Rozdział 11
- Jak zapewne widziałeś, nie raz, moje relacje z siostrą nie są zbyt przyjemne. Znienawidziła mnie w chwili, w której Tiara Przydziału przydzieliła mnie do Gryffindoru. Mówi się, że miłość i nienawiść dzieli cienka granica, mam nadzieję, że to prawda, bo to oznacza, że naprawdę mogła mnie kochać. Wracając do tematu, to ona napisała rodzicom, w którym domu jestem. Annabeth jest zła do szpiku kości. Wyglądamy tak samo, a zawsze czuję się przy niej taka słaba i samotna. Kiedyś się wspierałyśmy, kryłyśmy przed rodzicami, gdy wyjadałyśmy słodycze ze spiżarni. Byłyśmy nierozłączne. Jednak wszystko się zmieniło. Znam zaklęcia za nieposłuszeństwo. Znam także oskarżycielskie spojrzenia i słowa, że jestem niczym. Chciałabym się kiedyś wyrwać z tego całego świata czystokrwistości i arystokracji. Jednak nie jestem gotowa, aby się mierzyć z rodziną, dopóki nie będę miała miejsca, w którym będę czuć się bezpieczna. Ann skutecznie sprawia, że Hogwart nie jest takim miejscem – powiedziałam szczerze chłopakowi.
- Chciałbym ci jakoś pomóc – mruknął.
- I tak wiele zrobiliście, wystarczyło nie wchodzić mi w drogę – westchnęłam, spoglądając na niego.
- Strasznie żałuję wszystkiego, co ci zrobiłem. Wiem, że tłumaczyłem ci już moje motywy na eliksirach. Jednak zrobię wszystko, by ci pomóc, w czymkolwiek zechcesz. Jestem ci to winien. Przepraszam cię z całego serca – wygłosił Syriusz. Miał bardzo poważny głos i zacięty wyraz twarzy. Było po nim widać, że rzeczywiście mu zależy. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Nie spodziewałam się po nim takiego podejścia do sprawy. Zrobiło mi się niezwykle miło. Do tej pory tylko Lily się mną martwiła, a i tak nie trwało to długo. Byłam sama ze wszystkim tak dużo czasu, że teraz...
- Wybacz, ale trudno mi w to uwierzyć. Ja... naprawdę się cieszę, że mnie przepraszasz, ale czasami mam wrażenie, że to jeden wielki żart – wymamrotałam, spuszczając wzrok. Poczułam palące łzy zbierające się pod powiekami. Nie wiedziałam, czy mam się czuć głupio, czy mam być na siebie zła. Chyba powinnam być im wdzięczna, prawda? Byłam totalnie zagubiona w swoich uczuciach. Zaczęłam drżeć, pomimo że wcale nie było zimno. W tamtej chwili stało się coś, czego bym się nigdy nie spodziewała. Syriusz zbliżył się i mnie... przytulił. Byłam niezwykle zaskoczona, ale nie oponowałam. Ciepło bijące od chłopaka przyjemnie mnie uspokajało. Słyszałam jego miarowe bicie serca. Wzięłam głęboki oddech.
- Dziękuję – szepnęłam.
***
Remus Lupin niewątpliwie intrygował. Próby ukrywania comiesięcznych „wyjazdów" były coraz bardziej niepokojące. Nie trudno było zauważyć blizny na jego twarzy. To one sprowadziły mnie na pewną teorię, w którą nie chciałam wierzyć. Niezależnie od tego, czy chciałam bardziej sprawdzić ją, czy upewnić się, że jest ona niemożliwa, potrzebowałam skorzystać z zasobów szkolnej biblioteki.
Kluczyłam między regałami, szukając odpowiednich materiałów. Kiedy zobaczyłam puste miejsce na półce, wytrzeszczyłam oczy.
- Cholera, czemu akurat dzisiaj?! – warknęłam.
- Szukasz tabel księżycowych? Właśnie miałam je odłożyć – usłyszałam spokojny dziewczęcy głos. Odwróciłam się i spojrzałam na czarnowłosą krukonkę stojącą przede mną. Rozpoznałam, że to Margaret, tajemnicza przyjaciółka Remusa.
- Oh, tak, musiałam coś sprawdzić – odpowiedziałam dziewczynie z lekkim uśmiechem. Spojrzałam w jej błękitne oczy i mnie zamurowało. Miała w nich łzy. – Wiem, że się bardzo nie znamy, ale co się stało? Mogę ci jakoś pomóc? – zapytałam szczerze zmartwiona. Ona pokręciła tylko głową.
- Ja... to nic... po prostu odkryłam coś, w co nie chciałam wierzyć – mruknęła. Zdecydowanie przypominało to to, co myślałam sobie wcześniej. Spojrzałam na tabele księżycowe i porównałam z zanotowanymi w pośpiechu datami na skrawku papieru. Nagle poczułam, że blednę.
- Nie... - szepnęłam. Dziewczyna przyjrzała mi się badawczo, a ja byłam pewna, że sprawdzała to samo co ja.
- Jesteś Christina, prawda? Remus opowiadał mi o tobie – wypaliła, a ja spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami. Czy ona właśnie wspomniała o Remusie? Czemu akurat teraz? Łzy napłynęły mi do oczu, nie ze względu na nienawiść do wilkołaków, a ze współczucia. To było straszne. – A więc jednak. Sprawdzałaś to samo co ja... Czyli to musi być prawda – jęknęła, widząc moją reakcję.
- Tak, jestem Christina. Też mam wrażenie, że mówimy o tym samym – spojrzałam ze smutkiem w oczach na czarnowłosą. – Można mu jakoś pomóc?
- Czemu? Czemu chcesz to zrobić po tych wszystkich latach poniżania? – zdziwiła się. Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem, po prostu... nie dałabym sobie spokoju, gdybym nawet nie spróbowała – wyjaśniłam. Dziewczyna zamyśliła się, przyglądając mi się badawczo. Miałam wrażenie, że chciałaby czytać mi w myślach, jak chyba wszyscy w moim otoczeniu. Po chwili westchnęła.
- Czytałam, że wilkołaki nie atakują zwierząt, gdyby człowiek mógłby się w jedno zmienić...
- Animagia – szepnęłam. Margaret pokiwała w milczeniu głową. Uśmiechnęła się do mnie, odrobinę zadziornie.
- Widzę, że się dogadamy. Trzeba będzie obgadać tę kwestię. Niestety, muszę już lecieć. Do zobaczenia, Christino – powiedziała, wymijając mnie i odeszła w swoją stronę.
- Do zobaczenia, Margaret – zawołałam za nią i również ruszyłam w swoją stronę.
***
- No witam, witam – powiedziałam do Lily i Severusa siedzących razem w klasie nad książkami z eliksirów. Twarz rudej natychmiast rozświetlił jeszcze szerszy uśmiech niż wcześniej. Snape miał ten sam wyraz twarzy co zwykle, ale kiwnął mi głową na przywitanie.
- Hejka, Chris! Chcesz do nas dołączyć? Właśnie piszemy referaty dla Slughorna – zaczęła. – No chodź, dawno się razem nie uczyłyśmy – poprosiła, robiąc słodkie oczka.
- No dobra, niech ci będzie – zaśmiałam się.
Usiadłam obok przyjaciółki. Wzięłam od Lily pergaminy i pióro. W tamtej chwili zza rogu korytarza wyłoniła się pewna niziutka puchonka.
- Ivy! – zawołałam do dziewczyny, machając ręką. – Chodź, dołącz do nas!
Dziewczyna podbiegła do nas. Jej mysie włosy podskakiwały i opadały w rytm jej kroków.
- Lily, Severusie – zwróciłam się teraz do rudej i czarnowłosego. – To Ivy, poznałam ją miesiąc temu w bibliotece, to super dziewczyna, musicie ją poznać – mówiłam z entuzjazmem.
- Chyba już nie mamy wyboru – burknął Snape.
- Sev! – zawołała do przyjaciela oburzona Lily. – Chris, nie boisz się, że będę zazdrosna? Nie no, żartuję, kochana, cieszę się – uśmiechnęła się do mnie życzliwie, a ja odpowiedziałam tym samym.
- Cześć, Iv – przywitałam się z nią.
- Hej – przywitała się ze wszystkimi, ale zauważyłam, że jest trochę speszona. Wyciągnęłam do niej rękę.
- Siadaj z nami, Iiiiivy – ostatnie słowo przeciągnęłam, robiąc „słodkie oczka". Westchnęła, ale usiadła obok.
- Ty to masz dar przekonywania – stwierdziła. – Jak ty to robisz, kobieto? – zaśmiała się.
- To będzie moja tajemnica – również odpowiedziałam jej śmiechem. – Ivy to jest Lily, a to Severus.
- Miło mi cię poznać – rudowłosa wyciągnęła rękę, do puchonki. Severus natomiast tylko kiwnął głową. Nieśmiała dziewczyna zaróżowiła się na policzkach i również uścisnęła rękę Lily. Coś w głębi duszy podpowiadało mi, że się dogadają.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro