Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

- To nam się nigdy nie uda! – krzyknęłam sfrustrowana, kopiąc najbliżej stojącą ławkę. Miałam ochotę ją przewrócić. Margaret stała dwa metry dalej i patrzyła na mnie z pobłażaniem. Stałyśmy w opuszczonej klasie i ćwiczyłyśmy przemianę w nasze zwierzęce formy.

- Christino, cierpliwości. To niezwykle trudna sztuka. Nie możemy oczekiwać natychmiastowych efektów – zwróciła się do mnie, próbując mnie uspokoić. Od miesiąca uczyłyśmy się razem animagii. Chciałam jak najszybciej pomóc Remusowi w jego przemianach, wbrew zdrowemu rozsądkowi, czułam się trochę odpowiedzialna za pomoc mu. Czytałam wiele na ten temat i wiedziałam, że są one niesamowicie bolesne. To napędzało mnie do działania jeszcze bardziej. Jednak czarnowłosa miała rację. Nie mogłam oczekiwać wielkich efektów w wieku czternastu lat. Rozsadzała mnie energia i chęć do działania, a frustrował brak efektów. To sprawiło, że byłam ostatnio bardzo drażliwa. Wisienką na torcie okazał się okres, który musiał mnie dopaść w tym najmniej odpowiednim momencie.

- Wiem, że nie możemy, ale ta niemoc doprowadza mnie do szału – westchnęłam cicho, siadając na nauczycielskim biurku. Margaret ze zrezygnowaniem pokręciła głową i usiadła obok mnie.

- Znam Remusa od prawie dwóch lat. Na pierwszym roku obserwowałam go uważnie, jak przesiadywał godzinami w bibliotece, bo był jedyną osobą poza mną, która spędzała tam tyle czasu. Zaczęliśmy rozmawiać na początku drugiego. Bardzo się polubiliśmy. Oboje uwielbiamy czytać, a wspólna nauka zawsze jest dużo milsza, niż w samotności. Uwierz mi, wiem, jak się teraz czujesz. Pomyśl, że ja mogę być jeszcze bardziej wkurzona i zła na tę niesprawiedliwość losu, która go pokarała. Cierpliwość zachowuję tylko dzięki myśli, że tutaj nie pomoże wkurzanie się na los, różdżkę, trudne zaklęcia. Tutaj pomoże tylko chłodna logika i wytrwałość – zakończyła, a obie miałyśmy łzy w oczach. – Dziękuję, że tu ze mną jesteś i to ćwiczysz. Sama pewnie nie dałabym rady, a ty robisz to wszystko pomimo strasznej przeszłości, podziwiam cię za to – wyznała.

- Jak słusznie zauważyłaś, to przeszłość. Staram się od niej uwolnić. Czasami dalej mam problem i przypominają mi się gorsze chwile, jednak robię to, co uważam za słuszne. Nie chcę się mścić, nie chcę więcej się kłócić i nie chcę więcej wrogów. Potrzebuję wreszcie znaleźć swoje miejsce – z każdą chwilą mój głos robił się coraz cichszy. W końcu zamilkłam, wyczekując reakcji dziewczyny.

- Mam szczerą nadzieję, że uda ci się odciąć od przeszłości i ruszyć naprzód – jej głos był bardzo spokojny i opanowany. Kiedy się z nią rozmawiało, w ogóle nie czuło się różnicy wieku. Była zawsze opanowana, niezwykle inteligentna, ambitna oraz zorganizowana. Tiara Przydziału musiałaby być zepsuta, by przydzielić ją do domu innego niż Rawenclaw. Fakt, że dziewczyna, mimo że rok młodsza, była nieco wyższa, co dodatkowo zacierało granicę wieku.

- Dziękuję – szepnęłam, czując w sercu przyjemne ciepło. Od pewnego czasu dostawałam tyle empatii. Było to niezwykłe uczucie, wiedzieć, że komuś na tobie zależy. W domu rodzice zawsze kazali mi i Ann być bez emocji. Bez smutku, szczęścia, złości. Miałyśmy być przez to „silniejsze" i „lepiej wychowane", a przynajmniej tak twierdzili. Kiedy trafiłam do Hogwartu... no cóż, wiele empatii też nie dostawałam. Wszystko wydawało się być takie wspaniałe.

- Co powiesz na to, żeby wrócić do ćwiczeń, a potem pójść na herbatę – zaproponowała, a ja chętnie na to przystałam. Zeskoczyłam z biurka pełna motywacji do działania.

***

Moje kroki odbijały się echem od kamiennych ścian. Był środek dnia, a większość uczniów była w Hogsmeade, więc korytarze były puste. Blask słońca je pięknie oświetlał. Czuć było magiczny klimat tego miejsca. Włóczyłam się bez celu. Nagle usłyszałam szybkie kroki za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Remusa, biegnącego w moją stronę.

- Cześć, Christina – przywitał się ze spokojem.

- Cześć, Remus. Nie powinieneś być teraz w wiosce z innymi? – byłam mile zaskoczona, że jednak nie jestem skazana na samotne spędzanie czasu.

- Już wróciłem. Chciałem z tobą o czymś porozmawiać – zaczął niepewnie. Uśmiechnęłam się do niego.

- Jasne, o czym? – zapytałam zaciekawiona. Chłopak ewidentnie się stresował, więc uznałam, że trzeba go nieco uspokoić. – Remusie, wyluzuj, przecież cię nie zjem, przynajmniej na razie – oboje się zaśmialiśmy.

- Co powiesz na to, żeby pójść na wieżę astronomiczną? – zmienił temat.

- Niezły pomysł.

Na szczycie wieży wiał lekki wiatr. Widok rozpościerał się na jezioro, błonia oraz las. Oparłam się o barierkę, zachwycając się pięknym krajobrazem. Obok mnie oparł się Remus.

- Muszę ci coś wyznać – westchnął Remus. Przez jego lekko pobladłą, ale spiętą twarz, miałam wrażenie, że wiem, do czego to zmierza. – Jest to dla mnie, Jamesa, Syriusza i Petera ważne byś nam ufała, więc chcę ci powiedzieć coś, co musisz zachować dla siebie, proszę... - przerwał, wyczekując mojej reakcji. Westchnęłam cicho.

- Remusie... Nie mam zamiaru nikomu mówić tego, co masz mi do przekazania – powiedziałam, kładąc mu dłoń na ramieniu. Spojrzał mi w oczy, a na jego ustach błąkał się cień uśmiechu.

- Christino, z pewnością zauważyłaś, że co miesiąc wyjeżdżam z Hogwartu – kiwnęłam głową, żeby przyznać mu rację. – Kłamałem, nie wyjeżdżam do chorej matki – powiedział cicho.

Czułam rosnącą gulę w gardle. Widziałam już, do czego prowadzi ta rozmowa. Byłam pewna, że chodzi o likantropię, ale nie byłam pewna własnej reakcji, na to wyznanie.

- Nie jeżdżę do matki. Zostaję na terenie szkoły, ale w miejscu, w którym nie zrobię nikomu krzywdy. Widziałaś moje blizny. Chris... bo ja jestem... wilkołakiem – ostatnie zdanie wyszeptał drżącym głosem. Ściskał kurczowo poręcz barierki i drżał całkiem blady. – Zostałem skażony przez Fenrira Greybacka, kiedy miałem siedem lat. Nie musisz się ze mną przyjaźnić, jestem potworem. Chciałem ci to powiedzieć, byś ufała moim przyjaciołom. Jeśli ktokolwiek ma za to oberwać, to ja. Nie odrzucaj Syriusza, Jamesa i... - nie pozwoliłam mu dokończyć. Przytuliłam chłopaka z całej siły. Poczułam palące łzy w oczach.

- Dziękuję, że mi to powiedziałeś i z pewnością nie mam zamiaru nikogo przez to odrzucać, ale... ja już to wiedziałam – wyznałam i poczułam, że mimowolnie zaczerwieniły mi się policzki. Spuściłam lekko wzrok. – Wybacz, że nie mówiłam, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać.

Brązowooki był w szoku. Nie dałam mu się odezwać, bo musiałam dokończyć myśl, póki starczało mi odwagi.

- Poza tym Remusie, nawet nie waż mi sobie wyrzucać tego! To nie jest i nigdy nie była twoja wina. Po prostu jesteś człowiekiem, któremu przydarzyło się coś złego, a nie ma na to wpływu. Nie ty jesteś potworem, a Greyback i niech go piekło pochłonie. Likantropia jest potworna. Nie możesz się obwiniać o to, że ktoś wyrządził ci krzywdę, gdy byłeś dzieckiem.

Szatyn nie odpowiedział, przysunął się do mnie i objął ramionami. Staliśmy spokojnie na wieży. Wiatr rozwiewał pasemka moich włosów. Padały na nas złociste promienie słońca. Pomimo twarzy wciąż mokrej od łez, poczułam pewną lekkość na sercu, której nie czułam już od dawna.


__________________________________________________

Moi kochani! Jakiś czas temu wybiło mi okrągłe 1000 wyświetleń i ponad 100 gwiazdek w tej książce. Mało słów może wyrazić jak bardzo się cieszę, że tu ze mną jesteście. Każdy komentarz, każda gwiazdka, każde wyświetlenie wiele dla mnie znaczy, bo wiem, że gdzieś ktoś docenia to co piszę i cieszy się z nowych rozdziałów. Dlatego DZIĘKUJĘ <3 za każdą gwiazdkę, komentarz, przeczytany rozdział. Po prostu dziękuję

Chciałabym również oznajmić, że "Queen in Gryffindor" oficjalnie jest już w moim kanonie fanfiction! Jeśli nie widzieliście, to ostatnio na moim profilu pojawiła się zapowiedź ff z Regulusem Blackiem, więc mam nadzieję, że tam również zostaniecie na dłużej. Link zostawię Wam w komentarzu.  

Dokładnie o tutaj ---->

Do zobaczenia wkrótce <3

demon_of_books


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro