Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Od tamtych wydarzeń minęło trochę czasu. Huncwoci nie naprzykrzali mi się bardzo. Zdaje się, że James naprawdę postanowił nie podpadać Lily. Przynajmniej w moim aspekcie, ponieważ Snape'owi nadal dokuczali.

Moje relacje z Lily również się polepszały z każdym dniem. Nie patrzyła już na mnie ze strachem w oczach, przynajmniej nie cały czas. Wiedziałam, że zaufanie zazwyczaj buduje się latami, więc nie liczyłam na to, że od razu staniemy się najlepszymi przyjaciółkami. Nawet bez tego, miałam więcej niż mogłam sobie wymarzyć. Byłam za to wdzięczna.

                                                                           ***

Tamtego dnia siedziałam w bibliotece i próbowałam się skupić na pisaniu wypracowania dla Slughorna. Jednak siedziałam nad tym już od godziny, a mózg nadal nie chciał współpracować. Wstałam od stołu zawalonego książkami i poszłam szukać czegoś ciekawszego. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Slughorn będzie wymagał ode mnie wypracowania bardziej kreatywnego niż podanie banalnie prostych i podstawowych informacji. Po dziesięciu minutach poszukiwań usiałam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Nie mogłam sobie teraz pozwolić na pogorszenie wyników w szkole. Moi rodzice jeszcze nie upozorowali wypadku bo byłam perfekcyjną uczennicą, ale ostatnio mam się coraz gorzej. W zeszłym tygodniu zapomniałam o referacie dla McGonagall, a teraz nie mogę się skupić na eliksirach.

- Chris, wszystko ok? – spytała Lily, której przyjścia nawet nie zauważyłam.

- Taaak – westchnęłam ospale – po prostu, nie potrafię się skupić na referacie dla Slughorna

- Severusie tu jestem – krzyknęła Lily do chłopaka, który rozglądał się po bibliotece prawdopodobnie jej szukając. Kiedy ją zobaczył podszedł do mojego stolika.

- Hej, Lily – przywitał się z nią.

- Severusie to Christina Smith, Chris to Severus Snape – przedstawiła nas.

- Cześć – powiedziałam, a on kiwnął głową w odpowiedzi.

- Chris, czym się zajmujesz? – spytała.

- Robię ten referat dla Slughorna i nie mogę się skupić, a wy co będziecie odrabiać?

- Też mamy do zrobienia eliksiry, ale jeszcze są zaklęcia – powiedziała.

- Jeszcze zaklęcia – jęknęłam z rozpaczą. – Nigdy nie wyrobię się z tym na czas.

- Może chcesz, żeby ci pomóc? – zaproponowała Lily.

- Poważnie? – Byłam bardzo zaskoczona.

- No pewnie – Jak zwykle była pełna pozytywnej energii. – Czemu się tak dziwisz? Nikt, ci nigdy nie pomagał z niczym? – Spuściłam wzrok na pozakreślane kartki, które miały być moim wypracowaniem.

- Nigdy – mruknęłam niechętnie. Zobaczyłam zszokowany wyraz twarzy Lily.

- A co z twoją siostrą, rodzicami, ślizgonami? Nikt, nigdy? Naprawdę? – Dziewczyna wyglądała jakby ją piorun trzasnął.

- Nie, nie i jeszcze raz... - nie dane było mi dokończyć.

- Ślizgoni jej nienawidzą – wtrącił Severus. – Wszyscy uważają ją za zdrajczynię krwi, która ma genialne stosunki z mugolakami i zdrajcami krwi. Jej siostra jeszcze podkręca to napięcie.

- Jak to?

- Moja siostra mnie nie cierpi, a ja wcale nie mam genialnych stosunków z gryfonami. Lily jest jedyną osobą, która mnie choćby toleruje – westchnęłam, wstałam od stołu i wyszłam z biblioteki.

                                                                ***

Całe życie ludzie traktowali mnie jakbym była nikim. Pogłębiło się to, gdy trafiłam do domu Godryka Gryffindora. Slytherin i Gryffindor nigdy nie miały dobrych kontaktów. Dzięki temu zawsze byłam sama. Gryfoni myśleli, że trzymam się ze ślizgonami, a ślizgoni, że trzymam się z gryfonami. Chociaż dla rodziny i tak byłam skreślona, od chwili gdy Tiara Przydziału krzyknęła ,,Gryffindor" po włożeniu jej, przeze mnie na głowę. Od tamtej chwili, moje życie to istne wariactwo. Sama zastanawiam się, jak to życie się potoczyło, że siedzę w tej ciemnej dziurze, już od kilku godzin. Jestem na to wściekła. Gdybym trafiła do Slytherinu, miałabym przyjaciół, rodzinę. Nie byłoby w nim żadnych walniętych, pokręconych, wnerwiających Huncwotów. Nie cierpię ich. Jak można być tak zadufanym w sobie?! Mogłabym się nawet zaprzyjaźnić z Lupinem, ale przecież jestem ślizgońskim ścierwem, więc dlaczego miałby w ogóle na mnie spojrzeć?! Kto spojrzy przychylnie na Christinę Smith? No, KTO? Tylko ten anioł – Lily Evans. Ona jest aniołem. Ja to, po prostu, wiem. Kim innym miałaby być? Do dzisiaj myślała, że jestem w znakomitych stosunkach ze ślizgonami. ,,A co z twoją siostrą, rodzicami, ślizgonami?" była szczerze zaskoczona mówiąc te słowa. Życie. I to nie byle jakie. Nędzne, życie Christiny Smith.

Oderwałam pióro od kartki i westchnęłam. Pisanie w dzienniku mnie, albo uspokajało, albo robiło mi się jeszcze gorzej. W tamtej chwili, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Siedziałam w ciemnym przejściu od kilku godzin i bałam się reakcji Lily, na to czego się dowiedziała w bibliotece.

Usłyszałam kroki, więc postanowiłam zgasić różdżkę.

- Nox – szepnęłam.

Ktoś szedł w moim kierunku, zdaje się, że to Huncwoci. Westchnęłam. Usłyszałam głosy, tak to na pewno oni. Wtedy, ktoś na mnie wpadł i krzyknęliśmy, naraz.

- Kim jesteś i co tutaj robisz? – Usłyszałam znienawidzony głos.

- Mogłabym spytać o to samo, Potter – warknęłam. Na moje słowa usłyszałam przeraźliwy pisk. - Peter, czego piszczysz, czy ja jestem potworem z Loch Ness, czy co? – Westchnęłam.

- Mi wystarczy, że jesteś podłą, wredną, zdradziecką ślizgonką – Potter potrafi być wkurzający.

- NIE. JESTEM. ŚLIZGONKĄ – Krzyknęłam.

- DOŚĆ – krzyknął Lupin. – Znowu się kłócicie, James zapomnieliśmy z Syriuszem, wam powiedzieć, że ona zna to przejście.

- Cześć Lupin, sorki, że zapomniałam się przywitać. I cześć Syriusz, nie odzywałeś się, nie widzę cię, ale wiem, że Potter nie byłby sobą, gdyby cię nie zabrał na wyprawę do Hosmeade.

- Cześć – Powiedzieli.

- A teraz skoro Potter i Pettigrew nie chcą mnie tutaj to może pójdę do innego z tajnych przejść, żeby posiedzieć w ciszy i spokoju oraz pomyśleć o tym, jak bardzo ludzie mnie nienawidzą.

- Może idź do swoich ślizgonów, siostra na pewno przyjmie cię z otwartymi ramionami – warknął Syriusz

- Oczywiście, już pędzę, a dlaczego ty nie pobawisz się z braciszkiem Syriuszu? Czyżbyś miał z nim złe relacje? Ojej, a to dlaczego? Może jest to spowodowane odmiennymi poglądami, albo tym, że ty jesteś w Gryffindorze, a on w Slytherinie? Jaka szkoda – Mój głos wręcz ociekał sarkazmem.

- Ciesz się, że ciebie przynajmniej nie wydziedziczono – Prawie wrzasnął Syriusz.

- Chciałabym – szepnęłam i wzięłam swój dziennik, który leżał na podłodze.

- Do widzenia – warknęłam i ruszyłam ciemnym, wilgotnym, kamiennym korytarzem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro