziemię, a Syriusz kucnął przy mnie, patrząc mi w oczy.
- Wszystko dobrze, Chris? – spytali obaj naraz.
- No pewnie, jest fantastycznie! - Wyjaśniłam ze śmiechem — Po prostu jestem trochę zmęczona tą szaloną ucieczką — zaśmiałam się, a ci dwaj odetchnęli z ulgą.
- Musimy tu przeczekać, aż Filch pójdzie w innym kierunku. Nie byłoby najlepiej, gdyby nas złapał — wyjaśnił Lupin.
- Tiaaa — mruknęłam — oskórowałby nas żywcem.
- Na szczęście nie ma pojęcia o tym miejscu — dodał Syri.
- Ej, a tak w ogóle to, co dosypałam do jedzenia tej kotki? - zwróciłam się do czarnowłosego.
- Eliksir, który przefarbuje ją na czerwono — wyjaśnił — no i sprawi, że będzie miauczała tak głośno, że każdy będzie w stanie określić jej położenie i zwiać, zanim ona go namierzy.
- Praktyczne — przyznałam.
- Ej, chodźcie, droga wolna — mruknął Lupin, przerywając naszą dyskusję i nasłuchując odgłosów z korytarza. Wymknęliśmy się z przejścia i poszliśmy spokojnie korytarzem. W ten sposób ruszyliśmy z powrotem w stronę wieży Gryffindoru, śmiejąc się i we wspaniałych nastrojach.
..................................................................................................
Hej, kochani!
Dawno mnie tu nie było, więc bardzo dziękuję Wam za cierpliwość w oczekiwaniu na ten rozdział. Powiem Wam, że ma on bardzo ciekawą i pełną przygód historię, która obejmuje nagłe chwyty weny, gubienie notatek, totalny brak weny, nudne lekcje oraz wiele innych chwil. Postaram się teraz pisać szybciej i nie kazać czytelnikom czekać tak długiego czasu.
Dziękuję, że jesteście <3
Do zobaczenia!
demon_of_books
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro