Rozdział 1
Cisza. Bardzo przerażająca cisza. Idę pośrodku sali. Każdy patrzy się na mnie jakbym była nic nie warta. Każdy patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie zabić. Wzrok mojej bliźniaczki mówiący mi, że nie mam już w domu życia - ani siostry. Wszystko się rozpłynęło. Krzyk Gryffindor odbijający się echem w mojej głowie. Potem wrzaski moich rodziców, że jestem niczym. Te oskarżające spojrzenia. Jakiś głos z tyłu wrzasnął Crucio! Krzyki, ból, stałam się niczym i nie mam nikogo. Znowu wrzaski i znowu cruciatus.
Obudziłam się z wrzaskiem i zlana potem. Jak codziennie od równo czterech lat. Cztery lata temu pojechałam na święta do domu, bo myślałam, że jeśli wyjaśnię, że nie chciałam być w Gryffindorze to odpuszczą. Może moglibyśmy zostać znowu rodziną. Jednak nie. Rodzice na święta zafundowali mi koszmary na kolejne cztery lata i nic nie wskazuje na to, że na tylko tyle.
Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jakie to piekło, kiedy twoimi koszmarami są wspomnienia. Budzisz się i masz nadzieję, że to tylko sen, a jednak to rzeczywistość. Przytłaczająca rzeczywistość trafiająca prosto do serca. Niczym koszmar na jawie. Dosłownie.
Postanowiłam wstać z łóżka, była godzina piąta nad ranem. I tak już nie zasnę, pomyślałam i wyciągnęłam ubrania. Zdjęłam zaklęcie wyciszające z mojego łóżka, które rzucam co noc, by nie budzić współlokatorek wrzaskami. Ubrałam jeansy i sweter. Wzięłam mój gruby koc oraz książkę i wyszłam do pokoju wspólnego. Usiadłam na kanapie przed kominkiem i zapatrzyłam się w płomienie.
***
Kilka godzin później poszłam na świąteczne śniadanie. Przy stole Gryffindoru siedziało kilku uczniów. Usiadłam na końcu stołu, jak zwykle sama. Święta Bożego Narodzenia różniły się od normalnych dni tylko tym, że mam czas wolny i jest mniej osób, które mnie nienawidzą w tej szkole. Nic poza tym.
Nałożyłam sobie na talerz pierwszą lepszą rzecz. Zjadłam, ale wtedy akurat musiał się dosiąść do mnie nikt inny jak Syriusz Black. Syriusz był jedną z najbardziej nienawidzących mnie osób w Hogwarcie.
- Smith, zostałaś w Hogwarcie? A co? Bałaś się, że prezenty od rodziny i przyjaciół cię uduszą? - Zaczął Black. Zatrzasnęłam książkę, którą akurat czytałam. Nie miałam ochoty na ciąg dalszy. Zazwyczaj bym to olała, ale tym razem nie. Ten tekst Blacka zabolał mnie tym bardziej, że nie dostałam ani jednego prezentu świątecznego. Jednak Black nie mógł o tym wiedzieć. Bo niby skąd? Jego matka go wydziedziczyła przez wyjca, a mi rodzice przysłali mi list, a potem odpowiednio się ze mną rozprawili
Wstałam od stołu i postanowiłam wrócić do dormitorium. Zastałam tam moje współlokatorki, które opowiadały sobie o tym co dostały na święta. Kiedy tylko mnie zobaczyły, ucichły.
- Nie krępujcie się, już wychodzę - powiedziałam, a dziewczyny się zmieszały - Wesołych świąt
- Wesołych świąt Christino - powiedziała cicho Lily - dobrze, że nie masz już koszmarów - Lily Evans była dziewczyną z którą chciałabym się zaprzyjaźnić. Miła, życzliwa i wrażliwa. Jednak czasem wie o mnie za mało żeby powiedzieć coś co mnie nie ściśnie za serce
- Muffiato do czegoś służy - powiedziałam, a Lily pobladła. Jako jedyne w tym pokoju wiedziałyśmy co to znaczy. Uśmiechnęłam się smutno. Rzuciłam książkę na łóżko i wzięłam płaszcz z szafy, torebkę oraz lepsze buty. Wyszłam z pokoju. Kiedy zamykałam drzwi usłyszałam cichy głos Lily
- Biedna dziewczyna
- Jaka biedna?! To ślizgońskie ścierwo! Pewnie jest jakimś szpiegiem czy coś, że trafiła tutaj.
Dorcas Meadows to szmata
***
Postanowiłam pójść do Hogsmeade. Była tam najmniejsza szansa na spotkanie kogokolwiek ze szkoły. Szczególnie, kiedy nie ma dni do wyjścia tam. Kiedy ludzie cię nienawidzą łatwiej jest znaleźć tajemne przejścia. Rzadko kiedy spędzam czas z innymi ludźmi, więc jakoś chcę spędzać ten czas. Dotarłam do posągu garbatej wiedźmy, wzięłam różdżkę, stuknęłam nią w posąg i wyszeptałam disendium. Przejście się otworzyło, a ja do niego weszłam. Uwielbiałam to miejsce była cisza i spokój, a tunel prowadził mnie prosto do miodowego królestwa. Przyśpieszyłam kroku, bo miałam ogromną ochotę na coś słodkiego. Po pół godziny drogi nagle wpadłam na kogoś. Cofnęłam się i wyciągnęłam różdżkę w stronę osoby.
- Kim jesteś?! - powiedziałam.
- Smith?! CO TY TU ROBISZ?! - usłyszałam głos, którego zdecydowanie nie chciałam słyszeć.
- BLACK? Czego znowu? Nie wyczerpałeś przypadkiem limitu dręczenia mnie na kolejne pięć lat?
- Nie twój interes co ja tu robię ślizgońska szmato!
- Uspokójcie się NATYCHMIAST! - To był Remus Lupin - Żadne z nas nie przyszło tutaj żeby dręczyć kogokolwiek, więc możecie zawiązać rozejm chociaż na święta?
- Jak on przestanie mnie wyzywać i ze mnie szydzić to ok - powiedziałam.
- Remusie, ale ona nam wbije nóż w plecy! - upierał się Black - albo raczej miotnie klątwą, ponieważ nie uciekłaby się do mugolskich sposobów.
- Serio Black? A to dlaczego? - spytałam na granicy wytrzymałości.
- Bo powinnaś była trafić do Slytherinu! Ty miałaś tyle szczęścia, że po tylu latach tradycji rodzina cię nie wydziedziczyła przez wyjca na środku sali! Jesteś w Gryffindorze i nadal masz rodzinę! Nadal jesteś rozpieszczoną dziewuchą z czystokrwistego rodu nieciepiącą mugolaków i zdrajców krwi! - wrzeszczał na mnie Black.
- Naprawdę? Naprawdę tak o mnie myślisz? - powiedziałam cicho - to spytaj się Evans dlaczego Muffiato było jednym z pierwszych zaklęć jakich się nauczyłam - powiedziałam do Blacka i ruszyłam dalej po moje słodycze.
- Pa Lupin - mruknęłam do Remusa
- Smith czekaj, my też tam idziemy. Może pójdziemy razem? - spytał Lupin.
- Ok, jak widzisz w tym jakiś sens - odpowiedziałam.
Dalej szliśmy w ciszy. Kiedy już przekradliśmy się do Miodowego Królestwa zaczęłam zbierać z półek moje ulubione słodycze. Całe mnóstwo słodyczy. Tyle jadłam jedynie w święta. Samotne święta, nie z wyboru. Życie czasami mi daje w kość, pomyślałam. Zapłaciłam za słodycze, wrzuciłam je do torebki i spojrzałam na Lupina i Blacka.
- Idziecie już? - zawołałam do nich
- Tak - odpowiedział Lupin, bo Black nie chciał się do mnie odezwać
Przekradliśmy się znowu do przejścia. Niedaleko wyjścia usiadłam na ziemi.
- Idźcie dalej sami, ja tu zostaję
- Zaraz jest obiad - powiedział Lupin
- ok - odezwałam się i poczułam, że lekko złamał mi się głos, a na policzku popłynęła samotna łza - do zobaczenia, dzięki, że mnie nie zabiliście na tej wycieczce
- do zobaczenia - i zostałam sama w tunelu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro