Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Czemu zawsze przydarza się to mnie?! Czym zawiniłam? Rodziną? Przecież nie miałam na to wpływu. Poza tym Black też pochodził z czystokrwistego rodu. Takie myśli chodziły mi po głowie, kiedy siedziałam w komórce na miotły, zamknięta przez Huncwotów.

Nagle usłyszałam głos zza drzwi.

- Marlena, co myślisz o Christinie? - poznałam głos Lily, najprawdopodobniej mówiła do naszej współlokatorki - pytałam się już Dorcas i ona, no sama wiesz jakie ona ma do niej podejście

- Tak wiem, a co do twojego pytania to jest mi trochę jej szkoda. Chociaż ma tych ludzi ze Slytherinu. Ona miała szczęście, że jej nie wydziedziczono jak Blacka - odpowiedziała Marlena

- To fakt, chociaż jak ciebie nie było w święta, to nie widziałam żadnych prezentów

- Naprawdę? - zdziwiła się

- Tak, a wieczorem wrzuciła do ognia jakieś pudełko i odeszła - kontynuowała Lily

- Ciekawe co tam było

Było mi źle po wysłuchaniu tego dialogu. Szczególnie po tym jak Marlena powiedziała, że mnie nie wydziedziczona. Podniosłam się z ziemi.

- Pomocy! Niech ktoś otworzy ta drzwi! - krzyknęłam, a natychmiast rozmowa ucichła

- Alohomora - usłyszałam głos Lily, a drzwi się otworzyły

Lily i Marlena miały zdziwione miny.

- Co ty tu robiłaś? - spytała Lily

- Byłam zamknięta, siedziałam, trochę przysnęłam i zaczęłam krzyczeć jak obudziły mnie ludzkie głosy - skłamałam tylko w połowie

- Ale kto cię tak urządził? - Dopytywała

- Huncwoci - mruknęłam, a Lily wyglądała jakby dostała szału

- Chodź ze mną, ja im już przemówię do rozumu - zaczęła

- Nie! - krzyknęłam - Błagam nie mów im, oni mnie zabiją za to - mało się nie popłakałam, z każdym dniem czułam się coraz słabsza

- Hej, hej, wszystko będzie dobrze. Nie martw się o to. Nic ci nie zrobią, nie pozwolę na to. - Lily mnie pocieszała. Może za mną nie przepada, ale jest cudowną osobą.

- Dziękuję - powiedziałam - to naprawdę wiele dla mnie znaczy

- Oj, nie przejmuj się. To, że nie miałyśmy nigdy bliskich relacji, nie znaczy, że pozwolę tym debilom cię gnębić

- Jesteś wspaniała - lekko się do niej uśmiechnęłam

- Nie przesadzaj, wracajmy do pokoju wspólnego. Co wy na to? - zaproponowała

- Dobry pomysł - odezwała się Marlena

Ruszyłyśmy w stronę domu Gryffindoru. Kiedy przeszłyśmy przez oraz Grubej Damy, która swoją drogą patrzyła na mnie jak każdy uczeń tej szkoły, zobaczyłam z dziewczynami huncwotów siedzących na kanapach i śmiejących się wniebogłosy. Lily, jako najmilsza, najwspanialsza i w tej chwili najbliższa mi osoba, widząc ich, przypomniała sobie o tym w jaki sposób się dzisiaj spotkałyśmy.

- POTTER, BLACK, LUPIN, PETTIGREW! - wrzasnęła na nich, a ja przełknęłam ślinę. Mam nadzieję, że mnie nie zabiją, pomyślałam.

- Evans, chcesz się ze mną wreszcie umówić - ucieszył się Potter

- CZY CIEBIE POWALIŁO?! NIE UMÓWIĘ SIĘ Z TOBĄ NIGDY! JESTEŚ BEZNADZIEJNYM, ROZPIESZCZONYM BACHOREM, KTÓRY ZNĘCA SIĘ NAD INNYMI! - kiedy Lily wrzeszczała na Jamesa pomyślałam, że nie chciałabym być teraz na jego miejscu

- Jak to Liluś? Nie rozmawialiśmy dzisiaj ze Smarkeuskiem - zdziwił się Potter

- CZY TY JESTEŚ TĘPY, CZY CO JEST Z TOBĄ NIE TAK? A POZA TYM NIE NAZYWAJ GO TAK! - Lily była na granicy wytrzymałości psychicznej, pomimo, że nadal mam Lily za anioła, to jednak bałabym się na miejscu Jamesa. Bardzo bym się bała.

- To o kogo ci chodzi, skarbie - Lily Evans była jak tykająca bomba, która wybuchnie z następnym słowem Jamesa Pottera.

- NIE. NAZYWAJ. MNIE. SKARBEM - Dziewczyna wycedziła przez zęby. W tej sytuacji chyba Remus miał najwięcej rozumu i ze spokojem spytał dziewczynę

- Lily, proszę powiedz dokładniej. O kogo ci chodzi?

- O Chris

- Chris? - powtórzył bezmyślnie Potter.

Remus Lupin zrozumiał pierwszy.

- Zrobiliście jej kolejny żart?! - Wkurzył się

- Remi to tylko jeden niewinny żarcik - gadał James - nic jej nie jest

- NIEWINNY ŻARCIK?! - Lily wybuchła - ZAMKNĘLIŚCIE JĄ W CIEMNEJ KOMÓRCE NA KILKA GODZIN. TY NAZYWASZ TO NIEWINNYM ŻARTEM?!

- Zamknęliście dziewczynę w komórce na miotły?! Obiecaliście mi. Żadnych więcej żartów na tej dziewczynie - Teraz Remus zaczął wygłaszać swój monolog

- Remusie, ale ona nas wszystkich nienawidzi. Najchętniej to ona by nas pozabijała, a wszyscy jej bronią jakby była święta - wkurzał się James

- Skąd wiesz, czego ona by chciała?! - wtrącili się Lily i Remus, powoli zaczynałam mieć dość. Wyrwałam się z rąk Marleny, która trzymała mnie w pocieszającym geście. Wybiegłam pomiędzy wrzeszczących ludzi.

- DOŚĆ! - mój krzyk natychmiast wszystkich uciszył

- Co ona tu robi? - wtrącił przerażony moją obecnością Peter, a ja zgromiłam go wzrokiem

- Lily - zwróciłam się do dziewczyny – bardzo dziękuję ci za pomoc, ale teraz chyba czas, żebym ja im coś powiedziała – Uśmiechnęłam się do niej – tylko proszę nie daj im mnie zabić – dodałam

- Pewnie, że nie dam im cię zabić

- A co się tyczy ciebie Potter, to teraz najbardziej chciałabym być na twoim miejscu – powiedziałam Potterowi w twarz – Dziewczyny, ja teraz idę do kuchni coś zjeść, nie wiem jak wy, ale ja jestem okropnie głodna – zwróciłam się do Lily i Marleny

- To do zobaczenia – powiedziała Marlena, mimo wszystko patrząc na mnie nieufnie. Westchnęłam w duchu, ale uśmiechnęłam się do niej.

- A ty Lily Evans moja wybawicielko? – zażartowałam, a ona się zaśmiała

- Idę – powiedziała – wrzeszczenie na tych durniów pozbawia człowieka całej energii

- Nie tylko na tych – dodałam pod nosem, ale Lily to usłyszała i spojrzała na mnie pytająco

- Rodzinne porachunki, nic takiego – O ile niczym takim można nazwać wrzaski od cruciatusa, pomyślałam. Potrząsnęłam głową i uznałam, że nie będę się tym zadręczać, bo właśnie idę do szkolnej kuchni z moją pierwszą prawdziwą koleżanką.

To był najwspanialszy wieczór mojego życia. Siedziałam z Lily Evans przed kominkiem w kuchni i śmiałyśmy się popijając gorącą czekoladę z piankami oraz bitą śmietaną. Rozmawiałyśmy i czułam jak zanika ta bariera, która tworzyła się między nami przez ostatnie lata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro